VlF: Reprezentacyjny kocioł


Jeśli ktoś uważał, że wokół naszej reprezentacji po zakończonym Euro jest sporo zamieszania, to jest w dużym błędzie. Wystarczy się przyjrzeć, co musi znosić Francja po czerwcowym turnieju…


Udostępnij na Udostępnij na

Jeszcze podczas niego piłkarze zaczęli się kłócić ze sobą, a ich zachowanie wobec siebie i osób trzecich (dziennikarzy) spowodowało wielką burzę i grozi teraz karami finansowymi. Trener Laurent Blanc, który wybrany został do zaszczytnej, acz bardzo trudnej roli odrodzenia reprezentacji „Trójkolorowych”, po dwóch bardzo dobrze przepracowanych latach i dość zaskakująco pozytywnych wynikach odchodzi wbrew życzeniom całej piłkarskiej Francji. W najnowszej historii gorzej było tylko właśnie dwa lata temu po katastrofie w RPA. Czy futbolowe nieszczęście, które wydawało się, iż już odżegnano, wciąż trapi „Les Bleus”?

Zidane trenerem reprezentacji Francji?
Zidane trenerem reprezentacji Francji? (fot. footballteamplayers.com)

Jeszcze przed rozpoczęciem Euro 2012 pisałem o zaletach i wadach, z którymi Francuzi przystąpią do turnieju na Ukrainie. Tam też wspomniałem, że największym ich wrogiem nie jest żaden z boiskowych przeciwników czy może wrogo nastawiona publiczność, lecz ich własne głowy. Pomimo sporej rewolucji w kadrze w porównaniu z mistrzostwami świata w 2010 roku w zespole wciąż znajdowało się duże grono tych, którzy tamte zdarzenia pamiętali (z Patrice’em Evrą i Frackiem Riberym na czele). Co ciekawe, to jednak nie żaden z podróżujących do południowej Afryki graczy wywołał burzę czy niepokój w kadrze. Wśród czterech wezwanych na posiedzenie komisji dyscyplinarnej piłkarzy aż trzech należy do wspomnianej również przeze mnie grupy młodzieżowych mistrzów Europy z 2004 roku – Samir Nasri, Jeremy Menez i Hatem Ben Arfa. Czwarta postać może zaskakiwać jednak najbardziej, bo uważana jest za jedną z najbardziej odpowiedzialnych i dojrzałych osób (pomimo swoich zaledwie 21 lat) – Yann M’Vila. Każdy ma swój grzeszek na sumieniu – Nasri obraził dziennikarza agencji AFP, Ben Arfa pokłócił się z Blankiem, Menez z kapitanem Hugo Llorisem, do tego obrażał sędziego podczas spotkania z Hiszpanami, M’Vila zaś ostentacyjnie nie podał ręki Olivierowi Giroud i Blancowi, gdy opuszczał boisko w tym samym meczu.

Punkty zapalne w drużynie pojawiły się jednak już nieco wcześniej. Reprezentacja obudziła przed turniejem wielkie nadzieje w narodzie francuskim, a jednocześnie przez to znalazła się pod wielką presją co najmniej wyjścia z grupy i oddalenia widma złych występów na wielkich imprezach – „Les Bleus” ostatni swój mecz na mistrzostwach wygrali aż sześć lat temu, w półfinale niemieckiego mundialu z Portugalią. Podopiecznym Blanca nie pomogły chyba również same udane spotkania na Euro. Po zremisowanym pojedynku z Anglikami okrzyknięci zostali zespołem znacznie lepszym, który nie wykorzystał swojej szansy, po wygranej z gospodarzami wszyscy piali z zachwytu nad ich grą i nawet w naszych mediach zaczęto stawiać „Trójkolorowych” w gronie największych faworytów. Co zdarzyło się później, wszyscy byliśmy świadkami. Koszmarny występ przeciwko Szwedom, a w konsekwencji potyczka z niemożliwą do powstrzymania Hiszpanią i pozostawienie po sobie raczej wizerunku garstki indywidualności, nie zaś zespołu piłkarskiego, który w trudnych momentach trzyma się razem.

Wystarczyła jednak tylko zaskakująca porażka ze Szwedami, by wśród piłkarzy coś wybuchło. Taki blamaż w połączeniu z wybujałymi fantazjami i ambicjami doprowadził do tego, iż wszelkie pretensje, złości oraz niechęci wyszły na jaw. Alou Diarra pokłócił się z Nasrim, bo ten za rzadko uczestniczył w grze defensywnej, a Hatem Ben Arfa (ten to jest niezłe ziółko) wyskoczył z zażaleniem do szkoleniowca, że za krótko gra, mimo że lepiej zaprezentował się w starciu ze Skandynawami niż jego koledzy. Trzeba powiedzieć, iż w tym spotkaniu pochwalić jakiegokolwiek piłkarza w białej koszulce było niezwykle trudno, a sam zawodnik Newcastle nieco się zapędził z oceną swojego występu. Chyba za bardzo uderzyły mu do głowy własne słowa, kiedy wcześniej oznajmił, że po powrocie do zdrowia jest w stanie zostać jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Może i tak, ale musi jeszcze sporo nad tym popracować.

Od momentu klęski Francji w eliminacjach do mistrzostw świata USA 1994 (dała się wyprzedzić Szwedom i Bułgarom) w kraju mądrze zainwestowano w piłkarskie kształtowanie młodzieży i dokonano rewolucji szkoleniowej, co zaowocowało sukcesami pod koniec XX wieku. Do dziś „Les Bleus” są naszpikowani piłkarzami o niewyobrażalnym potencjale i wielkim wyszkoleniu technicznych, co udowadniają w swoich klubach. Przekroczyli oni chyba jednak pewną granicę pewności siebie i udowadniania umiejętności na boisku, bo najwyraźniej zapomnieli o swoich kolegach. Tego brakowało w RPA i tego zabrakło na Ukrainie, a właśnie to z trudem i mozołem starał się zbudować Laurent Blanc. W pewnym stopniu mu się udało, ale pewne cechy nabierane w klubach i tak mogą całą tę konstrukcję rozwalić. Zawodnicy sami muszą zrozumieć, o co grają i kogo reprezentują, zapominając o korzyści osobistej, bo tylko tak osiąga się sukces na wielkich turniejach.

Czy te wydarzenia miały jednak wpływ na niespodziewaną decyzję selekcjonera? Może, choć trudno przesądzać. Pojawiły się głosy mówiące, że trener został przez zawodników, którzy nie dorównali poziomem do rangi turnieju, zdradzony, przez co jego starania, nawet najlepsze, mogły nie wystarczyć na gorące głowy jego podopiecznych. Blanc oczywiście wytłumaczył się ze swojego wyboru, wskazując na brak porozumienia pomiędzy nim a prezesem francuskiej federacji, panem Noelem Le Graetem. – Nie mogliśmy znaleźć przestrzeni zrozumienia – można było przeczytać w oficjalnym komunikacie byłego już szkoleniowca „Les Bleus”. W swojej wypowiedzi zawarł również podziękowania dla swojego sztabu szkoleniowego, wszystkich, którzy sprzyjali kadrze, a także zawodników w enigmatycznym zdaniu: – Chcę podziękować również piłkarzom za ich udział, nawet jeśli nie wszystko zawsze było perfekcyjne.

Teraz przyszła pora, by bałagan ten nieco uprzątnąć. W miniony wtorek zebrał się Komitet Wykonawczy FFF, czyli francuskiej federacji piłkarskiej. Jak to określił dziennik „L’Equipe” – małe zgromadzenie, wielkie decyzje. Dwa gorące tematy towarzyszyły obradującym działaczom: kto zostanie przyszłym opiekunem kadry, a także jak ukarać niesubordynację na pokładzie podczas Euro 2012. Co do tej drugiej sprawy wiadomo, iż piłkarze wezwani zostaną na przesłuchanie pod koniec bieżącego miesiąca (dokładnie 27 lipca). Le Graet wyraził jednak nadzieję, że kary dotyczyć będą raczej spraw finansowych aniżeli zawieszenia, które określił jako nielogiczne – po skończonych mistrzostwach każdy kraj musi teraz zainteresować się kolejnymi eliminacjami.

Kwestia wyboru selekcjonera jest jednak o wiele trudniejsza. Odszedł idealny kandydat, którego wspierali właściwie wszyscy we Francji, widząc, co już udało mu się osiągnąć z tą niesforną bandą gwiazd i gwiazdeczek. Głównym kandydatem do objęcia po nim posady jeszcze przed Euro był znany z kariery klubowej w kraju (PSG i OL), jak i prowadzenia też egzotycznych reprezentacji (Kamerun i Oman) Paul Le Guen. Złośliwy jak zwykle prezes mistrza Francji z Montpellier, Louis Nicollin, wypomniał, iż on, podobnie jak prezes FFF, jest Bretończykiem. Jednak wraz ze zbliżającym się posiedzeniem kandydatur przybywało, przewinęło się nawet nazwisko Arsene Wengera, on jednak w żadnym wypadku taką propozycją zainteresowany nie jest.

Numerem jeden jest obecnie Didier Deschamps, kolega z kadry Blanca. Właśnie pożegnał się z dotychczasowym pracodawcą – Olympique Marsylia – i kontynuacja pracy innego z mistrzów świata z 1998 roku wydaje się dobrym pomysłem. Co na to sam zainteresowany? Rozmawiał z Le Graetem dzień przed obradami, ale nie jest jeszcze pewien, czy chce objąć tak poważne stanowisko, mimo iż francuską kadrę kocha. Z ostateczną decyzją zatem będzie trzeba jeszcze chwilę poczekać. Jedno jest pewne: dziennikarze otrzymali obietnicę od prezesa, że 15 sierpnia, gdy „Trójkolorowi” rozegrają towarzyskie spotkanie z Urugwajem, ktoś już na pewno wtedy na ławce będzie siedział. Czy będzie to DD? Pewności nie ma, tym bardziej że alternatywą dla tego rozwiązania może być inny z gwiazdorów tamtej słynnej kadry, sam „Zizou”. Jeśli te informacje by się potwierdziły, bylibyśmy na pewno świadkami ogromnej sensacji…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze