Stade Rennes – na co stać tegorocznego debiutanta Ligi Mistrzów?


Stade Rennes z roku na rok ma coraz większe ambicje. Czego możemy się spodziewać po tym zespole?

28 października 2020 Stade Rennes – na co stać tegorocznego debiutanta Ligi Mistrzów?
butfootballclub.fr

Stade Rennes w tamtym sezonie było rewelacją francuskiej Ligue 1. Zajęło trzecie miejsce w tabeli, ustępując jedynie Olympique Marsylia i PSG. W tym sezonie nic nie zapowiada zmiany – po pierwszych ośmiu meczach ligowych klub z Bretanii zajmuje trzecie miejsce w tabeli ze stratą zaledwie trzech punktów do lidera. Jednak europejskie puchary to inne, trudniejsze wyzwanie dla "Czerwono-czarnych".


Udostępnij na Udostępnij na

W ubiegłym roku europejska kampania nie była zbyt udana dla Stade Rennes. Podopieczni Juliena Stephana nie wyszli z fazy grupowej Ligi Europy, przegrywając po drodze mecze z CFR Cluj, Celtikiem oraz włoskim Lazio. Do Ligi Mistrzów też nie udało im się wejść z przytupem, bo zremisowali z niedocenianym, aczkolwiek nie aż tak mocnym Krasnodarem. Czy Francuzi mają szansę na wyjście z grupy i zawojowanie Europy?

Wielkie zbrojenia

Rennes należy do koncernu Artémis, którego posiadaczem jest klan Pinaultów. Poza klubem piłkarskim ta rodzina włada też innymi ekskluzywnymi markami, np. firmą Gucci i winiarnią Chateau Latour. Klubowi z Roazhon Park bankructwo nie grozi. Dotychczas na zespół nie rzucano gigantycznych pieniędzy. Zainwestowano m.in. w akademię, która miała na celu „produkcję” utalentowanych zawodników, co w dalszej perspektywie oczywiście stanowiłoby zysk.

Owocami dotychczasowej strategii rozwoju są m.in. Eduardo Camavinga czy mniej znani Faitout Maouassa, Brandon Soppy i Yann Gboho. Jednak w celu wzmocnienia drużyny na Ligę Mistrzów oraz oczekując pieniędzy ze sprzedaży swoich zawodników, postanowiono tym razem wydać trochę pieniędzy na odpowiednich partnerów.

Do klubu za 26 mln euro trafił m.in. Jeremy Doku. 18-latek z Anderlechtu może stanowić o przyszłości belgijskiego futbolu, a dodatkowo znacząco wzmocnić francuski zespół w dalszej perspektywie. Przed sezonem pozyskano również Martina Terriera z Lyonu oraz Serhou Guirassy’ego z Amiens. Żeby wypełnić lukę po sprzedaży Edouarda Mendy’ego, wykupiono z Dijon Alfreda Gomisa.

Postanowiono wzmocnić też dziurawą na początku tego sezonu obronę. Najbardziej spektakularnymi wzmocnieniami są wypożyczenia. Na Roazhon Park trafili m.in. Daniele Rugani z Juventusu oraz Dalbert z Interu. Łącznie na wzmocnienia wydano 80 mln euro. Mniej imponująco to wygląda, jeśli weźmie się pod uwagę sprzedanych zawodników, za których zainkasowano około 50 mln euro. Jednak wciąż łatwo zauważyć, że do składu wprowadzono nową krew.

Nieprzewidywalność

Forma podopiecznych Juliena Stephana często jest dość chwiejna. Potrafią być niepokonani przez wiele spotkań, żeby zaraz zanotować długą serię meczów bez zwycięstwa. W ataku może zagrać Adrien Hunou, który od zawsze prezentuje pewną solidność i stać go na w miarę regularne zdobywanie bramek. Może tam też zagrać wcześniej wspomniany Guirassy. 24-latek imponuje ostatnio formą i też może zagwarantować wiele goli.

Taka sama sytuacja jest w pomocy. Pewniakami są oczywiście Camavinga i Nzonzi, ale równie dobrze trener Stephan może postawić na Bourigeauda czy Lea Silikiego. Każdy z nich może łatwo dostosować się do preferowanej przez sztab szkoleniowy gry z kontrataku. Jednak ostatnio styl gry nie jest taką oczywistością.

W tamtym sezonie Rennes miało jeden z lepszych bloków defensywnych w kraju. Pod tym względem byli w stanie nawet dorównać dużo bogatszemu PSG. Jednakże nowy sezon oznacza nowe kłopoty. W ośmiu meczach ligowych „Czerwono-czarni” stracili już dziesięć bramek, a czyste konto stało się rzadkością. Żeby było ciekawiej, nadrabiają to… strzelonymi golami. W tym sezonie graczom z Bretanii udało się zaliczyć aż 16 trafień, co jest na chwilę obecną drugim wynikiem w Ligue 1.

Zaczęto pokazywać, że poza silną defensywą Rennes potrafi zagrać dobrze w ataku. Potwierdził to np. mecz z Monaco, kiedy przegrywając 0:1, rzucili się wściekle do ataku i ostatecznie wyrwali drużynie z Księstwa zwycięstwo, wygrywając 2:1 dzięki bramkom w końcówce spotkania. Nie wiadomo, czym mogą zaskoczyć kolejnego rywala podopieczni Stephana. Nikt nie wie, czy nawiążą regularną walkę z bardziej renomowanym przeciwnikiem czy zaliczą wtopę ze słabszym od siebie Angers.

Stabilizacja, lojalność, szacunek. Stéphane Moulin i historia jego pięknego związku z Angers

Trudna grupa

Jednak nieprzewidywalność i przyzwoite wzmocnienia to może być wciąż za mało na wyjście z grupy. Poza Krasnodarem i Rennes w grupie E znajdują się Sevilla oraz Chelsea, czyli drużyny o wiele bardziej renomowane i niemożliwe do przeskoczenia w tym roku. Jednak realna wydaje się walka w Lidze Europy. W wywiadzie dla klubowych mediów wspomniał o tym Stéphane Mbia – były piłkarz Rennes, a obecnie zawodnik chińskiego SH Shenhua.

– Z wielką przyjemnością patrzę, jak mój rodzimy klub rywalizuje w największych europejskich rozgrywkach, jestem z tego bardzo dumny – mówił Mbia. Później przyznał: – To trudna grupa, w której faworytami są oczywiście Chelsea i Sevilla FC. Jednak w piłce nożnej wszystko jest możliwe, trzeba w pełni wykorzystać swoje szanse, zawsze trzeba w to wierzyć. Istnieje również możliwość dostania się do Ligi Europy.

Jedno jest pewne – przed francuskim klubem niełatwe zadanie. Ale stabilny i zrównoważony rozwój zawsze przynosi efekty. Jeśli nie teraz, to za kilka lat Rennes może stać się popularniejsze również poza Francją.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze