Śląsk Wrocław w historii polskiej piłki zapisał się złotymi zgłoskami. To klub, którego występami w Europie żyła cała Polska. W swoich dziejach miał wielu wspaniałych piłkarzy. Do tych największych niewątpliwie należy Tadeusz Pawłowski. Człowiek, który pomimo wielu zawirowań w życiu zawsze pozostaje uśmiechnięty. Dla Śląska zdobywał najważniejsze bramki w życiu. Śląskowi dawał najcenniejsze piłkarskie trofea. Nie był gwiazdorem z zewnątrz, którego ściągano za duże pieniądze. Był chłopakiem wychowanym obok stadionu. Dzieckiem, które zawsze marzyło, by zagrać w swoim ukochanym klubie. Piłkarzem romantycznym, sprawami Śląska żył i oddychał cały czas. Nagle oświadczył, że odchodzi z klubu z przyczyn osobistych.
🆕 Koszulki z edycji "Legend" 👑
Bo Śląsk Wrocław to dumna historia, pisana przez wybitne postaci. #ToJestTwójKlub 🇮🇹
Dostępne w FanShopie #NaStadionie oraz sklepie on-line. Zamów już teraz:
➡ https://t.co/uzZCxyJoHb pic.twitter.com/stqZWEwyW2— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) October 14, 2019
Europejski koncert
1 października 1975 roku na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu Śląsk w obecności 15 tysięcy kibiców toczył morderczy bój z GAIS Göteborg. Na pięć minut przed końcem wrocławianie prowadzili 3:2, ale ten wynik nie dawał im awansu. W pierwszym meczu w Szwecji polegli 1:2. Zegar wskazywał 85. minutę spotkania. Ogromne zamieszanie w polu karnym i cud, po którym piłka toczy się do szwedzkiej bramki. Bezradny Uppling odprowadza futbolówkę wzrokiem do siatki. Stadion eksplodował radością. Pierwszy ręce w górę uniósł Tadeusz Pawłowski, a zaraz za nim cały Wrocław. To on pogrążył szwedzką ekipę.
Sprawił też, że mecz życia, który tego dnia rozegrał Janusz Sybis, nie poszedł na marne. Śląsk awansował do II rundy Pucharu UEFA, w której mierzyć się musiał z belgijskim Royal Antwerp. Ten dwumecz to koncert gry Pawłowskiego. Jego dwie bramki odprawiły Belgów z kwitkiem. Na Śląsk czekał wielki Liverpool, a Tadeusz sprawił, że cały Wrocław nosił głowę bardzo wysoko.
Bramka życia
26 listopada 1975 roku płyta Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu była zmarznięta. Siarczysty mróz bardzo utrudniał oddychanie. W takich warunkach na boisko wybiegły drużyny Śląska i Liverpoolu. Wówczas „The Reds” byli ośmiokrotnym mistrzem Anglii i triumfatorem europejskich rozgrywek sprzed dwóch lat. W ich składzie byli praktycznie sami reprezentanci kraju. Mecz zakończył się nieznaczną porażką wrocławian 1:2, a honorowe trafienie dla Śląska zdobył Pawłowski. 50 tysięcy widzów było świadkiem cudownego gola, a słowa uznania dla 21-letniego wówczas Tadka poszły w świat na dobre.
– Strzeliłem przepiękną bramkę na 1:2. W końcowej fazie meczu zamknęliśmy Liverpool w ich własnym polu karnym. Byliśmy w stanie ugrać coś więcej, remis był w naszym zasięgu – wspominał po latach dla oficjalnego portalu klubu Tadeusz Pawłowski.
Biorąc pod uwagę fakt, że w składzie popularnych „The Reds” grali tacy piłkarze, jak: John Toshack, Roy Clemence, Emlyn Hughes, to przebieg meczu i wynik tylko nieznacznie wskazywały na wyższość Anglików. Do dzisiaj o tym meczu krążą legendy, że piłkarze Śląska nie posiadali odpowiedniego obuwia. To, w którym grali, nie było odpowiednie na tak zmarzniętą i śliską płytę boiska. Anglicy sprzętowo byli zupełnie na innym poziomie. W rewanżu nie zostawili złudzeń. Pokonali wrocławian 3:0. Później wygrali całą zabawę i zgarnęli Puchar UEFA.
Swój chłopak
Zanim przyszły wielkie europejskie chwile, cofnąć należy się do zarania. 14 października 1953 roku we Wrocławiu na świat przychodzi Tadeusz Pawłowski. Mały Tadzio wychowywał się przy ulicy Kruczej. Była to ulica położona szczęśliwie, bo ulokowana pomiędzy dwoma stadionami. Jedno boisko należało do Śląska, a drugie do Robotniczego Klubu Sportowego Pafawagu. Był to klub założony przy Państwowej Fabryce Wagonów, stąd jego dość dziwna nazwa. Właśnie tam na pierwszy trening przyszedł 11-letni Tadek. Ogromny talent pokazywał na każdym kroku. Zaledwie pięć lat później był już wiodącą postacią drużyny seniorów, która grała w klasie okręgowej. Był to wtedy trzeci poziom rozgrywkowy w Polsce. Przez cały okres pobytu w Pafawagu Tadeusz spoglądał w stronę stadionu Śląska. Nie tak szybko jednak trafił na Oporowską.
Debiut w Europie, kapitańska opaska w reprezentacji
Sprytny wychowanek trenera Jana Czyża swoje kroki skierował do Wałbrzycha. Wypatrzyła go trzecia siła w kraju. Klub, który przechodził swój złoty okres – Zagłębie. Był 1971 rok, a Tadeuszowi już udało się zabłysnąć na arenie krajowej i międzynarodowej. Zagłębie zajęło 3. miejsce w lidze i zakwalifikowało się do europejskich pucharów. Bramka młodziutkiego Pawłowskiego doprowadziła do dogrywki w meczu z UT Arad. W dogrywce lepsi okazali się Rumuni, ale Pawłowski został już zapamiętany na zawsze.
Przez trzy lata gry zdobył dla Zagłębia piętnaście ligowych bramek. Jak na juniora był to doskonały wynik. Nic dziwnego, że w 1972 roku na Turnieju Juniorów UEFA (czyli mistrzostwach Europy do lat 18) pierwszoplanową postacią kadry był Pawłowski. Pełnił nawet funkcję kapitana reprezentacji, a Polacy zdobyli brązowy medal.
Przez Zabrze i Łódź do domu
Po sezonie 1973/1974 Pawłowski zdecydował, że opuści Wałbrzych. W decyzji pomogło mu samo Zagłębie, które spadło z ligi. To był czas, w którym każdy zespół chciał mieć go w swoim składzie. Ciągle był młodziutki, a już tak bardzo doświadczony w piłce ligowej. Mógł przebierać w ofertach i przebierał.
W Zabrzu dogadał się z Górnikiem, wybrał już nawet mieszkanie. Klub wysłał go do Szczyrku. Chciał schować go przed światem. Tam znalazł go Łódzki Klub Sportowy z Kazimierzem Górskim na czele. Po drodze odrzucił bardzo poważną ofertę Gwardii Warszawa i dołączył do łodzian. Kiedy o całej sytuacji dowiedzieli się działacze Zagłębia Wałbrzych, to zawiesili piłkarza w prawach zawodnika. Bardzo nie spodobała im się sytuacja, w której piłkarz bez ich wiedzy zerwał rozmowy z górniczym klubem. By móc grać dla ŁKS-u, potrzebował zgody Zagłębia. Tej jednak nie uzyskał i wtedy pomocną dłoń wyciągnął do niego ukochany Śląsk.
WKS formalności załatwił na tyle szybko, że Pawłowski już 27 października 1974 roku zadebiutował w barwach wrocławian. W drugim meczu trafił do siatki po raz pierwszy. Szybko stał się bardzo ważnym ogniwem w zespole trenera Żmudy. Premierowy sezon to trzecie miejsce Śląska i siedem bramek gracza pozyskanego z Wałbrzycha.
Tytuły w kraju, boje w Europie
Sezon 1976/1977 to wielki czas Pawłowskiego i wojskowego klubu. Mistrzostwo Polski i pięć ligowych goli. W tym sezonie żaden piłkarz nie grał tak dużo jak on. Dla Śląska rozegrał 29 meczów. Do tego doszły znakomite występy w Pucharze Zdobywców Pucharów. WKS wyeliminował Florianę La Valetta z Malty i Bohemians Dublin z Irlandii. Chłopcy z Wrocławia odpadli dopiero w ćwierćfinale z włoskim SSC Napoli. Pawłowski wystąpił we wszystkich starciach pucharowych. Zdobył dwie bramki, śrubując swoje osiągnięcia w rozgrywkach europejskich.
Kolejną cegiełkę do tego dorobku dorzucił w następnym sezonie. Jako mistrz kraju Śląsk reprezentował Polskę w Pucharze Europy. Klęska przyszła jednak bardzo szybko, bo już w I rundzie z Lewski-Spartak Sofia. W lidze wrocławianie walczyli o najwyższe laury, ostatecznie kończąc sezon ze srebrnymi medalami. Pawłowski zaliczył tylko dwa trafienia.
Płynie czas jak ta rzeka
Śląsk nadal dysponował mocnym składem, ale z biegiem czasu zmieniało się wszystko. Kilku piłkarzy odeszło po sezonie 1978/1979. Pawłowski pozostawał jednak na posterunku. Był dla wrocławian kluczowy. To od niego trenerzy rozpoczynali ustalanie składu. W sezonie 1978/1979 zagrał we wszystkich ligowych meczach od pierwszej do ostatniej minuty. Drugiego takiego piłkarza historia polskiej piłki nie widziała. Śląsk w lidze radził sobie jednak przeciętnie. Na krajowych boiskach był dopiero dziesiąty. Znacznie lepiej było w Pucharze UEFA. Dzięki trzem bramkom Pawłowskiego wrocławianie awansowali do 1/8 finału, w której po kapitalnej walce ulegli niemieckiej Borussii Mönchengladbach. Niemcy ostatecznie zdobyli puchar w tej edycji rozgrywek.
Z pomocy do ataku
W sezonie 1979/1980 trenerem Śląska został Orest Lenczyk. To on przesunął Pawłowskiego do ataku. Był to znakomity ruch. Jako napastnik wychowanek Pafawagu zdobył bowiem aż 16 bramek, zostając drugim najlepszym snajperem ligi. Walkę o tytuł króla strzelców przegrał z Kazimierzem Kmiecikiem z Wisły Kraków. Gole Pawłowskiego zapewniły wrocławianom trzecie miejsce i kolejną przepustkę do europejskich pucharów. Rywalizacji ze szkockim Dundee United nikt w stolicy Dolnego Śląska nie wspomina dobrze. Po bezbramkowym remisie u siebie WKS przegrał na wyjeździe aż 2:7! Obie bramki dla wojskowych zdobył oczywiście Pawłowski. W kolejnym sezonie dołożył sześć trafień.
Przegrane mistrzostwo
Sezon 1981/1982 był jeszcze lepszy pod względem strzeleckiego dorobku. Zawodnik zdobył 11 goli, a Śląsk do samego końca walczył o tytuł mistrzowski. Spotkanie z Wisłą Kraków na własnym stadionie miało być wielkim świętem dla wrocławskiej piłki. Pawłowski nie trafił jednak z karnego, Śląsk przegrał z „Białą Gwiazdą”, a mistrzostwo pojechało do Łodzi. Zdobył je Widzew. Piłkarzy oskarżano o korupcję. Kibice i szefostwo klubu pomstowali na niedawnego ulubieńca. Tadeusz opuścił ukochany Wrocław. Dla Śląska nie zagrał już nigdy. Odszedł do Admiry Wacker, w której zyskał nowy przydomek – „Teddy”. Po dwóch sezonach w drużynie z Wiednia przeniósł się jeszcze do innego austriackiego klubu – Schwarz-Weiss Bregenz – w którym w 1987 roku zakończył karierę.
Wzór i legenda
Tadeusz Pawłowski to człowiek, którego kojarzymy z uśmiechem. Wieczny optymista. Pomimo różnych życiowych zakrętów nigdy nie tracił wiary.
O godzinie 17:25 w dniu 11 maja Śląsk za pośrednictwem swojej oficjalnej strony wydał oświadczenie, w którym przekazał informację o odejściu z klubu Tadeusza Pawłowskiego.
Dyrektor @AkademiaSlaska Tadeusz Pawłowski złożył rezygnację z pełnionej funkcji. Decyzja o odejściu z klubu podyktowana jest powodami osobistymi.
Dziękujemy za wszystko!https://t.co/QYBryLkZwk
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) May 11, 2020
– Legenda klubu, rzeczywiście bardzo pozytywny i optymistycznie nastawiony do życia człowiek. Budzi ogromny szacunek w klubie. Każdy go we Wrocławiu kocha. Dzieci w klubie bardzo go szanują i podziwiają. Jeśli zdecydował, że musi odejść, to tak musi być i należy to uszanować. Wierzę, że to nie koniec jego przygody z wrocławskim klubem. Wróci z uśmiechem i głową podniesioną wysoko – mówi Przemysław Piekielny, były już trener akademii Śląska.
***
Tadeusz Pawłowski w barwach swojego ukochanego Śląska zagrał 217 razy, zdobywając 63 bramki. W 1976 roku zdobył Puchar Polski, w 1977 mistrzostwo Polski, a rok później był wicemistrzem kraju. W Śląsku człowiek orkiestra. Był piłkarzem, trenerem, działaczem. Jest też wielkim kibicem wrocławskiej drużyny. Dla pierwszej reprezentacji Polski wystąpił pięciokrotnie. Nie udało mu się jednak zdobyć gola z orzełkiem na piersi.