Powrót Premier League bez sensacji. Klasyk na Etihad Stadium rozczarował, choć przebiegł zgodnie z przewidywaniami. Manchester City potwierdził status jednego z najlepszych zespołów angielskiej ekstraklasy, pewnie pokonując Arsenal. „The Gunners” przed znacznie wyższą porażką uratował Bernd Leno, co tylko potwierdza różnicę klas obu zespołów. Co jeszcze wiemy po spotkaniu na Etihad Stadium?
Wznowienie rozgrywek w końcu stało się faktem. Premier League powróciła, lecz różnic w porównaniu do poprzednich 29 kolejek bieżącego sezonu nie brakowało. Puste stadiony, liczne restrykcje. Mimo znacznie odmiennych warunków rywalizacja po przerwie spowodowanej pandemią znów zagościła na murawach. W zaległym meczu Manchester City pewnie pokonał Arsenal, a samo spotkanie udzieliło odpowiedzi na kilka kwestii. Co wiemy po starciu na Etihad Stadium?
1) Kyle Walker naładował baterie
Od początku spotkania defensor Manchesteru City starał się brać udział praktycznie w każdej akcji. Solidnie prezentował się w destrukcji, tworząc także zagrożenie pod bramką Bernda Leno. Szarża zawodnika prawą stroną w pierwszej połowie prawie zakończyła się bramką. Prawie, gdyż zabrakło partnera, który skorzystałby z podania Anglika w pole karne. Po dyspozycji gracza gołym okiem było widać, że chciał odpowiedzieć na krytykę mediów i kibiców spowodowaną irracjonalnym zachowaniem w trakcie przerwy od futbolu. W trakcie rozbratu z piłką Kyle Walker myślenie o powrocie do rywalizacji dzielił z szukaniem towarzystwa.
Walker and a friend paid two female escorts £2,200 to come over for the night 🤯
🗣 'I want to take this opportunity to issue a public apology for the choices I made'#MCFC #Walker https://t.co/PqT8znXXZH
— GiveMeSport (@GiveMeSport) April 5, 2020
Wbrew temu, czego można było oczekiwać, cała afera wywarła jednak pozytywny wpływ na defensora Manchesteru City. Powrót Premier League zbiegł się z powrotem Kyle’a Walkera do naprawdę wysokiej formy. Jeśli Anglik utrzyma dyspozycję na tym poziomie, może jeszcze znacznie pomóc „The Citizens” w walce o trofea. Zespół Pepa Guardioli nadal ma przecież o co grać.
2) Aymeric Laporte gwarancją silnej defensywy
Problemy zdrowotne Francuza dobiegły już końca, co pozytywnie podziałało dzisiaj na blok obronny zespołu z Etihad Stadium. Oprócz wypełniania obowiązków w destrukcji Aymeric Laporte dbał także o ustawienie partnerów z defensywy i inicjował akcje ofensywne prostopadłymi podaniami. W grze zawodnika nadal było co prawda widać skutki dłuższej przerwy spowodowanej kontuzją, lecz z byłym zawodnikiem Athleticu Bilbao w składzie obrona „The Citizens” spisuje się znacznie lepiej. Kto wie, może gdyby nie uraz kolana francuskiego defensora, zespół z Etihad Stadium nadal liczyłby się w walce o mistrzowski tytuł. Długa absencja Aymerica Laporte potwierdziła jednak tylko, jak ważnym obecnie jest zawodnikiem w układance Pepa Guardioli.
Filar defensywy „The Citizens” powoli będzie teraz powracał do najwyższej dyspozycji, a wszyscy związani z Manchesterem City zapewne będą trzymać kciuki, by urazy w przyszłości omijały francuskiego defensora. W przypadku niepowodzenia szansa na rywalizację z Liverpoolem o tytuł mistrzowski w następnej kampanii ponownie może zakończyć się porażką.
3) David Luiz – koń trojański
Brazylijczyk najlepsze lata ma już za sobą, co tylko potwierdził w spotkaniu na Etihad Stadium. Udział przy dwóch straconych bramkach i czerwona kartka – wpływ defensora na przebieg meczu był wręcz olbrzymi. Nie pierwszy jednak raz, co stawia pod dużym znakiem zapytania przydatność obrońcy dla zespołu Mikela Artety. Czasy, gdy David Luiz słynął z solidnej gry w destrukcji i fenomenalnie bitych rzutów wolnych, już chyba bezpowrotnie minęły.
Obecnie nie stroni od błędów, kolejnymi pomyłkami zmniejszając szanse Arsenalu na miejsce gwarantujące kwalifikację do Ligi Mistrzów. A bez elitarnych rozgrywek trudno będzie „The Gunners” pozyskać zawodnika, który z miejsca uszczelni blok obronny londyńczyków. Lepszego od Davida Luiza w obecnej formie znaleźć nie powinno być jednak trudno. Czas Brazylijczyka w wielkim futbolu dobiegł już prawdopodobnie końca.
Gdy wiesz, co zrobisz dziś wieczorem. #DavidLuiz #MCIARS pic.twitter.com/YfgDJ03KHe
— Tomasz Lebkuchen (@LebkuchenTomasz) June 17, 2020
4) Bez kibiców na trybunach to nie to samo
Z racji braku sympatyków na obiekcie atut własnego boiska w praktyce przestał być zauważalny. W Premier League kibice potrafią się stać dwunastym, czasem nawet trzynastym zawodnikiem zespołu, a w istotnych meczach i trudnych momentach „popchnąć” drużynę do przodu. Na takie wsparcie nie mógł dzisiaj liczyć Manchester City. Inna sprawa, że wcale tego nie potrzebował. Puste trybuny Etihad Stadium były jednak smutnym obrazkiem. Potwierdzającym, że co prawda rywalizacja powróciła, lecz jeszcze nie do końca w sposób dotąd rozumiany jako normalny.