Aleksandar Vuković odchodzi, Czesław Michniewicz przychodzi


Po 17 miesiącach Serb przestał być pierwszym trenerem Legii Warszawa, zastąpi go niespodziewanie selekcjoner młodzieżówki

21 września 2020 Aleksandar Vuković odchodzi, Czesław Michniewicz przychodzi
Piotr Matusewicz / PressFocus

Wieczne problemy z defensywą, szybkie pożganie się z marzeniami o Lidze Mistrzów, kompromitujące porażki na własnym boisku i brak jakiegokolwiek pomysłu na grę pozbawiły Aleksandara Vukovicia posady pierwszego trenera Legii Warszawa. Nowym szkoleniowcem zostanie Czesław Michniewicz, który do tej pory zbierał fantastyczne recenzje w reprezentacji młodzieżowej. Polska ekstraklasa też nie jest mu obca, gdyż prowadził w niej już dziewięć klubów. Pytanie tylko, czy będzie w stanie odmienić grę warszawskiego klubu tak, by ta znów sprawiała radość.


Udostępnij na Udostępnij na

Był kwiecień 2019 roku, gdy przejął pierwszą drużynę po Ricardo Sa Pinto. Początkowo miało być jak zawsze, czyli na dwa–trzy mecze, by po nich ustąpić miejsca nowemu Hasiemu czy innemu Jozakowi. Jednak mijały kolejne dni, a nowego trenera przy Łazienkowskiej nie było. Wreszcie po miesiącu Dariusz Mioduski namaścił Serba pierwszym szkoleniowcem i otworzył autorski projekt pod nazwą Aleksandar Vuković na lata.

Miała być to polska wersja Zidane’a lub Guardioli. Legia chciała pokazać, że w polskich warunkach również można wychować swojego własnego trenera, który będzie wyznaczał nowe trendy i budował własną filozofię gry klubu. Przecież tak dobrze zna go z boiska, bo rozegrał w nim setki spotkań, wygrał wszystko, co było do wygrania, i spędził tam pół swojego życia.

W Polsce jednak to niezbyt popularny kierunek. Rodzime kluby zazwyczaj obracają nazwiskami z dobrze znanej trenerskiej karuzeli bądź szukają wizjonerów zagranicą. Wyjątkiem chciał być w ostatnim czasie Lech Poznań, jednak projekt pod nazwą Ivan Djurdević runął tak samo szybko, jak i się narodził. Aleksandar Vuković to być może miała być warszawska odpowiedź na Djurdevicia i o ile były legionista radził sobie na początku nieporównywalnie lepiej, wszak został wybrany trenerem poprzedniego sezonu, to pierwszego wielkiego kryzysu nie przetrwał.

Znów falstart 

Cztery zwycięstwa i trzy porażki to bilans łączny pierwszych siedmiu spotkań Legii w nowym sezonie. Trudno się nim zachwycać, patrząc na same dane, ale jeśli zerkniemy na rywali, z którymi się mistrz Polski mierzył, to wygląda to jeszcze gorzej. Górnik Zabrze to najmocniejszy spośród siedmiu zespołów, które dotychczas stanęły na drodze warszawskiego klubu. Legia przyzwyczaiła nas do tego, że słabo wchodzi w nowe rozgrywki, jednak trudno traktować to jako usprawiedliwienie, tym bardziej gdy sytuacja powtarza się z roku na rok i nikt nie jest w stanie temu zapobiec.

Aleksandar Vuković po raz drugi zaczął nowy sezon jako trener Legii. Oczywiście możemy mówić o specyficznym czasie, w jakim żyjemy, krótkim okresie przygotowawczym i liście nowych zawodników, którzy dołączyli niedawno do klubu i potrzebują czasu. Jednak z podobnymi problemami boryka się cały świat. „Vuko” mierzył się już z taką sytuacją rok temu i, jak widać, wniosków nie wyciągnął.

Wówczas Legia też słabo weszła w sezon i po 11 kolejkach zajmowała dopiero dziewiąte miejsce w lidze. Nie udało się również przejść w 4. rundzie eliminacji Rangersów i wywalczyć awansu do Ligi Europy. Warszawski klub odpalił dopiero w październiku, gdy pozostała już tylko rywalizacja na krajowym podwórku. Dziś sytuacja może być gorsza, bo już czwarty sezon bez europejskich rozgrywek może mocno zrujnować finanse, które nie są i tak w najlepszym stanie, a ligowe punkty też trudniej odrabiać w 30 zamiast 37 kolejkach.

Mityczne wnioski nie zostały wyciągnięte

Dlaczego więc Vuković nie wyciągnął wniosków? Tym bardziej, że piłkarzy dostał odpowiednio szybko. Wiedział od dawna, jak sytuacja wygląda. Poza tym nikt kluczowy poza Majeckim z drużyny nie odszedł.

Ogólnie myślę, że z „Vuko” nie było aż tak świetnie, jak media to kreowały, ani tak zły, jak mówi się teraz. Jeszcze niedawno wszyscy pamiętamy fetę po mistrzowskim tytule. Dziś nagle jest głównym winowajcą wszystkiego – komentuje Paweł Grabowski, dziennikarz Canal+Sport i Newonce.sport.

Trzy porażki z rzędu przy Łazienkowskiej 3 to sytuacja kompromitująca stołeczny klub, która nie zdarzyła się wcześniej od 70 lat. Po spotkaniu w Płocku, gdzie Legia przez ponad 50 minut nie potrafiła oddać jakiegokolwiek strzału na bramkę, wydawało się, że gorzej być nie może. Jednak przyszło pierwsze 20 minut z Górnikiem i Legia nie potrafiła choćby odepchnąć rywali od własnej bramki. Górnik robił, co chciał, strzelił dwa gole, a mógł drugie tyle.

Zabrakło zmysłu taktycznego

Przyglądając się Vukoviciowi, łatwo można zauważyć przemianę, jaka dokonała się w jego zachowaniu. Już potrafi ugryźć się w język, kiedy trzeba, nie skacze cały czas przy linii jak wtedy, gdy był asystentem i bardzo się rozwinął jako trener. Ale czy na tyle, by być dobrym szkoleniowcem dla Legii, czy nie brakowało mu warsztatu taktycznego?

– No właśnie to się zarzuca Vukoviciowi, że w pewnym momencie stał się trenerem trochę ograniczonym dla Legii. Ostatniej późnej jesieni to wyglądało super, ale potem gdzieś się to ulotniło. Brakowało kroku naprzód. Jak zerkniemy na tabelę ligową po restarcie rozgrywek, to Legia jest na piątym miejscu. Ten zespół stał się jednowymiarowy, oparty na Pekharcie. Nie było fantazji, gra Legii wyglądała topornie. Vuković na pewno przywrócił dobre relacje na linii drużyna–kibice, zbudował dobrą atmosferę, w dłuższej perspektywie zabrakło najbardziej lepszych umiejętności taktycznych – mówi dziennikarz Canal+Sport.

 

Władze klubu, wiadomo, uznały, że to jego wina, więc został zwolniony. Jego następcą zostanie Czesław Michniewicz. Człowiek, który w polskiej piłce widział absolutnie wszystko. Legia będzie jego dziesiątym klubem. Mimo że w polskiej piłce jest już prawie 20 lat, to na koncie ma tylko jedno mistrzostwo, dwa puchary Polski i jeden Superpuchar. Inna sprawa, że często pracował w klubach, gdzie głównym celem nie były trofea, ale utrzymanie. Jednak czy to dobry moment na zmianę trenera?

Myślę, że decyzja jest zbyt pochopna. Widocznie Dariusz Mioduski zauważył, że ten zespół z Vukoviciem dalej już nie pójdzie i że Serb stracił kontrolę nad szatnią. Jednak ja na jego miejscu bym jeszcze poczekał. To właśnie największa bolączka polskiej piłki, że zawsze głównym winowajcą jest trener. Nie zwracamy uwagi na tło, na to, co dzieje się w klubie, tym bardziej że to dopiero początek sezonu i poza Ligą Mistrzów Legia jeszcze nic nie przegrała – dodaje dziennikarz Canal+Sport.

Michniewicz, czyli niespodzianka

Zatrudnienie Czesława Michniewicza to ruch bardzo zaskakujący. To trener, który wydawało się, że będzie czekał na posadę selekcjonera pierwszej reprezentacji. I być może faktycznie taka klauzula została zawarta w kontrakcie, że jeśli zwolni się posada w reprezentacji, to opuści warszawski klub. Jednak jednym z głównych zarzutów w kierunku Legii Vukovicia był styl prezentowany przez stołeczny zespół. Czy Michniewicz, który nie kojarzy się z ładnym futbolem, będzie w stanie to odmienić?

Mówi się o Michniewiczu, że jest to trener defensywny. Ale warto zwrócić uwagę, że dotychczas pracował przeważnie w klubach, w których potencjał był zdecydowanie mniejszy niż dzisiejszej Legii. Nie miał takiego klubu, w którym by mógł grać odważnie, a mądry trener dopasowuje taktykę do piłkarzy, jakich posiada – komentuje nasz rozmówca.

Wielkie kontrowersje wzbudza też fakt, że Michniewicz miałby łączyć funkcje pierwszego trenera Legii z pracą w reprezentacji U-21. Na pewno będzie tak podczas najbliższych dwóch spotkań eliminacyjnych. Później brany pod uwagę jest wariant, że drużynę U-21 przejmie Jacek Magiera. Trudno byłoby Michnowiczowi połączyć obie te funkcje, ale jeśli już do tego dojdzie, czy byłoby to normalne?

Jest to trochę absurd, już wiemy, że mecz superpucharu koliduje z meczem reprezentacji. Może dziwić to nas, bo Legia jest klubem, który chce wyznaczać standardy w polskiej piłce, a tu decyduje się na taki krok. Przyznam się, że nie znam wielkiego klubu, który zdecydowałby się na takie rozwiązanie – kończy Paweł Grabowski.

Na pierwsze efekty pracy Michniewicza pewnie będziemy musieli chwilę poczekać. W czwartkowym meczu eliminacyjnym też nie ma co oczekiwać fajerwerków, mimo że rywalem będzie drużyna z Kosowa. Jednego możemy być za to pewni, że Dariusz Mioduski tym razem już chyba nie powie nic o trenerze na lata.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze