Jedni jej nienawidzą, szerzą stereotypy o lidze dla emerytów oraz braku zainteresowania ze strony samych obywateli USA, którzy podobno fascynują się tylko koszykówką, footballem amerykańskim czy baseballem. Oczywiście te sporty generują nieprawdopodobne widownie, a co za tym idzie, intratne umowy sponsorskie. Drudzy są w niej zakochani dzięki innej strukturze, nieprzewidywalności. Soccer znalazł również drogę do serc Amerykanów. Czas na ostateczne rozprawienie się z mitami. Przedstawię, jak cała liga ewoluowała, sprawdzę, czy warto śledzić poczynania drużyn oraz jak kreuje się przyszłość ligi. Przed wami blaski i cienie Major League Soccer, czyli popularna MLS stanie przed czytelnikami otworem.
Trudne początki
Nie ma na świecie drugiego takiego kraju, który potrafi w tak nieszablonowy sposób wykreować daną dyscyplinę sportową. Stany Zjednoczone Ameryki – tam wszystko musi być największe, najlepsze. Tworzą ligi zamknięte, czyli wbrew europejskim standardom nikt nie spada, nikt nie awansuje. Na świecie ze świeczką szukać innej ligi, która wzbudzałaby tak skrajne emocje. Z jednej strony nikt na poważnie zainteresowany footballem nie przyznaje się do śledzenia amerykańskich rozgrywek, a z drugiej każdy ma wyrobione zdanie.
Pierwszy sezon MLS wystartował w 1996, a liga była transmitowana przez stacje ESPN i ABC Sport, które za prawa nie zapłaciły wówczas ani centa. Dopiero pieniądze pozyskane od reklamodawców były dzielone równo między ligę a nadawców. Dziś rozgrywki w samych Stanach Zjednoczonych pokazywane są przez trzy stacje (ESPN, Fox oraz UniMas) na dziewięciu różnych kanałach w dwóch językach.
Telewizje zapłaciły lidze 95 milionów dolarów za 7-letnią umowę, która wygasa w 2022 roku i, według dzisiejszych prognoz, na kolejnym kontrakcie MLS zarobi kilkakrotnie więcej. Kolejne stacje chcą mieć rozgrywki w swojej ramówce, a do gry włączył się również Facebook. Już w tej kampanii serwis będzie transmitował znaczną część sezonu regularnego, wyprodukowanych zostanie również 40 magazynów ze skrótami spotkań i analizami ekspertów.
Facebook nieprzypadkowo wybrał MLS jako pierwszą ligę, w którą chce zainwestować. W świecie sportu taka praktyka jest stosunkowo świeża, ale Amazon rozmawia z MLB (baseball), NBA (koszykówka) i NFL (futbol amerykański) o nabyciu praw do transmisji live za pośrednictwem swojej platformy, a Twitter już dwa lata temu pokazał u siebie dziesięć spotkań sezonu NFL. W świecie piłki nożnej to jednak nowość, ale za MLS pójdą kolejne ligi na całym świecie. W Europie takimi transmisjami może pochwalić się choćby Bundesliga. Serwisy społecznościowe operują pieniędzmi, które pozwalają im włączyć się do walki o licencje nawet ze stacjami telewizyjnymi.
Infrastruktura stadionowa
MLS powstała w 1994 – składając się tylko z kilkudziesięciu pracowników, nie posiadając nawet ani jednej drużyny czy piłkarza. Od początku trzeba było stworzyć kluby i pozyskać do nich zawodników, którzy przyciągną kibiców na stadiony. Z tymi ostatnimi był największy problem, bo wówczas w USA nie istniało coś takiego jak „stadion typowo piłkarski”. Grano więc na obiektach drużyn footballu amerykańskiego, których liczba miejsc sięgała ponad 80 tysięcy, co kilkakrotnie przewyższało ówczesne zainteresowanie piłką nożną.
Średnia widzów na meczach MLS w pierwszym sezonie i tak była imponująca – ponad 17 tysięcy (na LA Galaxy średnia sięgała blisko 30 tysięcy), ale 18 tysięcy na stadionie mogącym pomieścić ponad 100 tysięcy wyglądało po prostu źle. Do tego dochodziły koszty organizacji spotkania – na molochu, który nie zapełnił się nawet w 1/5, te były ogromne. Tak działo się choćby w Columbus: średnia widzów na meczach Crew to trochę ponad 18 tysięcy, a Ohio Stadium mógł pomieścić… aż 102 329 kibiców. A, jak wiemy, Amerykanie są mistrzami w maksymalizowaniu zysków, a nie mnożeniu niepotrzebnych kosztów.
Momentem przełomowym była budowa pierwszego typowo piłkarskiego obiektu w Stanach – z naturalną murawą – i przystosowanego do oglądania spotkań piłkarskich, czyli Columbus Crew Stadium (dziś pod nazwą sponsora – Mapfre Stadium) otwartego w 1999 roku i postawionego za ówczesne 28 mln dolarów. Po Ohio zaczęła się stadionowa rewolucja, w kolejnych stanach obiekty do soccera rosły jak grzyby po deszczu: Kalifornia, Teksas, Illinois, Utah. W międzyczasie do MLS włączono także drużyny z Kanady, a te musiały przystosować się do wymogów ligi.
Nowe stadiony powstały w Toronto, Montrealu i Vancouver. Dziś MLS posiada 14 nowych, typowo piłkarskich obiektów. W sezonie 2017 na nowym boisku zagrali już piłkarze Orlando City (Orlando City Stadium, pojemność 25 500, koszt budowy 155 mln). Obiekty w Waszyngtonie, LA i Minnesocie zostały oddane do użytku w 2018. Również na Florydzie powstanie stadion klubu, którego właścicielem będzie David Beckham (na 25 500 miejsc). W USA nie żałują pieniędzy inwestowanych w stadiony, ale nauczka z przeszłości i gra na ogromnych obiektach powodują, że powstają takie 20–30-tysięczne, ale w miejscach, gdzie na każdym meczu będzie komplet.
Stadiony finansowane są najczęściej z prywatnych pieniędzy i zazwyczaj miasto nie dokłada do nich ani dolara. Tak jest choćby na nowo otwartym obiekcie Orlando. Koszt 155 milionów w całości został pokryty z pieniędzy klubu i 30 zewnętrznych inwestorów. Karnety na mecze Orlando w sezonie 2017 wyprzedały się w 100% już na początku września 2016, gdy stadion nie był nawet jeszcze gotowy. Zainteresowanie było tak ogromne, że klub od razu musiał stworzyć listę oczekujących na sezon 2018.
W Atlancie mają ten sam „problem”. Klub do MLS dołączył dopiero w sezonie 2017 i zdołał rozegrać dotąd dwa spotkania, ale już w sierpniu 2016 ogłoszono, że kibice zamówili komplet – 31 tysięcy karnetów, z czego 22 tysiące z nich zostało opłaconych. Mało? Wówczas Atlanta nie miała jeszcze nawet wybranego trenera i siedmiu zakontraktowanych piłkarzy w kadrze. Klub pierwszą połowę 2017 rozegrał na footballowym Bobby Dodd Stadium – pierwszy w historii Atlanty mecz w MLS obejrzało na nim ponad 55 tysięcy widzów. Od 26 sierpnia 2017 roku drużyna występuje już na nowiutkim Mercedes-Benz Stadium. Pojemność 71 tysięcy, koszt budowy 1,5 mld dolarów. Obiekt ten będą dzielić między siebie wspomniana drużyna piłkarska oraz zespół footballu amerykańskiego – Falcons.
USA zakochane w soccerze
W 1996 roku sezon MLS składał się ze 160 spotkań. Każde z nich oglądało średnio 17 406 widzów. Dziś liga liczy ponad dwa razy więcej drużyn (z dziesięciu do 22), a liczba gier wzrosła do 340 ze średnią 21 692 na spotkanie. W Seattle czy Orlando na każdy mecz przychodzi ponad – odpowiednio – 40 i 30 tysięcy widzów. Mecze New York City FC na Yankee Stadium ogląda po 27 tysięcy. Podobne liczby są w: Toronto, Carson, Vancouver czy Portland. W 2016 tylko cztery drużyny miały średnią widzów poniżej 20 tysięcy.
Wbrew obiegowej opinii zainteresowanie piłką nożną w USA jest ogromne. MLS ma obecnie trzecią najwyższą średnią frekwencję spośród wszystkich sportów w USA – za footballem amerykańskim i baseballem, ale przed NBA (koszykówka) i NHL (hokej). Globalne spojrzenie? Od 2016 MLS jest szóstą ligą piłkarską na świecie pod względem średniej frekwencji – przed włoską Serie A czy francuską Ligue 1. Liderem pozostaje Bundesliga z 41 968 widzami na mecz, polskiej ekstraklasy próżno szukać w pierwszej 20 rankingu.
Czas na ekspansje
Od 2002 roku liczba drużyn w MLS wciąż rośnie. Dziś już niemal każda metropolia USA chce mieć u siebie soccer na najwyższym krajowym poziomie. Przed mundialem w Korei i Japonii (ćwierćfinał reprezentacji USA) MLS liczyła dziesięć drużyn – od tamtego czasu ta liczba tylko rosła, żeby w 2018 wynieść 24. Na tym jednak się nie skończy – już w przyszłym sezonie dołączy kolejny zespół (Miami stworzone przez Beckhama).
Jeszcze w kwietniu 2015 (wówczas liga składała się z 20 drużyn) komisarz MLS, Don Garber, powiedział: – Liga na pewno rozrośnie się do 24 drużyn. Pytanie nie „czy”, tylko „kiedy”. To była odpowiedź na rosnące w szybkim tempie zainteresowanie posiadaniem drużyny w MLS z ośrodków, które do tej pory nie miały zespołu. Nie minęło pół roku, a Garber ogłosił, że „do 2020 liga będzie składać się z 26 drużyn, a docelowa liczba to 28”. Kiedy w 1994 powstawała i przyjmowała zgłoszenia od miast i inwestorów, które chciały mieć u siebie klub, cena, jaką trzeba było zapłacić za licencję, wynosiła 5 milionów dolarów.
Dziś licencja na grę w MLS kosztuje 150 milionów dolarów. Taką kwotę musi zapłacić każdy zespół, który dołączy do ligi po 2019. Zastanawiacie się, czy znajdą się na to chętni? Z końcem stycznia 2017 roku mijał termin ubiegania się o cztery nowe miejsca w MLS – zgłosiło się 12 (!): Charlotte, Nashville, Indianapolis, Detroit, Phoenix, St. Louis, Releigh/Durham, San Antonio, Sacramento, Cincinnati, Tampa Bay/St. Petersburg i San Diego. Za każdym z nich przemawia poparcie lokalnych władz, społeczności i przede wszystkim inwestorów, którzy są gotowi wyłożyć swoje pieniądze, żeby ściągnąć MLS do siebie.
Liga młodymi stoi
Ci, którzy nazywają MLS „ligą dla emerytów”, najlepiej dowodzą, że ich pojęcie o amerykańskiej piłce zatrzymało się dwie dekady temu. Średnia wieku kadr drużyn na obecny sezon to 26,33 lata. Po boisku biegają tacy zawodnicy jak Diego Rossi (Los Angeles FC – 20 lat) , Tyler Adams (NY Red Bulls – 19), Jefferson Savarino (Real Salt Lake City – 21), Ezequiel Barco (Atlanta United FC – 19), Reggie Cannon (FC Dallas – 20) i dziesiątki innych. Zawsze jednak uwaga postronnych kibiców skupia się na tych największych nazwiskach, a oglądając MLS po raz pierwszy, wielu rozpozna tylko Rooneya czy Ibrahimovicia i na tej podstawie wysnuje opinie o lidze dla emerytowanych piłkarzy.
Średnia wieku wyjściowych jedenastek w MLS 2016 wahała się między 25 a 28 lat, więc nawet dla jej najbardziej zagorzałych hejterów przyszły trudne czasy. Co roku liga prowadzi także ranking „24 under 24”, który zawiera 24 najciekawszych zawodników poniżej 24. roku życia. W sezonie 2017 w lidze debiutował m.in. wówczas 15-letni Kanadyjczyk, Alphonso Davies, dziś jest już powoływany do reprezentacji, a także został zakupiony przez wielki Bayern Monachium
W dodatku trudno zarzucać stawianie na emerytów lidze, która co roku organizuje Draft dla najlepszych młodych piłkarzy w USA, którzy kończą college i przechodzą na zawodowstwo… Wciąż mało? Kluby MLS podczas okienka transferowego przed sezonem 2018 ściągnęły nieco ponad 60 piłkarzy spoza USA. Średnia wieku nowych stranieri – 25,7.
Nieprzewidywalna liga
Kampania 2017 potwierdziła jedną z największych zalet MLS – nieprzewidywalność. Mistrzem została ekipa Seattle Sounders, która jeszcze w połowie sezonu była najgorszą drużyną w lidze, zwolniła pierwszego i jedynego do tamtej pory trenera i była głównym kandydatem do rozczarowania roku. Drużynę poskładał jednak Brian Schmetzer – były zawodnik tego klubu, który pamięta jeszcze czasy North American Soccer League, która święciła triumfy w USA i przyciągała dziesiątki tysięcy widzów długo przed tym, zanim ktokolwiek pomyślał o stworzeniu MLS.
Sezon 2018 zakończył się jeszcze większą niespodzianką. Mistrzostwo zdobyła drużyna Atlanty United, w zaledwie drugim swoim czynnym sezonie gry w MLS, w finale pokonując Portland Timbers 2:0. Podopieczni Gerardo „Tata” Martino (byłego coacha między innymi FC Barcelona) są przykładem kolejnej pięknej i romantycznej historii, jakich wiele na Starym Kontynencie. Finałowe spotkanie obu ekip na nowiutkim Mercedes-Benz Stadium w Atlancie oglądały 73 tysiące zagorzałych kibiców soccera.
W końcowym sukcesie olbrzymią zasługę miał strzelec pierwszego gola w finale, Wenezuelczyk Josef Martinez. 25-letni napastnik zgarnął tytuł najbardziej wartościowego gracza (MVP) zawodowej ligi. Nie chcecie chyba zostać tymi „ekspertami”, o których niedawno wypowiedział się David Villa: – Jeżeli mówią źle o MLS, to znaczy, że nie widzieli żadnego meczu tej ligi. Inaczej mieliby inne zdanie.
Z MLS do reprezentacji
Lista reprezentantów drużyn narodowych wywodzących się z MLS podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata była naprawdę imponująca, mimo że samej reprezentacji USA na mundialu zabrakło. Najwięcej zawodników grających na co dzień w amerykańskiej lidze miały w swojej kadrze Kostaryka oraz Panama (po sześciu), Meksyk liczył sobie trzech takowych zawodników, Peru dwóch oraz po jednym reprezentacja Szwecji i Egiptu. Śmiało można przyznać, że transfer za ocean wcale nie zamyka drzwi do reprezentowania swojego kraju na najważniejszych turniejach w karierze każdego piłkarza.
Przemysław Frankowski w Chicago Fire
Amerykanie zaoferowali za niego Jagiellonii Białystok około 1,5 miliona dolarów i gwarantują procent od kolejnej sprzedaży. Przemek bardzo chciał zmienić otoczenie, spodobała mu się oferta zza oceanu, więc Cezary Kulesza postanowił przystać na ofertę i pozwolić na odejście jednego ze swoich najlepszych zawodników. Bastian Schweinsteiger, Nemanja Nikolić, Jura Mowsisjan. Już nic nie stoi na przeszkodzie, by ci piłkarze zostali wkrótce kolegami klubowymi Polaka. W marcu rusza kolejny sezon ligi MLS, a mi pozostaje życzyć Przemkowi samych sukcesów w Chicago Fire. Frankowski przez 4,5 roku w Jagiellonii wystąpił łącznie w 155 meczach i strzelił 28 goli. W tym czasie zespół trzy razy kończył sezon na podium Lotto Ekstraklasy i zaprezentował się w eliminacjach Ligi Europy. A sam piłkarz zagrał również na młodzieżowych mistrzostwach Europy i zadebiutował w seniorskiej kadrze (był w szerokim składzie na mundial w Rosji).