Legia zaczyna sezon od kompletu punktów. Nieskuteczny Raków skarcony przez Pekharta!


Legia drugi raz w ciągu tygodnia zawitała do Bełchatowa. Tym razem, aby zwyciężyć z Rakowem

22 sierpnia 2020 Legia zaczyna sezon od kompletu punktów. Nieskuteczny Raków skarcony przez Pekharta!
Rafał Oleksiewicz / PressFocus

Przed tygodniem w Bełchatowie legioniści wygrali gładko 6:1. Jednak dzisiaj już tak łatwo miało nie być. Raków był mocno zmotywowany, aby powtórzyć wyczyn z początku rundy wiosennej poprzedniego sezonu, kiedy to Legia na GIEKSA Arenie po świetnym widowisku musiała podzielić się z nim punktami. Neutralni kibice z pewnością ostrzyli sobie zęby na widowisko pokroju tego sprzed pół roku. I nie zawiedli się. Po znakomitym widowisku Raków uległ mistrzom Polski 1:2!


Udostępnij na Udostępnij na

Legia w przeciwieństwie do Rakowa przystępowała do dzisiejszego meczu rozpędzona zwycięstwami w pierwszych oficjalnych spotkaniach tego sezonu. Dla piłkarzy spod Jasnej Góry dzisiejsze starcie było pierwszym oficjalnym w obecnych rozgrywkach. Częstochowianie mieli pod koniec zeszłego tygodnia rozegrać spotkanie w ramach 1/32 Pucharu Polski przeciwko Sandecji Nowy Sącz. Jednak do niego nie doszło ze względu na zagrożenie epidemiologiczne. Zamiast tego podopieczni Marka Papszuna rozegrali sparing przeciwko rywalom zza miedzy – Skrze Częstochowa, który zakończył się remisem 1:1.

Wydawało się, że podopieczni Aleksandara Vukovicia w pierwszym meczu eliminacyjnym do Ligi Mistrzów przeciwko Linfield FC nie zamierzali zbytnio się męczyć. Choć kilka dni wcześniej, jak już wspomniano, Legia zmiotła pierwszoligowy GKS Bełchatów w 1/32 Pucharu Tysiąca Drużyn. Przeciwko mistrzom Irlandii Płn. warszawianie przez dłuższy czas kontrolowali przebieg spotkania, spokojnie utrzymując się przy piłce i nie za bardzo szarżując z przodu. Eksperci oraz kibice przez większą część meczu mogli narzekać na dość wolne tempo ataków mistrza Polski. Można też było znaleźć głosy, jakoby Legia – wiedząc, że i tak prędzej czy później zdobędzie zwycięskiego gola – już powoli szykowała się na mecz z Rakowem. 

Zresztą szkoleniowiec warszawskiej Legii na konferencji prasowej przed dzisiejszym meczem w samych superlatywach wypowiadał się o dzisiejszym rywalu: – Raków to drużyna, która w tym roku najmocniej utrudniła nam życie ze wszystkich rywali. W tym meczu było bardzo dużo, wręcz za dużo, zagrożenia pod nasza bramką – przekonywał Vuković – Żaden inny zespół nie stworzył tyle zagrożenia, co Raków. Świadczy to o tym, jak trudny będzie to dla nas mecz. Trzeba się solidnie przygotować – dodał Serb. 

W Bełchatowie czują się jak w domu

Wszyscy fani naszej rodzimej ligi doskonale pamiętają serię meczów bez porażki Rakowa w roli gospodarza w zeszłym sezonie. Owa passa trwała bowiem 11 meczów z rzędu (280 dni). Mimo tego, że Raków swoje domowe mecze musiał rozgrywać w Bełchatowie. I będzie to czynił prawdopodobnie do końca rundy jesiennej. 

Niemniej trudno nie zauważyć, że rakowianie mieli już okazję zbudować na GIEKSA Arenie w Bełchatowie twierdzę przez duże T. Zresztą w meczach domowych zeszłego sezonu PKO BP Ekstraklasy podopieczni Marka Papszuna zgromadzili łącznie 36 punktów. Więcej „oczek” zdołały ugrać jedynie takie marki jak Górnik Zabrze, Lech Poznań, Piast Gliwice i obecny mistrz Polski – Legia Warszawa. 

Według rakowian tylko jeden scenariusz miał się dzisiaj spełnić: – Naprawdę dobrze wyglądamy, jeśli chodzi o wytrzymałość i technikę. Czekamy na pierwszy mecz i idziemy po swoje. Wierzymy w siebie. Jesteśmy zdeterminowani i dobrze przygotowani. Wierzymy, że jesteśmy w stanie wygrać spotkanie z Legią – tłumaczył w rozmowie z klubową telewizją po ostatnim sparingu Kamil Piątkowski. W ewentualnym triumfie pomóc miał doping licznie zgromadzonej publiczności. Mimo ograniczeń epidemiologicznych udało się sprzedać niemal wszystkie bilety (kilka godzin przed meczem można było nabyć jedynie 16 wejściówek).

Co było, to minęło

Eksperci, a także fani „Medalików” z pewnością byli również świadomi tego, że Legia z reguły na początku sezonu jest nieco słabsza. Jak policzył portal Legia.net. – w ostatnich pięciu latach na inaugurację ligi obecni mistrzowie Polski zgromadzili raptem cztery punkty. Legioniści wygrywali 4:1 ze Śląskiem Wrocław, zremisowali 1:1 z Jagiellonią, a w trzech starciach musieli schodzić z tarczą. Przed rokiem ulegli 1:2 Pogoni Szczecin, dwa lata temu 1:3 Zagłębiu Lubin, a trzy lata temu warszawianie okazali się gorsi od Górnika Zabrze, z którym polegli 1:3. 

Jednakże wydaje się, że Legia w obecnym sezonie to zupełnie inna ekipa. Z tego też względu, choć przed podopiecznymi Aleksandara Vukovicia stało dzisiaj bardzo trudne zadanie – nikt w Warszawie nie zamierzał nawet mówić o klęsce na inaugurację. Zresztą sam szkoleniowiec nie zamierzał stosować w dzisiejszym starciu wielu roszad. Od pierwszych minut mogliśmy podziwiać człon, który tworzył ostatni wyjściowy skład w meczach z GKS-em Bełchatów oraz Linfield. W ekipie Rakowa natomiast od pierwszych minut mogliśmy podziwiać trzy nowe nabytki. Do ekstraklasy wrócili bowiem Maciej Wilusz, Vladislavs Gutkovskis oraz Marcin Cebula.

W dzisiejsze spotkanie nieco lepiej weszli goście z Warszawy. Nie dało się nie odnieść wrażenia, że legioniści zaczęli ze zdecydowanie większą werwą niż w starciu z Linfield. Od samego początku podopieczni Aleksandar Vukovicia szybko konstruowali akcje, co rzucało się w oczy, pamiętając ospały mecz w wykonaniu ofensywy mistrza Polski w I rundzie eliminacji do Ligi Mistrzów. Najlepszym potwierdzeniem niech będzie zdobyty gol w 16. minucie, kiedy to doskonałą wrzutkę Artura Jędrzejczyka wykorzystał Tomas Pekhart. I o ile w ekipie Legii trudno było w pierwszej odsłonie wyróżnić jedną konkretną postać – dominowała bowiem solidna kolektywna gra, o tyle w ekipie Rakowa wyróżniało się przede wszystkim trzech piłkarzy – Fran Tudor, David Tijanić i Vladislavs Gutkovskis. Obaj panowie regularnie brali udział w szybkich akcjach częstochowian, których w pierwszej odsłonie nie brakowało, ale którym zdecydowanie brakowało konkretów.

W jednej z akcji Tudor przejął piłkę w środkowej części boiska, by jak najszybciej dograć piłkę do Gutkovskisa. Niestety, ten ostatni – mimo całkiem dobrej pozycji – nie zdołał oddać celnego strzału. W innej sytuacji ponownie napastnik Rakowa po tym, jak dostał piłkę za plecy obrońcy, wygrał walkę z Igorem Lewczukiem, ale ostatecznie znów nie dał rady oddać celnego strzału. Najlepszą sytuację na wyrównanie miał Marcin Cebula, który w ostatnich sekundach pierwszej połowy postraszył Artura Boruca.  Co równie istotne – w jednej z ostatnich akcji spotkania debiutujący w barwach Rakowa Maciej Wilusz dostał czerwoną kartkę i Raków musiał drugie 45 minut radzić sobie w dziesiątkę. Trzeba mimo wszystko przyznać, że Legia dość szczęśliwie dowiozła do przerwy jednobramkowe prowadzenie!

Stary dobry Raków

W drugą połowę zdecydowanie lepiej weszli podopieczni Marka Papszuna. Chociaż trzeba im oddać, że jeszcze w pierwszej odsłonie wcale gorsi od Legii nie byli. Niemniej swoją świetną dyspozycję udokumentowali golem dopiero cztery minuty po przerwie. Bardzo szybkim rajdem popisał się Marcin Cebula, który zagrał piłkę do Patryka Kuna, a ten ze stoickim spokojem wykończył dogodną sytuację. Chociaż początkowo sędzia gola nie uznał, gdyż jeden z legionistów zdołał wybić piłkę, ale po konsultacji VAR okazało się, iż uczynił to za linią bramkową.

Po wyrównującej bramce kibice z pewnością nie mogli narzekać na poziom prezentowany przez obie ekipy. I gospodarze, i goście cały czas wyczekiwali swoich okazji. A co równie ważne – robili to w całkiem szybkim tempie, przez co spotkanie to było jeszcze bardziej miłe dla oka. Bardzo podobnie jak mecz pomiędzy Rakowem a Legią z lutego. Wówczas padł remis 2:2 i to Legia musiała gonić Raków. Dzisiaj było odwrotnie i w 64. minucie, gdyby nie fenomenalna interwencja Jakuba Szumskiego, Legia po raz drugi objęłaby prowadzenie.

W drugiej połowie przez pewną część spotkania można było dostrzec częste długie górne piłki grane na napastników. A to być może dlatego, że w Bełchatowie od ponad godziny do rozpoczęcia spotkania panowała ulewa i piłkarze raz po raz mieli kłopot z utrzymaniem równowagi na murawie. Zresztą piłka również mogła w takich warunkach sprawić psikusa i obie drużyny doskonale zdawały sobie z tego sprawę. Choć mimo wszystko przez znacznie większą część spotkania mieliśmy okazję oglądać akcje budowane krótkimi podaniami, co tylko dodawało efektowności całemu starciu.

W 84. minucie po raz drugi na listę strzelców wpisał się Tomas Pekhart, który wykorzystał niefrasobliwość w defensywie gospodarzy, a co za tym idzie, Raków znów musiał gonić wynik. Ostatecznie piłkarze spod Jasnej Góry nie zdołali odrobić jednobramkowej straty i – mimo bardzo dobrej postawy – ulegli mistrzom Polski 1:2. Trzeba jednak przyznać, że kibice Rakowa nie mają prawa martwić się o swoich ulubieńców, gdyż jeśli ci będą się prezentować w kolejnych spotkaniach tak jak dzisiaj, to z pewnością mogą być czarnym koniem rozgrywek!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze