Śląsk Wrocław coraz droższy w utrzymaniu. Miasto w pułapce własnych wydatków


7 sierpnia 2025 Śląsk Wrocław coraz droższy w utrzymaniu. Miasto w pułapce własnych wydatków
Michał Stawarz

Proces sprzedaży Śląska Wrocław utknął w miejscu. Inwestorzy nie zamierzają pokrywać kosztów, które przez lata generowało miasto. Brak porozumienia grozi tym, że Wrocław w przyszłym roku będzie musiał wydać na klub już nie 19, a nawet 30 milionów złotych. To efekt wieloletniego braku kontroli nad finansami i życia ponad stan, którego skutki dziś uderzają w samorząd.


Udostępnij na Udostępnij na

Proces sprzedaży Śląska Wrocław po raz kolejny utknął w martwym punkcie. Najnowsze doniesienia Marcina Torza pokazują, że kluczową przeszkodą są oczekiwania inwestorów wobec miasta. Zarówno Cezary Kucharski jak i Mariusz Iwański nie zamierzają brać na siebie pełnego ciężaru utrzymania Śląska. I trudno im się dziwić. Obaj negocjują z miastem w interesie Śląska ryzykując tym własne pieniądze.

Miasto stworzyło potwora, którego dziś nie potrafi okiełznać

Przez ostatnią dekadę Śląsk działał jak dziecko bez nadzoru. Koszty rosły szybciej niż przychody, a kolejne zastrzyki z miejskiej kasy tylko podtrzymywały iluzję stabilności. Efekty tej strategii widać dziś jak na dłoni – klub spadł z Ekstraklasy tuż po tym jak został wicemistrzem kraju. Tak zakończyła się zabawa budżetem bez żadnych mechanizmów samoograniczających.

Rachunek za tę politykę już się wystawia. Dziś Śląsk kosztuje Wrocław około 19 milionów rocznie. Jeśli jednak nie dojdzie do sprzedaży, a miasto wciąż będzie musiało samodzielnie pokrywać koszty, to w przyszłym roku możemy mówić już o kwocie bliskiej 30 milionom. Oczywiście nie możemy mieć też pewności, że to ostatnie słowo.

Takie koszty to efekt braku kontroli nad wydatkami, życia ponad stan i bardzo niskich przychodów na poziomie pierwszej ligi.

Żaden inwestor nie weźmie tego na siebie

Problem jest fundamentalny: inwestorzy nie przyjdą po to, by stać się bankomatami. Obaj oczekują, że miasto nadal będzie dorzucać około 10 milionów rocznie, bo inaczej rachunek ekonomiczny się nie spina. Mają w tym rację. Trudno wymagać od prywatnego właściciela, by wchodził w projekt, który przez lata generował koszty kompletnie oderwane od rzeczywistości.

Miasto, zamiast przez lata budować stabilny model działania klubu, pozwoliło na eskalację wydatków. Efekt? Wrocław znalazł się dziś w sytuacji, w której musi wybierać między kolejnym ratowaniem Śląska publicznymi pieniędzmi a zgodą na warunki inwestorów. Oni nie zamierzają przepalać własnych środków tylko dlatego, że samorząd nie liczył się z kosztami.

Gwarancje i zabezpieczenia? To jeszcze nie ten etap

Miasto wciąż oczekuje deklaracji i zabezpieczeń, których w tej fazie nikt racjonalny nie złoży.

W profesjonalnych negocjacjach dotyczących zakupu klubu – zwłaszcza takiego, który nie generuje przychodów i ma przerośnięte koszty – twarde gwarancje finansowe nie są udzielane na początku. Zanim pojawią się zabezpieczenia, musi być podpisana umowa przedwstępna, due diligence i szczegółowy harmonogram wejścia kapitałowego. Domaganie się „gwarancji” zanim cokolwiek zostało formalnie uzgodnione, jest próbą zamykania drzwi jeszcze przed ich uchyleniem.

Tym bardziej że – jak można usłyszeć w kuluarach – plan inwestycyjny Kucharskiego zakłada wpłatę 25 milionów złotych na przestrzeni dwóch lat. Pieniądze miałyby trafić bezpośrednio na konto nowo powołanej spółki, która przejęłaby Śląsk. W takim modelu to nie gwarancje są kluczowe, ale struktura transakcji, udział miasta i warunki dalszego finansowania.

Jak naprawdę wygląda sprzedaż klubu piłkarskiego

Wrocław formalnie ogłosił przetarg na sprzedaż Śląska Wrocław i postawił jasny warunek: 80 tysięcy złotych wadium dla każdego, kto chce wejść do gry. To jest uczciwe zabezpieczenie, które pokazuje, że kandydat traktuje sprawę poważnie.

Warto też jednak zrozumieć, czym to wadium jest, a czym nie jest. To nie gwarancja inwestycji na 25 milionów złotych, tylko bilet wstępu do dalszych rozmów. W przetargach publicznych to standard. Najpierw składa się oferty, później wybiera zwycięzcę, a dopiero na końcowym etapie pojawiają się twarde gwarancje. Przelewy, promesy bankowe, akty notarialne.

Jeżeli więc któryś z inwestorów przystąpił do przetargu, wpłacił wadium i złożył ofertę, to dopełnił wszystkich wymaganych formalności. Oczekiwanie więcej – np. pełnych gwarancji jeszcze przed wyborem oferty – to już nie troska o bezpieczeństwo transakcji, tylko biurokratyczna paranoja. Śląsk to klub do sprzedania, a nie stadion do wynajęcia na wesele.

📘 Podstawa prawna: Gwarancje w przetargu na sprzedaż Śląska

Sprzedaż udziałów w Śląsku Wrocław odbywa się w trybie przetargu publicznego, zgodnie z:

Rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 13 września 2004 r.
w sprawie szczegółowego trybu zbywania akcji i udziałów przez jednostki samorządu terytorialnego
(Dz.U. 2004 nr 207 poz. 2105)

🔹 § 6 ust. 1 i 2 – wskazuje, że jedynym wymaganym zabezpieczeniem przed przystąpieniem do przetargu może być wadium, wpłacane w pieniądzu.

🔹 § 9 – stanowi, że dopiero po wyborze najkorzystniejszej oferty prowadzi się negocjacje dotyczące warunków umowy, w tym ewentualnych gwarancji, terminów wpłat czy zabezpieczeń inwestycji.

➡️ Wniosek:
Wymaganie „twardych” gwarancji finansowych (np. promes bankowych, przelewów inwestycyjnych) przed wyborem inwestora nie wynika z przepisów i narusza zasadę przejrzystości procedury. Takie zabezpieczenia mają sens dopiero po rozstrzygnięciu przetargu.

Kto nie sprzeda, ten dopłaci… jeszcze więcej

Jeśli sprzedaż nie dojdzie do skutku, a klub pozostanie na barkach miasta, to za rok budżet Śląska może pochłonąć już nie 19, a 30 milionów złotych. To prosta matematyka: rosnące koszty, brak prywatyzacji i konieczność walki o powrót do Ekstraklasy. To po prostu nie może skończyć się dobrze.

Dziś trudno nie odnieść wrażenia, że Wrocław płaci cenę za lata politycznego zarządzania klubem. Dopóki nie pojawi się inwestor gotów wziąć odpowiedzialność za Śląsk na swoich zasadach, a nie na zasadach miasta ten licznik będzie bił coraz szybciej.

Tyle że czas właśnie się kończy. Miasto nie ma już luksusu tworzenia sztucznych problemów i piętrzenia wymagań. Nie może już udawać, że klub można sprzedać „czysto”, bez choćby symbolicznego wsparcia z publicznych środków. Taki scenariusz nie istnieje.

Ile Śląsk Wrocław jest jeszcze w stanie znieść?

Śląsk to spółka po przejściach, z długiem organizacyjnym i strukturalnym. Nie wystarczy jej sprzedać – trzeba ją jeszcze uporządkować. To wymaga współpracy, a nie ustawiania się w roli sędziego i kontrolera.

Jeśli miasto myśli, że wystawi klub na sprzedaż i natychmiast pozbędzie się kłopotu to znów ucieka w fikcję. Nowy inwestor będzie musiał przez pierwszy okres posprzątać ten sam bałagan, który Wrocław sam przez lata zbudował. Szczerze mówiąc, ten inwestor ma pełne prawo tego wsparcia oczekiwać. Choćby częściowego, choćby przejściowego – ale realnego. Tylko wtedy sprzedaż Śląska będzie miała sens. Tylko wtedy jest szansa, że przestanie on być finansowym balastem, a zacznie być projektem z potencjałem.

Dziś stawką nie jest już tylko przyszłość klubu. Stawką jest wiarygodność miasta jako partnera w jakimkolwiek procesie inwestycyjnym. Jeśli władze miasta tego nie zrozumieją to nie tylko nie sprzedadzą Śląska, ale też same jeszcze długo i dużo będą do niego dopłacać. To z kolei będzie powodować coraz większe straty dla miejskich decydentów. Nie tylko te finansowe, ale też wizerunkowe.

Komentarze
Jan (gość) - 1 sekunda temu

ale trzeba też zrozumieć ,że klub to nie zabawka czy kilogram śliwek .Kto chce być właścicielem,
musi się liczyć z kosztami/patrz Widzew/.Wydaje mi się ,że panowie kupcy chcieliby mieć klub
ale nie dalej firmy handluje go miasto.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze