„Materiał na piłkarza ekstraklasy”, czyli Mateusz Szwed oczami trenerów Legii


Nowy Płacheta na horyzoncie? Niewykluczone. 20-letni Mateusz Szwed zdaniem naszych rozmówców rozwinął skrzydła i teraz podąża obiecującą ścieżką

25 sierpnia 2020 „Materiał na piłkarza ekstraklasy”, czyli Mateusz Szwed oczami trenerów Legii
Press Focus

To na pewno nie jest chłopak, przed którym rozwija się czerwony dywan – twierdzi Piotr Kobierecki, były trener drugiego zespołu legionistów. Zdarzały mu się gwiazdorskie zachowania – zauważa Rafał Klimkowski, trener U-13 Legii Warszawa. Wychodził na boisko i starał się robić swoje, niezależnie od tego, co sądzili o nim inni – podkreśla Jakub Wydra, pracownik mediów akademii. To wszystko brzmi ciekawie, ale jest tylko niewielkim wycinkiem. W poniższym artykule Mateusz Szwed ulegnie obszernemu prześwietleniu przez ludzi doskonale znających jego wady i zalety.


Udostępnij na Udostępnij na

20 lat, wychowanek Legii i sezon 2019/2020 jako pełnoprawny debiut na poziomie seniorskim. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że Mateusz Szwed wystąpił poza próg młodzieżowego szczebla w sposób naprawdę warty docenienia. W innym miejscu na Ziemi, Sosnowcu. Ale po kolei. Jeszcze dwa lata temu (jako 18-latek) futbolu z wyższych sfer mógł jedynie powąchać, ponieważ nigdy nie przebił się do drużyny rezerw legionistów. Osiągnął sufit, który ze statusu wyróżniającego się nastolatka wprowadził go w inną rzeczywistość. Na mieliznę. Inni byli po prostu lepsi, a Mateusz mógł liczyć co najwyżej na występy w CLJ. Przyszedł zatem czas na zmiany, ale zanim do nich doszło, wiele wody w Wiśle musiało upłynąć.

Z mojej perspektywy to charakterny chłopak, pewny siebie i swoich możliwości. Zanim trafiłem do Akademii, nazwisko Szweda było mi dobrze znane, bo sporo się o nim mówiło w środowisku piłki młodzieżowej, uchodził za duży talent. Wtedy docierały do mnie takie opinie, że łatka talentu go przerasta i ma negatywny wpływ na jego zachowanie poza boiskiem, ale współpracując z nim, nie odniosłem takiego wrażenia. Patrząc na jego postawę na boisku, były według mnie widoczne cechy wolicjonalne w jego grze, pewność siebie, charyzma. On miał gwiazdorską manierę w sposobie poruszania się po boisku, ale nigdy nie traktowałem tego jako wady przedstawia sylwetkę Mateusza Jakub Wydra.

„Mateusz Szwed robił bardzo dużą różnicę w młodszych rocznikach”

Mateusz Szwed pojawił się w warszawskiej akademii w lipcu 2013 roku. To rodowity chełmianin, więc i w Chełmie stawiał swoje pierwsze kroki, w klubie UKS Niedźwiadek Chełm. Właśnie stamtąd zaproszono wówczas ucznia szóstej klasy szkoły podstawowej na test-mecz Legii. Jak się okazało, 13-latek zrobił wtedy furorę, ściągając na siebie uwagę nie tylko trenerów z Warszawy, ale również klubów z różnych regionów Polski.

Zaprezentował się bardzo dobrze, górował nad innymi motoryką. Stał się naszym priorytetem transferowym, wyróżniał się na tle całej Polski. Natomiast jeśli chodzi o kwestie mentalne, widać było po nim, że jest bardzo dojrzały jak na swój wiek. Myślał bardziej do przodu w przeciwieństwie do swoich rówieśników. Szukał kontaktu ze starszymi kolegami i sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie. Co więcej, był też ukierunkowany na ciężką pracę i samorozwój. 

Mateusz robił bardzo dużą różnicę na boisku bezpośrednio po przyjściu do akademii Legii, czyli w młodszych kategoriach wiekowych. Wtedy bazował na swoich parametrach fizycznych, szukał wolnych przestrzeni i strzelał dużo bramek. Później, już w CLJ, grał u boku Sebastiana Walukiewicza czy Mateusza Praszelika, czyli jego kolegów z rocznika 2000. W mojej drużynie Mateusz był jednym z trzech najmłodszych zawodników opowiada Piotr Kobierecki.

Twitter: @AkademiaLegii

Mateusza miałem okazję prowadzić w zespole U-15, kiedy zaczynał grę w młodzieżówkach reprezentacji Polski. Pamiętam, że bardzo wyróżniał się na tle rówieśników i regularnie rozgrywał mecze ze starszymi kolegami z rocznika 1999. Jego atutem była duża moc przy stosunkowo niewielkim wzroście. Miał też świetny timing do wyjścia na piłki prostopadłe jako napastnik. Czuł, jak to robić, i nie potrzebował wielu wskazówek. Z racji swoich predyspozycji szybkościowych Mateusz regularnie grywał na pozycjach 9 i 7dodaje Rafał Klimkowski.

W grupach młodzieżowych Legii Warszawa Mateusz Szwed zagrał 66 razy. W tym czasie zdążył zanotować 11 goli i trzy asysty, a nawet zaliczyć dwa występy w Lidze Mistrzów (UEFA Youth League). Nie wystarczyło to jednak do wejścia na szczebel piłki seniorskiej, ponieważ smak trzecioligowych boisk polski skrzydłowy poznał przez marne 78 minut. Z kolei jego przygoda w reprezentacjach Polski zapowiadała się całkiem obiecująco, bo w roczniku U-15 (pod wodzą Roberta Wójcika) strzelał gole w większości spotkań. Potem przyszedł czas na podbój poziomu U-15, ale tutaj zaczęły pojawiać się pierwsze schody.

– Mateusz się wyróżniał, ale trzeba zaznaczyć, że okres po przyjściu do Legii nie był dla niego zbyt łatwy. Przyjechaniem z małego miasta do bursy Legii można się zachłysnąć. Pojawiła się kadra Polski, dużo wokół ciebie się dzieje… Zaczynasz inaczej patrzeć na otoczenie i chcąc nie chcąc, to się dzieje u młodych piłkarzy. Dopiero potem, wraz z dorastaniem, oni zaczynają rozumieć, że występy w U-15 reprezentacji nie są ich szczytem marzeń, ale tylko pierwszym krokiem do czegoś większego zaznacza Rafał Klimkowski.

„Mateusz Szwed miał problem z techniką użytkową, robiło się za ciasno”

Kiedy na boisku było sporo wolnych przestrzeni, Mateusz Szwed brylował. Kiedy natomiast gra robiła się bardziej skondensowana, a przeciwnicy bardziej uważni w defensywie, gwiazda gasła. Legia preferowała styl gry oparty na ataku pozycyjnym, co nie odbijało się bez echa na piłkarzach o takiej charakterystyce. Oni najlepiej odnajdują się w grze z kontry, atakując wolne przestrzenie i biegając więcej bez piłki niż z nią. Atuty Mateusza musiały więc przycichnąć i to inni wychowankowie zaczęli dochodzić do głosu, w tym m.in. Marcin Rosołek.

Mateusz przestał się tak wyróżniać, robiło się dla niego za ciasno. Jako Legia często musieliśmy grać atakiem pozycyjnym, bo nasi rywale okopywali się przed polem karnym, co dodatkowo ograniczało jego możliwości. W międzyczasie przekwalifikowaliśmy go z napastnika na skrzydłowego, ale zauważyliśmy problem z techniką użytkową. Mateusz nie świadczył już o sile zespołu, stał się zawodnikiem wchodzącym z ławki rezerwowych.

Nie zrzucałbym jednak winy za nieudaną przygodę Mateusza w Legii na to, że nie potrafił on odnajdywać się w grze na małej przestrzeni. Pamiętam, że kiedy Mateusz przeszedł do zespołu Marka Saganowskiego, nie można było o nim powiedzieć, że się w jakiś sposób wyróżnia. Czegoś mu po prostu brakowało, żeby na stałe przebić się do rezerw. Mateusz był podstawowym zawodnikiem w CLJ i wtedy na przykład Marcin Rosołek przerastał swoje otoczenie umiejętnościami opowiada Piotr Kobierecki.

Oprócz braków w umiejętnościach technicznych na niekorzyść Mateusza zadziałał fakt, który trenerzy Legii podkreślali choćby przy nazwisku Mateusza Praszelika. Chodzi o lekkie oderwanie od rzeczywistości i tzw. sodówkę, choć nasi rozmówcy jasno dali do zrozumienia, że Szwed przestawił swoje myślenie na ciężką pracę jeszcze przed odejściem do Zagłębia Sosnowiec. Ciekawy kontekst tej sytuacji dodał trener Klimkowski, mówiąc, że ważną rolę mogły odegrać przeprowadzka do Warszawy i wcześniej wspomniane występy w reprezentacji. To nie mogło jednak trwać długo, bo na straży normalności stała mama zawodnika.

Zdarzały mu się „gwiazdorskie” zachowania, ale to raczej zrozumiałe. Mateusz przebywał w Warszawie bez rodziców i był trochę zdany sam na siebie. Ta sytuacja była na pewno dla niego nowa i inna. Wydaje mi się, że duży wpływ na Mateusza miała jego mama, która bardzo dbała o syna i wszystkim się interesowała, taka silna kobieta z charakterem. Na Mateusza źle mogło oddziaływać to, że ktoś raz czy drugi klepał go po plecach, kiedy zaliczał dobre występy w reprezentacji Polski. W ten sposób łatwo jest młodemu chłopcu trochę odlecieć i zapomnieć o ciężkiej pracy każdego dnia na treningach zauważa Rafał Klimkowski.

On osiąga swoje cele ciężką pracą, która dopiero z czasem procentuje. Wydaje mi się, że jeśli Mateusz nie skupi się na ocenianiu, tylko na graniu i pracowaniu na treningach, może zajść naprawdę daleko. To niestety błąd wielu młodych zawodników. Zaczynają krytykować wszystko wokół. Poza tym uważam, że aktualnie Mateusz dopasował swój styl gry do własnych atutów. Miał braki w technice użytkowej, nad którą musiał mocno popracować. I sam pewnie wie, że nadal musi to robić dodaje Piotr Kobierecki.

„Zaświeciła mu się lampka, osiągnął swój sufit w juniorach”

Po pierwszych trudach w piłce juniorskiej przyszedł też czas na zmiany mentalne. Oczywiście Mateusz Szwed był ukierunkowany na rozwój jeszcze jako młody nastolatek, na początku swojej drogi, ale finalne postrzeganie świata u wychowanka Legii wykuło się w starszych grupach wiekowych. Niewykluczone, że dzięki przebywaniu wśród takich piłkarzy jak Sebastian Szymański, którego Szwed miał okazję podpatrywać choćby wtedy, gdy trener juniorów starszych zapraszał go na swoje treningi. Krótko mówiąc, było się od kogo uczyć m.in. profesjonalizmu, który dzisiaj jawi się jako duży atut 20-latka.

Twitter: Mateusz Szwed

Jeszcze w Legii Mateusz był przede wszystkim w dobrym otoczeniu. Środowisko było trudne i wymagające – wystarczy wspomnieć kilka nazwisk, które dawały odpowiednią jakość podczas treningów czy meczów: Sebastian Walukiewicz, Mateusz Praszelik, Jakub Sinior, Michał Mydlarz, Mikołaj Neuman, Kacper Wełniak. Nie chciałbym kogoś pominąć, ale to byli bardzo dobrze technicznie wyszkoleni chłopcy, którzy z czasem tworzyli świetną grupę ludzi. Oczywiście nie każdy z nich gra teraz w ekstraklasie, ale myślę, że to kwestia czasu, zanim udepcze się własną ścieżkę.

Każdy z nich [młodych piłkarzy – przyp. red.] dorasta w którymś momencie. Część z nich zaczyna rozumieć, że warto zostać dłużej po treningu, dodatkowo popracować, zastanowić się, co włożyć na talerz. A nie czekać na to, żeby na gierce założyć znacznik odpowiedniego koloru i dobrze spędzić czas. Myślę, że Mateuszowi lampka zaświeciła się w zespołach grających w CLJ. Był taki okres, kiedy był on jednym z kilku chłopców z rocznika 2000, a pozostali z 2001. Wtedy możesz zacząć myśleć, że twoje miejsce powinno być nie w CLJ, ale w seniorach. Zaczynasz patrzeć inaczej na to, co robisz opisuje Rafał Klimkowski.

Z biegiem czasu nadszedł ten moment, gdy Mateusz Szwed z roli jednego z najmłodszych w zespole przeobraził się w jednego z najstarszych. Czyli liderów, ale tylko na papierze, bo już niekoniecznie na boisku. Tam – jak już wcześniej zostało wspomniane – „Szwedzik” nie dawał wystarczających argumentów ku temu, by pozwolić mu na kontynuację drogi w piłce seniorskiej. Jakub Wydra stawia tezę, że to być może przez zbyt częste wahania formy, brak stabilizacji na dłuższy okres. Wymienił ten aspekt jako największą wadę piłkarza, choć ze słów naszych rozmówców wynika, że awans sportowy Mateusza jeszcze w barwach legionistów nastąpiłby prędzej czy później. Z drugiej jednak strony nie było czasu do stracenia.

Do pewnego momentu możesz grać w swoim roczniku. Jeśli na tle tego rocznika się wyróżniasz, to kolejny sezon w tym samym miejscu już na pewno nic ci nie da. Z reguły tak jest w życiu, że jeżeli otaczamy się ludźmi, którzy są od nas lepsi, automatycznie jako słabsze jednostki staramy się nawiązywać do ich poziomu. I odwrotnie, działa też efekt ściągania w dół. Kiedy więc Mateusz osiągnął swój sufit w juniorach, znalazł się w realiach, w których nie miał już od kogo się uczyć przyznaje Rafał Klimkowski.

Wydaje mi się, że kwestią czasu było przebicie się Szweda do rezerw Legii, ale wybrał inaczej. Chciał szybciej trafić do piłki seniorskiej. Czas pokazuje, że ta decyzja była słuszna. Miniony sezon w 1. lidze był dla niego ogromnym krokiem naprzód twierdzi Piotr Kobierecki.

Twitter: Mateusz Szwed

„Jestem naprawdę zaskoczony. To materiał na piłkarza ekstraklasy”

Tym samym przechodzimy do najnowszego etapu w karierze Mateusza, czyli okresu spędzonego w Zagłębiu Sosnowiec. Okresu krótkiego, choć bardzo intensywnego i obfitego w dobre występy na poziomie 1. ligi. Dość powiedzieć, że 20-latek był kilkukrotnie wybierany do jedenastki kolejki, a koniec sezonu 2019/2020 zakończył z naprawdę niezłym dorobkiem. 22 mecze, gol i siedem asyst (udział przy golu co 161 minut). Warto tutaj zaznaczyć, że identycznych liczb w klasyfikacji kanadyjskiej przed transferem do Śląska Wrocław dorobił się (starszy o dwa lata Przemysław Płacheta.

Podobieństwa Mateusza Szweda do niedawnego młodzieżowca WKS-u są o tyle wymowne, że obaj piłkarze przed swoim pierwszym pełnoprawnym sezonem w 1. lidze nie zdołali wypłynąć na szersze wody. I co prawda najnowszy nabytek angielskiego Norwich już wcześniej zdobył przetarcie na poziomie seniorskim (pół roku w Pogoni Siedlce)jednak w wyścigu po tytuł dorosłego i ukształtowanego sportowca nie byłby to aspekt decydujący. Tym bardziej że zarówno Płacheta, jak i Szwed w wieku 19 lat błyszczeli umiejętnościami co najwyżej w ligach młodzieżowych, a na tym cechy wspólne się nie kończą. Ba, to dopiero początek, bo obaj skrzydłowi bazują na podobnych walorach zarówno boiskowych, jak i w pracy poza murawą.

Kompleksową ocenę Mateusza Szweda przedstawił zapytany przez nas Piotr Kobierecki, który nie dość, że zna piłkarza z akademii Legii, to jeszcze miał okazję widzieć jego występy w Sosnowcu. Zdaniem byłego trenera rezerw Legii 20-latek dysponuje wszelkimi narzędziami ku temu, by wskoczyć na poziom ekstraklasy. Jest zaskoczony jego rozwojem, ale podkreśla również, że Mateusz Szwed nie w każdym otoczeniu odnajdzie się tak samo dobrze. Chodzi o styl gry i taktykę preferowane przez danego szkoleniowca. I tutaj kwestia bardzo ważna: Zagłębie prowadzi Krzysztof Dębek, czyli trener doskonale znający „Szwedzika” jeszcze z czasów pracy w Warszawie. Tak więc to nie przypadek, że młodzieżowiec urósł akurat pod skrzydłami 41-latka.

Komentowałem kilka meczów Zagłębia Sosnowiec na antenie Polsatu. I to, co rzuciło mi się w oczy, to fakt, że Mateusz ma naprawdę dobre liczby, co wynika z tego, że przestał kalkulować. Kiedy widzi, że ma trochę wolnej przestrzeni, wypuszcza piłkę w stronę linii końcowej i celnie dośrodkowuje z bocznego sektora. Co więcej, w minionym sezonie zaliczył wiele kluczowych podań, które mogły zostać zamienione na bramkę. Widzę też, że wzrosła w nim świadomość na temat własnych możliwości i poprawiła się umiejętność oceny sytuacji.

Jeszcze w Legii, na przełomie piłki juniorskiej z seniorską, Mateusz dużo kombinował, co kończyło się stratami piłki. Teraz gra bez kompleksów i patrząc na jego występy w 1. lidze, powiem szczerze, że jestem naprawdę zaskoczony. Szczególnie liczbami, które mogły być znacznie lepsze. Koledzy z zespołu nie wykorzystywali potencjalnych asyst Mateusza. Dodam jeszcze, że on mądrze porusza się po boisku i potrafi również pomóc w defensywie. Poza tym jak na piłkę młodzieżową to był cwaniak. Chłonął wiele od starszych kolegów. Dzisiaj to widać. Moim zdaniem to materiał na piłkarza ekstraklasy, jak najbardziej. Mateusz musi jednak trafić pod skrzydła trenera, który będzie miał taktykę eksponującą jego możliwości. Styl gry drużyny musi mu pasować punktuje Kobierecki.

Trener dodał jeszcze, że na fakcie, czy zawodnikom Legii udaje się kariera na centralnym poziomie, czy nie, zaważają podejmowane decyzje. Jego zdaniem czasami wybory wydają się nieroztropne, a potem okazuje się, że wręcz przeciwnie. Przestrzega też, że Mateusz musi uważać, bo o karierze decyduje wiele zmiennych, np. zaufanie trenera, niezależnie od tego, jaki poziom prezentuje. Na koniec wyrokuje, że jeżeli Mateusz Szwed mentalnie będzie stabilny, prędzej czy później na dłużej pojawi się w ekstraklasie. 

„Mateusz Szwed to jeden z najlepszych piłkarzy Zagłębia Sosnowiec”

Żeby dopełnić obraz opisywanego tutaj piłkarza, poprosiliśmy o opinię redaktora, który pilnie przygląda się poczynaniom Zagłębia w 1. lidze. Według niego 20-latek jest wiodącą postacią zespołu, choć nie omieszkał dodać, że Szwed musi popracować nad skutecznością w sytuacjach podbramkowych. Wykończenie to jego pięta achillesowa, co podkreślał nawet sam zawodnik po rundzie jesienniej. Przy czym nawet braki w tej postaci nie przeszkodziły wychowankowi Legii w wywalczeniu miejsca w składzie i, co ważne, placu gry w rundzie postpandemicznej Mateusz już nikomu nie oddał (cztery asysty w czerwcu).

Twitter: @zaglebie_eu

To bez wątpienia jeden z najlepszych piłkarzy Zagłębia. Wielokrotnie potrafił udowodnić, że gra w pierwszej lidze jest dla niego chlebem powszednim. Już od początku przygody w tym klubie pokazywał, że stać go na naprawdę wiele, przez co zyskał sporą aprobatę zarówno wśród kibiców, jak i kilku trenerów sosnowiczan. Wspomniany napastnik dysponuje niezłą szybkością, posiada ponadprzeciętną technikę, a dodatkowo może występować na kilku ofensywnych pozycjach.

Najlepiej czuje się jako prawoskrzydłowy, na takiej też pozycji rozegrał zdecydowaną większość spotkań na boiskach Fortuna 1. Ligi. Jak pokazało nam jego ostatnie półrocze, potrafi szybko się rozwijać, a jego rola w zespole staje się coraz większa. W trudnych chwilach potrafił pociągnąć przeciętną sosnowiecką ofensywę, a jego asysty nieraz ratowały skórę całej zagłębiowskiej ekipie twierdzi Adrian Kucharski, redaktor iGol.pl.

Jak widać, liczba ciepłych słów w kierunku tego piłkarza jest dość okazała. To budzi pozytywne wrażenia na przyszłość, a klubom ekstraklasy powinno dać do myślenia, że w niedalekim czasie będzie warto sięgnąć po kogoś takiego jak Mateusz Szwed. Może jeszcze nie teraz (choć po Płachetę sięgnięto już po jednym pełnym sezonie w 1. lidze), ale dlaczego nie za rok? Kontrakt „Szwedzika” wygasa w czerwcu 2021 roku. Co więcej, na jego korzyść działa fakt, że jeszcze przez dwa najbliższe sezony 20-latek będzie posiadał status młodzieżowca.

Mam nadzieję, że będzie mu się dobrze wiodło. Oby też miał ze sobą szczęście, które odgrywa jednak ogromną rolę w tym sporcie. Ale żeby je wykorzystać, czyli ten moment, kiedy ktoś daje ci szansę, trzeba ciężko pracować dużo wcześniej, aby być przygotowanym do osiągnięcia sukcesu. Każdy w swoim życiu dostaje swoje pięć minut. Mateusz powoli je wykorzystuje, ale wszystko zależy od niego i jego podejścia oraz nastawienia do sukcesu czy niechcianej porażki. Wydaje mi się, że środowisko, w jakim Mateusz się obecnie znalazł, bardzo mu służy. Dobrze mu idzie początek w piłce seniorskiej, ale myślę, że on ma jeszcze większe ambicje. Mateusz na pewno chciałby grać w ekstraklasie dodaje Rafał Klimkowski.

Marek Rybicki/ zaglebie.eu

Cenna lekcja od trenera grup młodzieżowych Legii

Na koniec rozmowy Rafał Klimkowski, trener U-13 warszawskiej akademii, pozwolił sobie jeszcze na ciekawą dygresję. Ona oczywiście odnosi się do Mateusza Szweda, ale opisuje również światek młodzieżowego futbolu. Zwraca uwagę na aspekt pokory i ważnych decyzji, jakie podejmuje się w toku budowania swojej kariery piłkarskiej.

Ktoś może wybrać wersję szablonową, zaproponowaną przez dużą akademię pokroju Legii, Lecha czy Zagłębia od pierwszych roczników aż po rezerwy i pierwszy zespół. Ale nie musi. Niektórzy wybiorą inną opcję i spokornieją dopiero wtedy, gdy dostaną w kość. Gdy zobaczą, że nagle nikt nie podaje im wszystkiego na tacy. Gdyby zobaczą, że np. w 1. lidze szatnia klubu nie jest pomalowana, krzesełka nie są już tak równo ustawione lub nikt nie podaje wody. To cenne lekcje, dzięki którym młodzi piłkarze zaczynają doceniać, gdzie byli i co mogli osiągnąć w takich warunkach. I czego nie zrobili, żeby znaleźć się w pierwszym zespole takiego klubu.

Wybory życiowe są jak korki w mieście. Czasami ta najkrótsza trasa przez korek jest zablokowana, dlatego warto skręcić w prawo, żeby szerokim łukiem ominąć blokadę i innym sposobem dotrzeć do celu. Jak pokazuje życie, takich przypadków jest mnóstwo, więc nie upierałbym się, że dana droga jest wzorcowa. Jest kilka dróg, które prowadzą do marzeń. Dla naszych młodych piłkarzy jest to na pewno gra na poziomie ekstraklasy, ale kiedy już grasz w ekstraklasie, myślisz o czymś więcej puentuje na koniec Klimkowski.

Komentarze
Robert (gość) - 4 lata temu

Mój kolega

Odpowiedz
Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze