Parada niespodzianek


Zwykło się mawiać, że po latach od zakończenia danego mundialu pamięta się tylko o mistrzu świata. Tylko że nie jest to do końca prawda. Bo równie miło, co zwycięzcę światowego czempionatu, kibice wspominają te zespoły, które wbrew obiegowym opiniom wyszły z grupy, doszły do ćwierćfinału, półfinału czy czasem nawet finału. W RPA taką drużyną był Urugwaj, a kto wcześniej zaszokował swoją postawą cały piłkarski świat?


Udostępnij na Udostępnij na

Żeby wytłumaczyć fenomen „Urusów”, należałoby się cofnąć w czasie o 20 lat. Urugwaj, wówczas także prowadzony przez Oscara Tabareza, przygotowywał się do MŚ 1990 we Włoszech. Aby lepiej zaaklimatyzować się na Półwyspie Apenińskim, Tabarez ze swoimi piłkarzami do Europy wyjechał już w kwietniu. Efekt? Totalnie zmęczeni i wyczerpani tak długim pobytem poza domem Urugwajczycy ledwo wyszli z niezbyt silnej grupy, zajmując w niej trzecie miejsce (byli lepsi tylko od Korei Południowej, zremisowali z Hiszpanią i przegrali z Belgią), zaś w 1/8 finału trafili na Włochów, z którymi nie mieli żadnych szans, przegrywając 0:2. A przecież „Charruas” w swoim składzie mieli wówczas takich graczy, jak Enzo Francescoli, Carlos Aguilera, Paolo Montero, Jorge Barrios czy Nelson Gutierrez i liczyli na znacznie więcej niż wyjście z grupy.

Teraz Tabarez możliwe jak najpóźniej wyleciał ze swoimi podopiecznymi do RPA, co tym razem zaowocowało pełnym sukcesem. Oczywiście odpowiedni moment na przylot i właściwa aklimatyzacja to jedno, ale przecież najważniejsza była dyspozycja poszczególnych piłkarzy. Kluczem do sukcesu „Urusów” okazał się fakt, że największe gwiazdy urugwajskiej piłki po prostu trafiły z formą na imprezę czterolecia. Po wygraniu w sezonie 2009/2010 z Atletico Madryt Ligi Europejskiej przez Diego Forlana, as „Los Rojiblancos” błyszczał również na mundialu, w którym strzelił aż pięć goli, z czego cztery uderzeniami z dystansu. Forlan rozegrał genialny turniej. Strzelał, rozgrywał, rządził na boisku i poza nim i latem zapewne opuści Vicente Calderon.

Kamerun był pierwszym afrykańskim zespołem, który awansował do 1/4 finału MŚ
Kamerun był pierwszym afrykańskim zespołem, który awansował do 1/4 finału MŚ (fot. independent.com)

Dzielnie kroku swojemu partnerowi z ataku dotrzymywał Luis Suarez, który w zakończonym sezonie dla Ajaksu Amsterdam zdobył 35 goli w 34 meczach (Forlan w La Liga 18-krotnie wpisywał się na listę strzelców). 23-letni napastnik „Joden” w pierwszych dwóch meczach ma MŚ był troszkę zagubiony, ale kiedy zdobył zwycięską bramkę w starciu o pierwsze miejsce w grupie A z Meksykiem, wszystko się zmieniło. Praktycznie sam w 1/8 finału pokonał Koreę Południową, aplikując jej dwa gole. W meczu z Ghaną (inną rewelacją MŚ 2010, tyle że „Czarne Gwiazdy” klasę pokazały już cztery lata temu, kiedy awansowały do 1/8 finału, potwierdzając w tej chwili, że na kontynencie afrykańskim nie mają sobie równych) już się tak nie popisał, bo tuż przed końcem dogrywki wyleciał z boiska, za zagranie piłki ręką w polu karnym, ale jako że Asamoah Gyan nie wykorzystał rzutu karnego, Suarez paradoksalnie okazał się w Urugwaju bohaterem narodowym.

Atak Forlan – Suarez nie dałby sobie jednak rady, gdyby nie wsparcie Edisona Cavaniego, grającego na co dzień w Palermo. 23-letni Cavani to również atakujący, ale nie jest on typowym łowcą goli. Na afrykańskim mundialu skupił się głównie na wypracowywaniu okazji podbramkowych swoim kolegom z napadu, co wychodziło mu znakomicie. Swoje cegiełki do czwartego miejsca na MŚ dołożyli również kapitan i jeden z lepszych środkowych obrońców w RPA Diego Lugano (ciekawe, czy gdyby zagrał w półfinale z Holandią, „Pomarańczowi” również doszliby do finału), nieoceniony w przechwytach jego partner ze środka obrony Diego Godin, niesamowicie usposobieni ofensywnie boczni defensorzy Martin Caseres i Jorge Fucile, uprzykrzający do granic możliwości życie napastnikom i pomocnikom defensywny pomocnik Diego Perez czy też szybki jak wiatr, skrzydłowy Alvaro Parierra. W RPA wszystkich zachwycił i zaskoczył in plus Urugwaj, a kto wcześniej mundial odwrócił do góry nogami?

W Niemczech świadkami aż tak wielkich sensacji nie byliśmy, niemniej warto wyróżnić debiutującą wówczas na MŚ Ukrainę, która doszła aż do 1/4 finału. Tym większy szacunek należy się podopiecznym Olega Błochina, jeśli przypomnimy sobie, jak zaczął się dla nich niemiecki mundial. Ukraińcy bowiem na inaugurację przegrali z Hiszpanią aż 0:4, potem jednak w takim samym stosunku potrafili pokonać Arabię Saudyjską, na koniec zmagań fazy grupowej wygrali skromnie z Tunezją i ostatecznie w grupie H zajęli drugie miejsce.

W 1/8 finału naprzeciw Andrija Szewczenki i spółki stanęła Szwajcaria, na której defensywę w grupie nikt nie mógł znaleźć sposobu. „Szewa” i jego koledzy też jej nie odnaleźli, ale i tak wygrali z „Helwetami”, pokonując ich w serii rzutów karnych. Co ciekawe, żaden z piłkarzy Jakoba Kuhna nie potrafił z jedenastu metrów pokonać ukraińskiego bramkarza, Olega Szowkowskiego. W 1/4 finału marzenia o półfinale Ukraińcom z głowy wybili Włosi, którzy pewnie wygrali 3:0. Ćwierćfinał w 2006 roku był z pewnością wielkim sukcesem naszych wschodnich sąsiadów, niemniej w Niemczech nie zaprezentowali wcale olśniewającej piłki, rywali też nie mieli zbyt trudnych w drodze do najlepszej ósemki, zaś o podopiecznych Błochina po mundialu nie zabijały się czołowe kluby Europy. Świat zatem o sukcesie debiutującej na MŚ Ukrainy mówił niewiele, my jednak nie mogliśmy go nie docenić.

O wiele bogatszy w niespodzianki był mundial w 2002 roku w Japonii i Korei Południowej. Do 1/2 finału doszły bowiem właśnie Korea Południowa i Turcja, dopiero w 1/4 finału zaś zastopowane zostały Senegal i USA. Współgospodarzy MŚ do najlepszej czwórki „dopchali” jednak sędziowie, którzy robili co mogli, by Włosi i Hiszpanie nie wygrali z jedenastką Guusa Hiddinka, niemniej, mimo jednego z największych skandali w historii mistrzostw globu, nie można nie zauważyć, jak wspaniały zespół stworzył Holender, w którym prym wiedli między innymi Ahn-Jung Hwan, Hong-Myung Bo, Soel-Ki Hyeon czy wchodzący dopiero na wielką piłkarską scenę Park Ji-Sung. Korea z Południa nie zdobyła jednak brązowego medalu, bo ten przypadł Turcji. Piłkarze Senola Gunesa nieźle zaprezentowali się już na Euro 2000, podczas którego doszli do 1/4 finału, ale nikt się nie spodziewał, że na MŚ 2002 zajmą miejsce na podium!

Wielka przygoda dzielnych Turków z mundialem zaczęła i skończyła się na Brazylii, ale przecież potem był jeszcze pasjonujący mecz o brąz ze współgospodarzami imprezy. Prawdziwym odkryciem mundialu był genialny środkowy pomocnik o instynkcie napastnika Hasan Sas, klasę samą dla siebie w obronie stanowił Umit Davala, w bramce stał charyzmatyczny Recber Rustu, drugą linią dowodził zaś Ylidary Basturk. Nieco słabiej zaprezentowała się legenda tureckiego futbolu, Hakan Sukur, który strzelił tylko jednego gola, ale za to jakiego! W spotkaniu o trzecie miejsce na listę strzelców wpisał się już… w 11. sekundzie, najszybciej w historii. Trzy gole za to na swoim koncie zapisał Ilhan Mansiz, który dwa gole wbił Korei Południowej, a jednego Senegalowi.

Z MŚ w Azji wszyscy chyba najmocniej pamiętają właśnie dzielne „Lwy Tarangi”, które skazywane były na klęskę jako debiutanci na mundialu, a tymczasem doszły aż do 1/4 finału. W fazie grupowej okazały się lepsze od mistrzów świata Francuzów, których pokonały na inaugurację imprezy 1:0, potem zremisowały z Danią i Urugwajem i z drugiego miejsca wyszły z grupy. W 1/8 finału wygrały z pewnymi siebie Szwedami 2:1 i dopiero w 1/4 finału lepsi okazali się Turcy, którzy wygrali po dogrywce. Prowadzący Senegal francuski szkoleniowiec Bruno Metsu dokonał rzeczy niebywałej, tworząc zespół zdyscyplinowany taktycznie, co przecież w Afryce nie zdarza się często, by nie powiedzieć nigdy. Do tego doszły fantazja, polot i niesamowita technika, co dało efekt w postaci sensacyjnego ćwierćfinału. Prym w ekipie Senegalu wiedli tacy gracze, jak El-Hadji Diouf, Papa Bauba Diop czy Henri Camara.

USA z kolei na dobry początek w wielkim stylu pokonało Portugalię 3:2, co było ewidentnym dowodem na to, że z „Jankesami” trzeba się będzie liczyć. I choć już do końca fazy grupowej piłkarze Bruce’a Areny nie wygrali meczu (przegrali między innymi z Polską 1:3), to jednak już w 1/8 finału w wielkim stylu rozprawili się z Meksykiem. W 1/4 finału górą byli co prawda Niemcy, ale, po pierwsze, świetne zawody rozgrywał Oliver Kahn, a po drugie, sędzia trochę skrzywdził Amerykanów, nie przyznając im ewidentnego rzutu karnego. Mundial w Azji był popisem przede wszystkim błyskotliwego skrzydłowego Landona Donovana, bramkarza Brada Friedela, który obronił w czasie turnieju aż dwa rzuty karne czy doświadczonego rozgrywającego Claudio Reyny.

We Francji cztery lata wcześniej prawdziwą furorę zrobili Chorwaci, którzy zajęli trzecie miejsce, a przecież był to ich debiut na MŚ. W ataku Davor Suker (król strzelców MŚ 1998), Zvonimir Boban i Alen Boksić. W pomocy Robert Prosinecki i Robert Jarni, w obronie Zvonimir Soldo. „Hrvatska” miała wtedy niezwykle mocny zespół, którym dowodził charyzmatyczny i kontrowersyjny Miroslav Blażević. Prawdziwy popis jego piłkarze dali przede wszystkim w 1/4 finale, kiedy rozbili w drobny pył mistrzów Europy, Niemców, wygrywając aż 3:0. Chorwacja A.D. 1998 to team grający futbol bezpardonowy i bezwzględny, czego efektem był brązowy medal.

W wielkie niespodzianki obfitował również mundial w 1994 roku, który rozgrywany był w USA. W półfinale znalazły się bowiem Bułgaria i Szwecja, do 1/4 finału dostała się zaś Rumunia, która wcześniej pokonała Argentynę. Bułgaria to przede wszystkim Christo Stoiczkow, Szwecja w składzie również posiadała wielkie indywidualności, jak Thomas Brolin czy Martin Dahlin, ale równocześnie potrafiła mimo to stworzyć zespół, w którym każdy umiał wziąć odpowiedzialność na swoje barki i dlatego też to właśnie „Żółto-niebiescy” zajęli trzecie miejsce, a Bułgaria znalazła się poza podium. Warto również wyróżnić Rumunów, w których składzie brylował Georghe Hagi, za sposób, w jaki w 1/8 finału z kwitkiem odprawiła Argentynę.

Na MŚ 1990 cały świat zaskoczył Kamerun, który jako pierwszy zespół z Afryki awansował do 1/4 finału. Tam dopiero powstrzymali go Anglicy. „Nieposkromione Lwy” na początek pokonały Argentynę, a później Rumunię, co świadczyło, że włoski mundial może być popisem Afrykanów i faktycznie był. W ataku błyszczał Roger Milla, ale grzechem byłoby nie wspomnieć o takich zawodnikach, jak choćby Thomas N’Kono czy Eugene Ekeke. Jako że wcześniej mundiale charakteryzowały się mniejszą liczbą uczestników, stąd też o niespodzianki było łatwiej, skoro co chwila na MŚ pojawiał się ktoś nowy. Na pewno z MŚ 1986 wszyscy zapamiętają Belgię z fenomenalnym Janem Ceulemansem, która zajęła czwarte miejsce. Na MŚ 1982 przypomniała o sobie Francja, której czwarte miejsce było zapowiedzią wielkich sukcesów na Euro 1984. W drużynie „Trójkolorowych” coraz więcej do powiedzenia zaczynał mieć niejaki Michel Platini.

W 1974 roku cały świat chylił czoła przed reprezentacją Polski, która w wielkim stylu wywalczyła trzecie miejsce. O występie „Biało-czerwonych” w RFN powiedziano i napisano już wszystko, więc przypominanie z kim, kto i w jakim stylu grał i wygrał nie ma większego sensu. Na MŚ 1970 po latach niepowodzeń znów błysnął Urugwaj, który uplasował się na czwartym miejscu. Cztery lata wcześniej na boiskach angielskich wszyscy zachwycali się Portugalią i Eusebio, ale nie można wspomnieć o Korei Północnej, która w fazie grupowej pokonała Włochy 1:0 i w 1/4 finale długo walczyła jak równy z równym z Portugalią, przegrywając 3:5, choć w pewnym momencie… prowadziła 3:0! Może właśnie z tego względu, że gracze KRLD dali sobie wydrzeć pewne zwycięstwo, w kraju, zamiast pochwał i państwowych odznaczeń, piłkarze zmuszeni zostali do ciężkiej pracy w kamieniołomach.

Jak widać, nie tylko mistrzów świata wszyscy dobrze pamiętają po latach. Inna sprawa, że zazwyczaj dobry występ wyżej wymienionych krajów na MŚ często bywał łabędzim śpiewem i później dana reprezentacja nie potrafiła nawiązać do sukcesów sprzed lat. Ciekawe zatem, jak będzie z Urugwajem. Czy „Urusi” na równie udany turniej również będą zmuszeni czekać aż czterdzieści lat? Pożyjemy, zobaczymy. W Montevideo i okolicach mają jednak głęboką nadzieję, że nie.

Pięć największych niespodzianek w finałach mistrzostw świata zdaniem iGola:

1. Chorwacja 1998
2. Polska 1974
3. Turcja 2002
4. Szwecja 1994
5. Kamerun 1990

 

Komentarze
~pippo (gość) - 14 lat temu

Polska?! jako mistrz olimpijski myślę, że wcale
taką niespodzianką nie było to nasze 3 m.2002 -
Turcja? No może, ale nie wiem, czy nie bardziej
Korea. reszta ok. Pozdro!

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze