Jesteś młodym człowiekiem. Wyjeżdżasz za granicę, nie znając dobrze języka. Chcesz zarobić na lepsze życie, a w wolnych chwilach rozwinąć się w fachu trenerskim, który pozostaje w sferze Twoich marzeń. Wysyłasz setki listów, nieskutecznie. Dodatkowo większą część dnia spędzasz w robocie. Jedyne, co możesz zrobić, to się poddać? Absolutnie nie. Taką drogę przeszedł Mateusz Gwizd, który aktualnie jest trenerem bramkarzy w Koronie Kielce. Pracował z wieloma utalentowanymi zawodnikami, a wkrótce będzie jedynym polskim trenerem z dwoma licencjami uzyskanymi poza granicami naszego kraju.
- Jak Mateusz Gwizd poradził sobie na pierwszym treningu w Wielkiej Brytanii, nie znając dobrze języka? Uniknął kompromitacji?
- Z jakim bramkarzem reprezentacji Polski do lat 20 pracował w akademii Miedzi Legnica? Co mówi o nim dziś ten zawodnik?
- Czy każdy młody trener powinien wyjechać szkolić się do innego kraju?
Na wstępie nieco nakreśliliśmy historię trenera Gwizda. To jednak za mało, bo kryje ona w sobie kilka naprawdę ciekawych wątków. Żeby je trochę przybliżyć, najpierw pogadaliśmy z samym zainteresowanym. I od zapisu tej dłuższej rozmowy chcielibyśmy zacząć.
Dawid Dreszer, iGol: Byłeś piłkarzem. Nigdy nie udało Ci się jednak zrobić większej kariery. Z czego to wynika? Zabrakło umiejętności?
Mateusz Gwizd: Od dziecka grałem w piłkę. Zacząłem w Koronie Kielce w wieku 8 lat i kontynuowałem aż do wieku seniora. Przeszedłem wszystkie szczeble w Koronie. Chociaż nigdy nie występowałem w pierwszej drużynie, brałem udział w sporadycznych treningach. W międzyczasie wyjechałem do Krakowa, gdzie spędziłem dwa lata w liceum, po czym powróciłem do Kielc. Następnie byłem wypożyczany do klubów z województwa świętokrzyskiego. Uważam, że nie brakowało mi umiejętności, zaangażowania czy charakteru, ale mój wzrost (180 cm) sprawił, że nie mogłem grać na pozycji bramkarza na poziomie, na którym chciałem.
Ponad 8 lat temu zdecydowałeś się wyjechać do Anglii. Czy Polakowi z pewną barierą językową trudno się tam odnaleźć?
Gdy w 2013 roku wyjeżdżałem ze swoją narzeczoną, a teraz żoną, człowiek myślał, że jeśli się uczył języka w szkole, to da sobie radę… ale tak nie było. Bariera językowa na początku była ogromna. Ale z czasem, gdy pracowałem z Anglikami, musiałem zacząć szybko łapać język, ponieważ nie pozwalało to na normalne funkcjonowanie. Najfajniejsza historia mojej nauki miała miejsce, kiedy rozpoczynałem pracę w Shrewsbury, gdzie od razu dostałem grupę bramkarzy. Wtedy powiedziałem do koordynatora, że nie wiem, czy dam radę tak od razu, a on na to: „Matt, nie martw się, Twój angielski jest lepszy niż mój polski. Idź i trenuj”.
Wtedy przedstawiłem się grupie i powiedziałem, że pochodzę z Polski, nazywam się Mateusz i że jeśli ktoś będzie miał problem ze zrozumieniem mnie, to będę używał mowy ciała. Grupa bramkarzy wtedy w wieku od dziesięciu do dwunastu lat odebrała to jako dobrą naukę dla nich. Jeden z nich powiedział: „Trenerze, jeśli będziesz coś źle mówił, to my też będziemy to pokazywać i uczyć trenera poprawnej wymowy”. Szczerze, dla mnie to było szokujące, jak świetnie te dzieci zareagowały. Po dziesięciu minutach bariera została przełamana, co sprawiło, że trening był świetny i dał chłopakom dużo radości. Co najważniejsze, mogłem swobodnie uczyć się języka z nimi.
Mówiłeś kiedyś, że Twoja praca trenerska na Wyspach działała na początku na zasadzie wolontariatu. Czym zajmowałeś się na co dzień?
Szczerze mówiąc, wyjeżdżałem z Polski z dwoma założeniami: aby zarobić na lepsze życie i rozwijać się jako trener. Byłem wtedy już nastawiony, że na początku będzie bardzo trudno – i tak właśnie było. Aby rozpocząć jakąkolwiek pracę lub wolontariat jako trener, musiałem przejść kilka kursów, aby w ogóle gdziekolwiek mnie przyjęto. Były to szkolenia z First Aid, FA Safeguarding Children, FA GK Level 1. Na samym początku rozpocząłem pracę w polonijnym klubie White Eagles, aby stale się rozwijać. W międzyczasie ukończyłem kolejne kursy i pisałem prośby o wolontariat.
Myślę, że wysłałem około setkę listów w ciągu tego okresu. W pewnym momencie odległość już się nie liczyła. I tak po niespełna dwóch latach dostałem ofertę wolontariatu w miejscu odległym od mojego zamieszkania – aż o 80 kilometrów, w Shrewsbury. W międzyczasie nadal pracowałem nawet do dziesięciu godzin dziennie w różnych zawodach. Byłem wózkowym, czy uczestniczyłem w procesie budowy opon do samolotów. Często zaczynałem pracę o godzinie 6:00 rano, a kończyłem o 15:00, a potem jechałem na trening, który zaczynał się o 17:00, by w domu być późnym wieczorem. Tak to wyglądało przez ten czas.
Dużo się tam chyba nauczyłeś, zarówno od strony mentalnej, jak i czysto fachowej. Co najcenniejszego zaszczepił w Tobie pobyt w Anglii?
Myślę, że pobyt tam nauczył mnie przede wszystkim cierpliwości, pracowitości w dążeniu do wyznaczonych celów i pokazał, że konsekwencja w realizacji tych celów się po prostu opłaca. Tylko te trzy rzeczy muszą iść jednocześnie, ale bardzo ważne jest też wsparcie najbliższych w tym wszystkim. Były chwile zwątpienia, kiedy zastanawiałem się nad tym, czy nie zacząć robić czegoś innego. Ale na szczęście dzisiaj wykonuję to, co sobie założyłem i się w tym realizuję.
Kiedy przyszedł ten moment zwątpienia?
Gdy przebywałem w Anglii przez około dwa lata. Odbijałem się od klubów, które nie chciały mnie przyjąć na wolontariat, pomimo że pisałem list za listem, często bez odpowiedzi. Wtedy chciałem to rzucić i dać sobie spokój. Po prostu zwątpiłem i frustracja narosła tak, że nie mogłem sobie dać z tym rady, bo przecież się starałem i robiłem dosłownie wszystko, aby się udało, Wtedy wsparcie najbliższych było ważne, by nie zgubić drogi i nie poddać się. Jednak doświadczeń życiowych, zarówno sukcesów, jak i porażek, nie można przeżyć w samotności.
Wartość wspierania się wzajemnie w trudnych momentach jest nieoceniona. W takich chwilach zwątpienia na pewno pomogła mi moja żona, która zawsze wspierała mnie w moich działaniach i decyzjach, nawet w tych najbardziej ryzykownych. Często podejmujemy szybkie, szalone decyzje, jak powrót do Polski, czy przeprowadzka z Legnicy do Kielc. Ale właśnie takie doświadczenia kształtują człowieka i jego dążenie do celu. To, co wydarzy się po drodze, nigdy nie jest pewne, ale trzeba sobie z tym radzić i iść naprzód
Abstrahując, dużo trzeba było do tego rozwoju osobistego w Wielkiej Brytanii dołożyć?
Jeśli chodzi o zdobyte kursy i certyfikaty, trochę musiałem wydać pieniędzy, ale byłem świadomy, że bez tego się nie obejdzie. Jest to jednak bardzo potrzebne w moim rozwoju jako trenera. Nawet teraz uczestniczę w kursie UEFA A GK w Walii, który kończę w czerwcu. Można powiedzieć, że zajęło mi około dziesięciu lat, aby ukończyć całą tzw. edukację, która pozwala mi pracować gdziekolwiek na świecie na najwyższym szczeblu. Oczywiście, to nie oznacza, że na tym poprzestanę, ale na ten moment będę miał wszelkie ukończone kwalifikacje do pracy.
Czym różni się podejście do trenerów na Wyspach od tego w Polsce?
Myślę, że nie ma większej różnicy w podejściu. Każdy, kto ma ambicje i chce realizować się w swojej pasji, ma poważne podejście do tego, co robi. Więc zarówno w Polsce, jak i w Anglii są ludzie ambitni i ci, którzy kochają pracować przy piłce nożnej.
Zaczynałeś w Shrewsbury. Jak trafiłeś do Birmingham?
Do Birmingham trafiłem z ogłoszenia. Złożyłem aplikację i zostałem zaproszony na rozmowę, która miała dwa etapy. Pierwszy etap to była rozmowa indywidualna. Jeśli przeszedłeś przez ten etap, dostawałeś się na tzw. etap praktyki, gdzie musiałeś przeprowadzić trening. Potem albo cię przyjmowali, albo nie. Mnie się udało i tak znalazłem się w Birmingham City.
Zdecydowałeś się wrócić jednak do Polski. Dlaczego?
Nad powrotem do Polski już od dłuższego czasu zastanawialiśmy się z żoną, ponieważ była w ciąży. Szukaliśmy dogodnego terminu. Chociaż sami nie wiedzieliśmy, gdzie wracać, ponieważ chciałem znaleźć również pracę w Polsce jako trener bramkarzy. Nie było to łatwe, ponieważ od prawie sześciu lat nie pracowałem tu jako szkoleniowiec. Nagle pojawiło się ogłoszenie w Legii, gdzie złożyłem aplikację. Wtedy koordynator Maciek Kowal (obecnie pierwszy trener bramkarzy Rakowa) odezwał się do mnie i przeprowadził rozmowę. Powiedział na co mogę liczyć – pomagałem jeden, dwa razy w tygodniu przy rezerwach i dodatkowych zajęciach w Legia Soccer School oraz przy zespole do lat dwunastu Michała Kubiaka.
I tak spakowaliśmy prawie sześć lat naszego życia w tydzień i wróciliśmy do Polski, a konkretnie do Warszawy. Na tamten moment nie mogłem dostać lepszej szansy niż ta w Legii, ponieważ pod względem szkolenia bramkarzy to czołówka w naszym kraju. Poznałem tam otwartych trenerów, którzy pokazali mi, jak obecnie się pracuje w Polsce. Na pewno dla mnie to było nowe doświadczenie. Po sześciu latach wróciłem do Polski, a szkolenie się zmieniło i mogłem sobie to porównać, kilka rzeczy zapożyczyć i wdrażać w swoją myśl szkolenia bramkarzy. Na pewno praca tam pokazała mi organizację pracy w akademii i pomysł na to, jak się w takiej pracuje. Oczywiście w Anglii też to widziałem, ale mogłem sobie dzięki temu wszystko porównać i wyposażać dla własnych potrzeb w Polsce, gdzie później łatwiej mi było w Miedzi Legnica, w której zostałem koordynatorem, to wszystko poskładać.
Potem była właśnie akademia Miedzi i teraz w końcu Korona. Wiesz jak wygląda rozwój trenera zarówno w Polsce, jak i ten zagraniczny. Czy w naszym kraju da się wykształcić dobrego trenera specjalistycznego?
Oczywiście, że można wykształcić dobrego trenera, ponieważ w Polsce istnieją dobre szkolenia i kursy, a także mamy ambitnych trenerów i fachowców w tej dziedzinie. W mojej opinii, jeśli ktoś naprawdę chce, niezależnie od pochodzenia czy miejsca zamieszkania, zawsze może stać się dobrym trenerem. Wystarczy tylko chcieć rozwijać się w swojej dziedzinie.
Twoim zdaniem każdy młody trener powinien wyjechać na jakiś czas poza granice kraju?
W mojej opinii każdy taki wyjazd to dodatkowe doświadczenie i budowanie pewności siebie. O ile możesz prowadzić trening w swoim języku, to już inna sprawa, kiedy musisz mówić na przykład po angielsku. Dodatkowo, należy mieć dobrą mowę ciała, aby wyglądać na pewnego siebie trenera, ponieważ w mojej opinii mowa i mowa ciała muszą iść w parze z treningiem. Jeśli chodzi o wyjazd, uważam, że gdyby trener miał choć możliwość spędzenia miesiąca lub dwóch w innym środowisku, gdzie pracuje się inaczej i mówi w innym języku, może to tylko przynieść korzyści. Trzeba bowiem opuścić swoją strefę komfortu, co już wielokrotnie pokazało mi, że jest to korzystne dla rozwoju osobistego i budowania pewności siebie. Można wtedy konfrontować się z innymi ludźmi spoza swojego otoczenia.
Miałeś okazję pracować z kilkoma bardzo dobrymi bramkarzami, którzy później gdzieś się wybili – w Anglii i Polsce. Powiesz coś więcej o nich?
Od kiedy wróciłem do Polski, dane mi było pracować krótko, lecz intensywnie, z różnymi bramkarzami, takimi jak: Maciek Kikolski (obecnie związany z Tychami i kadrą do lat 20), Karol Szymkowiak (aktualnie w Polonii Bytom, którego rozwój uważam za nabierający rozpędu), Jędrek Grobelny (grał w Miedzi, a teraz reprezentuje barwy Warty Poznań), czy Alan Madaliński (młody bramkarz, który ma już na swoim koncie ponad 40 meczów na poziomie 3. ligi i teraz będzie walczyć z Polkowicami o powrót do 2. ligi). Uważam, że każdy z tych bramkarzy ma duży potencjał, aby grać na wysokim poziomie. Muszę wspomnieć oczywiście również o bramkarzach Korony Kielce.
Teraz jesteś trenerem bramkarzy właśnie w Koronie. To już szczyt Twoich marzeń? A może chcesz pójść jeszcze wyżej?
Życzę sobie w przyszłości zdobycia Mistrzostwa Polski, Pucharu Polski z Koroną, uczestnictwa w pucharach, wychowania reprezentanta Polski. Wtedy wielkie rzeczy przyjdą same. Trzeba ciągle się rozwijać, nie tylko jako trener, bo to oczywiste, ale także rozwijać swoich zawodników, których przygotowujesz do walki i osiągania najwyższych celów. To właśnie są moje marzenia i cele.
Jakbyś miał wskazać jedną cechę, która pomogła Ci dostać się w to miejsce, w którym obecnie jesteś, to co by to było?
Wytrwałość lub determinacja.
Jeśli chce się osiągnąć sukces w piłce chyba trzeba być też upartym?
Ja uważam, że aby osiągnąć sukces w piłce, podobnie jak w innych dziedzinach życia, potrzeba kilku cech charakteru, takich jak właśnie determinacja i wytrwałość. Bycie upartym, czyli nieustępliwym w dążeniu do celu, może być przydatne i to na pewno mi pomogło, ponieważ sport wymaga poświęcenia, ciężkiej pracy i przezwyciężania trudności. Jednak samo bycie upartym nie jest wystarczające.
Inne cechy też odegrały ważną rolę. Myślę, że one pojawiają się w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Zdyscyplinowanie, pasja, umiejętność współpracy z innymi, umiejętność radzenia sobie ze stresem, elastyczność i zdolność do nauki są również istotne dla sukcesu w piłce nożnej. Uważam, że różne cechy i umiejętności współpracują ze sobą, tworząc kompleksowy zestaw narzędzi, które pomagają osiągnąć sukces.
Jest ktoś taki, kto najbardziej wpłynął na Twoją dotychczasową karierę trenerską? Taki swoisty mentor?
Szczerze mówiąc, nigdy nie miałem mentora, ponieważ na swojej drodze spotykałem wielu świetnych trenerów, zarówno w Anglii, jak i w Polsce – na przykład w Legii. Od każdego z nich wiele się nauczyłem. Jednym z takich ludzi był Martin Thomas, szef szkolenia w dziale bramkarzy w Anglii w 2017 roku, gdy zdawałem egzamin na UEFA B GK. Był moim mentorem podczas kursu, od niego dostałem wiele cennych uwag. Co ważne, spotkałem go ponownie niedawno, gdy już pracował dla UEFA i nadzorował kurs UEFA A GK w Walii. Byłem mile zaskoczony, że mimo upływu siedmiu lat, pamiętał mnie i wiele rzeczy z tamtego okresu, dając mi wskazówki na przyszłość. Dla mnie to było niesamowite, wciąż pamiętał nasze wcześniejsze spotkanie i udzielił wsparcia, wskazówek oraz indywidualnego planu rozwoju.
Jaki jest teraz Twój cel? Na Koronę, ale i dalszą karierę trenerską?
Na ten moment ja i wszyscy w klubie – zarówno sztab, jak i pracownicy – chcemy, aby Korona utrzymała się w ekstraklasie. Wierzymy, że reszta wielkich rzeczy przyjdzie w odpowiednim czasie, gdy będziemy sumiennie pracować.
Mateusz Gwizd: Chcemy mieć wszechstronnego bramkarza [WYWIAD]
***
Po rozmowie z trenerem Gwizdem chcieliśmy pójść o krok dalej. Skontaktowaliśmy się z innymi szkoleniowcami, których Polak spotkał w trakcie swojej przygody na Wyspach. Popytaliśmy między innymi o to, jakie cechy potrzebne w tym fachu posiada Mateusz Gwizd. Kto mógłby to lepiej ocenić, jeśli nie ludzie, którzy pracowali z nim ramię w ramię?
– Mateusza poznałem, gdy pełnił funkcję trenera bramkarzy w Shrewsbury Town FC Development Centre. Mateusz bardzo zaangażował się w swoją rolę i zawsze można było na nim polegać. Bardzo pasjonował się tą rolą i było to naprawdę widoczne podczas jego pracy – mówi nam Thomas Peevor, trener walijskiej akademii „North Girls”.
Po chwili dodaje: – Mateusz jest bardzo przyjazną i spokojną osobą, był świetnym członkiem personelu, który był zawsze przygotowany na każdą sesję. Jego energia i wiedza na temat gry naprawdę pomogły w rozwoju bramkarzy, z którymi pracował. Był bardzo zorganizowany i niezawodny, a gracze lubili brać udział w jego treningach.
„Zawsze otwiera się na nowe środowiska i wyzwania, aby móc dalej się rozwijać”
Następnie zadzwoniliśmy do Paula Jayesa, który aktualnie pracuje w akademii Coventry City. Mateusza Gwizda na swojej drodze po raz pierwszy spotkał on już w 2016 roku. – Mateusz dał mi się poznać jako pracowity trener, którego pasją jest rozwój siebie i innych wokół niego. Jest skłonny dołożyć wszelkich starań, aby zaspokoić potrzeby innych, pragnie uczyć się i reflektuje w celu poszerzania swojej osobistej wiedzy i umiejętności – zaznacza Jayes.
– Jest trenerem, który zwraca uwagę na szczegóły i dostosowuje planowanie sesji do indywidualnych potrzeb zawodnika. W czasach, gdy Mateusz trenował bramkarzy, zauważałem wyraźny rozwój każdego z tych piłkarzy, ich postęp na boisku i poza nim – mówi nasz brytyjski rozmówca.
Ludzie piłki na Wyspach wypowiadają się o trenerze Gwiździe w samych superlatywach. Nie natknęliśmy się na żadną negatywną opinię. Wszyscy zgodnie zauważają, że praca z nim była przyjemnością, a Mateusz to człowiek spokojny, bezkonfliktowy i w pełni zaangażowany w swoją pracę.
„Dzięki niemu gram w piłkę na poziomie centralnym”
Opinia innych szkoleniowców to jedno. Najważniejsze jest jednak zdanie samych piłkarzy, bo to do nich docelowo ma trafiać trener. Byliśmy ciekawi, w jaki sposób robi to Mateusz Gwizd. Tym razem nie szukaliśmy jednak daleko. Skoro mówił nam, że w akademii Miedzi Legnica spotkał kilku utalentowanych bramkarzy, to zwróciliśmy się właśnie do nich z prośbą o krótką rozmowę. Na pierwszy ogień poszedł Karol Szymkowiak, zawodnik Polonii Bytom i jeden z najlepszych golkiperów w 2. lidze.
Dawid Dreszer, iGol: Kiedy po raz pierwszy spotkałeś trenera Gwizda? Jak go wspominasz?
Karol Szymkowiak: Po raz pierwszy spotkaliśmy się w Miedzi Legnica, gdy wracałem po kontuzji. Miałem treningi z juniorami starszymi, gdzie wprowadzałem się do grania. Pamiętam, że od razu złapaliśmy dobry kontakt. W sumie pierwszy raz jakiś trener tak szczerze ze mną rozmawiał.
Jakim człowiekiem i trenerem jest Mateusz Gwizd?
Jest świetnym człowiekiem, jak i trenerem. W piłce czasami trudno o te dwie rzeczy. Wracając do tego jaki jest, to na pewno otwarty i szczery wobec drugiego człowieka (zawodnika). Rozumiał problemy i trudy, jakie ma się w okresie dojrzewania. Potrafił ze swojego doświadczenia doradzić, w którą stronę powinniśmy iść. Jako trener ma fach w ręku, skupia się na detalach, potrafi zaskoczyć treningami, dając nam różne bodźce do rozwoju.
A czego Cię nauczył? Myślisz, że wpłynął na Twój rozwój?
Uważam, że trenerowi zawdzięczam to, że w ogóle gram w piłkę na poziomie centralnym. Miałem swoje problemy, z którymi w tamtym czasu nie potrafiłem sobie poradzić. Zaaranżował spotkanie z trenem mentalnym Mateuszem Brelą, który pomógł mi w tym temacie. Na pewno w tamtym okresie moje postępy zaczęły być bardzo widoczne, co przełożyło się na szansę gry w rezerwach. Jeżeli chodzi o sam aspekt sportowy, to trzon mojej gry jest oparty właśnie o szkolenie trenera Gwizda, gdzie moje słabsze strony się poprawiły, a atuty zostały wzmocnione. Bardzo chciałbym podziękować trenerowi, bo dzięki niemu jestem takim człowiekiem.
„Godziny analiz, rozmów, nawet trochę psychologii”
Mateusz Gwizd wspominał również o Alanie Madalińskim z Górnika Polkowice. Kolejny telefon wykonujemy właśnie do niego. Pytania? Podobne.
Kiedy po raz pierwszy spotkałeś trenera Gwizda? Jak go wspominasz?
Trener Mateusz Gwizd jako jeden z pierwszych trenerów zauważył we mnie potencjał bramkarski. W 2019 roku dołączyłem do Miedzi Legnica przede wszystkim dzięki niemu. Od początku widział we mnie to coś.
Jakim człowiekiem i trenerem jest Mateusz Gwizd?
Trener Gwizd to typowy profesjonalista. Zajęcia zawsze przygotowane są na sto procent. Chciałbym zaznaczyć również, jak dużą uwagę trener przykłada do samego przygotowania treningu i analizy. Wiele czasu w Miedzi spędzaliśmy właśnie na oglądaniu, analizowaniu i wyciąganiu wniosków. Przygotowywanych było wiele prezentacji na temat taktyki, co naprawdę w dużym stopniu ułatwia bramkarzowi życie. U trenera Gwizda wszystkie mecze były analizowane pod względem gry, ale i danych statystycznych np. celnych zagrań prawą, lewą nogą. Myślę, że właśnie takie szczegóły robią różnice na najwyższym poziomie.
Jak wpłynął na Twój rozwój?
Trener Gwizd bardzo znacząco wpłynął na mój rozwój. Oczywiście pracowaliśmy nad elementami typowo bramkarskimi. To normalne. Ale do tego dochodziły godziny analiz, rozmów, nawet trochę psychologii. Myślę, że to wszystko miało decydujące znaczenie dla mojego rozwoju.
Tu nie chodziło tylko o trening bramkarski, ale o wszystko dookoła. U trenera ceniłem to, że często robiliśmy coś ponadprogramowo, po godzinach potrafiliśmy znaleźć miejsce na boisku i po prostu pracować.
Mateusz Gwizd ma na koncie pracę z bramkarzem reprezentacji Polski U20
Jeden z zawodników, których Mateusz Gwizd szkolił w akademii Miedzi Legnica, gra dziś regularnie na zapleczu ekstraklasy i jeździ na zgrupowania młodzieżowej reprezentacji. Maciej Kikolski, bo o nim mowa, jest rewelacją rozgrywek pierwszoligowych, znacznie przyczyniając się do wysokiego miejsca zajmowanego w tabeli przez GKS Tychy. Na Śląsk 20-latek został wypożyczony z Legii Warszawa. Niewykluczone, że po powrocie otrzyma swoją szansę.
Jak to było, że spotkałeś na swojej drodze trenera Gwizda?
Pamiętam, że grając w Legionovii, zacząłem zwracać na siebie uwagę innych klubów. Na testy zaprosiła mnie Lechia, Wisła Kraków i właśnie Miedź Legnica, w której pracował wtedy trener Mateusz Gwizd. Nie ukrywam, że gdyby nie on, nigdy bym tam nie trafił.
Jak wyglądała Wasza współpraca?
Czy trener Mateusz Gwizd czymś Cię zaskoczył?
Obaj zaliczyliście duży rozwój.
Mam w swojej przygodzie z piłką ogromne szczęście trafiać na czołowych specjalistów od bramkarzy. Na pewno trener Mateusz Gwizd jest jednym z nich, a jego miejsce jest w ekstraklasie. Nie jestem ani trochę zdziwiony wysoką dyspozycją bramkarzy Korony Kielce.
***
Nie ma chyba już sensu dzwonić dalej, bo wszędzie usłyszymy to samo. O znalezienie negatywnej opinii jest ekstremalnie trudno. No cóż, wychodzi na to, że trener Gwizd jest prawdziwym profesjonalistą. Mniejsza o to, jest przede wszystkim dowodem, że nawet startując od zera, można osiągnąć w życiu wiele. Wyrzucą Cię sto razy drzwiami? Wróć oknem.