Nadszedł czas weryfikacji „Nietoperzy” z Estadio Mestalla


Pierwsze dwa sprawdziany ekipa Bordalasa zaliczyła na szkolną dwóję

24 września 2021 Nadszedł czas weryfikacji „Nietoperzy” z Estadio Mestalla

Valencia do meczu z Realem Madryt podchodziła w roli współlidera tabeli La Liga, wspólnie z "Królewskimi" właśnie. Można powiedzieć, że spotkanie na Mestalla oddzieliło trochę mężczyzn od chłopców, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że wówczas Valencia zagrała źle. Zespół prowadzony przed Pepe Bordalasa źle zagrał dopiero na Sanchez Pizjuan z Sevillą Julena Lopeteguiego. Szczególnie tragiczna była pierwsza połowa.


Udostępnij na Udostępnij na

Valencia sezon rozpoczęła w znakomitym stylu. Trzy zwycięstwa i jeden remis to był naprawdę bardzo dobry wynik „Nietoperzy”. Pierwszy raz od długiego czasu udało im się nawet wygrać dwa mecze u siebie z rzędu. Kibice już mogli zdążyć zakochać się w grze drużyny Pepe Bordalasa. Aż nadszedł czas spotkań z wielkimi hiszpańskiego futbolu.

Najpierw lekcję charakteru dał Valencii Real Madryt, strzelając dwa gole w 86. i 88. minucie. Real wywiózł z Mestalla wywalczone trzy punkty, a Valencia miała prawo mieć po tym meczu sportowego kaca. Prowadziła 1:0 do 86. minuty i w nieco ponad 120 sekund wszystko straciła. W tym meczu Valencia poniosła dużo strat. Kontuzji doznali dwaj podstawowi zawodnicy: kapitan Carlos Soler i podstawowy prawy obrońca Thierry Correia.

Bardzo trudno było zamaskować te straty w starciu z Sevillą. Drużyna z Mestalla poległa w Sewilli po zdecydowanie najgorszym meczu w swoim wykonaniu w tym sezonie. Co stało się przyczyną tych dwóch dotkliwych porażek?

Wąska kadra

Po otworzeniu portalu Transfermarkt.de i zobaczeniu pełnej kadry Valencii nikt raczej nie spodziewał się, że może ona walczyć o Ligę Mistrzów (aktualnie znajduje się na czwartym miejscu). Do klubu latem trafiło aż siedmiu zawodników, co w ostatnich latach nie zdarzało się co roku. Valencię zasilili: Marcos Andre uchodzący za naprawdę duży talent, doświadczony Dimitri Foulquier, niedoświadczony Giorgi Mamardashvili, utalentowany Helder Costa, perspektywiczny napastnik Hugo Durro oraz młody obrońca z Paragwaju Omar Alderete.

W tych meczach w pierwszym składzie wybiegło czterech nowych piłkarzy Valencii. Trzeba przyznać, że akurat oni są jakościowymi wzmocnieniami kadry zespołu z Mestalla. Jednak gdy spojrzymy szerzej na wszystkich piłkarzy, jakimi dysponuje Bordalas, zobaczymy, że ewidentnie nie jest to kadra na wielkie rzeczy.

Bordalasowi brakuje przynajmniej po jednym klasowym piłkarzu na każdą pozycję. Gdy z gry wypadł Gaya, zastępować go musiał nominalny prawy obrońca, sprowadzony latem z Granady Foulquier. Kontuzja Solera to już prawdziwy strzał w dość słabe kolano, na którym stoi dziś Valencia.

Za nominalnego środkowego pomocnika, kapitana Valencii, na boisko trener posłać musiał nieopierzonego skrzydłowego rodem ze Stanów Zjednoczonych. 18-letni Yunus Musah na pewno wielkim talentem jest, ale czy aby na pewno powinien grać już teraz od początku? Coś tu poszło nie tak jak trzeba, panie Peterze Lima.

Wielki talent w bramce

Już na początku sezonu w Valencii jest jednak naprawdę dużo plusów. Jednym z nich na pewno jest postawienie w bramce na Giorgiego Mamardashviliego, który do klubu przychodził z Dynama Tbilisi. Dwudziestoletni bramkarz początkowo predestynowany był do gry w rezerwach Valencii.

Jednak wobec kłopotów z bramkarzami Bordalas dał szansę młodemu Gruzinowi w starciu z Getafe. Mamardashvili dał takie bramkarskie show, że od razu kibice Valencii i sam Bordalas mogli się w nim zakochać. Nic dziwnego, młody bramkarz w sześciu kolejkach La Liga wykonał łącznie 39 różnych interwencji, ratując swój zespół od utraty gola.

Tweety hiszpańskich dziennikarzy takie jak ten powyższy stały się dosłownie codziennością. Aż do meczu z Sevillą. W starciu z teoretycznie wyżej notowanym rywalem Gruzin popełnił swój pierwszy poważny błąd na boiskach La Liga. Przy każdym straconym golu wydaje się, że mógł zachować się lepiej.

Pytanie brzmi, czy Bordalas da młodemu zawodnikowi kredyt zaufania i pozostawi go w bramce na najbliższe kolejki. Na razie wyraża się o nim raczej w sposób kurtuazyjny, bez wyraźnego przywiązania do młodej ostoi Valencii: – Jesteśmy bardzo szczęśliwi i prawda jest taka, że ​​nas nie zaskoczył, bo obserwowaliśmy jego pracę. Jest młodym chłopcem, musi się doskonalić, ale prawda jest taka, że ​​dzisiaj jest bardzo dobry, jak wszyscy koledzy. Wykonał fantastyczną robotę i gratuluję mu tak jak pozostałym zawodnikom – Bordalas o Mamrdashvilim po meczu z Getafe.

Mocne strony Valencii

Nie możemy też mówić, że Valencia dziś jest drużyną bez zalet i mocnych stron. Jest ich kilka, a jedną z nich na pewno był Mamardashvili, pytanie, czy wciąż będzie. To rozstrzygnie się w następnej kolejce. Ponadto do mocnych stron ekipy z Mestalla zaliczyć można na pewno dwie persony: trenera oraz Goncalo Guedesa.

Na to właśnie zwraca uwagę nasz ekspert Aitor Gomez, dziennikarz hiszpańskiego radia Onda Cero. – Najsilniejszym punktem może być Guedes, kiedy chce mu się grać. Ale najważniejszy jest trener. Aitor zdecydowanie podkreśla rolę trenera w całej tej walenckiej układance, jaką zaoferował kibicom Peter Lim.

Po przyjściu Bordalasa do Valencii z Getafe raczej nikt cudów nie oczekiwał. Głównym zadaniem Bordalasa wydawało się nastawienie tej drużyny mentalnie do meczów. W poprzednim sezonie za Garcii ten aspekt bardzo mocno kulał na Mestalla, a braku zaangażowania nikt w Walencji nie wybaczy.

Bordalas zrobił jednak zdecydowanie więcej. Jego Getafe grało piłkę, przez którą naprawdę mogły krwawić kibicowskie oczy. Siermiężna, nastawiona na walkę drużyna. Jak widać na przykładzie Valencii, wynikało to jednak z tego, jakim „potencjałem” piłkarskim dysponowano na przedmieściach Madrytu.

Kibice dziś przychodzący na Mestalla widzą drużynę, która ma ten charakter Bordalasa – przykładem czerwona kartka Guillamona w 2. minucie meczu z Getafe. Poza charakterem dysponuje jednak ciekawym pomysłem na piłkę, jest zespołem ofensywnym i naprawdę dobrze się na nią patrzy.

***

Czy ta Valencia jest tak słaba, jak widzimy ją teraz? Na pewno nie. Czy jest tak dobra, jak była na początku sezonu, gdy walczyła o fotel lidera w ligowej tabeli? Również nie. Na co więc stać dziś Valencię Bordalasa z kadrą, jaką dysponuje? Wydaje się, że realnie może myśleć o siódmym miejscu, przy odrobinie szczęścia i odpowiednich zimowych wzmocnieniach może nawet szóstym.

Jedno jest pewne, w końcu widzimy Valencię taką, za jaką tęsknił każdy kibic La Liga. Nie jest jeszcze gigantem i prawdopodobnie dopóki zarządzać nią będzie Peter Lim, to się nie zmieni. Jednak jest już drużyną, na którą naprawdę patrzy się z przyjemnością, ma swój styl i w końcu postawiła na odpowiedniego trenera.

Efekty tej pracy powinniśmy jeszcze zobaczyć. Valencię czekają teraz naprawdę trudne boje z rywalami z górnej hiszpańskiej półki. W najbliższych sześciu meczach przyjdzie jej zmierzyć się między innymi z Athletikiem Bilbao, Barceloną, Betisem czy Villarrealem. Potem nie będzie wcale drogi usłanej różami. Może dobry początek był efektem łatwiejszych rywali?

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze