Magiczna lewa noga, lekkość w grze, boiskowa wizja, wicemistrzostwo świata, dogrania na nos do jednego z najlepszych napastników ostatnich lat. To wszystko w wieku zaledwie 18 lat, choć imponujące rzeczy w dorosłej piłce robił już, kiedy miał zaledwie 15. Odwiedzamy dzisiaj Los Angeles, gdzie dorasta i szkoli się w piłkarskim rzemiośle jedna z największych nadziei meksykańskiego futbolu – Efrain Alvarez.
Efrain Alvarez urodził się w Los Angeles 19 czerwca 2002, dwa dni po porażce Meksyku z USA w 1/8 finału mistrzostw świata w Korei i Japonii. Jego rodzice są imigrantami z Meksyku, a sam piłkarz stanął niedawno przed dylematem wyboru reprezentacji. Na razie stanęło na kraju pochodzenia, a nie urodzenia. Alvarez zaliczył kilka występów w amerykańskiej drużynie U-15, następnie zmieniając barwy na meksykańskie (kategorie U-15 i U-17).
Młody Meksykanin mierzy 173 cm i jest ofensywnym pomocnikiem. Może grać jako klasyczna dziesiątka lub na skrzydle, najlepiej w formacji 4-3-3, od biedy można go ustawić też na „ósemce”. Jego uniwersalność jest bardzo przydatna, ale, jak za chwilę zobaczycie, Alvarez ma kilka większych atutów.
Alvarez jest produktem szkółki LA Galaxy. W 2017 roku zadebiutował w rezerwach tego klubu, a dwa lata później po raz pierwszy pojawił się na boiskach MLS. Piłkę zaczął kopać w wieku 5 lat. Ma czterech braci – z całej piątki trójka gra, a dwójka grania w piłkę uczy. Jego ojciec, rodzeństwo oraz trenerzy Galaxy uważają, że Efrain jest naturalnym talentem, a większości rzeczy nauczył się sam.
Wicemistrz świata
W piłce reprezentacyjnej Alvarez do tej pory grał tylko na poziomie młodzieżowym, ale warto pamiętać, że ten chłopak ma dopiero 18 lat. W kategorii U-17 pod koniec 2019 roku zdobył z „El Tri” wicemistrzostwo świata. Meksyk w finale uległ brazylijskim gospodarzom 1:2, prowadząc do 83. minuty 1:0. Efrain Alvarez zagrał w każdym z siedmiu spotkań, zwykle zaczynając w podstawowej jedenastce.
Alvarez i jego koledzy nie zaczęli turnieju w dobrym stylu. Najpierw zremisowali z Paragwajem, następnie przegrali z Włochami, ale losowanie było dla nich łaskawe. W ostatnim meczu fazy grupowej „Aztekowie” grali z Wyspami Salomona. Wystarczyło wygrać, żeby załapać się do fazy pucharowej z trzeciego miejsca w grupie. Meksyk rozniósł rywali 8:0, Alvarez strzelił dwa gole, przy jednym asystował, a kolejnego wypracował. Bramki spektakularne nie były (trafienia na 1:0 i 5:0), ale warto zwrócić uwagę na sytuacje na 6:0 i 7:0, przy których Alvarez obsłużył partnerów z ofensywy kapitalnymi wrzutkami.
Najważniejszy moment przyszedł jednak w półfinale z Holandią. Sześć minut po wejściu na boisko Alvarez pięknym strzałem z rzutu wolnego dał Meksykowi dogrywkę. Efrain nie strzelił co prawda karnego w serii „jedenastek”, ale jego koledzy nie zawiedli i Meksyk mógł zagrać o złoto.
Asysty do pana Zlatana
Alvarez asystuje nie tylko kolegom z młodzieżowej reprezentacji w starciach z wątpliwymi potęgami pokroju Wysp Salomona. Jego lewa noga jest ułożona naprawdę fantastycznie. Technika i przegląd pola to z pewnością jego największe atuty, które dały już o sobie kilka razy znać w trakcie meczów MLS. Tu wypieszczona asysta przy golu „Ibry” (od 12:33):
Tu jeszcze jedna:
A tutaj mięciutka patelnia do Daniela Steresa (od 1:57):
Trudno nie zauważyć, że lewa noga Alvareza już teraz warta jest sporo pieniędzy, a za chwilę będzie warta pewnie kilka razy tyle. Dzisiaj Transfermarkt wycenia Meksykanina na ok. milion euro (najwięcej wśród meksykańskich piłkarzy młodego pokolenia). Niby niedużo jak na dzisiejsze standardy, ale stawiamy dolary (albo euro) przeciw orzechom, że wkrótce się to zmieni. Efrain gola w MLS jeszcze nie strzelił, ale jego liczby w drugiej drużynie Galaxy są całkiem przyjemne: 13 goli w 20 meczach. Sam Zlatan po debiucie Alvareza w MLS wypowiadał się o nim w superlatywach, twierdząc, że nie ma w lidze drugiego tak utalentowanego młodziana. A jak Zlatan coś mówi, to tak jest, prawda?
Talent czystej wody? To nie tylko nasze zdanie!
W zeszłym roku Alvarez trafił na listę 60 najbardziej obiecujących piłkarzy urodzonych w 2002 roku, sporządzonej przez brytyjski „The Guardian”. Znalazł się na niej obok takich nazwisk jak Ansu Fati czy Giovanni Reyna (na liście nie zabrakło Polaka – Filipa Marchwińskiego z Lecha Poznań). Towarzystwo więc bardzo dostojne. Tym samym został ósmym Meksykaninem, który trafił na tę listę w ciągu ostatnich pięciu lat. Wcześniej byli to: Erick Aguirre, Pablo Lopes, Ulises Torres, Paolo Medina, Edwin Lara, Diego Lainez i Sebastian Martinez. Spośród nich najlepiej wygląda na ten moment Diego Lainez, który coraz bardziej regularnie pojawia się w składzie Realu Betis.
Europa albo przeciętność
To, czy Efrain Alvarez zrobi wielką karierę, czy nie, zależy oczywiście od szeregu czynników, a wśród nich, naszym zdaniem, jest m.in. to, czy Efrain zagra niedługo w lidze meksykańskiej. Żebyście nas dobrze zrozumieli, doprecyzujemy od razu, że byłoby lepiej, gdyby w niej nie zagrał. Dlaczego? Otóż dlatego, że w ciągu ostatnich lat wielokrotnie mogliśmy przekonać się o tym, iż zdolni Meksykanie lubią się w swojej rodzimej lidze zasiedzieć i przepaść.
Liga MX to bez wątpienia jedna z najsilniejszych lig w obu Amerykach. Rywalizację może przegrać chyba tylko z brazylijską i argentyńską, ale w porównaniu z Brazylijczykami i Argentyńczykami Meksykanie stosunkowo rzadko robią wielkie kariery w Europie. Powodów jest kilka, ale jednym z głównych – pieniądze. Te w Meksyku są naprawdę dobre, co w częstym połączeniu ze statusem lokalnej gwiazdy sprawia, że kraj ten eksportuje zdolnych piłkarzy o wiele rzadziej niż wspomniane południowoamerykańskie potęgi. Eksportuje też mniej niż np. Kolumbia czy malutki Urugwaj, co nieco gryzie się z meksykańskim potencjałem.
Śladami Fierro czy Chicharito?
Jednym z najlepszych przykładów ostatnich kilku lat jest przypadek Carlosa Fierro, któremu wróżono wielkie granie w Europie, a który do niej nawet nigdy nie trafił. Fierro w 2011 zdobył z Meksykiem mistrzostwo świata do lat 17, otrzymał też nagrodę dla trzeciego najlepszego gracza turnieju. Dziś ma 25 lat, jest piłkarzem San Jose Earthquakes i po zachodniej stronie Atlantyku pewnie już zostanie. A Fierro to tylko jeden z wielu takich przypadków. W przeszłości nawet tak świetni piłkarze jak Cuauhtemoc Blanco czy Luis „El Matador” Hernandez nigdy do Europy nie trafili. Czy Alvarez podąży ścieżką wyżej wymienionych, czy też szlakiem Hugo Sancheza, Rafy Marqueza czy Chicharito – zobaczymy.
To, co naszym zdaniem działa na jego korzyść, to fakt, że urodził się i gra na północ od Rio Grande. MLS to co prawda nie jest liga, z której największe europejskie firmy masowo skupują piłkarzy, choć jej ścieżka rozwoju pozwala mieć nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Jego szanse na zaistnienie w wielkim futbolu są jednak w tej sytuacji większe, niż gdyby kopał w Meksyku. Wiele zależy jednak od ambicji samego Alvareza – transfer na południe to autostrada do zasiedzenia się na zachodniej półkuli i popadnięcia w piłkarską przeciętność. Podobnie będzie w przypadku dłuższego pobytu w MLS.
Po mistrzostwach świata U-17 Galaxy rzekomo otrzymało oferty z Europy, ale Alvarez ciągle jest w LA. Oby MLS było tylko trampoliną do większej piłki. Szkoda byłoby, gdyby tak dobrze zapowiadający się piłkarz nie wykorzystał swojego potencjału. A ten jest rozmiarów co najmniej Estadio Azteca, na którym już wkrótce – takie żywimy nadzieje – Efrain Alvarez będzie rozgrywał wielkie spotkania w barwach dorosłej kadry Meksyku. A zaraz potem niech wsiada w samolot i wraca do Madrytu, Manchesteru czy Mediolanu.