Sprzątanie po Hasim łatwe nie będzie. W Legii gra tylko Malarz


Odejście Albańczyka nie odmieniło mistrza Polski

23 września 2016 Sprzątanie po Hasim łatwe nie będzie. W Legii gra tylko Malarz
Grzegorz Rutkowski/igol.pl

Strzelały już szampany, ludzie wychodzili na ulice, przypadkowe osoby rzucały się sobie w ramiona. Niemal tak wyglądał moment, w którym włodarze Legii ogłosili rozwiązanie umowy z trenerem Besnikiem Hasim. Efekty pozbycia się niepanującego zupełnie nad drużyną szkoleniowca nie okazały się jednak natychmiastowe. Mistrz Polski w meczu ze znajdującą się w strefie spadkowej Wisłą był tym gorszym zespołem.


Udostępnij na Udostępnij na

Prowadzący tylko przez jeden wieczór meczowy warszawian Aleksandar Vuković zdecydował się na bardzo rozsądny skład. Był Prijović z Nikoliciem w linii, czyli coś, co świetnie funkcjonowało za Stanislawa Czerczesowa. Czwórka pomocników miała grać blisko siebie i zagęszczać pole gry, wszak Radović i Guilherme to nie są klasyczni skrzydłowi. Moulin miał rozgrywać i odbierać piłki, Tomasz Jodłowiec podobnie, choć w nieco bardziej defensywnych proporcjach. Do tego Pazdan z Czerwińskim jako para stoperów. Co mądrzejszego można było wymyślić?

Chyba nic, choć z przebiegu gry było widać, co narobił albański trener. „Jodłogan” w środku pola? Dobre sobie, teraz to ociężały, nienadążający za akcjami rywali, zupełnie pozbawiony mobilności facet wyglądający na dopiero co ściągniętego z urlopu. Moulin? Zachwyty nad jego grą na początku sezonu okazały się bardzo przesadzone, a obecne porównania do Helio Pinto nader krzywdzące… dla Portugalczyka. Wisła Kraków w większości sytuacji ustawiała centralnych zawodników Legii po kątach i dyktowała swoje warunki. Szwankuje odbiór, wyprowadzanie piłki i rozegranie po prostu nie istnieją.

Niewymuszone błędy, nowe zmartwienie Legii

Gdyby Legia Warszawa była tenisistą, już wypadłaby z widocznej części rankingu ATP. Liczba niewymuszonych błędów w czasie każdego spotkania jest wręcz zatrważająca. Okazuje się, że w tym sezonie w zasadzie nikt nie strzela warszawianom bramek z gry. Bo nie musi! A to ktoś z głupa zagra ręką w polu karnym (jak teraz Adam Hlousek), a to przy rożnym zgubi się krycie. Nieszczęście gotowe. Nawet jeśli Arkadiusz Malarz znajduje się teraz w życiowej dyspozycji, w dużej mierze spowodowane jest to liczbą prób, na jakie wystawia go niepewna defensywa. Obroniony rzut karny Popovicia w meczu z Wisłą zaciera obraz gry, to krakowianie zasłużyli na zwycięstwo.

To, co jeszcze niemożliwie martwi w Legii, to zupełny brak zimnej krwi. Niech analogią będzie poprzednie starcie w dawnej stolicy Polski. Wisła stwarzała multum sytuacji, ale to Nikolić nie kalkulował i w końcówce pogrążył „Białą Gwiazdę”. Teraz zamiast szukać okazji i ze spokojem czekać na boiskowe wydarzenia, legioniści wychodzą nabuzowani niekoniecznie w dobry sposób. Przepychanki, bezsensowne faule. Wszystko to wynika z bezradności. Przecież Pazdan, Hlousek czy Broź pamiętają siebie ze znacznie lepszej dyspozycji.

Pazdan znów bez występu w Champions League?

Legia ma jeszcze jedno zmartwienie. I to duże. Upadek Michała Pazdana w spotkaniu z Wisłą skończył się niemożnością kontynuowania gry. Do złudzenia przypominało to schodzącego na początku sezonu Guilherme, który nie mógł występować przez kolejne kilka tygodni. Dla mistrza Polski taka wiadomość w kontekście meczów ze Sportingiem i Realem to zupełna katastrofa.

Jacek Magiera obejmuje stery w Warszawie w takim momencie, że niczego złego tej drużynie zrobić nie ma prawa. Bo najzwyczajniej w świecie tej drużyny nie ma. Porządek w szatni, spokojne treningi i oczekiwanie na lepszy czas. Jakkolwiek banalnie i beznadziejnie to brzmi, właśnie to zostało nowemu sztabowi szkoleniowemu ciągle nam panującego krajowego czempiona.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze