Prezes „Jaszczurka”, nowa akademia i dyrektor sportowy – jak Brighton goni za marzeniami?


Brighton to jeden z najciekawszych klubów w Premier League pod względem długofalowego projektu. Warto więc przyjrzeć się mu od samych podstaw

6 marca 2021 Prezes „Jaszczurka”, nowa akademia i dyrektor sportowy – jak Brighton goni za marzeniami?

Brighton w ostatnich miesiącach stał się prawdopodobnie najbardziej popularnym angielskim klubem w Polsce. Wszyscy kojarzą go przede wszystkim z Jakubem Moderem, Michałem Karbownikiem i Grahamem Potterem. Warto jednak pójść nieco dalej i zagłębić się w struktury klubu oraz długofalowy projekt, według którego podąża zespół z The Amex. „Mewy” są bowiem jednym z najciekawszych klubów w Premier League ze względu na obraną drogę po marzenia.


Udostępnij na Udostępnij na

Bez wątpienia Brighton jest dzisiaj klubem, któremu daleko jeszcze do najlepszej dziesiątki w Premier League. W tym sezonie zespół Graham Pottera będzie na pewno bił się o otrzymanie, ale na The Amex nikt nie panikuje. Wszyscy odpowiedzialni za ten projekt wiedzą, że to tylko etap przejściowy, a poprawa wyników jest tylko kwestią czasu. W Anglii ostatnio pojawiło się kilka klubów z ciekawymi projektami jak chociażby Southampton i Leicester City. „Mewy” również należą do tego grona, ale na tle pozostałych ekip wyróżnia je kilka aspektów, o których mało się mówi, a są bardzo ciekawe.

Prezes z żyłką do biznesu i hazardu

Cały projekt pod nazwą Brighton nie miałby racji bytu, gdyby nie praca jednego człowieka – właściciela i prezesa „Mew”. Tony Bloom, bo o nim mowa, od samego początku interesował się hazardem. Przygodę z nim rozpoczął w wieku 7 lat, kiedy grywał już na maszynkach. Bardzo szybko wszedł więc w świat cyferek, slotów i teoretycznie łatwych pieniędzy, a wszystko to zasługa jego dziadka, Harry’ego Blooma, który zaszczepił w nim pasję do tego typu zabaw. Po swoim dziadku odziedziczył jeszcze jedną bardzo ważną rzecz – miłość do zespołu z The Amex Stadium. Warto bowiem wspomnieć, że Harry Bloom w latach 70. był wiceprezesem „Mew”.

Tony Bloom z maszynek w kolejnych latach przeniósł się na jednorękiego bandytę, a następnie na zakłady bukmacherskie. Musiał się wtedy posługiwać podrobionymi dowodami, aby móc brać udział w całej zabawie. Mogłoby się wydawać, że ktoś, kto był tak mocno zaangażowany z hazard w nastoletnim wieku, prawdopodobnie pochodził z nie najciekawszego środowiska i rodziny. Ale to nie prawda. Prezes Brighton od zawsze był pod szczególną opieką swoich najbliższych, którzy starali się, aby zdobył jak najlepsze wykształcenie. Wysłali go najpierw na prestiżową uczelnię Lancing College, na której czesne wynosiło 23 tysiące funtów, a następie na studia do Manchesteru.

Nabyte umiejętności pozwoliły mu najpierw zostać księgowym, a następnie przedsiębiorcą. Tony Bloom był współzałożycielem serwisów pokerowych Tribeca Tables i St Minver, które w 2005 roku sprzedano za 200 milionów funtów. Prezes Brighton sam zresztą grywał w pokera i dzięki swojemu stylowi gry, pozbawionego jakichkolwiek emocji, zyskał przydomek „Jaszczurka”. W międzyczasie również stworzył własny serwis bukmacherski pod nazwą Premier Bet, który również sprzedał.

Kolejnym jego projektem była firma Starlizard, która na podstawie statystyk, zdobytych informacji, zaawansowanych algorytmów komputerowych, a nawet i prognozy pogody próbuje wskazać swoim klientom, na kogo warto obstawić pieniądze. Ze względu na tajemnicę otaczającą firmę niewiele wiadomo o jej całkowitych dochodach. Szacuje się jednak, że są to miliardy funtów. Tony Bloom jednak na tym nie poprzestał i w 2009 roku stał się większościowym udziałowcem Brighton. Już teraz mówi się, że w klub zainwestował ponad 300 milinów funtów. Pieniądze głównie przeznaczył na rozwój akademii oraz wybudowanie The Amex. Sukces „Mew” to w głównej mierze jego zasługa.

Dan Ashworth – kluczowa postać Brighton działająca w cieniu

Bardzo ważną datą dla Brighton jest luty 2019 roku. Dan Ashworth, który we wrześniu poprzedniego roku zrezygnował z pracy dla angielskiego związku piłki nożnej, odpowiednika polskiego PZPN-u, podpisał wtedy kontrakt z „Mewami”. Pewnie wiele osób zada sobie pytanie, jaki to miało wpływ na klub z The Amex. Już spieszę z wyjaśnieniem.

Dan Ashworth to postać, która miała ogromny wpływ na rozwój angielskiej piłki. Odpowiedzialny był on za stworzenie projektu rozwoju angielskiego futbolu i wcielanie go w życie. Za jego kadencji kadra U-17 i U-2o wygrała mundial. Do tego reprezentacja U-19 zdobyła mistrzostwo Europy, a U-21 dotarła do półfinału Euro. Nie sposób nie wspomnieć o sukcesie seniorskiej drużyny, która znalazła się w półfinale mistrzostw świata w Rosji.

Brighton zatrudniało więc człowieka, który wiedział, jak pracować z młodzieżą. Bardzo dobrze znał cały system na Wyspach. Ponadto jego usługami zainteresowany był Manchester United, co tylko świadczyło o marce, jaką wyrobił sobie podczas pracy jeszcze w West Bromie, a następnie angielskim związku piłki nożnej. – Ten projekt w Brighton był fantastyczną opcją dla mnie, ponieważ mogłem pracować jako dyrektor sportowy – mówił jakiś czas temu w jednym z wywiadów.

Czy przyjście takiej osobowości jak Dan Ashworth było dla Brighton momentem przełomowym, postanowiłem zapytać mojego rozmówcę, Briana Owena, który na co dzień pisze o drużynie „Mew” na łamach portalu „The Argus”:

Sprowadzenie Dana Ashwortha było ważnym momentem w niedawnej przeszłości Brighton. Częściowo dlatego, że przyczyniło się to również do dołączenia Grahama Pottera jako trenera pierwszego zespołu. Doprowadziło to do poważnych zmian w stylu gry i rekrutacji, więc był to punkt zwrotny. Musimy jednak poczekać, aby przekonać się, jak skuteczne okaże się w dłuższej perspektywie.

Warto wspomnieć, że kiedy Dan Ashworth przychodził do Brighton, zastał klub, który prezentował bardzo toporny futbol. Dodatkowo co trzeci zawodnik miał ponad 30 lat. Zespół prowadził wtedy Chris Hughton. Udało mu się wprowadzić drużynę do elity i nawet ją utrzymać, ale to było za mało. „Mewy” chciały pójść o krok dalej. Nowy dyrektor sportowy dostał więc dwa zadania – odmłodzić kadrę i znaleźć nowego trenera.

Inwestycja Brighton w klubową akademię

Utrzymywanie się regularnie w pierwszej dziesiątce jest trudne, ale nie niemożliwe – powiedział wspomniany już w artykule Dan Ashworth. Celem Brighton jest regularne meldowanie się w pierwszej dziesiątce w Premier League. Prezes klubu – Tony Bloom – i jego współpracownicy zdają sobie sprawę, że finansowo ich zespół znacznie odstaje od najlepszych drużyn w Anglii. Dlatego „Mewy” chcą pójść zupełnie inną drogą, a mianowicie poprzez budowanie solidnej akademii, która będzie zapewniała odpowiedni poziom w pierwszym zespole, a przy okazji będzie gwarancją zastrzyku gotówki poprzez sprzedaż poszczególnych graczy.

W tym celu Tony Bloom zdecydował się na poważną inwestycję. W 2015 roku wybudował nowy ośrodek treningowy i centrum akademii w Lancing, którego koszt wyniósł 20 milionów funtów. „Mewy” dzięki temu uzyskały dostęp do jedenastu pełnowymiarowych boisk, półwymiarowego krytego boiska, gabinetów lekarskich, sal gimnastycznych, basenu oraz stołówki.

To jednak nie wszystko. W 2019 roku Brighton wyszło z inicjatywą i projektem rozbudowy swojego ośrodka treningowego i centrum akademii. Pomysł został zaakceptowany. Dzięki temu chociażby wybudowano budynek, w którym mogą mieszkać piłkarki „Mewy”. Oprócz tego w ramach inwestycji uwzględniono również zaawansowane zaplecze medyczne i sportowe, studio jogi i pilatesu oraz dodatkowe szatnie.

Swojego zadowolenia z poczynionej inwestycji nie krył dyrektor wykonalnych klubu z The Amex, Neil Parkin. – Cieszę się, że Brighton kontynuuje inwestycje w Lancing i w całej dzielnicy. To pokazuje, jak ambitny jest klub w tworzeniu elitarnego środowiska zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet. Jestem bardzo dumny, że mogę poprzeć ten fantastyczny projekt – powiedział w jednym z wywiadów.

Cel numer jeden – stawiać na młodych

Brighton miało akademię, ale nie stawiało na młodzież. Przyjście nowego dyrektora sportowego miało zmienić ten proces w klubie. Nowy pomysł na budowanie zespołu najlepiej zresztą wyjaśnił sam Dan Ashworth w rozmowie z „The Athletic”: – Do tej pory, kiedy gracz odchodził z klubu, stawialiśmy sobie pytanie: „Kogo możemy kupić? ”, a nie: „Kogo mamy? [w klubowej akademii – przyp. red.]”. Moja historia związana jest z rozwojem młodzieży, więc mam prawdziwą sympatię do młodych graczy i staram się jej dawać szanse. Myślę, że młodzi zawodnicy mogą udowodnić, że są wystarczająco dobrzy. Kiedy pojawi się luka w składzie pierwszego zespołu, która wymaga uzupełnienia, dział rekrutacji zaczyna pytać „Kogo możemy kupić?”. Dział akademii i dział rozwoju zawodników mówią wtedy: „Poczekajcie. Mamy jednego w tym zespole, jednego w tamtym i jeszcze w tym”.

Brighton idzie jasno wyznaczonym celem, ale bez wątpienia jest to droga nieco pod prąd. Dlaczego? W Premier League z reguły można powiedzieć, że panuje dosyć duży problem, jeśli chodzi o dawanie szans młodym zawodnikom. Ten temat jest już od dłuższego czasu maglowany przez ekspertów. Przykład Jadona Sancho najlepiej zresztą to obrazuje. „Mewy” chcą się jednak uczyć na błędach innych, szukać lepszych rozwiązań, a postać Tariqa Lampteya jest w zasadzie twarzą tego projektu.

Na razie cały proces szkolenia młodzieży wygląda bardzo dobrze. Ale czy jest on w stanie zostać jednym z najlepszych w Anglii? Odpowiedzi postanowiłem poszukać u mojego rozmówcy Briana Owena z portalu „The Argus”:

Z pewnością jest to klub, w którym młodzi gracze będą mieli okazje debiutować. Ponownie odpowiedź na to pytanie uzyskamy w dłuższej perspektywie, ale w ostatnich latach przeszedł od posiadania najstarszej drużyny do najmłodszej lub drugiej najmłodszej drużyny w Premier League. Następnym krokiem może być sprzedaż niektórych młodych zawodników, aby umożliwić klubowi kupno solidnego zawodnika. Wyraźnie postępuje zgodnie z długoterminową polityką, która jest bardzo mądra, ale piłka nożna to także bardzo krótkoterminowy biznes. Graham Potter opisuje to, co teraz robią, jako naprawianie samolotu, jednocześnie próbując nim latać!

Graham Potter, czyli klucz do sukcesu Brighton?

Kluby mogą inwestować w młodzież, budować nowe ośrodki szkoleniowe, ale wszystko to nie ma racji bytu, gdy trener pierwszego zespołu nie chce dać szansy absolwentom akademii. Dlatego kiedy Dan Ashworth dostał zadanie, aby znaleźć trenera pierwszego zespołu, szukał przede wszystkim kogoś, kto będzie w stanie odmienić grę Brighton z topornej na nieco bardziej ofensywną, a przy tym w swoim systemie znajdzie miejsce dla utalentowanej młodzieży, której w klubie nie brakuje. Wybór Graham Pottera przez dyrektora sportowego oraz właścicieli klubu z The Amex mógł być nieco zaskakujący, ale wierzono, że to właśnie będzie właściwy człowiek na właściwym miejscu.

Graham Potter przed zatrudnieniem w Brighton przede wszystkim bronił się pracą. Był on trenerem Östersunds FK, które w 2011 roku znajdowało się w IV lidzie szwedzkiej. Angielski szkoleniowiec wykonał niesamowitą robotę i wprowadził nawet zespół do fazy play-off Ligi Europy, w której pokonał Arsenal 2:1. Miejscowi kibice chcieli mu zafundować pomnik. Zorganizowali już nawet zbiórkę pieniędzy na ten cel. Do realizacji tego projektu jednak nie doszło, bo Graham Potter przeniósł się na wybrzeże Anglii.

Od samego początku przygody z Brighton Graham Potter konsekwentnie realizuje swoje oraz klubowe cele. Jego zespół gra zawsze ofensywy futbol. Nieważne, kto stoi naprzeciw. Do tego już w znacznym stopniu odmłodził kadrę pierwszego zespołu, czego oczekiwał prezes „Mew”, Tony Bloom. Aby wszystko odbywało się zgodnie z planem, kluczowa jest współpraca między angielskim szkoleniowcem a Danym Ashworthem. Obaj panowie zresztą w ośrodku treningowym mają obok siebie swoje gabinety i są w stałym kontakcie. – Mamy dobre relacje. Nie we wszystkim się zgadzamy – nikt nie zgadza się – ale zawsze to zdrowa dyskusja – powiedział Dan Ashworth w rozmowie z „The Athletic” na temat współpracy obu panów.

W tym sezonie Brighton według modelu expected goals powinno być w górnej połowie tabeli. „Mewy” jednak na własne życzenie znajdują się tuż nad strefą spadkową. Na The Amex nikt jednak nie bierze pod uwagę zwolnienia Grahama Pottera. Wyników co prawda nie ma, ale klub idzie w dobrym kierunku. Cel na te rozgrywki jest jasny – utrzymać się w lidze. Dopiero przyszły rok ma być kolejnym krokiem na przód. Takie są przynajmniej założenia.

Być jak Leicester City i Southampton

Celem Brighton w dłużej perspektywie jest oczywiście stałe bywanie w górnej połowie tabeli. Klub z The Amex chce do tego dojść szlakiem, którym w ostatnich latach podążają Southampton i Leicester City. Oba te kluby w poprzednich oknach transferowych nie bały się sprzedaży swoich piłkarzy. „Lisy” przecież oddały N’Golo Kante (30 mln funtów), Danny’ego Drinkwatera (35 mln funtów) Riyada Mahreza (60 mln funtów) i Harry’ego Maguira do (80 mln funtów). „Święci” natomiast sprzedali chociażby Virgila van Dijka (75 mln funtów), Luka Shawa (30 mln funtów) i Sadio Mane (30 mln funtów).

Mimo oddania swoich piłkarzy zarówno Leicester City, jak i Southampton (nie licząc ostatniego kryzysu) ciągle pną się w tabeli. Odpowiednia siatka skautingowa i sprawnie funkcjonująca akademia pozwalają zastępować najlepszych piłkarzy od razu, nie tracąc przy tym na jakości. Brighton też chce pójść drogą: – Abyśmy mogli się rozwijać, musimy pewnie i odpowiednio dokonywać sprzedaży naszych zawodników we właściwym czasie i za odpowiednią cenę – powiedział Graham Potter przed meczem z Crystal Palace.

Brighton chce więc iść w ślady Leicester City i Southampton. Czy klub z The Amex stać jednak na to, aby w przyszłości stać się taką marką, jak oba wymienione kluby? O to postanowiłem zapytać mojego rozmówcę, Briana Owena z portalu „The Argus”:

Cóż, taki jest cel, który oświadczyli publicznie. Jest to trudne, ponieważ w Anglii jest wiele klubów, które uważają się za potencjalnie dziesięć najlepszych klubów. Nawet Forest, Derby, Sunderland, Sheffield Wednesday, Ipswich i Norwich, które w przeszłości były w pierwszej dziesiątce. Najlepsza pozycja końcowa Brighton w historii to 13. miejsce w 1982 roku. Więc jest to naprawdę trudne zadanie i nie jestem pewien, czy się tam dostanie. Southampton i Leicester, o których wspomniałeś, to większe miasta z większą historią futbolu. Ale to bardzo dobry cel. Z pewnością mogliby być w pierwszej dziesiątce, gdyby strzelali więcej bramek! A nie tak dawno temu Brighton grało w III lidze zarówno z Leicester, jak i Southampton. Jedną rzeczy, której nauczyłem się, śledząc Brighton w ciągu ostatnich dziesięciu lat, jest to, że wszystko jest możliwe!

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze