Pora sjesty: Atletico z najgorszym startem w historii pod skrzydłami Diego Simeone


Drużyna aspirująca do tytułu mistrza kraju fatalnie rozpoczęła rozgrywki hiszpańskiej ekstraklasy

5 września 2018 Pora sjesty: Atletico z najgorszym startem w historii pod skrzydłami Diego Simeone

Remis, wygrana i porażka. Piłkarze z Madrytu zaliczyli falstart. O ile ich celem był tytuł mistrza Hiszpanii, o tyle w kiepskim stylu rozpoczęli bieżącą kampanię ligową. Co ciekawe, jest to najgorszy start Atletico w historii pod skrzydłami Diego Simeone. Tak źle nie było jeszcze nigdy, ale wciąż jest czas na rehabilitację i powrót na właściwe tory. Czy to się uda? Co prawda dowiemy się wkrótce, ale spekulować można już dzisiaj.


Udostępnij na Udostępnij na

Po odejściu Cristiano Ronaldo do Juventusu walka o prym w Madrycie mogła stać się bardziej wyrównana. To Real miał być tą słabszą ekipą, a nie Atletico. Jednak jak widzimy, jest inaczej. Dominacja w stolicy to niemały prestiż, więc nie dziwi fakt, jak ważnym spotkaniem na Półwyspie Iberyjskim jest mecz „Rojiblancos” z „Królewskimi”. Na co dzień spotykają się na boiskach hiszpańskiej La Liga, są też i spotkania, w których stają naprzeciw siebie w Lidze Mistrzów. Grali ze sobą w krajowym Pucharze oraz Superpucharze, a co więcej, w ostatniej edycji Supercopa de España stroną dominującą było Atletico. Nic nie wskazywało na to, że będzie tak źle.

Od początku sezonu nie było dobrze

„Los Indios” zainaugurowali sezon ligowy remisem. Może i w rywalizacji z Valencią byli lepsi, ale swojej przewagi nie byli w stanie udowodnić liczbą strzelonych bramek. Konfrontacja z Rayo, będącym beniaminkiem, także nie dostarczyła nam zbyt wielu emocji. Wówczas to „Los Vallecanos” oddali więcej strzałów, mieli przewagę w posiadaniu futbolówki, wymienili więcej podań, aczkolwiek geniuszem błysnął Antoine Griezmann i gospodarze wymęczyli trzy punkty. Zawody z Celtą były już zgoła inne. Najpierw Gomez, następnie Aspas, a słaby występ madrytczyków zwieńczyła czerwień dla Savicia. Reasumując, cztery punkty w trzech meczach na Wanda Metropolitano nie zadowalają dosłownie nikogo. Po części tak słabej sytuacji w tabeli mogliśmy się spodziewać po Realu, niemniej koszmarna passa spotkała „Rojiblancos”.

 

Zawodzi ten, w którego każdy wierzył

Na tegorocznym mundialu w Rosji jako jeden z nielicznych imponował wśród swoich kolegów z narodowej kadry. Był groźny, a co ważniejsze, piekielnie skuteczny. Świetnie pokazał się przede wszystkim w meczu z Portugalią, gdy zdobył dwie bramki. Diego Costa, bo o nim mowa, to bezapelacyjnie jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy zawodnik reprezentacji Hiszpanii, który grał w Rosji na światowym czempionacie. Równie dobrze Costa przepracował okres przygotowawczy, a swoją wysoką dyspozycję udowodnił w finale Superpucharu przeciw Realowi, gdy zdobył dwie bramki i przyczynił się do końcowego triumfu Atletico.

W La Liga jednakże jest zdecydowanie gorzej. Miał być goleadorem gwarantującym grad bramek, a jak dotychczas nie zdołał zaliczyć choćby jednego trafienia w sezonie 2018/2019. Wystąpił we wszystkich trzech ligowych meczach, ale nie był widoczny i to wcale. Hiszpan znany z boiskowej agresji i skuteczności prezentuje na razie tylko tą pierwszą, co z pewnością smuci zarówno sztab szkoleniowy, jak i wiernych sympatyków klubu. Miejmy nadzieję, że w końcu odnajdzie formę sprzed lat, kiedy zdobywał mnóstwo kapitalnych goli.

Atletico bez Costy w dobrej formie to jak żołnierz bez karabinu. Miał być tuż obok Lemara i Griezmanna najważniejszym elementem w układance Simeone, ale rozczarowuje. Co prawda to dopiero początek rozgrywek i naprawdę wiele może się jeszcze zmienić, niemniej początek kampanii w wykonaniu byłego napastnika „The Blues” był doprawdy bardzo kiepski.

Brak wsparcia

Bez wątpienia godnym wyróżnienia jest mistrz świata Antoine Griezmann. To on jako jeden z nielicznych stara się i daje z siebie nawet nie sto, a dwieście procent, aczkolwiek brakuje mu najważniejszego – wsparcia. Wielkie nadzieje były, są i będą pokładane w Saulu, który już nie jeden raz pozytywnie zaskoczył swoimi umiejętnościami. O ile dziś dostaje sporo szans od argentyńskiego szkoleniowca, o tyle jego gra nie wygląda tak, jak wyglądać powinna. Na ogół w jednej linii z Niguezem występuje Koke, ten również nie gra nawet na zadowalającym poziomie.

W końcu musi się to zmienić, a może warto po prostu dać szansę nowym graczom? Co prawda Thomas Lemar nie jest jeszcze w pełni eksploatowany, jednak to szybko powinno się zmienić. Pomimo tak słabej inauguracji Atletico wciąż wierzy w sukces na podwórku krajowym, a co więcej, na arenie międzynarodowej. Niebawem okaże się, czy w Madrycie byliśmy świadkami krótkiego kryzysu czy koszmarnego sezonu. Oczywiście większość z nas skłaniałaby się ku temu pierwszemu, jednakże jak wszyscy doskonale wiemy, futbol bywa nieprzewidywalny i taki właśnie jest.

Pozytywy?

Mimo wszystko nie najgorzej prezentuje się defensywa Atletico Madryt. Między słupkami stoi doświadczony, a zarazem zaradny Jan Oblak. Jako boczni obrońcy grają Felipe Luis i Juanfran. Natomiast rolę stoperów pełnią Urugwajczycy – Jose Maria Gimenez oraz Diego Godin. Może i formacja obronna straciła już trzy gole, ale nie razi tak jak ofensywa. Warto doszukiwać się jakichkolwiek pozytywów, gdyż jak wiemy, owe budują zespół. Pamiętajmy też, że niemal co roku madrytczycy tracą najmniej bramek w lidze i jest to głównie zasługa słoweńskiego golkipera, który, nie oszukujmy się, broni znakomicie i na tle swoich kolegów wyrasta na czołową postać ekipy.

Czas udowodnić swoją wartość!

Bo jak nie teraz, to kiedy? Nie wiadomo, czy Atletico otrzyma od losu drugą szansę. Czas wziąć się w garść i nawiązać do jakże wspaniałych tradycji. Nie zapominajmy o tym, że to właśnie „Colchoneros” są drużyną, która przerwała niesamowicie długą hegemonię Realu i Barcelony w Hiszpanii. Po tym zespole możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego, więc nie ma ma co na razie wysnuwać pochopnych wniosków i ferować wyroków. Mimo wszystko pozostało sporo czasu na zmianę gry i w Madrycie muszą w to uwierzyć.

Szansa na rehabilitację pojawi się 15 września. Wówczas będzie miał miejsce mecz z Eibarem, który trzeba wygrać – po prostu nie ma innej możliwości. Warto wspomnieć, że w ostatnich zawodach z udziałem tych ekip padł remis 2:2, gdyż to wcale nie musi być starcie Dawida z Goliatem. Jak wiemy, Eibar potrafi zaskoczyć i wcale nie musi stanowić tła dla rywala.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze