Reprezentacja Polski i jej defensywa na Euro 2020, czyli cyrk na kółkach


Polska odpada z mistrzostw Europy, a my wzięliśmy pod lupę polskich obrońców

24 czerwca 2021 Reprezentacja Polski i jej defensywa na Euro 2020, czyli cyrk na kółkach
PressFocus

Oficjalnie reprezentacja Polski odpada z mistrzostw Europy 2020. W grupie E nie udało nam się wygrać ani jednego spotkania. Fazę grupową kończymy z jednym remisem z teoretycznie najmocniejszą Hiszpanią i dwoma porażkami ze Szwecją i Słowacją. Ta druga reprezentacja z Hiszpanami przegrała aż 0:5, a my przegraliśmy ze Słowakami 2:1. Co poszło nie tak i dlaczego była to akurat formacja defensywna?


Udostępnij na Udostępnij na

Linia ataku była naszym mocnym punktem, głównie za sprawą najlepszego piłkarza świata, czyli Roberta Lewandowskiego. Wystarczyło to, aby zremisować z Hiszpanią i pierwszy raz od siedmiu miesięcy ktoś strzelił dwie bramki reprezentacji Szwecji. Z kolei druga strona boiska na turniej kompletnie nie dojechała.

Tymoteusz Puchacz

Nasze wahadła nie zaimponowały równą formą. Podstawowi zawodnicy na tej pozycji, czyli Tymoteusz Puchacz i Kamil Jóźwiak, nie mogą być do końca zadowoleni ze swojej gry na tym turnieju. Zawodnik Unionu Berlin pokazał charakter i wolę walki. Momentami jednak zabrakło chłodnej głowy. Tymoteusz Puchacz często podpalał się i tracił piłkę, próbując stworzyć coś z efektem WOW. Niestety umiejętności nie pozwoliły. W meczu z Hiszpanami zagrał dobre zawody, tak samo jak większość zawodników.

Często próbował tworzyć akcje od tyłu, ale równie często zapominał, że Marcos Llorente i reszta Hiszpanów jest na nieco wyższym poziomie niż jego dotychczasowi przeciwnicy z ekstraklasy. W polskiej lidze był w stanie minąć trzech lub czterech piłkarzy drużyny przeciwnej, ale taki manewr nie zadziałał w meczu o wszystko. Jednak mieliśmy skupić się na defensywie i tu spisał się wyśmienicie. Gdy akcje reprezentacji Hiszpanii szły jego stroną, sprawnie gasił pożar pod naszym polem karnym. Imponował szybkim doskokiem do rywala, dobrym ustawieniem i odbiorem. Całkowicie wyłączył prawą stronę Hiszpanów i być może najwszechstronniejszego gracza na świecie, Marcosa Llorente.

Kamil Jóźwiak

Nominalnie skrzydłowy, ale w reprezentacji selekcjoner Paulo Sousa widzi go na prawym wahadle. W sezonie 2020/2021 liczbami nie imponował, ale gdy grał w reprezentacji Polski, był zupełnie innym zawodnikiem. Zazwyczaj wchodził z ławki i odmieniał grę polskiej reprezentacji w obronie i ataku. Tymi występami wywalczył sobie miejsce w pierwszej jedenastce na Euro 2020.

Pierwszy mecz ze Słowacją zaczął od fatalnego w skutkach błędu. Lewą stroną ruszył Mak, bronili Bereszyński i Jóźwiak. Właśnie były gracz Lecha Poznań odpuścił obronę, ponieważ był pewny, że Bartosz Bereszyński odbierze piłkę. Przeliczył się, a resztę wydarzeń już znamy. Przy drugiej bramce Słowaków również nie był bez winy. Reprezentacja Polski odpuściła krycie indywidualne, a gdy piłka spadła pod nogi Skriniara, ten miał dużo czasu, aby przyjąć i ustawić sobie piłkę. Wszyscy obrońcy, w tym Kamil Jóźwiak, doskoczyli do rywala zbyt późno i przegraliśmy 2:1.

Hiszpania, czyli wyjątek, który potwierdza regułę. Do tej pory najlepszy mecz Polaków pod wodzą Paulo Sousy i jedyny, który wyszedł nam na tegorocznych mistrzostwach Europy. Wyjątek od reguły, ponieważ zagraliśmy odważnie, szybko, skutecznie – zupełnie jak nie reprezentacja Polski. Wszyscy, łącznie z byłym piłkarzem Lecha Poznań, doskonale spełniali swoje zadania w defensywie i ofensywie. Dodatkowo asystę przy golu na 1:1 Roberta Lewandowskiego zaliczył Kamil Jóźwiak.

Ostatnie spotkanie, mecz nadziei, mecz o wszystko w Sankt Petersburgu ze Szwecją był kolejnym niewypałem. Prawy wahadłowy reprezentacji Polski zagrał fatalnie. Zawinił przy golu na 0:1, dając ograć się Forsbergowi jak dziecko. W ofensywie nie pokazał zbyt wiele, oprócz nic niedających i wiecznie lecących za daleko dośrodkowań. Słusznie został zmieniony w drugiej połowie.

Maciej Rybus

Naszym obowiązkiem jest o nim wspomnieć, ponieważ pierwsze spotkanie zaczął w podstawowym składzie. Miejsce szybko stracił na rzecz Tymoteusza Puchacza. Występ ten w jego wykonaniu nie był meczem marzeń, ale zagrał lepiej od większości swoich reprezentacyjnych kolegów. Dobrze podłączał się do akcji ofensywnych i szybko wracał do obrony. Przy golu Karola Linetty’ego zaliczył asystę, dzięki której znów mogliśmy wierzyć w pozytywne zakończenie meczu Polska – Słowacja. Maciej Rybus więcej nie pojawił się na placu gry.

Kamil Glik

Lider z prawdziwego zdarzenia. Jeden z trójki Lewandowski, Zieliński, Glik, do których możemy mieć najmniej pretensji. Choć pierwsza bramka dla Słowaków padła w dużej mierze dzięki jego dotknięciu piłki, to naturalną koleją rzeczy jest to, że obrońca próbuje zablokować strzał. Nie udało się, mówi się trudno. W spotkaniu z Hiszpanami był liderem z prawdziwego zdarzenia. Krzyczał, dyrygował, ustawiał kolegów z bloku defensywnego, jednym słowem dwoił się i troił, aby zapobiec stracie gola. Na boiskach w Rosji i Hiszpanii zobaczyliśmy starego, dobrego Kamila Glika jak za najlepszych lat w AS Monaco. Oby nie zabrakło sił, bo bez niego nasz blok defensywny nie istnieje.

Jan „Husaria” Bednarek

Najgłośniej o polskim obrońcy występującym na co dzień w Southampton zrobiło się po słynnej już wypowiedzi, w któej Jan Bednarek stwierdził, że „Hiszpanie zobaczą jak broni polska Husaria”. Z perspektywy czasu wiemy, że nie pomylił się, wypowiadając te słowa. Ogólnie był to udany turniej Jana Bednarka. Specjalnie nie zawinił przy straconych golach, a miał momenty, w których ratował nas przed stratą bramki. W meczu z Hiszpanami ten moment trwał 90 minut i dzięki temu udało się zremisować i przedłużyć nadzieje na awans do 1/8 finału.

Bartosz Bereszyński

Zdecydowanie najgorszy polski zawodnik na tej imprezie. Były piłkarz m.in. Legii Warszawa od pierwszego spotkania nadawał się do natychmiastowej zmiany, ta jednak nie nadeszła. Paulo Sousa do końca turnieju dla Polaków trzymał na murawie Bereszyńskiego, który rozegrał trzy razy po 90 minut. Wszystkie trzy spotkania w jego wykonaniu to kolejne siwe włosy na głowie kibiców, Paulo Sousy, jak i samych zawodników. Nasz półprawy defensor ciągle gubił krycie, był spóźniony i rywale ogrywali go jak dziecko. Na tym turnieju reprezentacja Polski straciła sześć goli i z ręką na sercu można powiedzieć, że przy każdej z sześciu bramek swoją cegiełkę dołożył właśnie Bartosz Bereszyński.

Największy błąd popełnił przy pierwszym trafieniu dla Słowacji. Do spółki z Kamilem Jóźwiakiem są głównymi winowajcami tej bramki, ale siatka, którą założył mu Mak, i to, w jaki sposób dał się ograć, to istny kryminał. Drugi tragiczny w skutkach błąd to jedyne trefienie Hiszpanów. Po raz kolejny zachował się jak amator i złamał linię spalonego. Znów nie popisał się przy pierwszym trafieniu dla Szwecji. Wyszedł z linii defensywy i dał się ograć Forsbergowi, który dokończył dzieła zniszczenia, ogrywając Kamila Jóźwiaka, i już po dwóch minutach przegrywaliśmy.

To tylko trzy na sześć goli, a – jak już stwierdziliśmy – przy każdej straconej bramce można przypisać mu większy lub mniejszy udział. Istny kryminał w wykonaniu Bartosza Bereszyńskiego. Nam pozostaje tylko liczyć na poprawę i lepszą grę w jego wykonaniu.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze