Skarb kibica PKO Ekstraklasy: Legia Warszawa – nie ma marginesu


„Wojskowi” zachwycali w Europie, jednak zaniedbali własne podwórko. Mistrzostwo jest daleko

3 lutego 2024 Skarb kibica PKO Ekstraklasy: Legia Warszawa – nie ma marginesu
Janusz Partyka

Legia Warszawa ma sporą stratę do Śląska, wpływ na to ma poważny kryzys, który dotknął drużynę ze stolicy w październiku. Legia ma wiele niedociągnięć, tak wiele, że jeśli nie uległy one poprawie, o mistrzostwie trzeba zapomnieć. Wbrew pozorom na Łazienkowskiej mogło dojść do większej liczby zmian, niż myślimy.


Udostępnij na Udostępnij na

Legia Warszawa oczarowała grą w europejskich pucharach. Zwycięstwo z Aston Villą czy z AZ Alkmaar, oczywiście wyjście z grupy i gra wiosną. To wszystko stoi w kontraście do rozgrywek ligowych, które zostały niejako zaniedbane. „Wojskowi” tracą do Śląska Wrocław dziewięć punktów i zajmują piątą lokatę w tabeli. Nie jest to strata nie do odrobienia, jednak z obecną grą podopieczni Runjaica zespołu Magiery zwyczajnie nie dogonią.

Przygotowania do rundy wiosennej

Legia pierwszy sparing rozegrała 14 stycznia. Jej rywalem była Olimpia Elbląg, która została przez zespół Runjaica zwyczajnie zdemolowana. No bo jak inaczej nazwać zwycięstwo 6:0? Po zwycięstwie jeszcze na polskiej ziemi Legia swoje przygotowania przeniosła do Turcji, konkretniej do dobrze wszystkim znanego Belek. Tam zagrała jeszcze trzy mecze. Pierwszy z Ordabasami Szymkent, z którymi Legia musiała się zmierzyć na drodze do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Ten sparing również wygrała, tym razem wynikiem 1:0. Następnie były jeszcze starcia z Rapidem Wiedeń (1:1) oraz Dynamem Kijów (3:1). Już po powrocie do Polski w Legia Training Center „Wojskowi” zmierzyli się ze Stalą Rzeszów. Stołeczni wygrali 3:1, a bramki dla nich zdobyli Muci, Pekhart i Ribeiro.

Z zawodników perspektywicznych zawsze korzysta się na tego typu zgrupowaniach, jednak warto odnotować ich wkład. Kibiców Legii może cieszyć fakt, że trochę minut uzbierał Filip Rejczyk, który może dostawać szanse w meczach ligowych. Plusa przy swoim nazwisku na pewno zanotuje również Wojciech Urbański, który w starciu z Olimpią Elbląg zdobył bramkę. Z dobrej strony pokazał się również Jan Ziółkowski. Tacy zawodnicy jak Adkonis czy Żewłakow to jest jeszcze melodia przyszłości.

Czystka i brak nowych twarzy

Warszawę opuściło zdecydowanie więcej graczy, niż do niej przybyło. Prawdą jednak jest, że odejścia to w większości czyszczenie kadry z graczy niepotrzebnych lub odejścia na plus. Z klubu odeszło trzech zawodników z pola, którzy w ogóle nie grali, czyli Sokołowski, Rose i Pich. Do tego na wypożyczenia wysłano Kobylaka, Strzałka i Misztę, ostatniego z klauzulą wykupu. Makana Baku również odszedł na wypożyczenie do OFI Kreta, ale ten ruch to raczej tylko transfer na przeczekanie i w lecie Niemiec znowu będzie szukał klubu. Legię na rzecz Termaliki opuścił również Jakub Jędrasik, warszawiacy mają jednak prawo do jego pierwokupu.

Jednak największym osłabieniem, wśród tych wszystkich graczy realnie jedynym, będzie brak Bartosza Slisza. Polak pełnił w drużynie wicemistrza Polski bardzo ważną rolę i po prostu trudno sobie wyobrazić kogoś, kto by wszedł w jego buty. Niby Legia pozyskała na jego miejsce Qendrima Zybę, ale czy Kosowianin będzie taki jak Slisz? Mamy co do tego wątpliwości. Oczywiście statystyki pokazują, że Zyba nie musi być złym piłkarzem, ale poprzeczka zawieszona jest przez Slisza naprawdę wysoko. Jeśli chodzi o warunki, na jakich przybył do Polski reprezentant Kosowa, to początkowo miał to być transfer definitywny, jednak ze względu na problemy i niepewność przy testach medycznych Legia zdecydowała się na wypożyczenie z opcją kupna na kolejne dwa i pół roku.

Do stolicy Polski przybył jeszcze jeden zawodnik – 26-letni Japończyk, Ryoya Morishita. On również został wypożyczony i również ta umowa zawiera opcję kupna. Jednak w przeciwieństwie do Zyby Morishita jest wypożyczony do końca roku, a nie sezonu. Japończyk pokazał się już z dobrej strony w sparingach, w których notował asysty. Piłkarz wypożyczony z Nagoyi Grampus to prawy wahadłowy, będzie rywalizował na pozycji z Pawłem Wszołkiem.

– Doskonale wiemy, co potwierdziło się dziś, że nominalna prawa strona jest dla Morishity, potwierdził to też czwartkowy sparing, w którym chcieliśmy go także sprawdzić na lewym wahadle. Dziś nie zapadnie żadna decyzja odnośnie do tego, czy może tam rywalizować. Zdajemy sobie sprawę, że jest w stanie grać na lewej stronie, na której występował już wcześniej. Musi się zaaklimatyzować, zaadaptować do naszego zespołu i funkcjonować na tzw. nodze przeciwnej do wiodącej – mówił po sparingu z Rapidem Wiedeń Patryk Małecki, asystent trenera Legii Warszawa.

Czy Legia potrzebuje jeszcze jakichś wzmocnień? Czysto teoretycznie wszystkie pozycje są dobrze obsadzone, jeśli chodzi o nazwiska i ich liczbę. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że atak nie funkcjonuje tak, jak powinien i może to wynikać z ustawienia niektórych piłkarzy. Kosta Runjaic ma do dyspozycji kilku napastników, najbardziej poszkodowany wydaje się być Marc Gual, który przez to nie gra na nominalnej pozycji. Być może przydałby się ktoś, kto podniesie poziom rywalizacji w środku pola.

Legia w statystykach

Jeśli chodzi o statystyki, to Legia mając takich zawodników z przodu, mówiąc delikatnie, nie porywa. 29 goli w lidze to dopiero szósty najlepszy dorobek. Jeśli chodzi o bramki stracone, bramkarz Legii musiał wyciągać piłkę z siatki 23 razy i jest to wynik na poziomie Radomiaka, gorszy od np. Korony Kielce. Śmieszny jest również fakt, że ex aequo najlepszym strzelcem Legii jest Pekhart z sześcioma golami. Trzy z nich strzelił w pierwszej kolejce przeciwko ŁKS-owi.

„Wojskowi” mają też bardzo wysoki procent posiadania piłki, ponieważ wynosi on 61%. Również zaliczają celne podania, średnia wynosi 84%. Jeśli chodzi o strzelców, jak już pisaliśmy, podopieczni Runjaica mają z tym problem. Najlepsi pod tym względem Josue i Pekhart mają po sześć trafień. W kwestii asyst przewodzi Paweł Wszołek, który ma ich na koncie sześć.

Przewidywana jedenastka

Nikogo nie zaskoczymy, jeśli napiszemy, że Legia będzie wciąż występować w formacji z trójką z tyłu. Będzie to najpewniej formacja 3-4-2-1. Zaczynając od bramki, nie ma możliwości, by stanął w niej ktoś inny niż Kacper Tobiasz. Oczywiście w kilku meczach szansę dostanie Dominik Hładun, gdyż tak zapewnił go Kosta Runjaic. Jednak młody bramkarz Legii jest w zasadzie nie do wygryzienia i to nie tylko ze względów czysto sportowych, bo Hładun często mógłby naciskać na młodszego kolegę. Tobiasz jest promowany, Legia liczy w przyszłości na zysk z transferu wychodzącego.

Trójka, którą Legia będzie grała z tyłu, jest stosunkowo łatwiejsza do przewidzenia niż przed początkiem sezonu. Można było się zastanawiać, jaką rolę będzie odgrywał Jędrzejczyk czy przecież dopiero przychodzący Kapuadi i Burch. Po rundzie jesiennej już wiemy, jak to wyglądało i będzie wyglądać. Najbardziej domyślne zestawienie to Ribeiro jako półlewy stoper, Kapuadi w środku i Augustyniak na prawej stronie. Oni grali najwięcej, w przypadku Augustyniaka trochę ograniczała go kontuzja, jednak po jej wyleczeniu wrócił na stałe do składu. Pankov będzie często zmieniał jednego z nich, bo wcale nie prezentował się źle. Artur Jędrzejczyk ma już swoje lata, a Marco Burch na razie nie jest najlepszym transferem. Oczywiście każdy z nich otrzyma swoje minuty.

Na lewej stronie formalnością wydaje się podstawowy skład dla Patryka Kuna. Chociaż oczywiście nie jest on wiodącą postacią w stolicy Polski, jest jednak solidny i to musi wystarczyć do wygrania rywalizacji z Gilem Diasem. Portugalczyk często zaliczał dziwne błędy i przechodził obok spotkań. Do tego pamiętajmy, że Kun jest przy Łazienkowskiej na stałe, Dias jest zaledwie wypożyczony.

Środek pola będą tworzyć Juergen Elitim i Qendrim Zyba. Kolumbijczyk prezentuje się na tyle dobrze, że jego pozycja nie może być zagrożona. Natomiast Zyba wchodzi do klubu w raczej komfortowych warunkach po odejściu Slisza, bo uraz leczy doceniany przez Runjaica Celhaka. Bartosz Kapustka, choć oczywiście zmagał się z problemami zdrowotnymi, to w tym sezonie w PKO Ekstraklasie nie zaczął ani jednego meczu od pierwszej minuty. Reszta pomocników w klubie jest za mało doświadczona, aby móc rywalizować o miejsce w składzie.

Choć dobrze w sparingach pokazał się Ryoya Morishita, to na razie Pawła Wszołka z wahadła nie wygryzie. Choć musimy też pamiętać, że w razie potrzeby Japończyk może być wykorzystany na lewej stronie, o czym przecież też wspominano. Trzymajmy się jednak nominalnej pozycji, na której gra bardzo dobry zawodnik. Stąd musielibyśmy poczekać na słabsze mecze Wszołka, a wtedy Morishita musi wykorzystać szansę.

Na pozycjach dwóch ofensywnych pomocników za napastnikiem również bez niespodzianek – Josue i Muci, chociaż często grał tam też Marc Gual, czego słuszność wiele razy podawano w wątpliwość. Josue musi, ma opaskę kapitańską i wciąż niebywałą jakość. Muci natomiast na przestrzeni sezonu poczynił ogromne postępy i zwyczajnie nie ma opcji, aby nie był pierwszym wyborem.

Na szpicy natomiast na 100% pierwszy będzie ktoś z dwójki Kramer/Pekhart. W sparingach grali niemal po równo. Za to Marc Gual, którego przeniesienie na nominalną pozycję rozważano, w meczach kontrolnych nadal występował w nienaturalnym dla siebie miejscu. My skłaniamy się do zdania, że pierwszym napastnikiem będzie Pekhart, który jest ceniony przez Kostę Runjaica.

Komentarze
Odpowi Adam (gość) - 3 miesiące temu

Sklad to jedno, a sposob gry to drugie. System, ktorym Legia grala latem zostal rozpracowany i przestal sie sprawdzac jesienia. Jesli wojskowi nie zaprezentuja nowych rozwiazan, jesli nie poprawili stalych fragmentow gry (a to przeciez podstawa!), to ciezko dobrze im wrozyc.

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze