Real niczym przyczajony tygrys. Czy uratuje się przed kompromitacją?


Real Madryt przeżywa obecnie drobny kryzys. Mecz z Borussią M'gladbach będzie dla obecnej kadry rywalizacją typu być albo nie być

9 grudnia 2020 Real niczym przyczajony tygrys. Czy uratuje się przed kompromitacją?

Ten, kto oglądał Real Madryt przez ostatni miesiąc, wie, czym może się skończyć najbliższe starcie z niemieckim oponentem. W pesymistycznym scenariuszu pracę traci Zinedine Zidane, a kadrę "Królewskich" czeka znacząca rewolucja, której temat ciągnie się już od dobrych kilku miesięcy. W optymistycznym francuski szkoleniowiec znowu jest górą, bo przy dobrych lotach ma nadzieję nawet na wygranie dość skomplikowanej grupy.


Udostępnij na Udostępnij na

Ostatnie dni są koszmarne dla hiszpańskiego zespołu. Od początku listopada Real wygrał trzy spotkania, trzy przegrał, a jedno zremisował. Do tego styl jest dramatyczny – drużyna opiera się głównie na defensywie i indywidualnych popisach Benzemy, Viniciusa lub Courtoisa. Nie pomaga też brak Sergio Ramosa oraz Edena Hazarda. Na pewno w środku pola przydałby się Fede Valverde. Niewątpliwie ze łzami w oczach wspomina się wyczyny Cristiano Ronaldo.

Z kolei niemieccy oponenci są w niezłej formie. Co prawda od niedawna przeżywają lekki dołek, lecz nie przeszkodziło im to w pokonaniu Szachtaru Donieck 4:0 lub stoczeniu wyrównanego boju z faworyzowanym Interem Mediolan. Do tego, tak jak w Madrycie, skład jest dosyć stabilny. Marcus Thuram i Alassane Plea w ataku to niebezpieczna para. Należy też wspomnieć stałych bywalców jedenastki z Moenchengladbach – Floriana Neuhausa, Christophera Kramera czy Matthiasa Gintera. Niemcy to nie będzie łatwy przystanek w drodze po upragnione wyjście z grupy.

Historia nauczycielką życia

Mecz 9 grudnia będzie decydującym testem bojowym charakteru drużyny Zidane’a. Dlaczego? Bo udowodni, czy to jest taki sam skład jak sprzed lat. Bo bardziej pamiętliwi kibice na pewno pamiętają, że od początku rządów Francuza doszło już do kilku wpadek.

Pierwszą z brzegu może być „ogromna” rywalizacja z VfL Wolfsburg w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. To był 2016 rok. W pierwszym meczu „Królewscy” zbłaźnili się, przegrywając z mniej renomowanym rywalem 0:2. Tydzień później udowodnili swój charakter, bo w rewanżu dołożyli rywalom prowadzonym przez Dietera Heckinga trzy bramki. Wtedy swój geniusz pokazał Cristiano Ronaldo, który zaliczył hattricka. Jak zapewne wszyscy pamiętają, Real zwyciężył później w Lidze Mistrzów, pokonując po drodze Manchester City i Atletico Madryt.

Inny przykład. Początek roku 2018. Podopieczni Zidane’a, osławieni już dwoma zwycięstwami Ligi Mistrzów i wygraniem ligi w ubiegłym sezonie, wpadli w drobny kryzys. Zremisowali z Celtą Vigo, przegrali z Villarrealem. A potem doszło do kompromitacji – przegranej w Pucharze Króla z Leganes. „Królewscy” byli wtedy dramatycznie słabi, a nad dotychczas kochanymi zawodnikami zbierały się czarne chmury. Cała magia gasła. Tym bardziej że podczas kompromitacji Real grał wówczas w całkiem mocnym składzie.

Oczywiście nie przeszkodziło to zawodnikom z Hiszpanii wygrać potem z takimi tuzami jak choćby PSG i Liverpool. Czasami dość szczęśliwie, ale jednak. To w tym sezonie Real cudem przeszedł dalej po pokonaniu w dwumeczu Juventusu 4:3. W pierwszym spotkaniu „Królewscy” pokonali rywali 3:0. Potem podczas rewanżu przegrywali już 0:3, ale sędzia odgwizdał wątpliwy faul na Lucasie Vasquezie w polu karnym. „Jedenastkę” pewnie wykorzystał Ronaldo, a drużyna z Madrytu przeszła dalej. To wtedy padło legendarne już zdanie Buffona o „kuble na śmieci zamiast serca” u sędziego.

W tych konkretnych sytuacjach Real wykaraskał się z poważnych tarapatów. A było ich dużo więcej. W związku z tym nasuwa się pytanie – dlaczego teraz ma być inaczej?

Real Madryt, czyli drużyna o dwóch twarzach

Motywacja, styl gry

Obecny Real Zidane’a jest trudny do oglądania. A to wszystko z prostego powodu – ten Real gra po francusku. Czyli defensywnie, opierając się na niezłych skrzydłowych i w miarę szczelnych obrońcach. Ostatnio to wszystko kulało. Zapewne z powodu braku Sergio Ramosa, bez którego Varane nie do końca odnajduje się na boisku.

Jest to styl gry często zawodny w pojedynkach ze słabszymi rywalami, ale zabójczo skuteczny w starciach z mocarzami futbolu. Po niezbyt dobrych widowiskach Real mogły ostatnio pokonać Deportivo Alaves czy wcześniej wspomniany Szachtar. Z kolei Sevilla, Inter czy wcześniej Barcelona miały wielkie problemy z przyzwoicie zorganizowanym Realem. Inter przegrał dwukrotnie, z kolei Ronald Koeman został wprost ośmieszony taktycznie przez Zidane’a, którego nie uważa się przecież za wielkiego taktyka.

W związku z tym pojawia się pewien dysonans. Borussia M’gladbach również potrafi zagrać nieźle w defensywie. Również potrafi zaskoczyć jedną akcją przebojowych napastników. Jednak dotychczas nie mierzyła się z tak zdeterminowanym Realem. Podczas pierwszego spotkania Niemcy wykorzystali niezdecydowanie drużyny z Madrytu w ofensywie. Dwa razy zawodników Zidane’a ugryzł Marcus Thuram. Jednak w końcówce w starej gwardii pojawił się gniew. Najpierw Benzema dał sygnał swoją bramką pod koniec meczu, a potem w doliczonym czasie gry po asyście Sergio Ramosa remis uratował Casemiro. Tym razem podopieczni Marco Rosego od początku będą musieli grać z Realem, który ma włączony co najmniej piąty bieg.

Do tego fanów Borussii może martwić ostatni mecz ligowy. Freiburg obecnie znajduje się na dole tabeli Bundesligi. Jego styl jest od zawsze toporny. Nazwijmy go „Realem dla bardzo, ale to bardzo ubogich”. Ten oto Freiburg był w stanie oddać dwa razy więcej strzałów na bramkę od przeciwników, a do tego koniec końców zdołał ugrać remis z lepszym rywalem.

Wszystko wskazuje na to, że niemiecka drużyna powinna przegrać ten mecz, a „Królewscy” ponownie w dziwny sposób usadzą wszystkich do kąta. Ale futbol jest nieprzewidywalny i lubi niespodzianki, czyż nie?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze