Bez bramki od 27 sierpnia. Bez zwycięstwa od 6 sierpnia. Beznadziejna postawa w ofensywie i najmniej stworzonych sytuacji bramkowych. Rzeczywistość Warty Poznań w tym sezonie. Niestety, ale nie zdobywając bramki w sześciu meczach z rzędu, nie można liczyć na utrzymanie, a to, jeśli Warta Poznań się nie otrząśnie, zaraz odjedzie.
Większość osób liczyła na kontynuację pięknej historii Warty w PKO Ekstraklasie. Nie ma co ukrywać, ostatnie dwa sezony były jak z baśni braci Grimm. Nikt o tym nie śnił, że uda się zająć 5. miejsce i praktycznie otrzeć się o europejskie puchary. Takie science fiction. Pewnie kiedyś musiała się skończyć ta wyśniona historia. I oby nie skończyło się to od razu mocnym uderzeniem o ziemię i spadkiem.
Przed sezonem nikt może nie oczekiwał powtórzenia sukcesu z poprzednich rozgrywek, czyli 5. lokaty, ale Warta Poznań raczej nie była spisywana na spadek. Wszyscy w Poznaniu zdawali sobie sprawę, że poprzednie sezony to przypadek – zasłużony, ale przypadek. „Zieloni” jednak liczyli przede wszystkim na pewne utrzymanie. O to będzie trudniej niż w poprzednim sezonie. Nie tylko dlatego, że spada więcej drużyn i przeciwnicy wydają się mocniejsi, ale też dlatego, że Warta jest słabsza niż rok temu.
Remisem 0:0 zakończyło się niedzielne spotkanie Warty Poznań z @FksStalMielec ⚽
Skrót meczu ➡️ https://t.co/GyBd7ihTdx#WARSTM ⚔️ pic.twitter.com/6Yub7amPLB
— Warta Poznań (@WartaPoznan) October 25, 2021
Warta Poznań – uśpiona czujność
Ponoć nie można się tak łatwo odkochać jak zakochać. Proces zauroczenia przychodzi bardzo szybko, ale trzeba to pielęgnować, aby początkowy stan przerodził się w coś więcej. Warta Poznań w tym sezonie o to nie dba. Rok temu, nazwijmy to tak, rozkochała w sobie bezstronnych kibiców. Teraz ci oglądający ich spotkania łapią się za głowę i pytają, „jak my mogliśmy się w ich grze zakochać”. Podobny syndrom jak z dziewczyną. Raków Częstochowa na dłużej pozostał w sercach kibiców i w drugim sezonie w ekstraklasie nie obniżył lotów, a ustabilizował swoją pozycję.
Warta obniżyła loty i to drastycznie. Choć początek sezonu nie wskazywał na to, że zaraz zaczną się kłopoty. Przecież po trzech kolejkach mieli pięć punktów. W tym remisy ze Śląskiem i Pogonią oraz wysokie zwycięstwo z Górnikiem Łęczna. Uśpiło to trochę czujność. Przecież wydawało się, że odejście Makany Baku nie spowodowało drastycznego spadku umiejętności, a drużyna jak punktowała, tak punktuje. Prawdziwych mężczyzn nie poznaje się po tym, jak rozpoczynają, a jak kończą.
Od meczu z Górnikiem Łęczna (6 sierpnia) Warta zdobyła tylko jedną bramkę.
9 spotkań
1 bramka
Sorry, ale bez zdobywania bramek to Warta się nie utrzyma. #WARSTM— Kacper Kozłowski (@KacperKozlowskk) October 24, 2021
Obrona to początek wszystkiego
Czym wyróżniała się Warta Poznań, osiągając najlepsze wyniki? Głównie defensywą i skutecznymi kontratakami. Obecnie żadna z tych rzeczy nie działa tak, jak powinna. Piotr Tworek próbuje różnych ustawień, nawet pokusił się o zmianę formacji. Walenie głową w mur. Nic nie podziałało. Raków szybko zweryfikował ten pomysł i zasadził łatwą „trójkę”. Na więcej sytuacji rywalom pozwalają tylko Górnik Łęczna i Termalica. Niezbyt doborowe towarzystwo. Rok temu to właśnie zgrana defensywa powstrzymywała ataki rywali, przez co tylko pięć zespołów pozwoliło na mniejszą liczbę stworzonych sytuacji przez przeciwnika.
Trudno narzekać na jakąś niesprawiedliwość czy przypadek, że Warta jest w strefie spadkowej. Wskaźnik oczekiwanych bramek wskazuje, że „Zieloni” powinni stracić 15 bramek, czyli tyle, ile stracili. Jedyne, z czego można się względnie cieszyć, to z czystych kont, których po 12 spotkaniach są trzy. Szkoda tylko, że dwa z tych spotkań rozgrywanych w Grodzisku zakończyły się bezbramkowymi remisami. Co gorsza, z bezpośrednimi rywalami w walce o utrzymanie.
Najgorsza ofensywa
Gra Warty opierająca się głównie na mocnej, szczelnej i uprzykrzającej życie napastnikom defensywie przynosiła punkty. Z przodu coś weszło i tak doszli niespodziewanie do 5. miejsca. Tylko że ta defensywa nie jest aż tak tragiczna jak choćby Górnika Łęczna, a z przodu nic nie idzie. Najmniej zdobytych bramek i tutaj także trudno zrzucić to na nieskuteczność czy wyjątkowego pecha. Warta po prostu nie kreuje sobie sytuacji, co pokazuje współczynnik spodziewanych goli, który „Zieloni” mają najgorszy w lidze.
Warta Poznań bez gola w ostatnich sześciu meczach, działa "syndrom drugiego sezonu"? 🤔https://t.co/It6fO9HMlP pic.twitter.com/GpXJsfl7rw
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) October 27, 2021
Spójrzmy bardziej dogłębnie na mecze u siebie. Warto zauważyć, że Warta jest jedynym zespołem bez zwycięstwa i z zaledwie czterema punktami. Nie wygląda to dobrze. Mowa o wynikach i grze, bo tak naprawdę jedyny przyzwoity mecz w Grodzisku zagrała z Zagłębiem. Akurat przegrany. Oprócz niego jeszcze w tylko jednym spotkaniu warciarze mieli wskaźnik expected goals powyżej 1. Mając takiego przeciwnika jak w ostatniej kolejce, nie można schować się za podwójną gardą i oddać mniej strzałów celnych niż Stal Mielec. Jeśli komuś tu miało bardziej zależeć na zwycięstwie, to właśnie „Dumie Wildy”.
Drużyna Piotra Tworka jest też oczywiście w ogonie pod względem oddawania strzałów – oczywiście z Termalicą i Górnikiem Łęczna – ale też, jeśli już zatrudnia bramkarza, to zazwyczaj nie daje mu się wykazać wybitną interwencją. Wyjątkiem jest mecz z Zagłębiem i Dominik Hładun. Ale Warta ma zdecydowanie najwyższy stosunek strzałów celnych do bramek. Stal Mielec potrzebuje średnio 2,80 strzału, aby zdobyć bramkę, a warciarze aż 4,63 strzału. Brakuje podań otwierających czy kontrataków. Trudno liczyć, że Łukasz Trałka zaliczy drugi taki sezon albo trafi się taki strzał transferowy jak Makana Baku. Nie będziemy dalecy od prawdy, gdy przyznamy, że Warta Poznań jest obecnie najnudniejszą drużyną w PKO Ekstraklasie.
Kto weźmie się za kreację?
Podsumowaliśmy ofensywę jako monolit, ale zastrzeżenia można mieć do każdego zawodnika z osobna. Wszyscy jak jeden mąż obniżyli loty. Rzecz jasna brakuje Makany Baku. Już teraz wszyscy wiemy, że nie udało się znaleźć jego następcy, choć w połowie tak dobrego. Wiosną to on wziął Wartę na barana i rozpędził się z nią tak, że ta nie mogła się zatrzymać. Po odejściu Niemca w Poznaniu spadli z wysokiego konia. A nikt nie bierze się za ciągnięcie go.
Mateusz Kuzimski w poprzednich rozgrywkach doszedł chyba do swojego maksa. Wykorzystywał wszystko, co naszło mu na nogę lub głowę. Kiedyś musiało się to skończyć. Adam Zrelak pomimo tego, że ma niewiarygodne zaufanie od Piotra Tworka, zawodzi. Z całym szacunkiem, ale napastnik zdobywający jedną bramkę na 1215 minut to nie napastnik, na którego można liczyć. W żadnej drużynie nie ma tak nieskutecznych snajperów.
Problem jest też na skrzydłach. Dwaj teoretyczni następcy Baku nie wyglądają najlepiej. Po Milanie Corrynie większość osób spodziewała się naprawdę dużo, a tu skończyło się jedynie na jednym udanym meczu. Papeau to taki jeździec bez głowy. Być może gdyby całej drużynie szło, to i on prezentowałby się lepiej. Szymon Czyż po udanym meczu we Wrocławiu nie zaprezentował nic ciekawego w pozostałych spotkaniach.
Tomasz Loska > Milan Corryn
Bez goli na rozpoczęcie 7. serii gier 🤷#WARBBT 0:0 pic.twitter.com/MGQSifRDjW
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) September 11, 2021
Środek pola Warty zawsze był bardziej defensywny niż kreatywny, a później okazuje się, że najlepszym asystentem w drużynie po 12 kolejkach jest środkowy obrońca. Próżno szukać zawodników z Poznania w 50 zawodników z największą liczbą kluczowych podań. Dopiero gdzieś za górami, za lasami jest Adam Zrelak, a przecież były takie spotkania, kiedy Warta notowała takich podań jedno lub nawet zero. Największe zagrożenie pod bramką rywala tworzy w sumie prawy obrońca, Jan Grzesik. To tylko pokazuje słabość graczy ofensywnych. Najgorsze może być to, że niemoc ofensywna nie jest spowodowana brakiem formy, a po prostu deficytem umiejętności. W takiej sytuacji Piotr Tworek może rozłożyć ręce z bezradności i czekać na cud nad Wartą.
Warta Poznań musi natychmiast się obudzić
Sytuacja Warty w tabeli jeszcze nie jest dramatyczna, ale z pewnością jest już zła. Jeśli weźmiemy pod uwagę tabelę od 10 sierpnia, to „Zieloni” są czerwoną latarnią z bilansem bramkowym -11. Już pal licho ten ostatni słaby okres. W poprzednim sezonie też mieli serię czterech porażek. To jest polska ekstraklasa, tu jeszcze wszystko może się zdarzyć. Tylko problemem jest to, że trudno znaleźć coś, w czym można upatrywać nadziei na poprawę sytuacji Warty.
Nie pomagają także rywale. Do Legii warciarze tracą niby tylko jedno „oczko”, ale stołeczna drużyna raczej już wkrótce się odbije, a do następnego zespołu Warta Poznań ma już stratę pięciu punktów. To wbrew pozorom już nie tak mało. Te drużyny, z którymi mieli walczyć o utrzymanie, odjechały. Czy to Wisła Płock, Górnik Zabrze czy Stal Mielec. Terminarz do świąt też raczej nie rozpieszcza poznaniaków, a punkty trzeba zdobywać. A żeby zdobywać punkty, trzeba zdobywać bramki, a Warta chyba chce zatrzeć dobre wrażenie z poprzedniego sezonu. Obrona to podstawa, ale strzelanie bramek jest solą futbolu i rzeczą nieuniknioną w drodze po utrzymanie.