Gdy zespół znajduje się w dużych tarapatach, a w oczy zagląda widmo spadku, działacze często odchodzą od wcześniej obranej koncepcji. Zmieniają menedżera, zatrudniając szkoleniowca doświadczonego w walce o utrzymanie. Właśnie tym sposobem do Premier League powrócił owiany złą sławą Sam Allardyce. Powrócił z hukiem, bo zamiast ratować West Bromwich Albion przed degradacją, ciągnie zespół z The Hawthorns na dno. Konsekwentnie, krok po kroku.
Afera związana z chęcią przyjęcia przez Sama Allardyce’a łapówki za pomoc w obejściu przepisów szybko zakończyła przygodę szkoleniowca ze stanowiskiem selekcjonera reprezentacji Anglii. Wiele osób odetchnęło wtedy z ulgą. Przede wszystkim ze względu na fakt, że sama nominacja krnąbrnego trenera wywołała mieszane uczucia. Selekcjoner angielskiej kadry powinien być przecież bez skazy, a Sama Allardyce’a pod wspomnianą kategorię podciągnąć nie można.
The FA can confirm that Sam Allardyce has left his position as @England manager. Full statement: https://t.co/oFu7dMn8CH
— England Football (@EnglandFootball) September 27, 2016
Dodatkowo był on kandydatem jakby na siłę wziętym pod uwagę. Po prostu na bezrybiu i rak ryba. Nie bardzo było kogo mianować, więc najważniejszą posadę w angielskim futbolu otrzymał Sam Allardyce. Kadrę „Sons of Albion” powinien przecież trenować rodak. Przynajmniej według FA, która kontraktując obecnego menedżera West Bromwich Albion, sama prosiła się wtedy o kłopoty. A te szybko nadeszły w postaci wspomnianej afery.
(Nie)chciany Sam Allardyce
Po zwolnieniu z funkcji selekcjonera Sam Allardyce otrzymał wilczy bilet od mediów. Łatkę trenera skorumpowanego, który jest skory do korzystania z niedozwolonych rozwiązań. Tak szkoleniowiec był postrzegany przynajmniej przez brytyjską prasę. Fatalny PR nie przeszkodził jednak „Big Samowi” zostać jeszcze w tym samym roku menedżerem Crystal Palace. Będąc pod ścianą, londyńczycy nie kręcili nosem na otoczkę wokół osoby Sama Allardyce’a. PR zszedł na boczny plan, bo w oczy zaglądała degradacja.
Z podobnego założenia w obecnej kampanii musieli wyjść także działacze West Bromwich Albion. Klub z The Hawthorns postanowił odkurzyć kontrowersyjnego menedżera. Po co? To wiedzą tylko włodarze WBA. W obliczu niezadowalających rezultatów projekt Slavena Bilicia poszedł do kosza, a na scenę wkroczył Sam Allardyce. Z hukiem, bo zamiast ratować zespół przed degradacją, ciągnie West Bromwich Albion na dno. Konsekwentnie, krok po kroku.
4 – With no club has Sam Allardyce won fewer points (1 – level with C. Palace) or conceded more goals (13) after his first four Premier League games in charge than he has with West Brom. Awakening. pic.twitter.com/CNaP0wLKHK
— OptaJoe (@OptaJoe) January 2, 2021
Zaledwie jeden zdobyty punkt w czterech ligowych spotkaniach mówi sam za siebie. Dotychczasowy dorobek byłby jeszcze do obrony, bo podobny start menedżer zanotował także w Crystal Palace. Bilans bramkowy 1:13 rozwiewa jednak wszelkie wątpliwości. Było źle, a jest jeszcze gorzej. Co istotne, na własne życzenie włodarzy West Bromwich Albion, bo „Big Sama” ktoś przecież zatrudnił.
Może po części mając nadzieję, że dzięki wieloletniemu doświadczeniu Sam Allardyce wyciągnie zespół na prostą. Tak jak zrobił to w Crystal Palace. Powody są już jednak nieistotne, bo mleko się rozlało. Jak wielkie będą szkody? To zależy od cierpliwości włodarzy klubu z The Hawthorns do obecnego menedżera. „Big Sam” zapewnia, że zespół nie prezentuje się jeszcze zgodnie z jego filozofią gry. Jeśli włodarze „The Baggies” kupią tłumaczenia szkoleniowca, to za kilka kolejek zespołowi z The Hawthorns najprawdopodobniej będzie potrzebny prawdziwy ratownik. Tym bardziej że rywale w walce o utrzymanie nie śpią.
Odgrzewany kotlet
Cała sytuacja z zatrudnieniem Sama Allardyce’a przez West Bromwich Albion przypomina nieudolną próbę wskrzeszenia kariery krnąbrnego menedżera. Odgrzewany kotlet, na który nikt nie ma już apetytu. Fatalny start szkoleniowca na The Hawthorns tylko potwierdza, że czas „Big Sama” w Premier League już bezpowrotnie przeminął.
Full-time at The Hawthorns.#WBAARS | @eToro
— West Bromwich Albion (@WBA) January 2, 2021
Jakby sobie jednak nie zdawali z tego sprawy włodarze WBA. W momencie kryzysu zatrudnili szkoleniowca, którego warsztat od dawna mija się z obecnie panującymi realiami w angielskiej ekstraklasie. Po co? To pytanie zapewne zadadzą sobie sami, jeśli tylko seria fatalnych rezultatów zostanie podtrzymana. A istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że tak właśnie się stanie.
Mniej istotne, ale też ciekawe:
- W obecnym sezonie Son Heung-min wraz z Harrym Kane’em znajdują się w świetnej dyspozycji. W wygranym spotkaniu z Leeds United, licząc wszystkie rozgrywki, Koreańczyk z Południa zdobył setną bramkę w barwach Tottenhamu Hotspur. Kapitalny wynik i świetna historia, bo przecież jeszcze ponad dwa lata temu zawodnikowi realnie groziło przerwanie kariery z powodu odbycia obowiązkowej służby woskowej. Ostatecznie dzięki zwycięstwu w igrzyskach azjatyckich otrzymał jednak zwolnienie, dzięki któremu osiągnięty wyczyn stał się w ogóle możliwy.
100 – Son Heung-min has scored his 100th goal in all competitions for Tottenham, with only Harry Kane (169) scoring more for the club since his debut in September 2015. Milestone. #TOTLEE
— OptaJoe (@OptaJoe) January 2, 2021
- Strata punktów przez Liverpool w dwóch kolejnych spotkaniach ligowych sprawiła, że wyścig o tytuł nabiera rumieńców. Manchester United tylko gorszym bilansem bramkowym ustępuje w tabeli mistrzom Anglii. Sąsiedzi „Red Devils”, Manchester City, ewidentnie wrzucili natomiast wyższy bieg. Sezon znajduje się prawie na półmetku, lecz minimalne różnice punktowe sprawiają, że druga część kampanii przyniesie olbrzymie emocje. To spora odmiana w porównaniu do poprzednich lat – wyścigu dwóch zespołów o mistrzostwo czy samotnej ucieczki Liverpoolu.