Od kilku dni szaleje okno transferowe. Kluby ekstraklasy, zgodnie z tradycją, rozpoczęły wzmacnianie swoich kadr. Widzimy jednak pewien obiecujący i zdrowy trend – w dobie kryzysu zamiast sprowadzać wagony obcokrajowców, wszyscy szukają zdolnej młodzieży w niższych ligach.
Gdy na początku 2005 roku czwartoligowy KS Częstochowa sprzedał do Wisły Jakuba Błaszczykowskiego, a trener Henryk Kasperczak z miejsca powierzył młodemu skrzydłowemu kluczową pozycję w zespole, reszta ligi nie zareagowała pozytywnie – wcale nie rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie kolejnych młodych talentów w niższych klasach rozgrywkowych. Nawet jeśli komuś zdarzało się trafić do ekstraklasy, niemal zawsze kończyło się to porażką.
Na ligę zupełnie inaczej działa nazwisko „Lewandowski”. Świadomość tego, że nawet Znicz Pruszków może mieć w swoim składzie przyszłą gwiazdę światowego futbolu, rośnie z roku na rok. Sprzyja temu kryzys finansowy, dzięki któremu potencjalna przyszła gwiazda, która dla kontraktu w ekstraklasie zgodzi się grać za frytki, stanowi bardzo interesującą alternatywę dla kolejnego 28-letniego Serba bez CV.
Obecne okienko transferowe może być szczególne, wydaje się bowiem, że naszą najmocniejszą ligę czeka prawdziwy desant z jej zaplecza i jeszcze niższych rozgrywek. Walka o najlepszych młodzieńców zaczęła się już przed okienkiem, gdy transfer Krzysztofa Drzazgi ogłosiła Wisła Kraków. 20-letni napastnik szykowany jest w domyśle jako następca Pawła Brożka, bardzo go bowiem przypomina na boisku – zarówno fizycznie, jak i stylem poruszania się. No i strzela dużo goli, co daje nadzieje na solidny start w ekstraklasie. Runda jesienna w trzecioligowym KS Polkowice to 21 trafień(!) w osiemnastu meczach. Wynik godny wielkich pochwał i trudny do poprawy.
Chwilę później transfer Dawida Szymonowicza ze Stomilu Olsztyn ogłosiła Jagiellonia Białystok. Młody pomocnik jest co prawda powszechnie znany (gra w I lidze i reprezentacji młodzieżowej), niemniej nic nie zapowiadało zmiany klubu przez piłkarza już teraz. Urodzony w Lidzbarku Warmińskim zawodnik to „szóstka” w starym dobrym stylu. Jak na swój wiek gra niezwykle dojrzale, praktycznie nie notuje strat i ma bardzo wysoki procent celnych podań. Następca Rafała Grzyba jak się patrzy.
Media zdecydowanie najbardziej gorączkowały się ostatnim z zaklepanych już teraz piłkarzy. Mowa o Jarosławie Niezgodzie, który drugoligową Wisłę Puławy zamienił na warszawską Legię. Przypominający sylwetką Roberta Lewandowskiego dwudziestolatek zanotował jesienią rundę życia. Od dawna mówiło się, że Niezgoda będzie liderem jednego z głównych kandydatów do spadku z II ligi, jednak to, co prezentował przez ostatnie pół roku, przeszło najśmielsze oczekiwania. Szybkość, technika, luz w grze i skuteczność gracza porwały kolegów z zespołu i doprowadziły Wisłę do sensacyjnego drugiego miejsca w lidze, dzięki któremu mały klubik jest na najlepszej drodze do awansu na zaplecze ekstraklasy. O Niezgodzie zaś mówi się, że był najlepszym zawodnikiem w całych rozgrywkach. Teraz musi udowodnić sobie i wszystkim dookoła, że jest gotowy na wielką szansę, jaką dostał od losu. Jeśli szybko wywalczy i ugruntuje sobie miejsce w Legii, za kilka miesięcy stanie się kandydatem do gry w reprezentacji Polski, choć do tego oczywiście bardzo daleka droga.
Jeśli Jarosław Niezgoda trafi do Legii, to…gratuluję mądrego ruchu. Techniką chłopak przewyższa całą ligę o dwie długości
— Patryk Motyka (@motti92) January 3, 2016
Wspomniana wyżej trójka już trenuje ze swoimi nowymi zespołami, zawiedzie się jednak ten, kto pomyśli, że na nikogo innego nasze najlepsze kluby nie zarzuciły swoich sideł. Pięć bramek w barwach Rakowa Częstochowa, zdobytych w meczu przeciwko Nadwiślanowi Góra (wygranym 6:0), wystarczyło, by z racji pozycji boiskowej (a także miasta, w którym gra) Damiana Warchoła przyrównywać do Jakuba Błaszczykowskiego. Skrzydłowy drugoligowego klubu po dziesięciu bramkach w 13 spotkniach znalazł się na celowniku kilku klubów, głośno mówi się o tym, że w swoim składzie chciałby go mieć na przykład Michał Probierz.
W grudniu na testach w Pogoni Szczecin znalazł się najmłodszy regularnie grający drugoligowiec. Bardzo wątły jeszcze Radosław Dzierbicki (rocznik 1999!) wywarł na Czesławie Michniewiczu bardzo pozytywne wrażenie, niewykluczone więc, że w najbliższym czasie pojawi się temat jego przejścia do ekipy „Portowców”.
Górnik Zabrze myśli zaś o innym ofensywnym pomocniku – Pawle Czajkowskim z trzecioligowego KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Silny jak tur piłkarz mimo zaledwie 20 lat jest liderem i największą gwiazdą swojego zespołu, jesienią dziesięciokrotnie pokonywał bramkarzy rywali, wydatnie przyczyniając się do zajmowanego przez klub drugiego miejsca w lidze. O znajomość swojego podwórka dba Zagłębie Lubin, które testuje 19-letniego Macieja Firleja z Karkonoszy Jelenia Góra. Młody skrzydłowy zwrócił na siebie uwagę dziesięcioma bramkami w lidze – podobnie jak Czajkowski.
Podsumowując cały wywód – obroną tezy o „nowym Lewandowskim” powinien być fakt, że praktycznie każdy z zawodników, którymi interesują się kluby ekstraklasy, to piłkarz ofensywny. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest Dawid Szymonowicz, pozostali gracze to napastnicy i skrzydłowi. Wiąże się to także z tym, że o wiele łatwiej jest się wprowadzić do mocniejszej ligi właśnie ofensywnie usposobionym zawodnikom – obrońcy, przeciwko którym będzie się grało, są oczywiście o wiele lepszymi piłkarzami, jednak liczba pojedynków, jakie przyjdzie im stoczyć, jest na tyle duża, że szybko mogą wskoczyć na wyższy poziom. Defensor z miejsca musiałby być niemal bezbłędny, żeby nie ulec presji otoczenia i swoim własnym słabościom.
Jakie są szanse, że któryś z powyższych graczy będzie kiedyś zawodnikiem klasy Roberta Lewandowskiego? Bardzo mizerne, niemal żadne. Z drugiej strony – jakie były szanse, że Robert Lewandowski stanie się TYM Robertem Lewandowskim? Pewnie równie niewielkie. Cieszmy się więc z obiecującego trendu inwestowania w młodych graczy z niższych lig i z uwagą patrzmy, czy którykolwiek z nich będzie w stanie osiągnąć na tyle wysoki poziom, by wspomniany trend nie umarł.