Od najlepszego sezonu w karierze chorwackiego artysty minęło blisko pięć lat. Pięć lat posuchy, podczas których nazwisko owiane aurą wielkiego talentu na miarę Luki Modricia traciło na znaczeniu. Czy to przez nieumiejętność udźwignięcia koszulki Realu Madryt czy brak bezgranicznego zaufania ze strony szkoleniowców. Mówiąc krótko, blokad na torach Mateo Kovacić musiał pokonywać mnóstwo aż do odejścia z Chelsea Maurizio Sarriego. Po tym fakcie londyński przystanek (za drugim podejściem) okazuje się bardziej przytulny.
Chorwacki czarodziej z Linz stracił w stolicy Hiszpanii większość pokładów swojej mocy, stąd decyzja o tym, by zejść na niższy poziom trudności, była jak najbardziej słuszna. Roczne wypożyczenie do ekipy „The Blues” miało służyć za zbawienny krok w stronę wyżyn (nie nizin) kariery i szczerze mówiąc, poniekąd spełniło swoją rolę. Pod wodzą Maurizio Sarriego 25-latek wystąpił w 51 spotkaniach, co powinno przeczyć teorii o braku zaufania, jednak nawet mimo tego każdy kibic Chelsea raczej przyznałby, że „czegoś brakowało”. Czegoś, czym Mateo Kovacić został tknięty przez Franka Lamparda.
Mateo jest naprawdę świetnym facetem. Znalazł się w klubie, który stał się jego domem. Jest teraz starszy i spoczywa na nim duża odpowiedzialność, którą potrafi udźwignąć. Joe Cole (były piłkarz Chelsea)
Mateo Kovacić – piłkarz ważny jak nigdy
Gdyby ująć tę sytuację w ramach anatomicznych, Mateo Kovacić stał się odpowiednikiem jednej z półkul mózgowych tuż obok Jorginho. W poprzedniej kampanii to właśnie Włoch dzierżył w ręku batutę, choć jak dobrze pamiętamy, ten stan rzeczy w wielu momentach zawodził, bo był po prostu zbyt przewidywalny. Wówczas Maurizio Sarri nie dostrzegał wariantu, w którym były piłkarz Napoli dzieliłby rolę dyrygenta z partnerem idealnie do tego stworzonym. Partnerem, który w ostatnich tygodniach przejmuje batutę od kolegi z Włoch nie tylko na czas spektaklu. On zaczął z nią sypiać.
Fakt, że w wielu meczach Chorwat przebiera się za aktora pierwszoplanowego, doskonale potwierdzają liczby. Te – względem poprzedniego sezonu – wypadają bardzo pomyślnie, co tylko udowadnia, jakie znaczenie ma obecność Mateo Kovacicia w zespole Chelsea. Chelsea ofensywnej, która pod wodzą Franka Lamparda skupia się na błyskawicznych przejściach z obrony do ataku oraz szukaniu przestrzeni między liniami rywala. A więc taktyce idealnie oddającej piłkarskie inklinacje kogoś, kto w ostatnich tygodniach czuje się na boisku jak ryba w wodze. Nie do schwytania na Wigilię.
Ferrari wygryza Jeepa i staje się liderem
Mateo Kovacić w obecnym sezonie (biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki klubowe) wystąpił w każdym spotkaniu oprócz pucharowego starcia przeciwko Grimsby Town, co sugeruje nam jedno. Że w talii kart Franka Lamparda chorwacki as mieści się bardzo wysoko, a konkretniej w samej czołówce, bo (pod względem rozegranych minut) obok Cesara Azpilicuety, Kurta Zoumy i Kepy. Zasłużona pozycja? Gdy spojrzymy na formę byłego pomocnika Realu Madryt, zobaczymy człowieka, który wzrost mentalny łączy ze wzrostem sportowym na tyle dobrze, by wprawić Jorginho w zakłopotanie.
On może na boisku zrobić wszystko. Widziałem, jak trenuje. Jest bardzo silny, widzi wiele możliwości do podania. Potrafi dosłownie przejechać przez środek pola, a później wybrać właściwe podanie. Wygląda coraz lepiej z każdą grą. Joe Cole (były piłkarz Chelsea)
Włoski generał to piłkarz o ogromnej jakości i inteligencji, którą całkiem niedawno otwarcie docenił James Maddison, jednak w obliczu powrotu Chorwata na najwyższe obroty Jeep musi niekiedy ustępować Ferrari. Choćby dlatego, że „The Blues” nabrali w swojej grze bardziej bezpośredniego zacięcia, w którym zdecydowanie lepiej odnajduje się 25-latek. Głównie dzięki boiskowej dynamice będącej z kolei niemałym mankamentem „pupilka Sarriego”, czyli Jorginho, który od niedawna musi dzielić się z chorwackim kolegą minutami. W tej chwili ma ich tylko 37 więcej (1732).
Byli piłkarze wraz z szerokim gronem eksperckim w Anglii wypowiadają się na temat Mateo w samych superlatywach. Ba, niektórzy z nich (dołączają do tej opinii również kibice Chelsea) mianowali Chorwata najlepszym graczem w zespole Franka Lamparda, mimo że ten nie błyszczy w najbardziej widocznych statystykach (gol, dwie asysty) tak jak Tammy Abraham czy Mason Mount. Nie, Kovacić zdobywa serca swoich fanów i byłych krytyków w nieco inny sposób.
27th November: First Chelsea goal
7th December: First Premier League goalMateo Kovačić's long wait for both ends within two weeks. pic.twitter.com/tm7JW4rQLg
— Squawka Live (@Squawka_Live) December 7, 2019
Żelazną pracowitością, genialną wizją gry czy piłkarskim czary-mary, którego akurat w ostatnim czasie czarodziej z Chorwacji serwuje w uzależniających dawkach. Co w tym niesamowite, nie minęła nawet połowa sezonu, a Mateo Kovacić już w tej chwili dysponuje liczbami z poprzedniej kampanii. A tą być może najbardziej interesującą jest liczba podań do tyłu, których Chorwat notuje wyraźnie mniej. Wniosek brzmi zatem prosto: Frank Lampard wykreował kogoś, kto na dzisiaj oferuje światowy poziom niemal w każdym aspekcie sztuki środkowego pomocnika.