Polska pokonała Litwę 1:0 na PGE Narodowym w pierwszym meczu eliminacji do mistrzostw świata w 2026 roku. Klasyk mówi: najważniejsze są trzy punkty. Odkładając ludowe mądrości na rzecz chłodnej kalkulacji, dochodzimy do przykrego wniosku – to będą bardzo trudne i nieprzyjemne dla oka polskiego kibica eliminacje. Jeżeli nic się nie zmieni, a wiele na to wskazuje, pozostaje nam wiara w farta. Szczęściu trzeba jednak czasem choć troszeczkę pomóc.
Pierwszy dzień wiosny. Natura budzi się do życia, wszystko dookoła pięknieje i nabiera intensywnych barw. Tylko ta nieszczęsna kadra dalej szara jak gierkowski blok z wielkiej płyty. Z meczu na mecz coraz więcej rdzy, poczucia bezsilności, zdecydowanie mniej emocji. Niegdyś przerwom reprezentacyjnym towarzyszyło choćby minimum ekscytacji – wspomnijmy owiane idealistycznym mitem czasy Adama Nawałki.
Sentymentalny powrót do 2016 roku
Wydawało się, że to otwarcie nowej epoki w historii polskiej piłki. Kamil Glik, Kamil Grosicki, Arkadiusz Milik i spółka w swoim peaku. Wszystko to podparte obiecującą młodzieżą, której to znakiem firmowym był wizerunek Bartosza Kapustki. Po objęciu sterów przez Jerzego Brzęczka były jeszcze nadzieje. Potem systematycznie wszystko mizerniało, aż doszliśmy się do tego momentu, w którym jesteśmy dziś. Męczymy się z Litwą. Nie trzeba szczegółowo i rzetelnie śledzić świata futbolu, by wiedzieć, że nasi wschodni sąsiedzi tuzami w tej grze nie są.
Kadry dawno nie oglądaliśmy. Zza naszych pleców zaglądała więc ciekawość – czy Probierz kadrę poukładał? W końcu zdecydował się na te same, stare twarze. Na liście powołanych próżno było szukać nowych osób.
W dodatku pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna spotkaniu miał towarzyszyć zorganizowany doping. Misją zagrzewania kadry do walki obarczono stowarzyszenie „To My Polacy!”. Było dużo machania flagami, może parę zapętlonych okrzyków „Polska”, ale wszystko to tłumili przyjezdni z Litwy. Wyrobiliśmy pewne oczekiwania, a świat polskiej piłki, jak to on, wymierzył nam bolesnego plaskacza.
Nieliczni, ale fanatyczni. Sektor „To My Polacy”, czyli zorganizowany doping na Narodowym. #POLLTU pic.twitter.com/gO1xDc3L0E
— Bartosz Wieczorek (@Bart_Wieczorek) March 21, 2025
Oglądaliśmy zespół piłkarski, który nie lubi grać w piłkę nożną
Przechodząc do samego meczu – reprezentacja Polski niesamowicie się męczyła. Człowiek nie lubi oglądać ludzi, którzy bezproduktywnie, bez choćby grama namysłu biegają (to też duże słowo) jakby dostali właśnie karę. Gol Lewandowskiego po świetnym rajdzie Jakuba Kamińskiego pozwolił nam odczuć ulgę, ale radość, która wybuchła na Stadionie Narodowym, była iście tragikomiczna.
Cieszyliśmy się tak jakby przenieść nas do alternatywnej rzeczywistości, w której powtarzamy rzut karny z Portugalią, a Jakub Błaszczykowski tym razem pokonuje Rui Patricio. A potem wstajemy z drzemki, w którą wprawił nas całokształt tej konfrontacji i widzimy – jest rok 2025, Michał Probierz selekcjonerem, a Robert Lewandowski celebruje gola na 1:0 ze 138. reprezentacją rankingu FIFA.
To już dziś: mecz Polska – Litwa. Dzisiejsze spotkanie będzie naszym 12. w historii – mało. Jak to w ogóle możliwe, skoro to nasz sąsiad od niepamiętnych czasów? Z pomocą przychodzi nam historia i polityka. Zapraszam na krótką opowieść [NITKA] #POLLIT #POLLTU pic.twitter.com/Sa3ms3Q8XB
— Jan Ekwiński (@ekwinski_jan) March 21, 2025
W drzemkę zapaść trudno nie było. Najgroźniejsza akcja w meczu? Niestety, nie należała do naszej reprezentacji. Deivydas Matulevičius oddał bardzo groźny strzał. Uratowała nas kapitalna interwencja Łukasza Skorupskiego. Golkiper uratował kraj przed kompromitacją, być może przedłużył staż Michała Probierza w kadrze.
Michał Probierz dalej bez pomysłu
Skoro już o selekcjonerze mowa, to podczas spotkania pojawiło się parę irracjonalnych decyzji. Z boiska zdjęto Matty’ego Casha, który jako jeden z nielicznych realnie chciał się pokazać. Próbował rajdów prawą stroną boiska, nadawał tempa akcjom, chciał wykorzystać swoją szansę. W pierwszej połowie był zdecydowanie najlepszy spośród tych z orzełkiem na piersi. Po meczu także zabrakło samokrytyki.
Zastanawiająca w tym meczu jest statystyka rzutów rożnych. Polacy wyegzekwowali ich aż 11, nasi rywale do kornera przystąpili jeden raz. Oczywiście, nie świadczy to o dominacji – bardziej o braku pomysłu, nieskuteczności. Pojawiały się strzały z dziwnej pozycji, które gdzieś odbijały się od obrońców gości. Środek pola był nieszczelny. Znowu pojawiały się straty.
Jeżeli dzisiejsza konfrontacja miała być owocem swego rodzaju okresu przejściowego, odbudowy reprezentacji, która przypadła na okres Ligi Narodów, to cóż – dowiodła jedynie, że praca Michała Probierza poszła na zmarnowanie. Zero pressingu, zero dyscypliny taktycznej. Gdy Litwini byli w posiadaniu, Polacy po prostu ich gonili. Czasem ratowali się faulem. Parę solidnych interwencji w defensywie wykonał Jan Bednarek, choć w drugiej części spotkania nasza defensywa miała momenty, w których absolutnie nie panowała nad tym, co dzieje się na płycie PGE Narodowego.
Ktoś tu widzi rozwój reprezentacji za kadencji Michała Probierza? Takie tu schematy miały być pokazane, które były wypracowane w Lidze Narodów.
Laga na zawodnika pod presją? To są te schematy? Nawet jak tu wygramy, to i tak smród zostanie. #POLLTU
— Tomek Hatta (@Fyordung) March 21, 2025
Litwini bardziej jakościowi?
Kontry Litwinów były dużo bardziej przemyślane, jakościowe i groźne niż te Polaków. Pojawiły się sporo niedokładności, brak zgrania, koordynacji. Kontrataki „Biało-czerwonych” niemal za każdym razem ulegały dramatycznemu spowolnieniu. Aż tak baliśmy się tych chłopaków? Przypomnijmy, ta grupa chłopaków gra pod wodzą Michała Probierza od kilku ładnych miesięcy.
W efekcie, poza golem Lewandowskiego, Polska nie stworzyła praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką Edvinasa Gertmonasa. Było dużo strachu. Tak, baliśmy się reprezentacji, w której wyjściowej jedenastce znalazł się rezerwowy Radomiaka Radom. Fakt, że nawet nie podjęliśmy próby zdominowania dużo słabszych na papierze rywali, jest kuriozalny, przerażający, groteskowy. Cały mecz Polacy byli pasywni. Kadrowicze na ślepo poszukiwali Roberta Lewandowskiego, zazwyczaj nieskutecznie. Sam napastnik FC Barcelona meczu nie wygra.
GOOOOOOL! ⚽️ Polska wychodzi na prowadzenie w meczu z Litwą!
𝐑𝐎𝐁𝐄𝐑𝐓 𝐋𝐄𝐖𝐀𝐍𝐃𝐎𝐖𝐒𝐊𝐈 🇵🇱
🔴🎥 Oglądaj mecz #POLLTU 👉 https://t.co/lpuvRNPtMW pic.twitter.com/c1FSsOVWJF
— TVP SPORT (@sport_tvppl) March 21, 2025
Przepraszam, tutaj pojawi się chłopski rozum: żeby wygrać mecz, trzeba tego chcieć. Tutaj taką wolę wykazał może Matty Cash, choć został szybko zdjęty przez byłego trenera m.in Cracovii i Jagiellonii Białystok, może Jakub Kamiński miał swoje momenty, ewentualnie Mateusz Bogusz, choć jego próby szczególnie groźne znowuż nie były.
Pobudka z pięknego snu
Świetne występy polskich klubów w europejskich pucharach i ich konsekwencja, czyli upragniony awans w rankingu UEFA, wprowadziły nas w idylliczny stan. Wreszcie wyzbyliśmy się kompleksów. Polska piłka klubowa stała się marką. Dzisiejszy mecz reprezentacji przypomniał nam, że w życiu polskiego kibica nie może być zbyt sielankowo.
Polska pokonała 1:0 Litwę w meczu otwarcia eliminacji do mistrzostw świata 2026. Gola strzelił Robert Lewandowski w 81. minucie po zagraniu Jakuba Kamińskiego. Następny mecz w poniedziałek. Rywalem „Biało-czerwonych” będzie tym razem reprezentacja Malty.
Dobrze że wydarzył się taki mecz już na początek. Może to ,, ostudzi " krzyki ekspertów i tych którzy chcą dopisywać sobie 3 punkty przed meczem deliberując o 3-0 , 4-0 czy 5-0... Nasza Reprezentacja jest katastrofalnie słaba. Pamiętając początki Michała Probierza ( mecz z Turcją , mecz z Holandią , mecz z Francją , nawet mecz z Austrią ) ona się wyraźnie cofa w rozwoju. Jest chaos. Mamy Lewandowskiego , standardowo dobrego bramkarza iiiiiiiii... tyle. Jak komuś coś wyjdzie no to wyjdzie. Raz Szymańskiemu. Raz Piątkowskiemu. Raz innemu... Ale nasza gra jako całość , jakakolwiek KREATYWNOŚĆ opiera się wyłącznie na Zalewskim i Zielińskim. Ich indywidualnych szarpnięciach. Ten mecz to boleśnie ukazał. Dosłownie odarł ze złudzeń. Nie dziwię się że Pan Selekcjoner tak na chama uparł się by ciągać kontuzjowanego Nicolę na zgrupowanie w spięciu z Interem i trenerem Simone Inzaghim. On też wie co i jak. Może i wyjdziemy z grupy EMŚ. FIFA bowiem robi dosłownie wszystko co może by 3/4 świata się kwalifikowało więc nie dostać się to już sztuka sztuk jest. Pytanie jednak po co my na Mundial ? Z czym i do kogo z takim obrazem nędzy i rozpaczy...