Pan Portowiec Damian Dąbrowski. Historia, jak kupić wszystkich


Michał Probierz go nie chciał. Podobnie było w Szczecinie. Teraz? "Duma Pomorza" pęka z radości, że go posiada

31 lipca 2021 Pan Portowiec Damian Dąbrowski. Historia, jak kupić wszystkich
newsfounded.com

Nowy kapitan Pogoni, a więc Damian Dąbrowski, jest materiałem, który powinien być puszczany najmłodszym adeptom futbolu w momencie, gdy w siebie zwątpią. Od wielu lat wszyscy nad Wisłą wiedzieli, że jest piłkarzem solidnym. Takim, który mógłby zrobić karierę na Zachodzie. Jednak w pewnym momencie coś poszło nie tak. Odstrzał w Cracovii i niechęć trybun na Stadionie im. Floriana Krygiera go nie złamały, czego owoce zbiera dzisiaj.


Udostępnij na Udostępnij na

Jeden rabin powie – mógł dać więcej w Chorwacji. Drugi zaś rzeknie – gdyby nie jego zeszłoroczny sezon w barwach szczecińskiej drużyny, tych eliminacji do europejskich pucharów by nie było. Wszyscy w Szczecinie w tym momencie raczej mają go za bohatera. Dowodem jest przyznanie właśnie byłemu zawodnikowi Zagłębia Lubin opaski kapitańskiej kosztem bądź co bądź zasłużonego Kamila Drygasa.

Odbudowany kręgosłup

Tak trzeba mówić o piłkarzu, który w układance Kosty Runjaicia stanowi fundament, i to tak głęboko dosłownie osadzony w ziemi, że kiedy Pogoń Szczecin wygrywa w ciągu sześciu lat dopiero drugi raz na inaugurację sezonu, to niemiecki szkoleniowiec nie stroni nawet wtedy od kierowania komplementów w stronę kapitana swojej drużyny.

– Damian Dąbrowski to bardzo ważny dla nas zawodnik. Liczymy, że będzie w stanie grać we wszystkich spotkaniach, może nie od deski do deski, ale przez większość minut.

Jednak trudno się dziwić takim słowom opiekuna szczecinian. Wystarczy spojrzeć na statystyki pomocnika „Dumy Pomorza” z zeszłego sezonu. Na 30 możliwych spotkań zagrał w 26. Podczas nich zaliczył na boisku 2146 minut. Jak łatwo podliczyć, podczas tych spotkań zabrakło mu raptem 194 minut (2 mecze i 14 minut), by zagrać je od początku do końca.

I choć jego zdobycze, delikatnie mówiąc, nie powalają na kolana – raptem dwie asysty w zeszłorocznych rozgrywkach ligowych – to nie można mu tak naprawdę nic zarzucić. Całe serce, a często i wątrobę zostawiał na placu boju. To on wszedł najlepiej w buty Kamila Drygasa, a więc piłkarza, który w sezonie 2019/2020 odniósł fatalną kontuzję, po której Runjaić mówił wprost, że wolałby przegrać, a mieć Kamila zdrowego.

Dzięki właśnie kontuzji wówczas tego czołowego pomocnika szczecińskiego zespołu z południa Polski mógł przybyć nowy kapitan trzeciej drużyny ubiegłego sezonu. Owszem, Damian Dąbrowski nie jest piłkarzem zastępującym 1:1 Drygasa. Mimo to niemiecki szkoleniowiec wkomponował go znakomicie.

Były gracz Cracovii gra na pozycji defensywnego pomocnika, ale jako jedyny nie bierze udziału w wymienianiu się pozycjami przez innych piłkarzy ze środka pola. Po prostu jest ustawiony zawsze centralnie przed obrońcami. Jego rola polega na wprowadzeniu piłki od tyłu. Zawiązaniu akcji od własnej bramki.

Zdobądź szacunek

W wielu ligach Europy, tak jak i w ekstraklasie, są kluby, które się lubią i nienawidzą. Jednym z przykładów, że nie pała się do siebie sympatią, są właśnie kibice Pogoni Szczecin i Cracovii. Dlatego też, kiedy dowiedzieli się, że barwy „Dumy Pomorza” będzie reprezentował zawodnik, który w swoim CV ma wpisaną grę w zespole popularnych „Pasów”, delikatnie mówiąc, nie byli zachwyceni.

Praktycznie w każdym meczu od momentu przybycia do Szczecina Damian Dąbrowski zbierał gwizdy. Musiał usłyszeć wiele cierpkich słów skierowanych w kierunku swojej osoby. Najbardziej zagorzali kibice byli bezlitośni, wzywali zawodnika pod swoją trybunę czy też, jak wolą niektórzy, pod płot i odbywali z nim męskie rozmowy. To wszystko jednak go nie złamało. Co więcej, udało mu się uciszyć, kupić kibiców „Portowców” w najlepszy możliwy sposób, czyli swoją grą na boisku.

Tym krewkim kibicom zwyczajnie wybił wszystkie ich „atuty” z głowy. Dał swojemu zespołowi jakość, spokój, opanowanie. Po prostu ułożył grę Pogoni w środku pola, do tego dokładając waleczną grę w obronie. Na takie zachowanie piłkarza trybuny więc nie mogły zareagować inaczej, jak potraktować go jako swojego.

Po akceptacji już przez wszystkich żyjących szczecińskim klubem fanów Damian Dąbrowski zastąpił na szczycie szatni Adama Frątczaka i Kamila Drygasa, a także wyprzedził w tej hierarchii wychowanka klubu Sebastiana Kowalczyka. Od właśnie tego sezonu przychodzący w 2019 roku do stolicy Pomorza Zachodniego zawodnik stał się kapitanem drużyny. Sam zainteresowany skomentował to dla klubowych mediów w sposób następujący.

– Miłe uczucie, ale warto podkreślić, że to nie wiążę się tylko z tym, że wyprowadza się zespół na mecz i dobrze się wygląda na zdjęciach z opaską. To duża odpowiedzialność. To dla mnie kolejne doświadczenie i pozytywnie się na nie zapatruję.

Oczami ekstraklasy – prawie kompletny

Przyznanie takiego zaszczytu jest prawdopodobne spowodowane jego wpływem na pozostałych kolegów z drużyny. Zwłaszcza w warunkach meczowych piłkarz ten imponuje spokojem, a także siłą mentalną, co pcha podopiecznych Kosty Runjaicia do jeszcze lepszej gry.

Dla wielu przypomina innego zasłużonego w XXI wieku zawodnika klubu – Rafała Murawskiego. Ten były już piłkarz był sercem, mózgiem i ustami drużyny. Kiedy trzeba było wykreować sytuację, wielu kibiców z trybun spoglądało właśnie w jego kierunku. Gdy trzeba było gryźć trawę na boisku, on to robił. W momencie dekoncentracji drużyny brał ją w ryzy. Taki właśnie był na boisku jeden z obecnych właścicieli Arki Gdynia.

Wielu właśnie w nowym kapitanie upatruje jego następcy. Damian Dąbrowski podczas spotkań robi dokładnie wszystko to samo, z wyjątkiem jednego – nie strzela goli. Dwa lata grania w Szczecinie, a on cały czas czeka na bramkę. To jest zarzut, który śmiało można stawiać temu pomocnikowi. Na usprawiedliwienie można dodać, że nie ma w tym żadnej nowości.

W sześć lat, grając w zespole z Krakowa, zdobył osiem bramek. W Zagłębiu Lubin jedną, i to w drugim zespole. Nawet w swojej przygodzie w Górniku Polkowice nie grzeszył liczbą zdobywanych goli, a przecież nie była to drużyna grająca w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Prawdopodobnie gdyby stał się bramkostrzelnym defensywnym pomocnikiem, rozgrywałby być może obecny sezon jeszcze gdzieś w klubie z lepszej ligi. W tym momencie jest jednak w Szczecinie jako kapitan i wydaje się człowiekiem szczęśliwym.

Probierz, czy ci nie żal?

Może zadać sobie takie pytanie każdy kibic, który ogląda i ostatnio głównie cierpi z powodu gry Cracovii. Choć już upłynęło trochę czasu, to wielu sympatyków „Pasów” oddałoby sporo, aby piłkarz, który tak ubóstwiał ich zespół, wrócił do niego. O powodach rozstania w ramach przypomnienia opowie nam Kamil Jagodyński piszący dla portalu Tylkoekstraklasa.pl, prywatnie zaś kibic krakowskiej drużyny.

– Z powodu kontuzji Damian Dąbrowski stracił w zasadzie cały pierwszy sezon Michała Probierza w Cracovii, uciekł mu także początek kolejnego. Gdy wrócił do pełni zdrowia, to grał bardzo dużo. Jednak w tym temacie sporo zmieniło z początkiem sezonu 2019/2020 i wprowadzeniem przepisu o młodzieżowcu. Wtedy w zasadzie jedynym młodym zawodnikiem w miarę gotowym do gry w ekstraklasie był Sylwester Lusiusz, także środkowy pomocnik. W efekcie Probierz postawił na niego kosztem Dąbrowskiego.

Należy pamiętać, że to był czas, kiedy Janusz Gol był ważnym ogniwem „Pasów”. Po odpadnięciu z eliminacji Ligi Europy opiekun Cracovii stwierdził, że Damian Dąbrowski nie będzie miał odpowiednio dużo szans do gry. Ostatecznie trafił do Pogoni. Nie szukałbym tu jakiegoś drugiego dna, po prostu Probierz błędnie ocenił sytuację, a do błędu przyznał się właściwie sam swoimi ruchami w kolejnych okienkach transferowych. Prawie w każdym ściąga środkowych pomocników – Lochają, Sadikovicia czy teraz Knapa i Rasmussena.

Dla samej Cracovii na pewno lepiej byłoby, gdyby latem 2019 roku Probierz podjął inną decyzję. Klub miałby wciąż u siebie zawodnika gwarantującego świetny poziom sportowy. Do tego był on mocno zżyty emocjonalnie z klubem.

Dlatego dzisiaj w Szczecinie mogą pić szampana, bo stosunkowo tania inwestycja w solidnie ogranego już na tamten czas ligowca prawdopodobnie spłaca się ze sporą nadwyżką. Dostali piłkarza, w którego wystarczyło tylko uwierzyć i dać mu chwilę na boisku, by się piłkarsko mógł odkuć. W Krakowie co najwyżej mogą wypić piwo, i to takie ciemne – mocne, by poczuć jeszcze lepiej smak goryczy.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze