Aleksandar Prijović to dość specyficzny typ piłkarza. Gdyby skojarzyć go z jakimś utworem literackim, to do głowy przychodzi kolęda Franciszka Karpińskiego "Bóg się rodzi". Zbudowany z samych oksymoronów, przeciwieństwo goni przeciwieństwo. Napastnik, co strzela mało bramek. Dryblas, co nie najlepiej gra głową. Meczem z Koroną udowodnił jednak po raz kolejny, że bez niego mistrz Polski sezonu 2015/2016 jest zwyczajnie gorszym zespołem.
Nemanja Nikolić mimo kryzysu i lekkiej nadwagi pozostaje pierwszym wyborem Jacka Magiery na pozycji środkowego napastnika. Nie jest to nic dziwnego, skoro początek przygody Węgra przy Łazienkowskiej obfitował w przytłaczającą wręcz liczbę bramek. Wszyscy w Warszawie liczą, że „Niko” znów zacznie ośmieszać bramkarzy rywali. Spotkanie w Kielcach udowodniło, że graczowi urodzonemu w Sencie o wiele łatwiej grać z Prijoviciem przy boku. Ten drugi potrafi absorbować uwagę defensywy rywali, dzięki czemu Nikolić mógł trafić po raz piąty w sezonie. Szwajcar dorzucił do tego gola i wielki udział przy samobóju Bartosza Rymaniaka. Wynik to 4:2, widać jak na dłoni, że wejście z ławki ożywiło zespół.
Historia lubi się powtarzać
Warto zauważyć, że rosły napastnik w zasadzie przy każdym trenerze znajdował się w identycznej sytuacji. Najpierw ławka rezerwowych i udowadnianie swojej wartości. Następnie próba gry w ustawieniu z jednym wysuniętym snajperem, którym był właśnie „Prijo”, w końcu wielkie odkrycie, że najlepiej funkcjonuje to wtedy, gdy obok jest bardziej mobilny Nikolić. Doszedł do tego Henning Berg, doszedł Stanisław Czerczesow, próbował też Besnik Hasi. Jacek Magiera zapewne też będzie próbował takiej gry częściej, skoro przynosi ona zamierzone efekty.
19 goli w 65 meczach to nie jest spektakularny wynik dla „dziewiątki”, którą teoretycznie jest Prijović, warto jednak zauważyć, że w większości zespołów, które stosują lub stosowały ustawienie z dwoma napastnikami, jeden zawsze był tym, który więcej pracuje pod zespół. I Szwajcar to robi. Nawet jeśli czasem odlatuje w wywiadach, mówiąc, że jest drugim „Ibrą”, tylko lepszym, to naprawdę jest dobry piłkarz. Tak po prostu.
Niespodziewane problemy Legii
Nietrudno dostrzec, że sztab szkoleniowy warszawian będzie się teraz musiał zmierzyć z problemem dziwnej natury. Przed sezonem wyraźnie wzmocniono bowiem drugą linię, której liczebność jest teraz wręcz przytłaczająca. Co więc powinien zrobić Magiera, jeśli widzi, że wypada zmienić system gry? Zrezygnować z defensywnego pomocnika? Wystawiać czterech nominalnych graczy środka pola, rezygnując ze skrzydeł? To już oczywiście rola szkoleniowca, niemniej Prijović sprawił mu przyjemny ból głowy. Jeśli jednak dodamy do tego postawę defensywy, mamy już książkową migrenę.
#KORLEG A.Prijović – cierpliwy i kamień ugotuje.. Brawo Prijo 💥💥💥!!!!
— Marcin Żewlakow (@MZewlakow) October 28, 2016
Trudno bowiem zliczyć błędy, jakie kolejny raz popełniają piłkarze tworzący blok obronny. Tym razem słabszy mecz przytrafił się zwykle ratującemu kolegów z opresji Arkadiuszowi Malarzowi, który nie dość, że sprokurował karnego, to jeszcze kilkoma interwencjami powiększył grono nadciśnieniowców wśród kibiców. Do tego dodajmy fatalny powrót Michała Pazdana, który zdecydowanie stracił formę po udanych przecież mistrzostwach Europy. Dwie żółte kartki, kilka nieudanych interwencji. Ogółem kiepsko…
Najbardziej po spotkaniu w Kielcach szkoda Korony, bo ta wydawała się być na najlepszej drodze do przełamania. Szósta porażka z rzędu to najgorszy wynik w historii klubu, a terminarz nie wygląda zbyt obiecująco. Nadchodzi sroga zima przy Ściegiennego, bez dwóch zdań.