Najlepszy od czasów Suareza. Salah robi furorę na Anfield


Egipcjanin jest najskuteczniejszym strzelcem nie tylko Liverpoolu, lecz także całej Premier League

20 listopada 2017 Najlepszy od czasów Suareza. Salah robi furorę na Anfield

Gdy włodarze „The Reds” zdecydowali się wyłożyć rekordową kwotę pieniędzy za Salaha, wielu ekspertów chwytało się za głowę. Paul Merson, Ian Wright czy nawet Jamie Carragher – żaden z nich nie wierzył, że zawodnik, który nie poradził sobie w Chelsea, sprosta wymaganiom w barwach Liverpoolu. Po upływie 12 kolejek Premier League mamy kolejny dowód na to, że opinie fachowców mają niewiele wspólnego z prawdą.


Udostępnij na Udostępnij na

Skreślony na starcie

Podczas letniego okna transferowego Juergen Klopp zgodził się wydać lwią część budżetu transferowego na zakup Mohameda Salaha. Niemiecki trener od dawna przyglądał się rozwojowi Egipcjanina i zdecydował się na jego zakup. Dokonania Salaha w Romie musiały budzić podziw. Niezwykła skuteczność, dokładne podania i wysoki procent wygranych pojedynków. Serie A nie jest ligą prostą dla graczy atakujących, zatem szacunek względem dokonań skrzydłowego powinien stać na wysokim poziomie. W ligach europejskich powszechnie ceniono Salaha. Z jednym małym wyjątkiem – Premier League. Tutaj niechętnie spoglądano w jego kierunku, już raz bowiem odbił się od ligi niczym od ściany. Klopp postanowił dać mu jednak drugą szansę…

… i Salah bardzo szybko się odpłacił. Już podczas okresu przygotowawczego skrzydłowy zdołał wkomponować się do zespołu i strzelał sporo bramek. Był nieco chaotyczny, ale potrafił dochodzić do wielu sytuacji bramkowych. Regularność pod bramką rywali była zaledwie kwestią czasu.

Mocny start

Początki ligowe nie były perfekcyjne, lecz z perspektywy czasu należy je określić mianem solidnych. Salah trafiał do siatki Watfordu, Arsenalu i Leicester. Wciąż zarzucano mu jednak ogromną nieskuteczność i brak chłodnej głowy. Pojawiały się nawet głosy, iż Egipcjanin jest zwyczajnym jeźdźcem bez głowy, którego forma strzelecka jest zaledwie chwilowym skokiem formy. Salah znów musiał udowadniać niedowiarkom swoją jakość. Podobnie jak w początkowym etapie sezonu – uciszył krytyków.

Mo Salah zaczął trafiać do siatki seriami. Dublety z West Hamem i Southamptonem pozwoliły Egipcjaninowi na zostanie najskuteczniejszym zawodnikiem Premier League po 12 kolejkach. Za jego plecami znajdują się wielcy napastnicy, jak: Aguero, Morata, Lukaku czy Lacazette. Do tego wszystkiego Salah nie gra na pozycji typowej „dziewiątki”, lecz szuka sobie miejsca nieco bliżej bocznej strefy boiska.

Nic zatem dziwnego, że kibice Liverpoolu mają nowego idola. Jakby tego było mało, Salah pobił niedawno rekord Robbiego Fowlera, który w swoich pierwszych 12 ligowych występach dla klubu zdobył osiem bramek. Egipcjanin okazał się skuteczniejszy o jedno trafienie.

Gra na fortepianie, który niosą koledzy

Świetne wejście do nowego zespołu nie jest zasługą wyłącznie umiejętności Salaha. Egipcjanin dobrze odnajduje się w stylu gry Liverpoolu, ale na jego dobrą formę strzelecką składa się wiele czynników. Przede wszystkim drużyna Kloppa gra bez typowego lisa pola karnego. Choć na grafice przedmeczowej Firmino jest ustawiony najbliżej bramkarza rywali, to podczas spotkania pełni on funkcję łącznika między pomocą a napastnikami. Rolę strzelców w zespole Liverpoolu odgrywają głównie skrzydłowi, a więc Sadio Mane i Mohamed Salah. Obaj dysponują niezłym uderzeniem i szybkim dryblingiem, dzięki czemu z łatwością potrafią oderwać się od krycia defensorów.

Salah korzysta również na coraz to lepiej rozumiejącej się ofensywnej maszynie Liverpoolu. Klopp dysponuje obecnie niesamowicie kreatywnym kwartetem, który potrafi sobie poradzić z bardzo głęboko ustawionymi blokami defensywnymi. Obecnie to Egipcjanin spija śmietankę, na którą pracuje cała drużyna z Anfield, ale niewykluczone, że w najbliższym czasie jego rolę przejmą Firmino czy Mane.

Tego właśnie brakowało!

Choć poprzedni sezon Liverpool z pewnością uzna za udany, to w końcówce kampanii kibice The Reds drżeli o miejsce gwarantujące start w Lidze Mistrzów. Problemy zespołu Kloppa rozpoczęły się wówczas wraz z absencją Sadio Mane. W drużynie Liverpoolu było wielu kreatywnych piłkarzy, jednak żaden z nich nie dysponował szybkością Senegalczyka, która pozwalała na rozerwanie niemal każdej defensywy. Gdy Mane zabrakło, gra Liverpoolu znacznie straciła na tempie, co ułatwiało rywalom grę w obronie.

W tym sezonie Klopp nie chciał być już zależny od zaledwie jednego dynamicznego skrzydłowego. Do klubu trafił niezwykle skuteczny Salah, ale przecież w kadrze wciąż jest Oxlade-Chamberlain, który choć nie zaczął kariery w Liverpoolu równie dobrze co Egipcjanin, to wciąż ma wiele do zaoferowania. Efekty są widoczne niemal od zaraz. Pomimo drobnej zniżki formy The Reds dobrze radzą sobie z nieco niżej notowanymi rywalami i potrafią przełamywać nawet najszczelniejsze defensywy.

Salah nie jest pierwszym i ostatnim skreślonym

Forma Salaha budzi w Anglii ogromny respekt. Mało kto wierzył, że niechciany w Chelsea skrzydłowy zdoła odrodzić się w Serie A i ponownie wywalczyć dla siebie miejsce w najbardziej wymagającej lidze świata. Egipcjanin nie jest jednak pierwszym przykładem piłkarza, który do osiągnięcia sukcesu w Premier League potrzebował dwóch podejść.

Bardzo podobnie toczyły się niegdyś losy Kevina De Bruyne’a, dla którego Chelsea nie widziała miejsca w swoim składzie. Dziś Belg jest jednym z najlepszych ofensywnych pomocników na świecie, choć gdy dostawał drugą szansę już w barwach City, to na Wyspach nie brakowało sceptycznych rokowań.

Zaściankowość ekspertów z Anglii musi niekiedy zaskakiwać. Teoria, jakoby filigranowi piłkarze mieli nie radzić sobie w Premier League, jest tylko mitem. Wiedzą o tym trenerzy, piłkarze, a nawet kibice. To samo dotyczy wielu innych piłkarzy, którzy z różnych przyczyn mieliby nie dorosnąć akurat do poziomu Premier League.

Ku uciesze sympatyków Liverpoolu czy City zarówno Salah, jak i De Bruyne radzą sobie w swoich klubach znakomicie. Choć swoje kariery w Premier League zaczynali z łatką przepłaconych, to udowodnili, że to kluby, a nie fachowcy mieli rację. Mimo to możemy być niemal pewni, że kolejne okno transferowe będzie obfitować nie tylko w głośne transfery, lecz także równie spektakularne wpadki ekspertów…

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze