TME: Remis we Wrocławiu!


9 marca 2014 TME: Remis we Wrocławiu!

Śląsk Wrocław podjął dzisiaj Legię Warszawa. Gospodarze i lider T-Mobile Ekstraklasy podzielili się punktami. Kibice zgromadzeni na Stadionie Miejskim we Wrocławiu obejrzeli wspaniale widowisko.


Udostępnij na Udostępnij na

Miroslav Radović (Legia Warszawa)
Miroslav Radović (Legia Warszawa) (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Już od pierwszych minut gospodarze starali się zdominować przyjezdnych. Długo rozgrywając piłkę starali się znaleźć drogę do bramki Dusana Kuciaka. Najbliżej w 6. minucie był kapitan WKS-u, Marco Paixao. Po wrzutce Stevanovicia oddał minimalnie niecelny strzał głową na bramkę Legii. Nawet jeśli piłka wpadłaby do siatki, to gol nie zostałby uznany, gdyż Portugalczyk był na pozycji spalonej. Widać było, że zapowiedzi trenera Pawłowskiego o wysokim atakowaniu liderów T-Mobile Ekstraklasy nie były rzucane na wiatr. Pomimo agresywnej postawy rywala to Legia stworzyła pierwszą idealną sytuację do otwarcia wyniku. W 9. minucie koronkową akcją popisali się warszawiacy, którzy szybko i sprawnie weszli w pole karne. Tam piłka trafiła na trzecim metrze do Ondreja Dudy, który jednak oddał strzał wprost w ręce Kelemena.

Marian Kelemen
Marian Kelemen (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Po tej sytuacji podopieczni Berga pewniej zaatakowali Śląsk. W 18. minucie młody Słowak po raz kolejny nie wykorzystał idealnej sytuacji bramkowej. Nowy napastnik Legii z odległości pięciu metrów posłał piłkę wysoko ponad poprzeczką. Chwilę później swoją okazję miał Radović, jednak na posterunku czujny był golkiper Śląska. Słowacki bramkarz po raz kolejny obronił gospodarzy przed stratą bramki. Po tych dogodnych sytuacjach Legii do głosu doszli piłkarze w zielonych koszulkach. Motywowani przez trenera Pawłowskiego sprawnie wykorzystywali duże odległości pomiędzy formacjami Legii, starając się dostać do bramki warszawskiej drużyny. Mecz nabierał niespotykanego tempa, obie drużyny grały agresywnie i starały się wysoko zaatakować przeciwnika. W pierwszej odsłonie wrocławskiego spotkania zdecydowanie bliżej zdobycia prowadzenia byli „Legioniści”. Jednak drużyna Pawłowskiego, z debiutującym Flavio Paixao, niczym już nie przypominała chłopca do bicia prowadzonego przez Stefana Levyego.

Marco Paixao
Marco Paixao (fot. Grzegorz Rutkowski / iGol.pl)

Druga część wrocławskiego spotkania rozpoczęła się tak samo jak jej poprzedniczka. Do ataku ruszył Śląsk Wrocław, w myśl, że jeżeli chce się pokonać to należy zdominować. Już po pięciu minutach WKS był bliski zdobycia bramki po dośrodkowaniu Dudu, jednak Kuciak popisał się refleksem oraz wyczuciem czasu. Wraz z upływającymi minutami to Śląsk Wrocław napierał, spychając Legię do obrony i zmuszając ją do gry z kontrataku, lecz napór gospodarzy nie przynosił żadnego efektu. W 66. minucie doszło do kontrowersyjnej sytuacji. Marco Paixao, który próbował przelobować Dossę Juniora, trafił go w rękę, która była przy ciele zawodnika. Sytuacja ta nie nadawała się do odgwizdania rzutu karnego, pomimo to sędzia Paweł Gil wskazał na „wapno”. Do piłki podszedł kapitan WKS-u i pewnie wykorzystał dogodną sytuację. W powietrzu zaczęło pachnieć sensacją! Legia przegrywa ze Śląskiem. Dopiero po tej sytuacji podopieczni Henninga Berga ruszyli do agresywnego ataku na bramkę Kelemena. Kucharczyk, który wszedł na boisko za Żyro, już w pierwszej akcji miał okazję pokonać słowackiego bramkarza. Napastnik Legii uciekł obrońcy i z ostrego kąta oddał strzał tuż obok dalszego słupka bramki Kelemana.

Tadeusz Pawłowski
Tadeusz Pawłowski (fot. Slaskwroclaw.pl)

Chwilę później golkiper gospodarzy po raz kolejny zmierzył się z warszawskim napastnikiem. Kucharczyk otrzymał świetne długie podanie i wyszedł sam na sam z bramkarzem, który wykazał się jednak refleksem oraz szybkością, broniąc strzał legionisty. Kelemen w przeciągu kilkunastu minut popisał się kilkoma efektownymi paradami, ratując swoją drużynę przed stratą bramki. Musiał jednak skapitulować w 83. minucie. Do stojącego w polu karnym Radovicia piłkę posłał Ojama. Kompletnie niepilnowany zawodnik gości obrócił się twarzą do bramki i mocnym strzałem pokonał niesamowicie dysponowanego Kelemana. Do końca meczu obie drużyny starały się jeszcze dostać pod przeciwne bramki, lecz próby te nie zmieniły już wyniku spotkania. W emocjonującej końcówce spotkania blisko zdobycia drugiej bramki był Radović, jednak na jego szczęście Kuciak złapał uderzoną przez niego piłkę, zanim przekroczyła linię bramkową.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze