Mike Ashley, czyli jak zniszczyć klub i zrazić do siebie ludzi


Newcastle United płonie, a Mike Ashley podlewa pożar benzyną

17 lipca 2019 Mike Ashley, czyli jak zniszczyć klub i zrazić do siebie ludzi

Marzenia kibiców Newcastle United o powrocie „The Magpies” na szczyt były i są skutecznie pacyfikowane przez właściciela klubu. Działalność Mike'a Ashleya od dawna nie idzie już w parze z oczekiwaniami sympatyków, lecz w ostatnich tygodniach jest tylko gorzej. Wąż w kieszeni biznesmena uruchomił lawinę, która z brutalną siłą uderza właśnie w klub znad rzeki Tyne. Mike Ashley się uratuje, Newcastle United niekoniecznie.


Udostępnij na Udostępnij na

W futbolu funkcjonuje efekt magnesu. Jedna gwiazda przyciąga drugą. Klasowy piłkarz chce grać z innymi zawodnikami z najwyższej półki czy pracować z uznanym szkoleniowcem. Dlatego posiadając jedną wybitną (albo przynajmniej znaną) jednostkę, można znacznie łatwiej pozyskać drugą. Na efekcie magnesu korzystają kluby, a idealnym przykładem zjawiska przez lata (z małą przerwą) było Newcastle United.

Ponad dwie dekady temu zawodników do transferu na St. James’ Park przekonywała możliwość gry z Alanem Shearerem. Gdy gwiazda snajpera zaczęła gasnąć, uznanych piłkarzy do przeprowadzki do północno-wschodniej Anglii wabiła osoba Michaela Owena. Potem było długo, długo nic. Aż niespodziewanie nad rzeką Tyne złapali Pana Boga za nogi. Tak trzeba określić przekonanie Rafaela Beniteza do objęcia roli menedżera „The Magpies”.

Mike Ashley – jedyny, który nie pokochał Beniteza

Pozyskanie tak utytułowanego szkoleniowca przez walczące o utrzymanie Newcastle United było sensacją. Wydawało się, że też pierwszym, lecz milowym krokiem ku powrotowi do czołówki. Tym bardziej, że po spadku Hiszpan pozostał w północno-wschodniej Anglii i szybko przywrócił klub do Premier League. Kibice „The Magpies” pokochali Rafaela Beniteza. Chyba z wzajemnością. Kiedy pojawiły się spekulacje łączące szkoleniowca z powrotem do Liverpoolu, Internet zalała fala prób, petycji i błagań sympatyków Newcastle United by został na St. James’ Park. Sam Hiszpan jakby przesiąknął miastem, klubem i całą atmosferą wokół „The Magpies”. Stał się w jednym z Geordie, tak jak lata wcześniej w Liverpoolu został uznany Scouserem.

To na Hiszpanie miała być budowana nowa era na St. James’ Park. Era sukcesów. Osoba szkoleniowca stała się magnesem dla zawodników. Nawet chyba większym niż wcześniej wspomniani Alan Shearer czy Michael Owen. Rafael Benitez zespół zbudował z graczy (w angielskich warunkach) zakupionych za drobne. Z zawodników bez nazwisk, lecz pasujących do koncepcji. Dzięki temu Newcastle United dwukrotnie praktycznie wykręciło wynik ponad stan. Apetyty na St. James’ Park wzrosły jednak w miarę jedzenia. Jedynym, który nie czuł się głodny, był Mike Ashley.

Właściciel klubu nie poczuł tak silnego uczucia do szkoleniowca jak kibice. Tym bardziej, że Hiszpan nie chciał ciągle budować zespołu za drobne. Kombinować, szukać tanich zawodników oraz szarpać się o parę milionów z biznesmenem. Nic dziwnego. Za czasów pracy w Liverpoolu był w identycznej sytuacji. Dlatego, gdy kontrakt szkoleniowca zbliżał się ku końcowi, wiele wskazywało na to, że odejdzie z północno-wschodniej Anglii. Tak też się stało, a po spakowaniu walizek przez Hiszpana ruszyła lawina.

Znienawidzony Mike Ashley

Kibice Newcastle United są wściekli. Winny jest powszechnie znany – Mike Ashley. Antypatia sympatyków do biznesmena zmieniła się w nienawiść, co nie trudno zrozumieć. Tweetom, że pogrzebał klub nie ma końca. Podobnie jak akcjom nakłaniającym do bojkotu i niekupowania biletów (tym bardziej, że cena karnetu wzrosła). Apele, nierzadko formułowane w niecenzuralnych słowach by opuścił klub zalewają Internet od kilku tygodni. I zalewać będą nadal, bo po odejściu Rafała Beniteza efekt magnesu zastąpił efekt domina.

Łamiąc barierę dziesięciu strzelonych bramek

Wielu zawodników na St. James’ Park było głównie dla hiszpańskiego szkoleniowca. Ayoze Perez (obecnie w Leicester City) już wcześniej dawał do zrozumienia, że zostanie nad rzeką Tyne, tylko jeśli Rafael Benitez podpisze nowy kontrakt. Z Newcastle United pożegnał się też Joselu, a na definitywny transfer do „The Magpies” nie naciska już tak mocno Salomón Rondón.

Skład Newcastle United sypie się z dnia na dzień coraz bardziej. Wręcz lawinowo. Kibice każdego dnia manifestują frustrację i pełną gamę innych negatywnych emocji. Newcastle United płonie, a Mike Ashley ze szczęśliwą miną co chwila podlewa pożar kolejnym kanistrem benzyny. Bo jak inaczej nazwać wybór nowego szkoleniowca? Zatrudnienie Steve’a Bruce’a można uznać za dobicie tego, co z pożaru jakimś cudem jeszcze ocaleje.

Zakontraktowanie angielskiego szkoleniowca w miejsce Rafaela Beniteza to wywieszenie białej flagi. Choć z drugiej strony Mike Ashley nigdy o „The Magpies” nie walczył. Wręcz przeciwnie, teraz rujnuje zasłużony klub, w kilka tygodni rozmieniając na drobne wszystko co cenne. A nawet większość oddając za darmo. Po dobrym Panie jeszcze lepszy nastanie? Nie, na St. James’ Park gorszego właściciela niż Mike Ashley już nie uświadczą.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze