Wiek to tylko PESEL. Wielokrotnie wspominają o tym trenerzy, mając na myśli zawodników. To działa jednak również w drugą stronę. Dawid Szulczek udowadnia, że nawet będąc najmłodszym trenerem w PKO Ekstraklasie, można być świetnie przygotowanym do zawodu. Już na otwarcie sezonu sprawił kłopoty człowiekowi, który znany jest, że to on zazwyczaj szachuje rywali. Zabrakło naprawdę niewiele, aby Warta Poznań sprawiła sensację i urwała punkty Rakowowi.
Marek Papszun znany jest z tego, że potrafi znaleźć sposób na każdego. Zrobił to choćby w Superpucharze Polski z Lechem. Zresztą uwielbia on uziemiać „Kolejorz”. Robił to ze Skorżą i zrobił to z van den Bromem. Pierwsza kolejka miała być przetarciem. W końcu Warta u siebie? No kto by się spodziewał, że „Zieloni” się postawią. Do 60. minuty Marek Papszun nie dowierzał w to, co się dzieje na boisku przy Limanowskiego, a to wszystko dzięki Dawidowi Szulczkowi, który pomimo że ma drużynę, jaką ma, to wyciąga z niej maksa.
Warta Poznań jak Manchester City
Dawid Szulczek przed sezonem opowiadał, że chciałby, aby jego Warta nie bała się grać w piłkę. Co ważne podkreślenia, mierzył siły na zamiary i od razu dopowiadał, że z Rakowem czy Pogonią nie zamierza grać jak Manchester City. Musimy przyznać, że do pierwszej połowy byliśmy zaskoczeni postawą Warty, bo jeśli tak otwarcie gra w Częstochowie, to z innymi chyba naprawdę zacznie grać jak Manchester City.
Już w poprzednim sezonie było widać, że Warta Poznań coraz lepiej czuje się z piłką, a jej jedyną metodą wcale nie jest głęboka defensywa. Właśnie w tym meczu zagrała nawet zbyt otwarcie. W końcu „Zieloni” wymienili więcej podań niż główny faworyt do mistrzostwa. To coś, co trzeba podkreślić. Naprawdę to funkcjonowało, a do 60. minuty sytuacje Rakowa mogliśmy policzyć na palcach jednej ręki, dlatego bardzo jesteśmy ciekawi kolejnych meczów, bo do tego spotkania „Duma Wildy” podeszła zbyt odważnie, a i tak prawie jej wyszło.
Efektywny pressing
Przez ostatnie dwa lata mamy w głowie obraz głównie Warty broniącej się, okupującej się, trzymającej podwójną gardę. Tak dała się zapamiętać, dlatego oglądając piątkowy mecz, można było przecierać oczy ze zdumienia. W Częstochowie nie było głębokiej defensywy i niskiego pressingu. Był pressing efektywny, który sprawiał kłopoty Rakowowi. Drużynie, która zazwyczaj takich problemów nie ma.
Poprzez wysoko ustawioną defensywę poznaniacy czterokrotnie złapali „Medaliki” na spalone. Fakt, że często za ich plecami robiło się miejsce, ale to trzeba wkalkulować w taką grę. Grali bez napastnika. Można powiedzieć, że za to było trzech ofensywnych pomocników, którzy wychodzili do mocnego pressingu. Co najważniejsze, z tego pressingu naprawdę były okazje. Największą bronią Warty okazała się właśnie szybka próba odbioru piłki. Do 60. minuty wizualnie miała groźniejsze sytuacje, właśnie presując rywali, niż Raków. Tego byśmy się nie spodziewali. Chyba podobnie jak Marek Papszun.
Matuszewski i Grzesik zatrzymali wahadłowych
Przyzwyczailiśmy się do tego, że wahadłowi są wielkim atutem Rakowa. Nikt jak oni nie potrafi zrobić różnicy w bocznych strefach boiska. Warta miała tam Konrada Matuszewskiego i Jana Grzesika. Teoretycznie Sorescu i Tudor mogliby z nich zrobić wiatraki. Stało się inaczej, a Raków jeśli już atakował, to głównie środkiem pola i penetrującymi podaniami.
Matuszewski i Grzesik dzielnie pilnowali się, żeby nie dawać się mijać. Przede wszystkim Matuszewski, który zaliczył trzy odbiory i wyeliminował Rumuna z gry na skrzydle. Tego byśmy się nie spodziewali. Tudor zaliczył jeden z gorszych występów w PKO Ekstraklasie. Wahadła Rakowa zostały podcięte. To jest też ogromna nauczka dla Marka Papszuna, aby przygotować zespół na ewentualność, gdy grać nie może Patryk Kun. Z Wartą pod jego nieobecność były kłopoty w ofensywie.
Ktoś taki jak Gutkovskis
Vladislavs Gutkovskis nie jest jak Chris Kyle z filmu „Snajper”. Marnuje na potęgę kapitalne sytuacje. Trzeba przyznać, że ma dar do odnajdywania się w polu karnym. Wbrew pozorom trudno go upilnować. Warcie przez dłuższy czas udawało się wykluczyć z gry Łotysza. Trójka stoperów z wysokim debiutantem, Stavropoulosem, dobrze opiekowała się napastnikiem Rakowa. Byli jeszcze wspierani Kupczakiem cofającym się z drugiej linii. Ostatecznie Gutkovskis zdobył bramkę, a to oznacza, że ta trójka musi się jeszcze zgrać, ale potencjał w tercecie Ivanov–Stavropoulos–Szymonowicz na pewno jest.
Brakowało takiego kogoś po stronie Warty. Takiego Gutkovskisa. Jest Adam Zrelak, lecz on jeszcze przez jakiś czas będzie leczył kontuzję. Często Warta Poznań próbowała dośrodkowań, tylko że z przodu byli raczej niscy zawodnicy jak Milan Corynn czy Miłosz Szczepański. Drugi z nich nawet trafił w poprzeczkę właśnie po uderzeniu z głowy. Szanse na dojście do sytuacji były jednak małe, a w przypadku kilku sytuacji naprawdę prosiło się o klasycznego napastnika. Życie Dawida Szulczka będzie zdecydowanie łatwiejsze ze Słowakiem. Na razie trzeba czekać i kombinować.
Warta Poznań przeszarżowała
Na koniec jednak Warta Poznań przegrała. Przez 60 minut toczyła bój w Częstochowie z jednym z faworytów do końcowego triumfu. Dzielnie walczyła, ale finalnie zabrakło po prostu umiejętności, mocy w płucach. Musiała w końcu wywiesić białą flagę, aczkolwiek jej gra napawa ogromnym optymizmem. Z Rakowem pokazała, że potrafi grać w piłkę, a w następnych meczach trzeba zacząć punktować.
Warta ma się jeszcze wzmocnić. Głównie w ofensywie, w której po prostu brakuje ludzi, którzy mogliby zrobić różnice. Dobrze się dzisiaj zaprezentował Miłosz Szczepański, z wielkim zaangażowaniem grał Jayson Papeuau po wejściu z ławki. Milan Corryn za to cieniował. Dawid Szulczek zaskoczył, zagrał odważnie, został w końcówce skarcony, ale na pewno jak cała Warta Poznań może wyjechać z Częstochowy z podniesioną głową.