GKS Bełchatów w ostatnich pięciu spotkaniach zanotował dziesięć punktów. Niemałą rolę w regularnym punktowaniu w ostatnich meczach „Brunatnych” odegrał Patryk Winsztal. Młodzieżowiec cierpliwie czekał na swoją prawdziwą szansę. Kiedy wreszcie ją dostał, to już nie odpuścił. Posadził bowiem na ławce głównego konkurenta do miejsca w podstawowej jedenastce.
Wcześniej Patryk Winsztal przegrywał rywalizację o miejsce w składzie z wychowankiem GKS-u wypożyczonym z Wisły Kraków, Przemysławem Zdybowiczem. W pierwszym składzie bełchatowian Winsztal dostał szansę dopiero w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Do tej pory miał rozegranych raptem 121 minut. Od tego czasu Winsztal uzbierał w czterech spotkaniach 295 minut. I odkąd 21-latek zaczął regularnie grać – GKS zaczął punktować.
– Trzeba go ocenić pozytywnie – odpowiedział na nasze pytanie dotyczące młodzieżowca szkoleniowiec GKS-u, Marcin Węglewski po meczu z Chojniczanką. – Wykonywał te zadania, które mu nakreśliłem, pomagał zespołowi, utrzymywał piłkę w grze. Patrząc na rywalizację Patryka i Przemka (Zdybowicza – przyp. red.), cieszę się, że mam możliwość wyboru i to jest najważniejsze – tłumaczył.
Węglewski ponownie zapytany przez nas po meczu ze Stalą Mielec tym razem o możliwość gry obu młodzieżowców w ataku, odpowiedział w dość zaskakujący sposób. – Chciałbym, aby na boisku występowali najlepsi zawodnicy. Przede wszystkim tacy, którzy zasługują na to, by wystąpić w pierwszym składzie. Rywalizacja jest duża. Chcę być sprawiedliwym trenerem i jeśli ktoś zasługuje na to, by znaleźć się w wyjściowej jedenastce, to się w niej znajdzie. Rywalizacja tutaj jest najważniejszym elementem – przekonywał trener bełchatowian. Jakże wymowne było to, że Winsztal w tamtym meczu rozegrał pełne 90 minut, a Zdybowicz cały mecz przesiedział na ławce.
Duży talent z Radomia
– Z pewnością jest to zawodnik, który ma w sobie spory potencjał – komentuje zapytany o Winsztala dziennikarz „Głosu Przysuskiego”, Bartłomiej Jędrzejczak. – Kiedy zimą wiadomo było, że opuści szeregi Radomiaka, spekulowano o pojawieniu się kilku ofert dla niego. W swoich szeregach Patryka widziała chociażby trzecioligowa Broń Radom, a więc klub, z którego trafił do Radomiaka. Wiem, że właśnie Broń miała być jedną z alternatyw, gdyby się okazało, że transfer do Bełchatowa okaże się fiaskiem. Umowa z radomskim klubem obowiązywała do końca poprzedniego roku, ale piłkarz otrzymał propozycję jej przedłużenia, z której jednak nie skorzystał. Myślę, że to – biorąc pod uwagę aspekt czysto sportowy – była dobra decyzja.
W rundzie jesiennej młodzieżowiec wystąpił raptem w trzech spotkaniach Radomiaka, w których zgromadził łącznie 48 minut. – Trener Dariusz Banasik dawał mu jesienią znikomą szansę gry, dlatego „Wini” głównie występował w IV-ligowych rezerwach, w których był wiodącą postacią rezerw „Zielonych”. Uważam, że ten zawodnik z pewnością się jeszcze rozwinie, bo w polskich realiach to wciąż młody gracz, który jest typem pracusia na treningach. Jeżeli dalej będzie konsekwentnie pracował, to z pewnością będzie solidnym elementem swojego zespołu – przekonuje Jędrzejczak.
https://twitter.com/77777plus666/status/1277211333847547907?s=20
Winsztal dopiero we wspomnianym meczu ze Stalą zaistniał w „poważnych” statystykach. Wcześniej w spotkaniach z Zagłębiem Sosnowiec czy z Chojniczanką był jednym z wyróżniających się piłkarzy na placu gry, ale występy te nie zaowocowały żadną asystą ani golem. Dopiero przeciwko drużynie z Mielca zanotował pierwszą asystę. 11 dni później po raz pierwszy na zapleczu ekstraklasy cieszył się z gola. A nawet dwóch. Bowiem w Suwałkach przeciwko tamtejszym Wigrom w 45 minut skompletował dublet.
Dlaczego Winsztal tak długo czekał na prawdziwą szansę? – Trzeba pamiętać o tym, jaki status miał Zdybowicz, gdy w sierpniu poprzedniego roku odchodził z GKS-u do Wisły Kraków – odpowiada dziennikarz „Głosu Przysuskiego”. – Przed transferem to był wówczas bardzo istotny piłkarz dla trenera Artura Derbina i sam fakt otrzymania oferty od „Białej Gwiazdy” to potwierdza. Pod Wawelem jednak to nie wypaliło i po kilku miesiącach wrócił na Sportową 3 do Bełchatowa. Zespół „Brunatnych” praktycznie się nie zmienił w tym czasie, więc znając piłkarzy, trenera i jego wizję gry, miał zdecydowanie bliżej do pierwszej jedenastki niż Patryk, który potrzebował czasu na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu i zgranie z nowymi kolegami. Myślę, że ten proces wdrażania się do drużyny ma już za sobą i pokazał to już na dobre niedzielny mecz z Wigrami w Suwałkach – dodaje.
Nieważne kto, ważne, by strzelać
W ekipie GKS-u brakuje goleadorów z prawdziwego zdarzenia. Najwięcej bramek dla bełchatowian w tym sezonie zdobył obecny piłkarz Podbeskidzia Bielsko-Biała – Mateusz Marzec, który nastrzelał w rundzie jesiennej dla bełchatowian 11 goli. Dopiero drugi najlepszy wynik – osiem bramek, należy do aktualnego piłkarza „Brunatnych”, Bartosza Biela. Co ciekawe, najskuteczniejszym napastnikiem GKS-u jest Dawid Kocyła, który również, podobnie jak Marzec, zimą odszedł z Bełchatowa. Obecni napastnicy – Zdybowicz i Winsztal – mają na koncie po dwa gole.
A propos Patryka Winsztala – można było znaleźć w internecie opinie, jakoby był to napastnik, którego gra podobna jest do Oliviera Giroud. 21-latek mimo tego, że nie zdobywa zbyt wielu bramek, ostro haruje na boisku, cofa się do defensywy, bierze czynny udział w rozgrywaniu, kiedy trzeba, przetrzymuje piłkę. Stąd porównanie to wcale nie wydaje się takie głupie.
GKS Bełchatów nigdy nie zginie. Szczególnie od strony sportowej
– Nadrzędnym celem GKS-u jest utrzymanie na zapleczu ekstraklasy i to, którzy piłkarze będą strzelać te bramki, ma znaczenie drugorzędne. Oczywiście dla napastnika ta rubryka z liczbą goli jest naturalnie bardzo ważna, natomiast bardzo istotna jest także współpraca z zespołem, kreowanie sytuacji w ofensywie. Trener Węglewski odważniej zaczął sięgać po Winsztala, dając mu większą liczbę minut i zawodnik odpłaca się dobrą postawą na boisku. Bełchatowianie w ogóle ostatnio złapali wiatr w żagle, zdobywając 10 punktów w ostatnich czterech meczach, więc jeśli utrzymają formę, to z pewnością zdobędą jeszcze trochę goli i być może część z nich padnie łupem zimowego transferu z Radomia – przekonuje Jędrzejczak.
Każdy punkt ma znaczenie
Po porażce z Sandecją Nowy Sącz pisaliśmy o kiepskich nastrojach fanów z Bełchatowa. Mało kto wierzył, że walka o pozostanie na zapleczu ekstraklasy jest w ogóle realna. Czarę goryczy dodatkowo przelała porażka w Głogowie, gdzie tamtejszy Chrobry, podobnie jak GKS, walczy o utrzymanie. Jednakże w kolejnych meczach podopieczni Marcina Węglewskiego zaczęli regularnie punktować, czego efektem jest, obok coraz realniejszego utrzymania, niezbyt duża strata do miejsca premiowanego barażami na najwyższy poziom rozgrywkowy.
Oczywiście nikt w Bełchatowie na ten moment ani myśli o tym, by za rok grać w ekstraklasie, ale patrząc na spłaszczoną tabelę Fortuna 1 Ligi, trudno nie odnieść wrażenia, że wszystko jest tutaj możliwe. Niemniej celem numer jeden jest pozytywnie zakończona walka o pozostanie na zapleczu ekstraklasy. Do końca rozgrywek „Brunatni” mają do zdobycia łącznie 18 „oczek”, dlatego każdy punkt na finiszu rozgrywek jest na wagę złota.
Co również jest warte podkreślenia – jeśli bełchatowianie ulegną dzisiaj Podbeskidziu, to i tak nie znajdą się w strefie spadkowej, od której dzieli ich tylko lepszy bilans bramkowy. We wcześniejszych meczach mieli bowiem nóż na gardle, gdyż goniła ich Odra Opole – najlepsza ekipa strefy spadkowej. Teraz ewentualna porażka z liderem rozgrywek nie zmieni ich sytuacji w tabeli.