Prawdziwy horror zafundowała swoim kibicom Pogoń Szczecin. W spotkaniu 7. kolejki I ligi na stadionie im. Floriana Krygiera w spotkaniu „Dumy Pomorza” z Wartą Poznań padł niecodzienny wynik 4:3.
W sezonie 2009/2010 w meczu Pogoni z Wartą Poznań w Szczecinie padł wynik 1:1. Niemal cztery miesiące później obie drużyny spotkały się w meczu 7. kolejki I ligi. Żaden z 3000 widzów zgromadzonych na stadionie im. Floriana Krygiera nie spodziewał się tak ciekawego widowiska i dobrej gry „Portowców”.
Pomimo lepszego startu gospodarzy, którzy szybko przejęli inicjatywę, jako pierwsi prowadzenie objęli goście. W 11. minucie wzorowy kontratak piłkarzy Marka Czerniawskiego sfinalizował Zbigniew Zakrzewski, który minąwszy Janukiewicza, trafił do pustej bramki. Z prowadzenia poznaniacy nie cieszyli się jednak długo. Sześć minut później z rzutu wolnego dośrodkowywał Rogalski, a niepilnowany w polu karnym Moskalewicz głową wyrównał stan spotkania. Zdobyta bramka dodała wiatru w żagle poczynaniom podopiecznych Macieja Stolarczyka. Strzały oddawali kolejno Prędota i Mysiak, jednak żaden z nich nie zdołał się wpisać na listę strzelców. Szczecinian wyręczył obrońca gości, Rafał Kosznik, który w 23. minucie tak niefortunnie interweniował, że trafił do własnej bramki. „Zieloni” najlepszą szansę na wyrównanie mieli niemal kwadrans później – po dośrodkowaniu Wojciechowskiego główkował jeden z zawodników Warty, jednak na posterunku tym razem był Janukiewicz. Kiedy wydawało się, że na drugą połowę piłkarze z Poznania wyjdą z jednobramkową stratą, trójkową akcję przeprowadzili Kolendowicz, Moskalewicz i Ława, ten ostatni sfinalizował ją pięknym strzałem w okienko bramki Radlińskiego.
W głowach gości tkwiła myśl o powtórzeniu osiągnięcia sprzed kilku miesięcy i wywiezienia choćby punktu ze Szczecina, jednak w obliczu dwubramkowej straty było to niezwykle trudne. Mało tego, gospodarze już na samym początku drugiej połowy jeszcze wyżej zawiesili poprzeczkę. Wprawdzie w 51. minucie uderzenie Ławy wybronił Radliński, jednak chwilę później miał on duży udział przy czwartej bramce. Po strzale z rzutu wolnego Rogalskiego do wypuszczonej przez niego piłki dopadł Nowak, zwiększając prowadzenie „Dumy Pomorza”. Mylił się jednak ten, który myślał, że bramka na 4:1 była końcem emocji w tym spotkaniu. Już cztery minuty późnie, po minięciu Prędoty i Nowaka, kontaktową bramkę zdobył Paweł Iwanicki. Stracona bramka spowodowała większą koncentrację w zespole Macieja Stolarczyka, który chciał jak najszybciej definitywnie przechylić szale zwycięstwa na swoją korzyść. Najlepsze okazje ku temu mieli Prędota, Nowak i Ława, jednak żaden z nich nie zdołał zmusić Radlińskiego do wyjmowania piłki z siatki.
Na siedem minut przed końcem va banque zagrał Czerniawski, który wprowadził na boisko kolejnego gracza przedniej formacji– Marcina Mazurka. Posunięcie szkoleniowca „Zielonych” okazało się bardzo trafne, gdyż już 120 sekund później było 4:3. Po raz drugi bramkę zdobył Zakrzewski, który najlepiej odnalazł się w zamieszaniu w polu karnym po rzucie rożnym. Sen o remisie gości mógł się spełnić za sprawą Marcina Klatta, który w końcówce nie wykorzystał dwóch dobrych okazji podbramkowych.
Mecz zakończył się szczęśliwym zwycięstwem Pogoni Szczecin, która w tym sezonie u siebie nie straciła jeszcze ani jednego punktu. Tymczasem gracze Marka Czerniawskiego odnieśli pierwszą wyjazdową porażkę, jednak ambicja i wola walki pokazana przy stanie 4:1 dla gospodarzy sprawia, że nie powinni mieć powodów do wstydu.