Raków Częstochowa nie dowiózł mistrzostwa. Co poszło nie tak?


Częstochowianie na swój pierwszy tytuł wciąż muszą poczekać

15 maja 2022 Raków Częstochowa nie dowiózł mistrzostwa. Co poszło nie tak?
Tomasz Kudala / PressFocus

Raków Częstochowa przegrał wyjazdowy mecz z Zagłębiem Lubin i pożegnał się z marzeniami o mistrzostwie kraju w sezonie 2021/2022. Jeszcze dwie kolejki temu wydawało się, że liderujący zespół Marka Papszuna nie wypuści wielkiej szansy, ale jednak tak się nie stało.


Udostępnij na Udostępnij na

Trzy zwycięstwa w trzech ostatnich spotkaniach zagwarantowałyby drużynie spod Jasnej Góry tryplet włącznie z Superpucharem Polski za bieżącą kampanię. Za dobrze jednak (przynajmniej na razie) nie mogło być. Ekipa „Czerwono-niebieskich” nie wytrzymała tempa wyścigu, najpierw lekkomyślnie tracąc u siebie punkty z Cracovią, a potem definitywnie przekreślając swoje szanse z zagłębiakami.

Nie zachowali chłodnych głów

Raków Częstochowa po wygranym Pucharze Polski na PGE Narodowym z głównym rywalem również do tytułu – Lechem Poznań – miał wskoczyć na autostradę także do sukcesu ligowego, lecz zadziałało to wprost przeciwnie. Przy intensywności walki o mistrzostwo w tym sezonie należało w pełni zachować koncentrację i utrzymać skupienie na ostatnich „małych finałach”, a jak się okazało, częstochowianie skiepścili sprawę na własne życzenie w banalny sposób.

Pewnym symbolem przegranej końcówki sezonu po stronie Rakowa może być stały fragment gry zespołu Marka Papszuna podczas meczu z Cracovią, przy prowadzeniu 1:0, gdy na ewentualną kontrę rywali przygotowany w tyłach był jedynie Wiktor Długosz, który w defensywie i kilku innych elementach jest jednak ograniczony.

Spory zawód może czuć Deian Sorescu. Rumun wskutek kontuzji nie pojawił się na boisku ani w domowym, zremisowanym starciu, ani przy wyjeździe na Dolny Śląsk. Trudno twierdzić, że jego brak mógł się okazać kluczowy, ale plaga kontuzji po części w formacji defensywnej sprawiła, że zespół zdestabilizował się na najważniejszy moment.

Papszun nie zapanował nad sytuacją

Pomimo tylko jednego punkciku z „Pasami” można było przypuszczać, że ewentualna wygrana da sporo nadziei na multiligę. Lubinianie, nadal zagrożeni degradacją, byliby bowiem groźnym zespołem dla Lecha Poznań, a Lechia Gdańsk, pewna europejskich pucharów, byłaby przy Limanowskiego do pokonania.

Ten kluczowy pojedynek u „Miedziowych” został jednak przegrany zarówno taktycznie, jak i mentalnie. Bo to zwłaszcza w drugiej połowie „Medaliki” dochodziły do kilku idealnych sytuacji, i w powietrzu, i po murawie, ale nic nie mogło znaleźć się w sieci.

Nieco żalu sympatycy RKS-u mogą mieć do własnego szkoleniowca, aczkolwiek w istotnej chwili główną rolę mogło odegrać lekko mniejsze doświadczenie w grze o najwyższe cele. Dla odmiany możemy spojrzeć, jak dobrze w starciach ze Stalą, Piastem czy Wartą zachował się Maciej Skorża, gdy trzeba było odwrócić losy spotkania lub kiedy strata punktów wisiała na włosku. Markowi Papszunowi poza słowami pocieszenia pozostaje szczerze życzyć wyciągnięcia skutecznej nauki na przyszłość.

Lech Poznań mistrzem Polski!

Rezerwy nie pomagały

Trudno nie odnieść wrażenia, że w przeciwieństwie do drużyny z Poznania ławka rezerwowych Rakowa Częstochowa ani nie dotrzymała kroku pierwszemu garniturowi, ani nie wsparła szczególnie swoich kolegów w trudnych momentach.

O ile najprawdopodobniej nie będziemy mogli mieć większych zarzutów do dyrektora sportowego Roberta Grafa za jego pierwsze okienko transferowe w Częstochowie, o tyle podejście sztabu trenerskiego „zimowe wzmocnienia robimy z myślą o następnym sezonie” już nie było odpowiednie.

Chociaż wspomniany Sorescu niemal od razu wskoczył do wyjściowej jedenastki i odgrywa w niej coraz istotniejszą rolę, to reszta zagranicznych nabytków, z wyłączeniem rehabilitującego się Racovitana, nie otrzymuje poważnych szans.

Wiemy, jak ważne dla aktualnych wicemistrzów byłoby odkrycie jakościowego napastnika, a mimo beznadziejnej postawy czy to Araka, czy Musiolika wsadzony do zamrażarki został perspektywiczny Ilja Szkuryn. Podobnie jak Luka Gagnidze czy Vladyslav Kochergin, tym piłkarzom nie było nawet dane pokazać się i wesprzeć resztę w drodze do celu.

***

Czy w przypadku Rakowa Częstochowa powiedzenie „do trzech razy sztuka” okaże się prawdziwe? Przekonamy się w przyszłym sezonie. Faktem jest, że tendencja wzrostowa formy i wyniku drużyny prowadzonej przez Marka Papszuna została zachowana. „Czerwono-niebiescy” byli bliżej mistrzostwa niż rok wcześniej i jeśli nie spuszczą z tonu, a wiele na to nie wskazuje, to ich walka przyszłej jesieni oraz wiosną 2023 może okaże się już skuteczna.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze