Dzień sądu nad przepisem o młodzieżowcu


Przepis o obowiązku gry młodzieżowca w ekstraklasie już wkrótce ma zostać zmodyfikowany, czy to dobrze?

23 maja 2022 Dzień sądu nad przepisem o młodzieżowcu
Adam Starszyński / PressFocus

Spekulacji było dużo, ale ostatecznie przepis o młodzieżowcu ma z nami pozostać. A właściwie nowa jego wersja, bo ulec ma on modyfikacji. Jakiej? Tego na razie nie wiadomo, ale my przeanalizujemy co ten przepis znaczył w polskiej piłce. Bo niewątpliwie wzbudzał on emocje w całym środowisku polskiej piłki. Byli ci, którzy twardo stali za tym przepisem, ale byli również tacy, którzy od początku krytykowali pomysł Zbigniewa Bońka. Oba te obozy miały oczywiście swoje, słuszne lub też i mniej słuszne, argumenty. My jednak postaramy się najbardziej obiektywnie jak to możliwe ocenić, czy ten przepis był dobry czy też zły. Czy pomógł, czy jednak zaszkodził?


Udostępnij na Udostępnij na

Zanim przejdziemy do momentu zmienienia przepisu o młodzieżowcu w regulaminie rozgrywek, przenieśmy się do momentu, w którym go do niego wpisywano. A było to dokładnie trzy sezony temu. Start kampanii 2019/2020 był pierwszym momentem obowiązywania nowych reguł w polskich rozgrywkach. Reguł, które zmusiły kluby do zmiany podejścia w traktowaniu młodych zawodników. Od tego momentu nie można było wystawiać młodych Polaków, tylko trzeba było ich wystawiać. A dokładnie przynajmniej jednego, którego wiek nie przekraczał 22 lat w roku zakończenia rozgrywek.

Wszystko ma swój początek i koniec

Założenie przepisu o obowiązku gry młodzieżowca było absolutnie słuszne – co do tego mało kto ma jakiekolwiek wątpliwości. Przepis ten miał niejako zmusić kluby, aby te więcej uwagi poświęcały szkoleniu i rozwojowi swoich akademii. Słowem klucz jest sformułowanie „miał”, bo tak się nie stało. Niestety. Kluby, szczególnie te słabsze, zamiast skupić się na poprawie tego, co mają u siebie, pod własną ręką, musiały w głównej mierze sięgać po zawodników z innych zespołów. Głównie drużyn z niższych lig. A w ten sposób ceny tych młodych, często mających raptem kilkanaście rozegranych meczów w seniorskiej piłce zawodników gwałtownie rosły. Należy również pamiętać, że choć grać musi jeden taki zawodnik, to w kadrze siłą rzeczy musi ich być co najmniej trzech, czterech, przez co na rynku transferowym pojawiał się spory deficyt takich piłkarzy. A ceny i wymagania kontraktowe zawodników mocno poszybowały w górę.

Wróćmy jeszcze na moment do klubów i zastanówmy się, które najbardziej zyskały na wprowadzeniu tego przepisu. Nie chodzi o konkretne nazwy, ale o wspólny punkt, który łączy kilka drużyn z naszej ekstraklasy. Oczywiście, najbardziej zyskały kluby, które miały już wcześniej rozwiniętą akademię dostarczającą piłkarzy do pierwszej drużyny. Takich zawodników udawało się wypromować dalej, a tych, dla których miejsca nie było, wypożyczano do innych klubów, które nie miały takiego komfortu z obsadzeniem tej pozycji. I właśnie, co z tymi zespołami, które swoje szkółki miały na niższym poziomie? One musiały się posiłkować piłkarzami ukształtowanymi w innych zespołach. Wyszkolonymi gdzie indziej. Często wypożyczanymi, przez co szkolenie w tych klubach wcale nie szło do przodu, tak jak planowano, a tylko zapychano tę pozycję kimś z zewnątrz.

Pomogło to piłkarzom?

Warto na ten przepis spojrzeć też z innej perspektywy. Perspektywy piłkarzy. Młodych, 18-, 19- czy 20-letnich chłopaków, którzy stanęli przed szansą gry na najwyższym poziomie w kraju. Nagle dzięki temu przepisowi była potrzeba zatrudnienia 18 podstawowych graczy pierwszego składu, którzy pewnie gdyby nie ten przepis, graliby w niższych ligach czy rezerwach. A tak rozegrali co najmniej kilka spotkań w ekstraklasie, zdobywając nowe doświadczenia. Kto wie, czy gdyby nie funkcjonował ten zapis, to czy np. Dariusz Stalmach rozegrałby już tyle minut w najwyższej lidze w kraju. Być może nie, a jego talent oglądalibyśmy tylko w III ligowych rezerwach.

Przykładów piłkarzy, którzy w czasie trwania tego przepisu się wypromowali, nie brakuje. I choć oczywiście, większość z nich, a może nawet wszyscy graliby i zostaliby sprzedani tam, gdzie teraz są, bez przepisu o młodzieżowcu, to otwarte pozostaje pytanie, czy znaleźliby się tam tak szybko. Czy talent Kamila Piątkowskiego wypłynąłby tak szybko, gdyby nie grał jako młodzieżowiec w lidze?

Rafał Oleksiewicz / PressFocus

Wszystko ma dwie strony. I nie inaczej jest też z tym. Z jednej strony perspektywa piłkarza, młodzieżowca, który gra i się rozwija. A z drugiej zawodnika, który jest trzeci albo czwarty w hierarchii i siedzi na trybunach, zamiast się ogrywać przykładowo w II lidze. Niestety, dla wielu piłkarzy tak to właśnie wygląda. Są w zespole „na wszelki wypadek”, zamiast zbierać doświadczenie nawet w niższych ligach, ale jednak się rozwijać. Bo proste jest, że lepiej grać w II czy nawet III lidze, niż siedzieć na trybunach w ekstraklasie. A ten przepis, z racji, że musi być opcja B, C, D, im to uniemożliwia.

Perspektywa trenera

Wielu trenerów mówi, że dobry młody piłkarz zawsze wywalczy sobie miejsce w składzie, i to bez jakiegokolwiek przywileju w przepisach. I być może coś w tym jest, bo jeśli jesteś dobry, to po prostu będziesz grać, nieważne, czy masz 20 czy 30 lat.

My jednak postanowiliśmy zapytać o zdanie trenera, który pracował zarówno w rezerwach Śląska Wrocław, gdzie młodzieży było dużo, jak i w walczącym o wysokie cele Podbeskidziu. Piotr Jawny, pytany o zdanie na temat tego przepisu, mówi tak:Raczej jestem przeciwny jakiemuś sztucznemu narzucaniu gry młodzieżowca, bo myślę, że jeżeli ktoś jest dobrym zawodnikiem, to będzie grał. Zresztą generalnie trenerzy chcą stawiać na młodych zawodników. Natomiast to nie jest zły przepis, ale chciałbym, żeby wraz za tym przepisem szły też inne działania. Czy to odnośnie do szkolenia młodzieży, ośrodków treningowych, czy większego finansowania tych działań. Jeżeli za tym przepisem szyłyby też takie kroki, to absolutnie ten przepis nie jest niczym złym. Jednak tak, jak mówię, musimy zaczynać u podstaw, bo na razie wydajemy bardzo duże pieniądze na zawodników z zagranicy, a bardzo mało na naszych młodych zawodników i ich rozwój.

***

Czy można jednoznacznie zdefiniować, czy ów omawiany przepis był dobry czy też zły? Chyba nie. Ma, a właściwie to miał, on swoje wady i zalety. Mocne i słabe strony. Czego było więcej? Chyba jednak tych dobrych, pozytywnych stron. Wielu piłkarzy dostało szansę gry w ekstraklasie, część ją wykorzystała lepiej i teraz rozwija się już za granicą. A druga część nadal kontynuuje swoją przygodę z ekstraklasą. Pytanie tylko, co stanie się z tymi wszystkimi młodymi zawodnikami od nowego sezonu, gdy przynajmniej z formalnego punktu widzenia będą już niepotrzebni. Czy nadal będą dostawać swoje szansy na grę, czy zostaną odrzuceni, a w ich miejsce przyjdą obcokrajowcy? Tego nie wiemy, bo nie wiemy też jaką nową ostatecznie formę przybierze omawiany zapis w regulaminie.

Trzeci i ostatni sezon przepisu o młodzieżowcu w obecnej formie właśnie się zakończył. To więc dobry czas, aby wskazać też największy jego minus, a jest nim fakt, że szkolenie w wielu klubach nie uległo poprawie. A w końcu taki był zamysł tego projektu. Być może udałoby się to, gdyby przepis ten nazwano trochę inaczej, a mianowicie „przepisem o wychowanku”. To zmusiłoby kluby bardzo mocno do pracy u podstaw, do pracy w akademii, do pracy z młodzieżą. Bo przecież o to w tym wszystkim chodziło i chodzi, aby rozwijać szkolenie i rozwijać młodzież w akademiach, a tego nie udało się zrobić wielu klubom. Więc gdyby to zależało ode mnie, to przepis o młodzieżowcu zastąpiłbym przepisem o wychowanku, bo zamysł był dobry, ale wykonanie – tak, jak to często u nas bywa – gorsze.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze