Twórcy futbolu, zawsze stawiani w gronie faworytów wielkich imprez, zawsze zawodzący – najczęściej na całej linii. Chodzi oczywiście o synów Albionu, których gablota od 50 lat obrasta w kurz, a i w tym roku o zwycięstwo będzie arcytrudno. Najbliżej byli na Euro 1996, kiedy na boisku szaleli Gascoigne i Shearer, a kibice dumnie śpiewali "Football's coming home".
Jakie mieliście przewidywania przed ME we Francji? Zawodnicy z klasą, udane eliminacje, świetna atmosfera w drużynie – można być dobrej myśli. A teraz wyobraźcie sobie, że kadrowicze na ostatnim obozie przygotowawczym przed Euro łoją wódę, ledwo pokonują złożoną z nie wiadomo kogo „Złotą XI” Hongkongu i nie robią sobie nic z faktu, że to oni będą gospodarzami turnieju. Obraz nędzy i rozpaczy, ewentualnie reprezentacji Anglii z 1996 roku.
Gazza, tequila…
W tamtym składzie nie trzeba było szukać długo, aby znaleźć gwiazdy. Shearer, Sheringham, Seaman, McManaman, Ince, Adams i w końcu on – Paul Gascoigne. Dzisiaj człowiek walczący o powrót do normalnego życia po latach z butelką w ręku. Wtedy? Playboy, bożyszcze nastolatek, połączenie karykatury Wayne’a Rooneya z butą Ibrahimovicia oraz zabawowym stylem Ronaldinho. Do tego cholernie utalentowany playmaker.
Tam gdzie był „Gazza”, tam była zabawa. Przenieśmy się do Chin. Reprezentacja Anglii udała się na obóz, na którym podopieczni Terry’ego Venablesa mieli rozegrać kilka towarzyskich spotkań oraz nabrać sił do zbliżającego się Euro 1996. Po ostatnim meczu (wygrana 1:0 ze „Złotą XI” Hongkongu) dumni synowie Albionu udali się do baru, aby odprężyć umysły.
W oddzielnym pokoju stał zabytkowy fotel dentystyczny. Na nim z rozwartymi ustami siedział Gascoigne, a barman wlewał mu w gardło tequilę. Reszta drużyny nie była lepsza – wszyscy pijani w sztok, z porozrywanymi koszulkami. Na barze leżała dziewczyna ze szklanką między nogami, czekając na obsługę. Dziś, w erze social mediów, zdjęcia obiegłyby świat w 15 sekund, a UEFA przeniosłaby ME do Kazachstanu. Wtedy wszystko uszło Anglikom płazem. Wrócili do domu i zaczęli od remisu 1:1 ze Szwajcarią. Kibice i media oszalały. Główny winowajca?
Oni muszą wymyślić sposób, jak grać bez tego playboya, reliktu kogoś, kto kiedyś mógł stać się świetnym playmakerem. Jeff Powell, dziennikarz Daily Mail
…i fotel dentystyczny
Następni w kolejce czekali Szkoci. To mecz po stokroć większy niż ten rozgrywany kilka dni temu z Walią, który i tak był spotkaniem podwyższonego ryzyka. Venables nie ugiął się pod presją mediów i wystawił Gascoigne’a od pierwszej minuty. Na początku drugiej połowy Shearer dał prowadzenie gospodarzom, później Seaman wybronił rzut karny. I wtedy padł jeden z najsłynniejszych goli w historii reprezentacji Anglii.
Gascoigne dostał piłkę w polu karnym, lewą nogą przerzucił ją nad głową Colina Hendry’ego, po czym prawą nogą strzelił z woleja nie do obrony. Stadion oszalał, a sam „Gazza” rzucił się na ziemię z otwartymi ustami. Szybko podbiegli Shearer, McManaman i Redknapp – ten pierwszy z bidonem w ręku – i aby jako cieszynkę zademonstrować szerszej publiczności sławetny fotel dentystyczny, zaczęli lać wodę do gardła swojego kumpla. Zerknijcie na główne zdjęcie tego tekstu.
Klątwa Linekera
Eskalacja bojowych nastrojów przyszła po ostatnim grupowym spotkaniu, w którym Shearer (dwa gole), Sheringham (dwa gole) i spółka roznieśli mocnych Holendrów 4:1. W ćwierćfinale czekali nieprzeżywający najlepszego okresu w swojej historii Hiszpanie. 0:0 i wygrana w karnych (ostatniego dla Anglików strzelił oczywiście Gascoigne) nie napawały optymizmem.
A w półfinale zameldowały się Niemcy. Trzem chłopakom ten rywal nie kojarzył się dobrze. Gascoigne, David Platt i Stuart Pearce sześć lat wcześniej grali z RFN w półfinale mundialu. Przegrali w karnych 3:4, Pearce nie trafił. Mimo tego reszta drużyny była gotowa zwyciężyć.
Shearer szybko dał prowadzenie podopiecznym Venablesa, już po kwadransie wyrównał Kuntz. Zgromadzeni na Wembley kibice nie zobaczyli bramek aż do rzutów karnych (chociaż gdyby Gascoigne był o pół głowy wyższy, zapewne udałoby mu się trafić złotego gola). Tam jedenastu kolejnych zawodników się nie pomyliło i w końcu uczynił to Gareth Southgate. Do dziś nie jest bardziej znany z niczego niż z tego feralnego rzutu karnego.
Piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy. Gary Lineker
Football’s coming home
Powyższy cytat padł z ust Linekera po przegranym półfinale z 1990 roku, jednak to porażka sześć lat później była większą zadrą. Naszpikowana gwiazdami kadra gospodarzy po niemrawym początku oraz świetnym zakończeniu rundy grupowej szła jak po swoje. Była też lepsza od Niemców w półfinale, zabrakło jednak szczęścia.
Dwóch jegomości znało wynik już wcześniej. Do dziś jedną z najpopularniejszych pieśni piłkarskich jest utwór „Football’s coming home” Davida Baddiela i Franka Skinnera, napisany i zaśpiewany na potrzebę Euro 1996.
Motyw przewodni, a więc „Futbol wraca do domu”, przeplata się z ironiczną interpretacją całej nowożytnej historii angielskiej piłki reprezentacyjnej. „Każdy wydaje się znać wynik, widzieli to wszystko wcześniej” – twórcy prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy, jak celnie trafią z pierwszymi wersami odnośnie do meczu z Niemcami.
Jak będzie w tym roku? W 1/8 finału Anglicy zmierzą się z Islanczykami. Jeśli ich pokonają, trafią prawdopodobnie na Francuzów. Później na kogoś z trójki Niemcy – Włochy – Hiszpania. Trudniej być nie może. Na pocieszenie warto posłuchać piosenki, która do serc kibiców wraca nieprzerwanie od 20 lat.
Trzy Lwy na koszulce,
Puchar Julesa Rimeta wciąż błyszczy.
30 lat cierpienia
nigdy nie zabrało mi marzeń.
W ostatnim odcinku Throwback Thursday wspominałem tysiąc lat pojedynków polsko-niemieckich.