Oglądając rodzimą ligę liczymy obejrzeć w niej krajowych piłkarzy. Jednak polska Ekstraklasa staje się już coraz mniej polska. Zgodnie z danymi CIES-u oraz Transfermarktu, obcokrajowcy w Ekstraklasie rozegrali w ostatniej rundzie ponad 50 % możliwych minut. W Polsce stanowi to historyczny precedens. Jednak patrząc na ogólny trend ściągania zawodników w Europie, zmierzamy ku umiędzynarodowieniu naszej ligi (o ile już to się nie stało).
Cudze chwalicie, swego nie znacie, sami nie wiecie, co posiadacie.
Ten cytat Stanisława Jachowicza, bajkopisarza XIX wieku, coraz bardziej pasuje do opisania sytuacji, w jakiej znalazła się polska liga. Obcokrajowcy w Ekstraklasie zgodnie z danymi Transfermarktu (potwierdzonymi również przez CIES Football Observatory) rozegrali na polskich boiskach procentowo więcej czasu niż Polacy, co jak dotąd nie miało miejsca. Ktoś powie teraz, że może tak się złożyło, że to przypadek. Lecz jak spojrzymy na zimowe okienko, to rzuca się w oczy głównie jedno:
Nowym zawodnikiem Piasta Gliwice został Akim Zedadka; Nowym piłkarzem Górnika Zabrze został dziewiętnastoletni skrzydłowy z Nigerii, Abbati Abdullahi; Leon Flach piłkarzem Jagiellonii; Pedro Perotti w Radomiaku
Do Radomia przyjechała nowa dostawa cudzoziemców
Zdecydowana większość zawodników przychodzących do I zespołu klubów ma w paszporcie narodowość inną niż polską. Na przykład w zimowym okienku Radomiaka gdy jeden pociąg z cudzoziemcami odjechał, to zaraz przyjechał drugi. Ekstraklasa coraz mocniej eksploruje europejski rynek transferowy i szuka zawodników poza polskimi granicami. Dlatego marne są szanse na to, że po zakończeniu sezonu ten procent spadnie poniżej pięćdziesięciu.
To nie będzie artykuł moralizatorski
Żebyśmy jednak mieli jasność: ten artykuł, jak i przytoczone w nim liczby bynajmniej, nie może i nie powinien stanowić argumentu za ograniczaniem ściągania obcokrajowców. Naszym zdaniem nie ma nic złego w tym, że kluby ściągają do swoich drużyn zawodników z zagranicy. Nie będziemy uderzać w te sztuczne i patetyczne tony, jakoby kibice nie mogli identyfikować się z zawodnikami, którzy są z zagranicy. Tacy goście jak Ishak, a kiedyś Badia, są świetnym dowodem na to, jak można utożsamić się z obcym dla siebie w teorii krajem.
Król Mikael Ishak w wywiadzie dla TVP Sport powiedział: „My, jako Polacy”.
Jestem spełniony. On jest nasz ❤️🇵🇱 pic.twitter.com/3m4gFXVI2F
— Pilox (@PiloxLP) January 23, 2025
Różnorodność potrzebna w życiu jak i w sporcie
Poza tym futbol takiej różnorodności potrzebuje. Choćby z tego powodu, że różnice w wychowywaniu piłkarzy w zależności od kontynentu dają różnym zawodnikom odmienne atuty, które mogą przydać się w zależności od preferowanej taktyki. Globalizacja piłkarskiego rynku też pozwala na sięganie po zawodników z dowolnego kraju i kontynentu, a próba futbolowego izolacjonizmu skazana jest na niepowodzenie.
Obcokrajowcy w Ekstraklasie: 20-procentowy wzrost w grze w przeciągu dekady
Tyle wstępu, czas na liczby. W ostatnich 10 latach polska liga zaczyna coraz częściej korzystać z usług zawodników zagranicznych i ta tendencja sukcesywnie rośnie. Obcokrajowcy w Ekstraklasie w rundzie jesiennej sezonu 2024/2025 PKO BP Ekstraklasy, zgodnie ze stanem Transfermarktu mieli 52% udziału procentowego łącznego czasu gry (ta liczba nieznacznie się różni od tej wskazanej przez CIES Football Observatory, gdzie wynik wyniósł 52,5%). Jeszcze dziesięć lat temu udział ten wynosił tylko 33%, czyli mówimy tu o blisko dwudziestoprocentowym skoku. Czy to zła wiadomość?
Dane z portalu Transfermarkt.pl. Opracowanie własne
Nasi rywale i sąsiedzi też poszli w trend międzynarodowości klubu
Niezupełnie. Polska piłka, jak wiele nam podobnych lig, poddała się trendowi umiędzynarodowienia. Postanowiliśmy przyjrzeć się rozgrywkom europejskim, które w rankingu UEFA są na miejscach od 11 do 20 oraz naszym sąsiadom. Dlaczego akurat oni? Celujemy do pierwszej piętnastki, więc wypadałoby sprawdzić, jaką politykę transferową przyjęli nasi potencjalni rywale z tego przedziału. Poza tym byliśmy również ciekawi, czy nasi geograficzni sąsiedzi jakoś wyraźnie różnią się od nas pod tym względem.
Posłużyliśmy się danymi zaczerpniętymi z Transfermarktu. Sprawdziliśmy ostatnie kilka sezonów (tutaj liczyliśmy od rozgrywek 2019/2020) aż do teraz. Wsparliśmy się także sezonem 2014/2015 by pokazać wam, jak na przestrzeni dłuższego okresu zmieniło się wykorzystywanie zawodników zagranicznych w wybranych ligach.
Praktycznie każda badana liga jest coraz bardziej uzależniona od zagranicznych piłkarzy
W zdecydowanej większości lig tendencja jest jednoznaczna. Czy to liga austriacka, grecka, czy słowacka, kluby coraz mocniej opierają się na zawodnikach zagranicznych. Dla przykładu: jeszcze w sezonie 2014/15, we wspomnianej już austriackiej Bundeslidze, około 27% udziału w łącznym czasie gry stanowili obcokrajowcy. Pięć lat później wynosiło już to ponad 31,2%. Natomiast w obecnym sezonie stranieri minutowo rozegrali już 46,1% minut.
Jeszcze kiedyś ligi grecka i litewska nie były przepełnione taką masą obcokrajowców
Dziś grecka liga kojarzy nam się z rzeszą cudzoziemców biegających po helleńskich boiskach, ale jeszcze ok. dziesięć lat temu ta statystyka nie wyglądała aż tak przytłaczająco. W sezonie 2014/15 było to „zaledwie” 52,7%. Pięć lat później procentowy czas gry był już dużo wyższy, bo blisko 61%. Zaś w obecnym sezonie jest to już 72,2%, czyli blisko 20% więcej niż 10 lat temu.
Najbardziej karykaturalnym przykładem w tej materii jest liga litewska. Ponad dekadę temu obcokrajowcy u naszego sąsiada stanowili tylko 23,3% czasu gry. Za to w ubiegłym sezonie było to już 52,4%. To przecież przeskok o blisko 30%.
Norwegia broni się przed napływem obcej siły nabywczej
Niektóre ligi bronią się przed zbytnim uzależnieniem od cudzoziemców. Na przykład w norweskiej Eliteserien w sezonie 2014/15 obcokrajowcy mieli 34% udziału w grze. Tendencja ta poza pewnymi momentami jest wyraźnie spadkowa. W rozgrywkach z 2024 roku (liga norweska rozgrywa cały swój sezon w jednym roku kalendarzowym, a obecne rozgrywki w roku 2025 rozpoczną się dopiero w marcu) stanowili oni już tylko 30%.
Pod tym względem całkiem nieźle broni się liga izraelska, która zanotowała naprawdę minimalny wzrost. Dziesięć lat temu miała 31,1% minut rozegranych przez cudzoziemców, zaś w obecnym sezonie ta statystyka wynosi na razie 34,3%.
Obcokrajowcy w Ekstraklasie: jest ich więcej, to i więcej grają
Wzrost czasu gry obcokrajowców związany jest także ze zwiększoną ilością piłkarzy o tym statusie w zespołach. Tutaj sięgnęliśmy do danych zbieranych przez ośrodek CIES Football Observatory, aby zobaczyć w dłuższym okresie w Europie tendencję do sięgania po zawodników zagranicznych.
Drobne uwagi: w roku 2021 raport CIES-u został skonstruowany w ciut inny sposób. Skupiono się w nim bowiem na pokazaniu ogólnej tendencji w ligach z ostatnich lat. W raporcie ligi zostały podzielone na kilka podgrup, od najmocniejszych do najsłabszych. To sprawiło, że nie udało nam się wyciągnąć wszystkich potrzebnych danych. Dlatego z przykrością przy niektórych krajach zostawiliśmy puste pola, jednak nieśmiało założyliśmy, że nie odnotowano tam znienacka 30-procentowych skoków. Natomiast liczby z kolumny stan na 30 stycznia zaczęrpnęliśmy z Transfermarktu, ponieważ CIES jeszcze nie opublikował danych za rok 2024.
Inne ligi także zaopatrują się w coraz większą ilość cudzoziemców
Dane z portalu Transfermarkt.pl oraz CIES Football Observatory. Opracowanie własne.
Jak wynika z tabeli, zdecydowana większość lig idzie w podobnym kierunku co Polska. Coraz częściej sięga się po cudzoziemców. I nie mówimy tu tylko o oczywistych przypadkach. Mówimy również o ligach, które przez długie lata wzbraniały się przed zbytnim sięganiem po zagraniczne nabytki. Jak widzimy, w duńskiej Superlidze w przeciągu blisko dekady liczba takich piłkarzy wzrosła o ponad 15%.
Kilkunastoprocentowe wzrosty zaliczyła także austriacka Bundesliga czy szwajcarska Super League. Mniejsze odnotowano w niemieckiej Bundeslidze, lidze izraelskiej czy czeskiej.
Wybuch wojny na Ukrainie wpłynął na Rosję, Białoruś i Ukrainę
Znów wyjątkiem od reguły jest Norwegia, która po raz kolejny nawet zmniejszyła ilość takich graczy w lidze. Spore spadki z powodu wojny na Ukrainie odnotowała zarówno Rosja, Białoruś jak i Ukraina. Jednak w ich przypadku trzeba brać poprawkę na wybuch wojny na Ukrainie. W przypadku Rosji i Ukrainy wyniki wracają do normy. Jeśli chcecie wiedzieć więcej na ten temat, zapraszamy do przeczytania naszego artykułu sprzed niecałego roku.
Polska liga nieznacznie, bo nieznacznie, ale też zatrudnia coraz więcej cudzoziemców
Polska liga także nie uciekła przed tym trendem. Zgodnie z danymi CIES-u w 2016 roku, obcokrajowcy w Ekstraklasie stanowili 36,1% wszystkich zawodników zarejestrowanych. Natomiast na dzień 30 stycznia 2025 roku jest to 40,8 %. Nie jest to jakiś dramatyczny skok w górę, jednak tendencja jest oczywista. Gdy widzimy zimowe okienko, to coś nam się zdaje, że ten wskaźnik będzie jeszcze wyższy.
Najciekawsze transfery w Ekstraklasie 👀
Piłkarski Salon ⤵️ pic.twitter.com/Vs5MuQ3UoK
— Meczyki.pl (@Meczykipl) January 18, 2025
Na wszystkich kontynentach (oprócz Afryki) rośnie udział obcokrajowców w grze
Napisaliśmy wyżej, że nie chcemy uderzać w moralizatorskie tony o antypolskości klubów. Dlatego po raz kolejny odwołamy się do badań CIES-u. Ten ośrodek opublikował w ubiegłym roku raport, w którym przeanalizowano 135 lig na całym świecie pod kątem procentu tzw. ekspatriantów. Porównano w nim dane zebrane na 1 maja 2020 roku i porównano je z tymi zebranymi na 1 maja 2024 roku. Wyszło im, że obcokrajowcy stanowią średnio 24% składu drużyny, przy czym w Europie jest to 29% i tendencja jest rosnąca.
Ss ze strony CIES z miesięcznego raportu nr 95: https://football-observatory.com/MonthlyReport95
Idąc dalej, zgodnie z wyliczeniami liczba zarejestrowanych obcokrajowców wzrosła o blisko 2,5 tysiąca zawodników, co łącznie dało prawie 20-procentowy wzrost w porównaniu do roku 2020. Co prawda największe przyrosty dotyczyły Ameryki Południowej oraz Azji, lecz i Europa zanotowała spory wzrost (19%).
Mało tego, to właśnie europejskie ligi pod względem liczby piłkarzy miały najwyższy wzrost. Otóż w tym raporcie szacowano iż liczba obcokrajowców w 2020 roku wynosiła 9334. Natomiast 4 lata później już lekko ponad 11 tysięcy. Zatem jest to wzrost o ponad 1700 zawodników.
Globalizacja futbolu przyczyną wzrostu liczby obcokrajowców w ligach
To tylko pokazuje, że kluby na całym świecie coraz bardziej bardziej niż kiedykolwiek dotąd zwracają się do piłkarzy zagranicznych. Importowanie graczy stało się zjawiskiem, które dotyka coraz większej liczby klubów oraz lig na całym świecie. Rozrost transnarodowych agencji transferowych i powiązań obejmuje już nie tylko najzdolniejszych graczy, ale także i tych, którzy kopią na niższych poziomach futbolu.
Zgodnie z danymi ośrodka, żadna liga spoza Europy nie znajduje się w pierwszej ósemce rozgrywek z największym udziałem ekspatriantów. Zaś w pierwszej dwudziestce są tylko dwie ligi nieeuropejskie: amerykańska MLS (9. miejsce) oraz emiracka liga UAE Pro League (20. miejsce). Dziesięć z dwunastu lig z najmniejszą liczbą obcokrajowców leży poza Europą, a jedynym wyjątkiem są ligi krajów w aktualnej strefie konfliktu, czyli ukraińska i białoruska.
Ss ze strony CIES z miesięcznego raportu nr 89: https://football-observatory.com/MonthlyReport89.
Ich analiza pokazuje zatem, że internacjonalizacja piłkarskiego rynku jest o wiele bardziej zaawansowana w Europie i Stanach Zjednoczonych aniżeli gdziekolwiek indziej na świecie.
Raków Częstochowa w Polsce najmocniej korzysta z usług obcokrajowców
Jednak niezależnie od kraju czy kontynentu, zawsze będą kluby, które częściej korzystają z usług zagranicznych piłkarzy i te, które czynią to rzadziej. Przykładem polskiego klubu, który opiera swoją siłę na cudzoziemcach, jest Raków Częstochowa. Jeszcze w pierwszym sezonie mieli więcej Polaków niż obcokrajowców.
Lecz z upływem lat to zagraniczni piłkarze zaczęli wieść prym w maszynie Marka Papszuna, która z przytupem rozsiadła się czołówce ligowych potentatów. Mało tego, w ostatnich dwóch sezonach to właśnie klub spod Jasnej Góry dominował pod względem procentu udziału obcokrajowców w grze. Jak dotąd jesienią również liderowali pod tym względem. Ich pierwszy zimowy transfer? Obcokrajowiec, Ibrahima Seck (choć większy szał tutaj wzbudził sposób, bo dokonał się on za pomocą kryptowalut).
❗ Ibrahima Seck nowym piłkarzem Rakowa! 🔥
Transfer jako pierwszy w Polsce został zrealizowany w kryptowalutach 💸
🤝 @zondacryptopl #SECK2028 pic.twitter.com/XKv8xm89Of
— Raków Częstochowa (@Rakow1921) January 29, 2025
To nie jest efekt klubowej polityki
Postanowiliśmy zapytać się zatem Rakowa, czy taki wynik jest efektem klubowej polityki, w której stawia się na zagranicznych zawodników? Na te i inne nurtujące nas pytania udzielił odpowiedzi pan Wojciech Cygan, przewodniczący Rady Nadzorczej Rakowa Częstochowa, a przy tym członek Rady Nadzorczej Ekstraklasa S.A. oraz wiceprezes PZPN.
– Nie, to nie jest efekt klubowej polityki. Staramy się być możliwie najmocniejszym klubem, mieć najmocniejszą możliwą kadrę jaką możemy dysponować i stąd zdarza nam się ściągnąć zawodników zagranicznych z nadzieją, że oni podniosą nasz poziom, bo często Polaków o odpowiednim poziomie nie jesteśmy w stanie namierzyć albo są dla nas nieosiągalni z uwagi na oczekiwania finansowe albo są jeszcze za młodzi lub jeszcze bez takiego przetarcia na najwyższym poziomie i czekamy aż dopiero takie przetarcie nastąpi i wtedy możemy o nich myśleć jako wzmocnienie.
Obcokrajowcy w Ekstraklasie: najważniejsze, by piłkarz wpasował się w system
To może w takim razie łatwiej, z różnych względów, ściągać obcokrajowców? Zdaniem wiceprezesa PZPN, do takich spraw należy podchodzić indywidualnie, a grunt to znaleźć takiego piłkarza który wpasuje się w system trenera.
– Myślę, że za każdym razem trzeba podchodzić i patrzeć indywidualnie. Nie ma jakiegoś konkretnego przyjęcia, że na pewno zawodnik zagraniczny jest tańszy. Jesteśmy polskim klubem, więc staramy się przede wszystkim patrzeć na Polaków, ale w sytuacji, gdy z różnych powodów są oni dla nas nieosiągalni, wtedy patrzymy za granicę. Też jest tak, że staramy się, żeby ci zawodnicy byli przede wszystkim dopasowani do naszego modelu gry i stąd jeżeli takiego dopasowania do profilu nie ma, szukamy dalej i myślę, że to jest w tym najważniejsze.
To nie jest kwestia taniości ani narodowości
Co jeszcze podkreślił nasz rozmówca: to nie jest kwestia taniości obcokrajowców. Wszystko sprowadza się do jakości piłkarskiej, której oczekują kluby.
– Nie patrzymy tylko przez pryzmat pieniędzy, ale przez pryzmat tego, że chcielibyśmy, żeby Raków był drużyną, która po pierwsze gra w sposób efektowny, ale też efektywny, a po drugie, żeby mogła myśleć o europejskich pucharach i w tych pucharach coraz więcej osiągać. Stąd też nie patrzymy tylko na narodowość jako główny czy ważny czynnik. Przede wszystkim patrzymy na to, czy ten zawodnik jest w stanie nam pomóc efektywnie już teraz, czy traktowany jest jako prospekt i w dającej się określić perspektywie może nam pomóc czy nie. I to jest najważniejsze, a nie to, czy jest Czechem, Słowakiem czy Polakiem.
Co obcokrajowcy w Ekstraklasie mają wspólnego z przepisem o młodzieżowcu
To, że napływ obcokrajowców do polskiej ligi wzrósł, już sobie omówiliśmy. Jednak mieliśmy nadzieję że pewna inna statystyka być może to zamaże. Ponieważ Ekstraklasa od kilku lat usilnie stara się zachęcać do stawiania na młodzieżowców uznaliśmy, iż do obydwu tabel trzeba dorzucić jeszcze jedną. Taką, która pokaże jak wyglądamy pod kątem wystawiania zawodników zakwalifikowanych do kategorii młodzieżowca.
Jeżeli procent tych zawodników wzrósł, można będzie założyć, iż program odważniejszego opierania zespołu na zawodnikach młodych, wychowanych we własnej Akademii, przynosi owoce. Co ma wspólnego wzrost obcokrajowców z przepisem o młodzieżowcu?
Zbigniew Boniek walnął pięścią w stół
Sporo. Był bowiem taki czas w Ekstraklasie, gdy istniały restrykcyjne przepisy dotyczące liczby zawodników spoza Unii Europejskiej. W tym samym czasie Zbigniew Boniek jako prezes PZPN-u domagał się od polskich klubów odważniejszego stawiania na młodych pod groźbą walkowerów.
I dopiął swego, choć związek poszedł klubom na rękę w innym temacie. Te zgodziły się na wprowadzenie obowiązku młodzieżowca w zamian za zniesienie regulacji dotyczących ściągania cudzoziemców spoza Unii Europejskiej (kiedyś można było mieć max 2 takich zawodników jednocześnie na boisku).
Przepis miał sprawić, że obcokrajowcy w Ekstraklasie mieli przegrywać z polskimi młodzieżowcami
Co miał wnieść przepis o obowiązkowym młodzieżowcu na boisku? W założeniu Zbigniew Boniek oczekiwał, że gdy polskie kluby zobaczą na boisku, że to właśnie w młodzieży kryje się pieniądz a nie w 30-letnim Słowaku, same będą naciskały na rozwój akademii i poprawę szkolenia, by te produkowały coraz więcej sprzedawalnych na Zachód talentów.
Tyle teorii, a jak wyszło w praktyce? W debiutanckim sezonie z nową regulacją, Polacy ze statusem młodzieżowca rozegrali łącznie 14,88% wszystkich możliwych minut. Pamiętajmy jednak, że wtedy trzeba było obowiązkowo posiadać na boisku piłkarza z tym statusem, bo inaczej klub otrzymywał walkowera za dany mecz.
Kilka sezonów później, po zmianie przepisów, wprowadzono wymóg 3000 minut w sezonie z młodzieżowcem na boisku, za którego niewypełnienie groziły po prostu kary finansowe. Jego wprowadzenie rozluźniło i pogorszyło tę statystykę. Cztery i pół sezonu później (czyli w aktualnych rozgrywkach) statystyka ta wynosi już tylko 11,5%.
Procentowy udział młodzieżowców w meczach PKO BP Ekstraklasy (w procentach) od sezonu 2019/2020. Dane ze strony Ekstrakstats.pl.
Przepis nie sprawił, że polskie kluby zaczęły częściej korzystać z młodych adeptów
To i tak lepiej niż w zeszłym sezonie, w którym ten wynik był jeszcze mizerniejszy. Zgodnie z danymi Ekstrastats, procent rozegranych minut przez Polaków ze statusem młodzieżowca (czyli urodzonymi po 1 stycznia 2002 roku i później) wynosił tylko 9,91%. Czy to oznaczało, że kiedyś na Polaków stawialiśmy jeszcze mniej?
Przed tym przepisem procent młodych piłkarzy był podobny
I teraz chyba najpoważniejszy cios w ideę Zbigniewa Bońka. CIES w raporcie z listopada 2015 roku obliczył, że młodzi Polacy (przyjęto tam, że aby zostać uznanym za wyszkolonego w klubie, piłkarz musiał być przez co najmniej trzy sezony, w wieku od 15 do 21 lat, w drużynie swojego pracodawcy) łącznie mieli udział w 12,9% łącznego czasu gry w lidze.
Blisko dziesięć lat temu mieli oni podobne, czasem ciut niższe, a nawet o zgrozo wyższy procent gry niż po nakazach. Natomiast gdy obliczyliśmy na podstawie danych z Ekstrastats średnią udziału tzw. młodzieżowców (na potrzeby tej tabeli autorzy raportu ustalili, iż młodzi gracze to ci, którzy urodzili się 1 stycznia 1994 r. i później) z sezonu 2015/2016, to wyszło nam 11,66 %. Przypomnijmy, w tym sezonie ta średnia jak dotąd wynosi 11,5 %.
Ale też nie jest tak, że przepis o młodzieżowcu jakoś przesadnie wypromował młodych piłkarzy, no może tych 22-letnich. Młodsi grają raczej tyle, co wcześniej – ale może za więcej? To jeszcze planuję zbadać.https://t.co/avVPUIgTXU pic.twitter.com/sjzF7Ova2g
— Kamil Laskowski (@kklaskowski) June 27, 2024
Przepis minutowy można było omijać, jeśli były z tego korzyści w tabeli
A mówimy tu o przepisie, który i tak został zmodyfikowany pod życzenie klubów. Zamiast groźby walkowera był limit czasowy, którego niewypełnienie miało skutkować karami finansowymi odpowiednimi do stopnia niedoczasu. Doprowadziło to do sytuacji, w której kluby albo pod koniec sezonu, gdy wynik był bezpieczny, cisnęły trzema młodzieżowcami w meczu, albo w ogóle olewały temat i przyjmowały kary.
Na przykład Raków Częstochowa przez dwa lata nie zważał sobie na kary, tylko grał zawodnikami i potem płacił 1,5 miliona złotych, ale kto Mistrzowi Polski zabroni? Z punktu widzenia sportowego tak było korzystniej i w pełni to rozumiemy. Ten sezon stanowi jednak dla Czerwono-Niebieskich miłą odmianę, bowiem kary im nie grożą.
Przepis początkowo pomagał, ale z upływem lat przeszkadzał
Przepis o młodzieżowcu w całościowej perspektywie okazał się fiaskiem. Młodzi zawodnicy nieznacznie podnieśli swój udział w grze zespołu. Niby wielu z nich wyjechało z ligi, ale ilu dziś tuła się po Europie, szukając w większości przypadków miejsca na odbudowanie?
Ekstraklasowe kluby wymusiły na prezesie Polskiego Związku Piłki Nożnej Cezarym Kuleszy zlikwidowanie niewygodnego zapisu. Ciągle mają natomiast pozostać wszelkiej maści nagrody oraz bonusy w postaci Pro Junior System itp. Zdaniem Wojciecha Cygana, choć początkowo przepis przyniósł korzyści, to z upływem czasu stał się uciążliwy.
– Raków od kilku lat dość jednoznacznie i konsekwentnie głosił, że jakkolwiek na początku przepis swoje zadanie spełnił, czyli spowodował, że kluby zaczęły patrzeć na szkolenie, na akademię, na koszty z tym związane i zaczęły bardziej aktywnie myśleć o budowie szkółek, akademii piłkarskiej przy klubach i ten efekt został na pewno wywołany, ale z czasem zaczął przynosić więcej złego niż dobrego, a w tej ostatniej formule to już pewnie dużo więcej złego niż dobrego.
To miała być formuła przejściowa
To miała być formuła przejściowa, na jeden sezon, a została z nami na trzy sezony. Stąd oceniamy, że ta zmiana i deklaracja o tym, że przepis o młodzieżowcu zostanie skasowany w Ekstraklasie, to jest rozwiązanie dobre i oczekiwane przez kluby ekstraklasy.
– Kluby Ekstraklasy już w zeszłym roku mocno o tym mówiły. W połowie zeszłego roku wszystkie kluby, które w tamtym czasie grały w Ekstraklasie jednoznacznie określiły się na piśmie i chciały likwidacji tego przepisu. Więc tą decyzję możemy ocenić jako dobrą, choć pewnie trochę spóźnioną. Spodziewaliśmy się, że nastąpi ona wcześniej.
Zgodna rekomendacja 18 klubów @_Ekstraklasa_ i projekt przygotowany przez specjalny zespół (także z udziałem przedstawicieli zarządu @pzpn) okazały się niewystarczającymi argumentami aby przekonać pozostałych członków zarządu federacji. Ale skoro lepsze jest obecne brzmienie…🤷🏻 https://t.co/vKu1btJaQf
— Wojciech Cygan (@Wojciech_Cygan) May 20, 2024
Nagrody, nie kary sposobem na zwiększenie udziału młodych piłkarzy w grze
Tym samym jednak zaznacza, że nie można osiąść na laurach, tylko trzeba znaleźć nowe sposoby na zachęcenie do wystawiania młodzieży. Nie karami, a nagrodami, które przyczynią się do jeszcze aktywniejszego stawiania na wychowanków i młodych.
– Natomiast pytanie co dalej i oczekiwanie, że to nie jest tylko likwidacja przepisu o młodzieżowcu, ale także pomysł na to, co można zrobić, żeby kluby dalej efektywnie wystawiały nawet w większym stopniu zawodników z Polski. Czy to poprzez dobry system zachęt, czy to poprzez nagrody finansowe, czy też poprzez inne regulacje, w których też gdzieś jakieś pomysły w przestrzeni publicznej padają.
Myślę, że odpowiednio zbudowany system może spowodować, że paradoksalnie tych Polaków o statusie młodzieżowca będzie więcej niż w chwili obecnej.
Obcokrajowcy w Ekstraklasie: Polska idzie ze światowymi trendami, wyłamywanie się skazane na porażkę
Końcowe wnioski można wysunąć dosyć jasne: zdecydowana większość lig podąża w zbliżonym kierunku, czyli coraz głębszego sięgania po zawodników z zagranicy. Globalizacja futbolu dosięgła również i Polskę, a być może kwestią lat będzie moment, w którym ponad 50% ligi będą stanowić obcokrajowcy. Widzimy dokąd zmierza Europa i światowa piłka. Uparta próba zawracania kijem biegu rzeki będzie wyglądała śmiesznie i nie przyniesie niczego dobrego.
Ale czy to znak, że trzeba bić na alarm w kwestii Polaków? Powiemy tak: widzimy że ligi, do których miejsc w rankingu UEFA aspirujemy także mają sporo cudzoziemców i jakoś dają sobie radę lepiej od nas. W kwestii zawodników zagranicznych nie wolno sprowadzać tego do tanich populizmów. Pewnych trendów nie jesteśmy w stanie zatrzymać w pojedynkę.
Zwłaszcza, że nasz rozmówca bardzo słusznie powiedział: każdy klub stara się ściągać takich piłkarzy, którzy wpasują się w zespół i zapewnią sukces, niezależnie od ich narodowości. A skoro to cudzoziemcy dają sukces, którego nie potrafią dać Polacy, to czemu ma na siłę brać tych drugich?
Właściwym pytaniem jest: czemu Polacy nie potrafią grać tak, by w zdecydowanej większości zespołów stanowili o jego sile?