Wiele osób śmiało się z Jose Mourinho, kiedy stwierdził, że wicemistrzostwo Anglii, które zdobył w poprzednim sezonie z Manchesterem United, to jeden z największych sukcesów w jego trenerskiej karierze, biorąc pod uwagę, jaki skład miał do dyspozycji. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że to, co mówi Portugalczyk, to zaklinanie rzeczywistości, które jest dla niego charakterystyczne. Jednakże teraz, obserwując, z jakimi problemami zmaga się Ole Gunnar Solskjaer, można dojść do wniosku, że "The Special One" miał rację.
Nie ma co się czarować – trener z takim CV jak Solskjaer nie objąłby nigdy Manchesteru United, gdyby nie był w przeszłości piłkarzem tego klubu. Tak było w przypadku Norwega, który w pierwotnym założeniu miał przybyć tylko na chwilę. Jednak Edowi Woodwardowi nie udało się dogadać z żadnym innym szkoleniowcem (zresztą wybór na rynku trenerskim nie był duży).
Kiedy włodarze „Czerwonych Diabłów” szukali kandydata na menedżera zespołu, Solskjaer przywrócił uśmiech na Old Trafford – piłkarze w końcu zaczęli odczuwać radość z gry, a kibice po raz pierwszy od dłuższego czasu mogli oglądać swój zespół grający atrakcyjnie dla oka. Może to nie był artyzm pokroju Liverpoolu czy Manchesteru City, ale gra United w końcu nie była tak nieprawdopodobnie nudna jak w większości meczów za kadencji Mourinho.
Formuła się wyczerpała?
Piłkarze Manchesteru United mieli fatalne relacje z Portugalczykiem, przyjście do klubu sympatycznego Norwega było dla nich zbawieniem. Atmosfera od razu się poprawiła, piłkarze zanotowali serię bardzo dobrych wyników. „Czerwone Diabły” pod wodzą Solskjaera zmniejszyły stratę do pierwszej czwórki, a do tego w dramatycznych okolicznościach wyeliminowały w 1/8 finału Ligi Mistrzów ekipę Paris Saint-Germain. Wtedy wszyscy ludzie związani z Manchesterem United domagali się jednego – zatrudnienia na stałe byłego napastnika „Czerwonych Diabłów”.
Tak też się stało 28 marca 2019 roku. To wtedy Solskjaer podpisał umowę na trzy lata. Od tej pory jego drużyna wygrała dwa mecze – oba bardzo szczęśliwie. W meczu z Watfordem na Old Trafford to rywale stworzyli więcej zagrożenia pod bramką rywala, sprawiali lepsze wrażenie przez większość spotkania, ale przez swoją nieskuteczność podopieczni Javiego Gracii przegrali 1:2.
Z kolei w meczu z West Hamem (również w Teatrze Marzeń) Manchesterowi United pomógł sędzia, który podjął dwie bardzo kontrowersyjne decyzje – nie uznał bramki Felipe Andersona i podyktował „miękki” rzut karny dla gospodarzy. Pozostałe mecze Solskjaera jako stałego menedżera to porażki.
Piłkarze też są winni
Nie chodzi nawet o wyniki, bo przegrane to część sportu, ale gra „Czerwonych Diabłów” znowu wygląda jak za Mourinho, kiedy zespół nawet jak wygrywał, to po miernych widowiskach i mając sporą dozę szczęścia. Zasadne jest też zastanowienie się nad postawą piłkarzy. Niektórzy sprawiają wrażenie zblazowanych. W szczególności Paul Pogba zdaje się być myślami poza klubem.
W tej sytuacji znowu należy zacytować Mourinho, który powiedział, że Francuz to zawodnik, który potrafi skupić się na futbolu maksymalnie przez miesiąc. Coś w tym jest – mundial miał fantastyczny, bo był w pełni skoncentrowany na piłce, ale potem zawalił początek nowego sezonu. Pierwsze mecze po przyjściu Solskjaera również miał kapitalne, ale potem było już stopniowo coraz słabiej.
Właśnie o brak zaangażowania największe pretensje miał niedawno Gary Neville na antenie Sky Sports. Anglik sam nie był jakoś wybitnie utalentowany, ale braki w umiejętnościach nadrabiał właśnie zaangażowaniem. Zresztą sam Solskjaer po ostatniej klęsce w meczu z Evertonem (porażka 0:4) powiedział, że nie wszyscy z tego meczu doświadczą sukcesu, jaki pragnie osiągnąć z zespołem. Trzeba przyznać, że takich słów po pogodnym Norwegu mało kto się spodziewał. To tylko pokazuje, w jakiej sytuacji jest obecnie jego klub.
Kluczowe derby
Oczywiście Premier League to nie Lotto Ekstraklasa. Tutaj nikt nie myśli o zwolnieniu menedżera United. Jednakże zasadna jest dyskusja o tym, czy Ed Woodward nie pośpieszył się z trzyletnim kontraktem. „Czerwone Diabły” są w poważnym dołku. W ośmiu ostatnich spotkaniach przegrały sześć razy. Solskjaer, jak by nie patrzeć, wciąż jest trenerem na dorobku, a musi sobie poradzić z niełatwą sytuacją.
Norweg mierzy się z pierwszym poważniejszym kryzysem formy, z jakim spotkał się, odkąd przybył do United w grudniu 2018 roku. Pojęcie o taktyce z pewnością ma niemałe, co pokazał już w wielu meczach. Jednakże na razie nie potrafi ugasić pożaru w drużynie. Sytuacja może się obrócić o 180 stopni po derbach Manchesteru.
Wszyscy pewnie mają po dziurki w nosie stwierdzenia, że derby rządzą się swoimi prawami, ale nie jest ono tylko wyświechtanym frazesem. Oczywiście w środowym starciu faworyt jest jeden i jest to rzecz jasna City. Jednakże nie można zapominać, że na takie mecze piłkarze zawsze są szczególnie zmotywowani. Podopieczni Solskjaera będą chcieli zmazać plamę, którą dali w meczu z Evertonem (i w kilku poprzednich w sumie też) i utrzeć nosa swojemu lokalnemu rywalowi. Zwycięstwo nad „Obywatelami” znacząco poprawiłoby wiarę piłkarzy United w swoje umiejętności.
Pamiętajmy, że Arsenal i Chelsea nie byli chętni na wykorzystanie potknięć „Czerwonych Diabłów”. Londyńskie ekipy także gubiły punkty i dzięki temu nawet trzecie miejsce jest wciąż w zasięgu drużyny z Old Trafford. Drugi sezon z rzędu bez trofeów to dla takiego klubu jak Manchester United z pewnością spore rozczarowanie, ale w tym momencie trzeba skupić się na tym, żeby uratować chociaż pierwszą czwórkę.
Jednak, żeby to się udało, trzeba pokonać Manchester City, co będzie zadaniem arcytrudnym. Czy Solskjaer znalazł sposób na zażegnanie kryzysu swojego zespołu i będzie miał pomysł, jak skutecznie przeciwstawić się „The Citizens”? Odpowiedź na to pytanie poznamy po końcowym gwizdku dzisiejszych derbów.