240 meczów, niemal 11 miesięcy (ze względu na przerwę związaną z pandemią koronawirusa) zmagań, niezliczona liczba wybieganych kilometrów. Runda zasadnicza PKO Ekstraklasy dobiegła końca, każda z drużyn rozegrała pod dwa spotkania ze wszystkimi rywalami, zatem przed rozpoczęciem końcowej fazy rozgrywek można wyciągnąć już pierwsze wnioski. Jak w takim razie 30 rozegranych kolejek wyglądało pod względem statystycznym?
Do rozegrania pozostało siedem spotkań, do zdobycia zatem 21 punktów. Najlepszą pozycję wyjściową ma warszawska Legia, jedną nogą w 1. lidze jest już zaś ŁKS. W teorii więc wiemy już sporo, w praktyce wszystko może się jeszcze odwrócić do góry nogami i końcowe rozstrzygnięcia mogą okazać się bardziej zaskakujące, niż na w tej chwili się zapowiada.
Powtórka sprzed roku?
Po 30 kolejkach PKO Ekstraklasy Legia Warszawa z dorobkiem 60 punktów wyprzedza o siedem oczek drugi w tabeli Piast Gliwice. Dla tych z lepszą pamięcią sytuacja może wydawać się znajoma. Otóż przed rokiem po fazie zasadniczej zespoły Lechii Gdańsk oraz właśnie Legii Warszawa miały taką samą przewagę punktową nad późniejszym mistrzem kraju – Piastem Gliwice. Co więcej, wówczas stołeczny klub miał w dorobku, tak jak obecnie, 60 punktów, a drużyna Waldemara Fornalika – 53 – dokładnie tyle, ile teraz. Czy to może być zatem zapowiedź powtórki z rozrywki i ponownego włączenia się do walki o mistrzostwo Polski przez śląski klub?
Przed rokiem jednak kluby bijące się o mistrza były trzy. Mistrzostwo kraju w sezonie 2019/2020 zdobędzie zaś prawdopodobnie ktoś z dwójki Legia Warszawa, Piast Gliwice. Śląsk Wrocław oraz Lech Poznań do klubu ze stolicy tracą już 11 punktów, zatem trudno spodziewać się, że taką stratę będą jeszcze w stanie odrobić. I choć zewsząd słyszy się głosy o potędze „Wojskowych” w obecnej kampanii, to z całą pewnością Piast, mający identyczną sytuację przed fazą finałową jak rok temu, nie złoży na koniec sezonu broni.
Od sezonu 2013/2014, kiedy to wprowadzono system rozgrywek ESA-37, tylko raz zdarzyło się, żeby lider rozgrywek po 30 kolejkach zgromadził więcej niż 60 punktów. Było to właśnie w kampanii inaugurującej nowy format ekstraklasy, gdy Legia po fazie zasadniczej miała już na swoim koncie 63 punkty. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie sezony w strukturze ESA-37, 60-punktowy dorobek Legii z obecnej kampanii po 30 kolejkach jest jednym z lepszych wyników.
Jak doskonale widać, od dawna lider ekstraklasy po 30 kolejkach nie miał tak korzystnej sytuacji. Należy pamiętać, że mimo 10-punktowej przewagi Legii nad wiceliderem w sezonie 2013/2014 klubowi ze stolicy po podziale punktów po fazie zasadniczej zostały tylko 32 oczka. Zatem jego dorobek był tylko o pięć punktów lepszy niż Lecha Poznań, któremu po podziale zostało 27 punktów.
Porównując z zeszłym sezonem, Legia znacznie lepiej wypada pod względem strzeleckim. Przez 30 kolejek ubiegłej kampanii warszawiacy nie dobili do granicy 50 strzelonych goli, w tym roku zaś z dorobkiem 63 zdobytych bramek są jak na razie najlepszą ofensywą ligi. A przecież najlepszy strzelec stołecznego klubu – Jarosław Niezgoda (14 goli) – od zimy nie gra już przy Łazienkowskiej.
Kandydaci do spadku
Sezon 2019/2020 jest pierwszym w ekstraklasie, po którym z rozgrywkami pożegnają się nie dwa, ale trzy kluby. Co za tym idzie – dla zespołów walczących w dolnej części tabeli kwestia utrzymania jest w tym roku nieco bardziej skomplikowana, a sam cel trudniejszy do osiągnięcia. I już w tej chwili nietrudno wskazać co najmniej jedną ekipę, która sezon 2020/2021 prawdopodobnie rozpocznie już w rozgrywkach Fortuna 1. Ligi.
Mowa rzecz jasna o Łódzkim Klubie Sportowym, który przez 30 spotkań zaliczył zaledwie pięć zwycięstw i z dorobkiem 21 punktów okupuje dno tabeli PKO Ekstraklasy. Sytuacja jest o tyle trudna (żeby nie powiedzieć beznadziejna), że do 13. miejsca, które gwarantuje utrzymanie, łodzianie w tym momencie tracą już 14 punktów. A zważając na fakt, że możliwych do zdobycia zostaje 21 oczek, to wydaje się, że rozsądniejsze ze strony trenera Stawowego będzie potraktowanie pozostałych meczów w kategoriach sparingów przed następnym sezonem aniżeli heroicznych starć o pozostanie na najwyższym szczeblu.
Od czasu wejścia w życie formatu rozgrywek ESA-37 ŁKS po 30 kolejkach ma najgorszy dorobek punktowy ze wszystkich klubów, które po fazie zasadniczej były na ostatnim miejscu w tabeli. Co więcej, od sezonu 2013/2014 tylko raz zdarzyło się, żeby klub będący po 30 meczach na dnie ekstraklasy nie pożegnał się na koniec sezonu z rozgrywkami. Krótko mówiąc, „Rycerze Wiosny” są na wylocie z PKO Ekstraklasy i trudno wierzyć, żeby cokolwiek było w stanie uchronić łodzian przed spadkiem.
Od dłuższego czasu wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że kwestia utrzymania poza Łódzkim Klubem Sportowym rozegra się między Arką Gdynia, Koroną Kielce a Wisłą Kraków. W najlepszej pozycji wyjściowej jest zespół Artura Skowronka, który zajmuje ostatnie bezpieczne miejsce w tabeli, mając przy tym pięciopunktową przewagę nad 14. Koroną. Pewne utrzymania nie mogą być jak na razie zespoły Wisły Płock oraz Zagłębia Lubin, które od miejsca spadkowego dzieli osiem punktów. W ich wypadku jednak musiałby nastąpić swego rodzaju kataklizm, który doprowadziłby do gry w przyszłym sezonie na zapleczu ekstraklasy.
Ciekawym przypadkiem w sezonie 2019/2020 jest Korona Kielce, która jak dotąd przez 30 meczów strzeliła marne 21 goli, co daje haniebną średnią 0,7 gola na mecz. Kielczanie jak dotąd bramki zdobywali równo w połowie rozegranych spotkań, a tylko dwa razy zdarzyło się, żeby w meczu strzelili co najmniej dwa gole. Chluby nie przynosi także fakt, że najlepszy strzelec klubu – obrońca (!) Adnan Kovacević – do bramki rywali trafił w sezonie ligowym pięć razy, z czego czterokrotnie dzięki rzutowi karnemu.
Marsz po strzelecki rekord
Duńczyk Christian Gytkjaer, strzelając trzy gole Koronie Kielce, obwieścił światu, że będzie chciał zbliżyć się do rekordu XXI wieku Nemanji Nikolicia pod względem strzelonych goli w jednym sezonie ekstraklasy. Napastnik Lecha Poznań przez 30 kolejek zgromadził 20 goli i do wyczynu reprezentanta Węgier z sezonu 2015/2016 brakuje mu ośmiu trafień. Z pewnością zadanie jest o tyle trudniejsze, że Duńczykowi przyjdzie się mierzyć z obrońcami klubów bijących się o europejskie puchary, a nie o utrzymanie. Zatem na podobną uprzejmość jak ze strony stoperów Kovacevicia i Tzimopoulosa nie ma już raczej co liczyć.
Co jednak nie sprawia, że szanse Gytkjaera na nowy rekord są przekreślone. Co więcej, reprezentant Danii ma w porównaniu z wieloma innymi piłkarzami, którzy próbowali zbliżyć się do wyniku Nikolicia, lepszą pozycję wyjściową. Choć oczywiście to właśnie świetną grą w fazie zasadniczej Węgier dał sobie szansę na wyśrubowanie rekordu, przed ostatnimi siedmioma kolejkami ligi miał już bowiem na swoim koncie strzelonych 25 goli.
Czy Gytkjaer nawiąże do skuteczności Nikolicia sprzed czterech sezonów, czy też nie, i tak najprawdopodobniej zostanie królem strzelców PKO Ekstraklasy. I możemy już o tym mówić ze sporą dozą pewności ze względu na to, że konkurencja imponująca nie jest. Dość powiedzieć, że najbliżej Duńczyka pod względem strzeleckim są Jorge Felix oraz … Jarosław Niezgoda (oboje po 14 goli), który przecież zimą zamienił Warszawę na Portland.
Na próżno oprócz Niezgody szukać w czubie tabeli strzelców Polaka. Jeszcze niedawno najskuteczniejszym z polskich piłkarzy grających w ekstraklasie był 37-letni Paweł Brożek, ale o dwa trafienia wyprzedza go obecnie Piotr Parzyszek, który zgromadził 10 goli w tym sezonie. Martwiący jednak jest fakt, że w najlepszej piętnastce strzelców jest zaledwie trzech Polaków, a chociażby pięciu Hiszpanów. Ponadto z polskich piłkarzy młodego pokolenia, którzy mieli co najmniej przyzwoitą skuteczność strzelecką, znaczna większość gra już za granicą. Oprócz Jarka Niezgody mający po siedem goli jesienią Adam Buksa i Patryk Klimala grają już poza Polską, a wydaje się, że w tak dynamicznym tempie rozwijający się 18-letni Bartosz Białek także może już od przyszłego sezonu nie reprezentować polskiego klubu.
Najlepsi i najgorsi rundy zasadniczej
Tabela w obecnym sezonie ułożyła się wyjątkowo schematycznie – lider strzelił najwięcej goli, ostatni klub stracił ich najwięcej. Legia Warszawa zdobywała średnio ponad dwa gole na mecz, łącznie strzeliła ich 63. Co ciekawe, tylko dwa kluby w fazie zasadniczej przebiły granice 50 trafień – oprócz Legii tylko Lechowi udało się przekroczyć ten próg (55 goli). Odwrotnie proporcjonalna skuteczność bramkowa to wcześniej wspomniana Korona – 21 bramek ze średnią 0,7 gola na mecz.
PKO Ekstraklasa na ostatniej prostej – podsumowujemy rundę zasadniczą
Jak nie bronić własnej bramki, usilnie przez 30 spotkań pokazywał ŁKS. 53 stracone gole, z czego niezliczona ilość na własne życzenie i z własnych błędów. Czyste konto łodzianie zachowali zaledwie pięć razy w ciągu całej fazy zasadniczej, a obrazek krzyczącego ze złości Arkadiusza Malarza po zobaczeniu piłki wpadającej do łódzkiej bramki jest już w zasadzie symbolem defensywnej bezradności beniaminka ekstraklasy.
Najszczelniejszą obroną może się zaś pochwalić obecny mistrz Polski – Piast Gliwice – który piłkę z siatki wyjmował jak dotąd tylko 26 razy, a stojący między słupkami Frantisek Plach czyste konto zachował 13 razy. Solidna postawa defensywna wraz z bardzo dobrą formą na przestrzeni ostatnich tygodni mogą po raz kolejny zapewnić podopiecznym Waldemara Fornalika walkę o mistrzostwo kraju.
Drugi z beniaminków – Raków Częstochowa – może pochwalić się swoim przedstawicielem na czele klasyfikacji asystentów. Petr Schwarz w fazie zasadniczej zaliczył aż osiem asyst – najwięcej ze wszystkich piłkarzy PKO Ekstraklasy. Po siedem ma ich w tym momencie aż pięciu innych zawodników – Dani Ramirez, Sergiu Hanca, Filip Starzyński, Alan Czerwiński oraz Paweł Wszołek. Szczególnie wynik tego ostatniego zasługuje na duże uznanie, gdyż swoje pierwsze spotkanie w barwach Legii rozegrał dopiero w 11. kolejce rozgrywek.
Nowy lider klasyfikacji! 🆙
— PKO BP Ekstraklasa (@_Ekstraklasa_) June 15, 2020
Minął rok, a w hierarchii klubów ekstraklasy nie doszło w zasadzie do żadnych przetasowań. Względem czołowej ósemki po fazie zasadniczej zeszłego sezonu w obecnej kampanii zmienił się tylko jeden klub. Będący w tej chwili na trzecim miejscu w tabeli Śląsk Wrocław rok temu po 30. kolejkach okupował… 13. miejsce. Aż trudno pomyśleć, że przed sezonem klub z Dolnego Śląska bił się o utrzymanie, a teraz będzie walczył o europejskie puchary.
Miejsce Śląska w czołowej ósemce przed rokiem zajmowało Zagłębie Lubin, które sezon skończyło na 6. lokacie. Zespół Martina Seveli zaliczył jednak spory regres i teraz zamiast walki o eliminacje do Ligi Europy przypadną mu potyczki z drużynami z dolnej części tabeli. Raków Częstochowa mógł przerwać niefortunną passę beniaminków i bić się na koniec sezonu w górnej ósemce, ale w zasadzie na własne życzenie pozbawił się szansy na grę z najlepszymi klubami PKO Ekstraklasy.