Marsylia deklasuje Limassol


4 października 2012 Marsylia deklasuje Limassol

Marsylia po znakomitej drugiej połowie rozbiła cypryjski Limassol aż 5:1. Mimo iż to goście pierwsi zdobyli bramkę, lider francuskiej ligi nie pozostawił złudzeń, kto w tym meczu sięgnie po trzy punkty. Zwycięstwo Marsylia osiągnęła dzięki świetnym zmianom trenera, który wpuścił Valbuenę i Gignaca.


Udostępnij na Udostępnij na

W drugim spotkaniu grupy C Ligi Europy Marsylia podejmowała cypryjski Limassol. Obie drużyny w pierwszych meczach zdobyły jeden punkt, więc teraz pragnęły w końcu zwyciężyć. Większe szanse ku temu dawano Francuzom, którzy nie dość, że grali u siebie, to jeszcze znakomicie zaczęli sezon w lidze. Nawet porażka z Valenciennes nie może tego zatrzeć, bo wcześniej było sześć wygranych z rzędu. Marsylia ruszyła więc od początku na rywala, podpierając ataki indywidualnymi umiejętnościami Jordana Ayew, znakomitego dryblera. 

Rod Fanni zdobył gola po stałym fragmencie gry, dając Marsylii szansę na skuteczny powrót do meczu
Rod Fanni zdobył gola po stałym fragmencie gry, dając Marsylii szansę na skuteczny powrót do meczu (fot. staderennais.com)

Cypryjczycy nie ugięli się jednak pod naporem bardziej utytułowanego rywala. Być może dodawała im otuchy bardzo liczna grupa kibiców, fanatycznych fanów, którzy przybyli, by dopingować swoich idoli, podnosić na duchu w trudnych momentach. A tych z biegiem czasu było coraz więcej, bo gospodarze nie zamierzali poprzestać na drugim remisie w fazie grupowej Ligi Europy. W 15. minucie po bardzo groźnej kontrze mocny, ale niecelny strzał oddał Remy. To było kolejne ostrzeżenie dla pasywnie grających gości. Dlatego też piłkarze Limassolu postanowili zaatakować, choć trzeba przyznać, że robili to bardzo nieporadnie. 

Natomiast Marsylia próbowała po stałych fragmentach gry. W 20. minucie po centrze Bartona minimalnie pomylił się Fanni. Niespodziewanie to, co nie udało się piłkarzowi gospodarzy, uczynił po rzucie rożnym gracz gości. Po zamieszaniu w polu karnym piłka szczęśliwie upadła pod nogi obrońcy Ouona, a ten nie zawahał się ani chwili. Uderzył od razu bez przyjmowania piłki i trafił w samo okienko bramki Mandandy. Gol rozochocił gości, rozjuszył ich kibiców, a nam dał bardzo ciekawe widowisko. Teraz to Marsylia musiała gonić wynik, ale czasu miała ogromnie dużo, ponieważ była to dopiero 22. minuta.

Dokładnie 20 minut później starania Marsylii przyniosły wymierną korzyść. Znowu trochę szczęście dopisało strzelcowi, bo z futbolówką po dośrodkowaniu Mendesa minął się obrońca, ale sam strzał głową był już niezwykłej urody. Fanni, bo to on dał wyrównanie Marsylii, mógł cieszyć się z gola, lecz już za chwilę musiał ratować gospodarzy przed utratą bramki. Bardzo blisko po stronie gości w 45. minucie był Monteiro, jednak jego strzał końcówkami palców obronił Mandanda. Dzięki temu na Stade Velodrome po 45 minutach mieliśmy jakże szczęśliwy dla miejscowych remis 1:1. 

Gospodarze nie zamierzali jednak na tym poprzestawać, co można było odczytać ze zmiany trenera. W 53. minucie za bardziej defensywnie usposobionego Abdullaha wpuszczony został Valbuena. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już w 61. minucie nowy graczy wywalczył rzut rożny. Postanowił sam podejść do futbolówki, jako że jest etatowym wykonawcą również w reprezentacji Francji. Matthieu dorzucił idealną piłkę, a będący tam, gdzie powinien Lucas Mendes nie mógł nie skierować jej do bramki. Było 2:1 i Marsylia osiągnęła zamierzony cel, zdobyła, a wręcz wyrwała prowadzenie gościom. 

Wówczas walka rozpętała się na dobre. Już w pierwszej połowie było parę ostrych spięć pomiędzy piłkarzami obu drużyn. W tym jedno po ostrym ataku napastnika Remy’ego na bramkarza Limassolu. Lecz to, co się działo w drugiej odsłonie, było momentami jak walka bokserska. Ostre faule czy też przepychanki były na porządku dziennym. Nad sytuacją na boisku zupełnie nie panował sędzia. Zamiast oglądać piękny futbol, musieliśmy patrzeć, jak animozje między zawodnikami niszczą nam cały spektakl. 

W tej małej wojence zdecydowanie lepiej czuła się ekipa z Marsylii, która fizycznie prezentowała się dużo lepiej. Stąd też przejęcie przez nią inicjatywy było czymś, można powiedzieć, naturalnym. Podwyższenie prowadzenia również, bo po wejściu na boisko Andre-Pierre Gignaca linia ataku była niezwykle mocna. Jednak to nie nowo wprowadzony napastnik zdobył gola. Po znakomitej indywidualnej akcji Ayew i jego centrze bramkę strzelił Remy. Francuz co prawda na raty, ale w dość ładny sposób umieścił piłkę w siatce. Co ciekawe, wszystkie trzy gole gospodarze zdobywali po uderzeniu futbolówki głową. Co tylko potwierdza ich znakomite przygotowanie fizyczne do tego sezonu. 

Goście zdecydowanie opadli z sił w drugiej połowi, nie pomagał nawet żywiołowy doping fanów. Wierni kibice cypryjskiej drużyny nie poddawali się aż do ostatniego gwizdka, zachęcali swoją ekipę do choć jeszcze jednego zrywu. Tymczasem to Marsylia wciąż atakowała. Szaleli wprowadzeni po przerwie Valbuena i Gignac. Obaj bardzo dużo dali gospodarzom w ofensywie. Można powiedzieć, że to ich chęć walki przełożyła się na końcowy sukces. W 90. minucie zwycięstwo zostało okraszone jeszcze jedną bramką. Po pięknej dwójkowej akcji napastników swojego gola dołożył także Gignac. A w doliczonym już czasie gry Limassol dobił Loic Remy, który strzelił swoją drugą bramkę w tym meczu. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie, nie chcąc, by doszło do jakichś starć pomiędzy agresywnie usposobionymi graczami. Marsylia zwyciężyła pewnie, choć to ona przegrywała 0:1. Jednak pomogły jej dwie świetne zmiany, które bardzo napędziły jej ataki. Dzięki temu Francuzi po dwóch spotkaniach mają cztery punkty.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze