Warta Poznań wpadła w nurt, który mocno ją chwieje i oby nie sprowadził na dno


Z czym zmaga się Warta Poznań w swoim drugim sezonie w PKO Ekstraklasie?

23 września 2021 Warta Poznań wpadła w nurt, który mocno ją chwieje i oby nie sprowadził na dno
Dawid Szafraniak

Stary klasyk – najtrudniejszy sezon beniaminka. Jak na razie zdecydowanie można to powiedzieć także o największej niespodziance poprzednich rozgrywek, czyli Warcie Poznań. Chociaż „Zieloni” mają taką samą liczbę punktów co przed rokiem po ośmiu kolejkach, to sytuacja zespołu z Drogi Dębińskiej wydaje się tym razem po prostu gorsza, a i oczekiwania są większe. Jednak naprzeciw popularnej opinii wcale drugi sezon nie jest najtrudniejszy dla beniaminka.


Udostępnij na Udostępnij na

Wpływ na to ma na pewno fakt, że po takim sezonie po prostu wszyscy mieli nadzieję, że Warta Poznań będzie kontynuować dobrą postawę z poprzedniej kampanii, nie zmieniając za bardzo swojej filozofii. To już po ośmiu kolejkach jesteśmy w stanie zweryfikować i stwierdzamy, że przed „Zielonymi” zdecydowanie trudniejszy sezon okraszony walką o utrzymanie. I nie ma wpływu na to fakt, że spada więcej drużyn, choć i to nie pomoże Warcie.

Warta Poznań – nie jest źle, ale będzie

Przypomnijmy sobie początki Warty w PKO Ekstraklasie. Zero jakichkolwiek oczekiwań. Wchodziła do ligi jako – na papierze – najgorsza drużyna. Według wielu wielkim nieporozumieniem była jej obecność w ekstraklasie, a co dopiero w jej czołówce. Pierwsze mecze to jednak głównie popularne w Polsce murowanie bramki i za wszelką cenę gra na zero z tyłu. Często mecze Warty były nudne, a jeśli „Zieloni” coś stwarzali, to z kontrataków. Zresztą w drugiej połowie sezonu taka gra była jeszcze bardziej efektywna, bo niesamowitą różnicę robił Makana Baku.

W sumie trudno udowodnić to jakimiś statystykami, ale już na pierwszy rzut oka widać, że Warta Poznań w obronie nie jest aż tak stabilna jak nawet na początku poprzedniego sezonu. To, że w poprzednim meczu z Górnikiem skończyło się tylko na jednej straconej bramce, to duża – wielka – zasługa Adriana Lisa. Nawet w meczu z ostatnią Termaliką to zespół z Poznania ratował remis. Rok temu można było stwierdzić, że Warta dobrze się broni, ale czasami jeden błąd defensywy lub dobra akcja lepszych jakościowo rywali decyduje o stracie punktów. Teraz w zasadzie cudem jest, że drużyna ma stracone tylko osiem bramek i siedem punktów na koncie.

Już w tamtym sezonie Wartę cechowało to, że może rzadko udaje się zachować czyste konto, ale bardzo często traci co najwyżej jedną bramkę. W ubiegłej kampanii tylko w ośmiu spotkaniach straciła więcej niż jedną bramkę. W tym już ma dwa takie mecze, a umówmy się – Warta Poznań nie ma takiej ofensywy, żeby pozwolić sobie na stratę więcej bramek, bo po prostu nie jest w stanie więcej strzelić. U Piotra Tworka wszystko zaczyna się od defensywy. Ta, jak na razie, nie jest najgorsza, bo szósta w lidze, ale przy takiej postawie kwestią czasu będzie, gdy worek z bramkami się rozwiąże i wtedy zrobi się problem.

Dawid Szafraniak

Brak bramek, brak szans

Nie ma co ukrywać, że Warta Poznań jest obecnie najmniej atrakcyjną drużyną do oglądania w PKO Ekstraklasie. Już nawet ostatnia Termalica tworzy sobie więcej sytuacji i choć przegrywa, to w jej grze ofensywnej coś się dzieje. „Zieloni” są po prostu nudni jak flaki z olejem. W ostatnim spotkaniu – absolutnie beznadziejnym – z Górnikiem popisali się zaledwie dwoma podaniami kluczowymi (Górnik – 12), w tym żadnym celnym (Górnik – 5).

Jest problem ze stwarzaniem sytuacji, bo nie za bardzo ma kto je tworzyć. W ostatnim spotkaniu próby kluczowego podania podjęli się tylko Łukasz Trałka i Jakub Kiełb. A to przecież nie oni powinni odpowiadać za kreację gry. Gdzie są choćby skrzydłowi czy inni pomocnicy? Żeby nie było, nie jest to jednorazowy incydent, że Warta nie tworzy nic z przodu. W meczu z czerwoną latarnią ligi Warta także nie miała ani jednego podania kluczowego, a ogólne wrażenia z tego meczu także są fatalne dla Piotra Tworka.

I tu nie chodzi tylko o te podania kluczowe czy stwarzane sytuacje, których ewidentnie brakuje. Pokazuje to także współczynnik oczekiwanych bramek, który Warta Poznań ma drugi najgorszy, zaraz po Stali Mielec. Ale tu bardziej martwi, że u „Zielonych” brakuje symptomów, aby to wystrzeliło i zagrało jak w minionych rozgrywkach. Mateusz Kuzimski nie jest już w stanie oszukać przeznaczenia i strzelać wszystkiego, co mu wleci na nogę. Łukasz Trałka gra tak, jakbyśmy spodziewali się po 37-latku, a na skrzydłach brakuje Makany Baku. W końcu uaktywniło się to, czego wszyscy spodziewali się rok temu, „Dumie Wildy” brakuje jakości.

Gdzie się podziali następcy Baku?

Można wspominać o wielu piłkarzach i ich postawie, ale najważniejszą stratą dla Warty jest brak Makany Baku. To był po prostu skrzydłowy, który robił różnicę, którym interesowały się największe polskie kluby. Od początku wszyscy zdawali sobie sprawę, że praktycznie niemożliwe będzie zastąpienie go jeden do jeden. To był złoty strzał skautingu „Zielonych”. To głównie dzięki niemu warciarze otarli się o europejskie puchary. Weź tu zastąp zawodnika, który zrobił tyle szumu i wykręcił takie statystyki w jednej rundzie (sześć bramek i dwie asysty). Zadanie z tych niemożliwych.

Jest dwóch potencjalnych następców błyskotliwego Niemca ściągniętych latem. Oba transfery wyglądają w miarę logicznie. Wyróżniający zawodnik ligi słowackiej, Milan Corryn, przepracował cały okres przygotowawczy z Wartą, a na razie pochwalić możemy go za jeden mecz. W reszcie nie pokazał nic ciekawego, a ostatnio wylądował nawet na ławce, bo Piotr Tworek wolał postawić na skrzydle… Jana Grzesika. To znaczy, że i trenerowi skończyła się cierpliwość do Belga.

Warta dość szybko zorientowała się, że Corryn jednak nie będzie w stanie zastąpić Baku, dlatego przyszły posiłki z Francji. Jayson Papeau to skrzydłowy lubiący, jak Niemiec, pojedynki i wejścia w drybling. Odkąd pojawił się na polskich boiskach, można zaobserwować, że lubi pobawić się z rywalami i oddać strzał. W dwóch dotychczasowych spotkaniach, w wykonaniu Warty słabych, był wyróżniającą się postacią. Jeśli ktoś miał coś zrobić, to właśnie Papeau. Wykonał połowę dryblingów całej drużyny, próbował oddawać strzały, po prostu rozruszał trochę tę apatyczną Wartę. Ale raczej jesteśmy wszyscy zgodni, że drugim Baku nie zostanie.

Jayson Papeau, czyli pierwszy Francuz w historii Warty Poznań!

Warta Poznań – najtrudniejszy drugi sezon?

Fraza bardzo często pojawiająca się w polskiej piłce i nie tylko, bo przecież można podać także przykład Sheffield United z angielskich boisk. Tam też po pierwszym genialnym sezonie przyszła kryska na Matyska i zderzenie z rzeczywistością, ale takie przypadki są rzadkością i zdarzają się sporadycznie. W Polsce ostatni raz przypadek, gdy zeszłoroczny beniaminek spadł, mieliśmy w sezonie 2014/2015. To wtedy z Lechem ostatnie mistrzostwo zdobywał Maciej Skorża, a Zawisza po zdobyciu Pucharu Polski spadła do 1. ligi. W ostatnich latach zmagaliśmy się raczej z problemem spadających beniaminków w pierwszym sezonie. Faktem jest jednak, że często drugi sezon w elicie jest trudniejszy.

Z tym zmaga się obecnie Warta Poznań, która ewidentnie ma problem. I tu nie chodzi na razie o lokatę w tabeli, tylko o grę. Przed rokiem po przeciętnym początku „Zieloni” wystrzelili właśnie po ósmej kolejce, a przecież warto pamiętać, że tym razem spadają trzy zespoły, a nie jeden. Na domiar złego beniaminkowie wydają się troszeczkę lepsi. Nie ma potrzeby, aby bić jeszcze na alarm w Poznaniu, ale czerwona lampka ostrzegawcza się zapala. Niestety mamy wrażenie, że to, co miało powstrzymać warciarzy w pierwszym sezonie, czyli mniejsze umiejętności, daje o sobie znać w drugim sezonie. Teraz na wierzch wychodzą wszystkie niedociągnięcia i braki. Oby jednak Piotr Tworek znalazł prąd, który mocno zamiesza w grze Warty i oby ten projekt płynął dalej w PKO Ekstraklasie.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze