Znajdujemy się na początku grudniowo-styczniowego maratonu Premier League. Większość drużyn musi nie tylko gonić swoich rywali, ale przede wszystkim oglądać się za siebie. Takiego problemu nie mają Newcastle United oraz Norwich, które od startu rozgrywek szorują po dnie tabeli.
Nie trzeba interesować się ligą angielską, aby zdawać sobie sprawę z jej wysokiego poziomu. Mowa tutaj nie tylko o kwestiach sportowych, ale przede wszystkim finansowych. Według przeprowadzonych kilka lat temu badań spadające z hukiem z ligi Huddersfield zarobiło więcej z ligowych praw telewizyjnych niż Bayern Monachium. Relegacja do Championship może okazać się potężnym ciosem w każdym aspekcie funkcjonowania klubu. Dlatego właśnie Newcastle United i Norwich muszą zrobić wszystko, żeby wygrzebać się ze strefy spadkowej.
Zmiana właścicielska w Newcastle United
W przypadku ekipy z północnej Anglii wyniki sportowe w ostatnich latach pozostawały nieco w cieniu. Kibice oraz osoby blisko związane z Newcastle bardzo wyraźnie pokazywały swój sprzeciw wobec byłego właściciela klubu, Mike’a Ashleya. Byłego, ponieważ w październiku jego udziały zostały wykupione przez Publiczny Fundusz Inwestycyjny Arabii Saudyjskiej. Ta transakcja podzieliła piłkarskie społeczeństwo. Z jednej strony nękane przez fatalne decyzje właścicielskie Newcastle wreszcie otrzymało kapitał, który może przywrócić dawną wielkość „Srokom”. Nie można jednak zapominać o ciemnej stronie właścicieli z Bliskiego Wschodu, gdzie regularnie łamane są podstawowe prawa człowieka.
Z perspektywy fana Premier League taka zmiana oznacza całkowitą rewolucję nad rzeką Tyne. Z całą pewnością klub przestanie kojarzyć się z piłkarzami surowymi technicznie i defensywnym nastawieniem. Jedna jaskółka w postaci Allana Saint-Maximina wiosny nie czyni – cały czas na St James’ Park kibice muszą męczyć się z regularnie stawianym autobusem i grą długimi piłkami. Do Newcastle zaczną przychodzić uznani piłkarze z całej Europy. Ich zadaniem będzie utrzymać Premier League na północy Anglii.
Nowe rozdanie na St James’ Park
Ostatnie lata to pasmo trenerów, którzy preferowali niski pressing oraz skupienie się na stałych fragmentach gry. Rafa Benitez oraz Steve Bruce zapewniali względnie spokojne utrzymanie, jednak taki styl gry nie satysfakcjonuje ambicji nowych właścicieli i kibiców. Z tego powodu na St James’ Park pojawił się nowy szkoleniowiec w postaci Eddiego Howe’a.
Howe, wraz ze swoim wiernym asystentem Jasonem Tindallem, bardzo szybko wprowadzili świeżość w podejściu taktycznym. Wystarczy tylko spojrzeć na wyjściową jedenastkę Newcastle United w ostatnich spotkaniach. Ofensywne ustawienie z trójką obrońców, w którym znalazło się miejsce dla tercetu napastników. Efekty widać jak na dłoni – „Sroki” wreszcie odniosły pierwsze zwycięstwo w sezonie w starciu z Burnley. Warto również wspomnieć o niedawnym meczu z Brentford, w którym dowodzone przez Saint-Maximina i Calluma Wilsona Newcastle strzeliło aż trzy bramki.
Eddie Howe ma zamiar wprowadzić wyższe standardy nie tylko na boisku, ale również poza nim. Trudna sytuacja drużyny wymagała podjęcia trudnych decyzji, jaką bez wątpienia było odwołanie tradycyjnego spotkania świątecznego:
Wątpię, aby to był dobry moment na spotkanie świąteczne. Mieliśmy w tym tygodniu wspólną kolację z piłkarzami oraz sztabem. Impreza graczy nie jest jednak dobrym pomysłem z trzech powodów – natężenia spotkań, COVID-u i sytuacji drużyny w tabeli.
Bezpośrednia walka o utrzymanie
Jako że pomału kończymy pierwszą rundę rozgrywek, na początku grudnia rozegrano spotkanie pomiędzy Newcastle United a Norwich. Na St James’ Park kibice obejrzeli średniej jakości spotkanie zakończone wynikiem 1:1. Duży wpływ na przebieg meczu miała szybka czerwona kartka Ciarana Clarka, który w 9. minucie nieprzepisowo zatrzymał Teemu Pukkiego. Nie zawiedli snajperzy obydwu ekip – na trafienie z rzutu karnego Wilsona odpowiedział właśnie Pukki.
Według Alana Shearera, który tamten mecz na gorąco oceniał jako ekspert w Amazon Prime, jednym z problemów „Srok” są błędy indywidualne w defensywie. Były snajper Newcastle United nie zostawił suchej nitki na obrońcach swojego ukochanego klubu:
Cały czas jestem przerażony, gdy piłka zmierza w okolice bramki Newcastle. Wynika to z indywidualnych błędów obrony. Nie mam pojęcia, co za chwilę się wydarzy. Co gorsza, oni [obrońcy Newcastle] wyglądają, jakby sami nie mieli pojęcia. Bronią poprawnie jako drużyna i dobrze zareagowali po czerwonej kartce, natomiast wciąż przydarzają się błędy. Clark miał jeden, [Fabian] Schaer miał jeden, który mógł dużo kosztować. To są proste indywidualne błędy, za które na tym poziomie będziesz musiał zapłacić.
Takie komentarze ekspertów na Wyspach stanowią potwierdzenie, że Howe będzie miał mnóstwo pracy w nadchodzących miesiącach.
Lepsze czasy na Carrow Road
Chociaż remis z Newcastle oraz porażka z Tottenhamem nie powinny stanowić powodu do dumy, to jednak kibice Norwich od kilku tygodni mogą chodzić z podniesioną głową. W ostatnich pięciu meczach zanotowali osiem punktów. Dla porównania we wcześniejszych 26 meczach, licząc z sezonem 2019/2020, na swoim koncie zapisali sześć oczek. Widać znaczącą poprawę zarówno w ofensywie, jak i w defensywie.
Możemy powiedzieć, że w końcu odblokował się wspomniany Pukki. Regularnie naładowany karabin maszynowy w postaci Fina zaciął się na początku sezonu. 26 goli w zeszłorocznych rozgrywkach Championship oraz 11 goli w nieudanym dla Norwich powrocie do elity dwa lata temu jasno pokazuje, jakie możliwości ma napastnik sprowadzony z Schalke 04. A jednak dopiero w listopadzie odżył. Wokół niego buduje się ciekawa ofensywa, która może dać kibicom „Kanarków” wiele radości. W środku pola bryluje Mathias Normann, a coraz lepsze recenzje zbierają pozyskani z Werderu Brema Milot Rashica i Josh Sargent. Cały czas czekamy na wybuch talentu Todda Cantwella oraz wypożyczonego z Chelsea Billy’ego Gilmoura.
Nie można również nie zauważyć wyraźnego progresu w defensywie Norwich na przestrzeni całej rundy. Tim Krul znacznie rzadziej wyjmuje piłkę z siatki. Nie tylko ma to związek ze zwyżką jego formy, ale przede wszystkim lepszą grą całego bloku obronnego. Wydaje się, że nieco bardziej defensywne nastawienie całego zespołu pozwala na unikanie dochodzenia do tak dużej sytuacji bramkowych przez przeciwników. Skąd nagły przypływ pragmatyzmu na Carrow Road?
Z Aston Villi do Norwich
Nie tylko Newcastle United postawiło na nowego konia na ławce trenerskiej. Zwolniony z Aston Villi Dean Smith bardzo szybko odnalazł nowe miejsce pracy na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Trzeba przyznać, że nowa miotła jak na razie poprawnie zamiata na Carrow Road.
Smith przede wszystkim przestał podążać filozofią obraną przez byłego szkoleniowca „Kanarków”, Daniela Farkego. Niemiec stworzył zespół zbyt mocny na Championship, ale zbyt słaby na Premier League. Efektowna gra oparta przede wszystkim na produktywnym posiadaniu piłki świetnie sprawdzała się na drugim poziomie rozgrywkowym. Norwich dwa razy przebojem wdzierało się do Premier League, gdzie najczęściej stanowi tło dla lepszych piłkarsko drużyn.
Filozofia Farkego w dużej mierze współgrała z filozofią całego klubu. Próżno szukać spektakularnych wzmocnień na przestrzeni ostatnich lat. Wydawać by się mogło, że po każdym awansie władze Norwich chcą oddać walkę o utrzymanie walkowerem. Wielokrotnie widzieliśmy przypadki ekip, które po zachłysnięciu się środkami uzyskanymi po awansie rok później musiały rozwiązywać kontrakty z zawodnikami zupełnie niepasującymi do długofalowej koncepcji.
Dean Smith postanowił jednak podjąć rękawicę i nieco zmienić system gry Norwich. Po pierwszych tygodniach pracy nowego menedżera zapaliło się światełko w tunelu dla fanów „Kanarków”. Dobre wyniki z drużynami na podobnym poziomie personalnym zapowiadają, że na Carrow Road w końcu zaczęto realnie wierzyć w utrzymanie. Porażkę w północnym Londynie z Tottenhamem można zakwalifikować jako wynik wpisany w koszty.
Najsłabsze ogniwa
Newcastle United i Norwich mają mnóstwo problemów personalnych. Osoby nowych menedżerów mogą nieco usprawnić pewne zachowania taktyczne, aczkolwiek na dłuższą metę nie będą w stanie poradzić sobie z wyraźnymi brakami w jakości swoich ekip.
Jeżeli chodzi o „Sroki”, trzeba poprawić… w zasadzie wszystko. Właściwie tylko dwa ogniwa z przodu spełniają swoje role. Callum Wilson nawet przy fatalnej dyspozycji kolegów zapewnia kilkanaście bramek w sezonie. Zaskakujący może być błysk formy Saint-Maximina, który do niezwykle efektownej gry i wielu wygranych pojedynków dorzucił konkrety w postaci goli. Reszta drużyny zdecydowanie odstaje od poziomu dwóch największych gwiazd.
Zachwycający w zeszłym sezonie Joe Willock po permanentnym transferze z Arsenalu momentami wygląda niczym zagubione dziecko we mgle. Jonjo Shelvey nigdy nie był piłkarzem wybitnym, raczej solidnym rzemieślnikiem potrafiącym posłać celne długie podanie oraz wygrać starcie w defensywie. Dlatego właśnie Eddie Howe na pierwszym miejscu powinien poszukać wzmocnień w środku pola. Nie można także zapominać o zmianach personalnych w defensywie, na co zwracał uwagę Shearer.
W Norwich absolutna cisza, jeżeli chodzi o plany na zimowe okienko transferowe. Bardzo trudno wyrokować, jakim torem pójdą właściciele klubu z Carrow Road. Lepsza forma „Kanarków” w ostatnich tygodniach w dużej mierze wynika z efektu nowej miotły i wprowadzenia nowych rozwiązań taktycznych przez Deana Smitha. Z pewnością jednak były menedżer Aston Villi nie pogardziłby wzmocnieniem środka obrony. Grant Hanley oraz Ben Gibson nie należą do wyróżniających się postaci i nowy lider defensywy z pewnością zostałby przyjęty z otwartymi ramionami. Kibice Norwich także oczekują odciążenia Pukkiego, który praktycznie w pojedynkę decyduje o obrazie ofensywy.
Czy któraś z tych drużyn się utrzyma?
Z pewnością zarówno kibice Newcastle United, jak i Norwich łapią obecnie drugi oddech. Obecne perspektywy z całą pewnością nijak mają się do permanentnego pesymizmu, który towarzyszył im jeszcze przed zmianami menedżerów. Eddie Howe oraz Dean Smith w dużej mierze odpowiadają za rozbudzenie nadziei w ich sercach.
Na północy Anglii z pewnością czeka nas bardzo pracowity styczeń. Nie bez powodu tak wiele mówi się o kapitale znad Zatoki Perskiej – doskonale pamiętamy, jak swoją potęgę budowały Manchester City oraz PSG. Trudno jednak powiedzieć, czy topowi gracze z lig poza Wyspami Brytyjskimi chętnie włączą się do heroicznej walki o utrzymanie. Rzecz jasna w związku z nowym właścicielem praktycznie każdy piłkarz z topu przeżywający gorszy okres łączony jest z przeprowadzką nad rzekę Tyne.
Bez realnych wzmocnień trudno uwierzyć w wielką przemianę zespołu Eddiego Howe’a. Podobnie rzecz ma się z Norwich. Zbyt dużo zawodników o niewystarczającej jakości znajduje się w kadrach obydwu zespołów. Potwierdziło to bezpośrednie starcie tych drużyn, które obwitowało w niezwykle dużo niedokładności. Styczniowe okienko z pewnością zadecyduje o przyszłości tych dwóch ekip. Na ten moment trudno spodziewać się, żeby którakolwiek z tych drużyn odbiła się od dna.