Rywalizacja na linii Arsenal – Manchester City to długa historia pełna niespodziewanych zwrotów akcji. Ci drudzy przegrali z Arsenalem aż 63 razy. Jeszcze tylko z Liverpoolem polegali oni w aż tak często. Ostatnie starcia to już jednak potężna przewaga Manchesteru City. Ostatni raz poniósł porażkę w sezonie 2019/2020, ale w FA Cup. Jego porażka z nimi w Premier League to moment, którego najmłodsi kibice z pewnością nie pamiętają. Wydarzyło się to bowiem ponad siedem lat temu. Arsenalowi nie udało się przełamać tej niechlubnej serii. Nie prowadził ani minuty, nie zremisował, strzelił gola, ale... ostatecznie przegrał 1:3.
Manchester City dzięki temu zwycięstwu wskoczył na 1. lokatę w Premier League, na której nie był już od bardzo dawna. O ile wciąż Arsenal ma zaległy mecz, o tyle patrząc na jego ostatnie potknięcia, wcale nie wolno być pewnym mistrzostwa „The Gunners”. Mecz ten pokazał, że na dziś dzień zespół „The Citizens” jest w lepszej formie, a Arsenal musi wrócić do swojej dyspozycji sprzed kilku tygodni, kiedy wygrywał z każdym. Fakty są bowiem takie, że brygada Artety przegrała z Evertonem, zremisowała z Brentfordem, a teraz ponownie straciła punkty. Tymczasem Manchester City idzie jak burza i gra coraz lepiej. Na plecach obie te ekipy czują w dalszym ciągu oddech Manchesteru United. Dlatego wszystko jest jeszcze możliwe…
◉ Man City 1-0 Arsenal (2020)
◉ Arsenal 1-4 Man City (2020)
◉ Arsenal 0-1 Man City (2021)
◉ Man City 5-0 Arsenal (2021)
◉ Arsenal 1-2 Man City (2022)
◉ Man City 1-0 Arsenal (2023)
◉ Arsenal 1-3 Man City (2023)MAN CITY have won their last 7 games vs Arsenal in all comps! pic.twitter.com/g5iE5VFgtI
— FITZDARES (@Fitzdares) February 15, 2023
Mecz błędów
Manchester City i Arsenal to bez wątpienia dwie najlepsze ekipy w Premier League, patrząc na ostatnie siedem miesięcy. Potwierdzają to miejsca w tabeli, wszelkie statystyki na ich korzyść, a także zwykły styl gry obu ekip. Obie grają w lidze zdecydowanie najbardziej widowiskowo. Są też najrówniejsze. W mniejszej liczbie spotkań od nich poległ jedynie zespół Newcastle United. To nie zmienia jednak faktu, że obydwie te drużyny miewały gorsze momenty. Starcie na szczycie angielskich boisk, choć zrzeszało najlepszych, wcale nie w każdej chwili wyglądało jak starcie najmocniejszych. W wielu chwilach, patrząc na błędy, wręcz przeciwnie.
Oczywiście piłka nożna to gra pomyłek. W dużej mierze akcje bramkowe wynikają z przebłysku geniuszu któregoś zawodnika, jednak w zdecydowanie większej liczbie przypadków z niedociągnięcia w szeregach obronnych rywala. Gorzej, gdy te mankamenty są aż takie oczywiste i zdarzają się w aż tak zmasowanej ilości. I tutaj nie ma co nawet mówić źle tylko na jedną obronę. Szczególnie, co widać po wyniku, zawiodła ta Arsenalu. Nieskazitelni w tej tercji boiska nie byli jednak przez dłuższy czas również „Obywatele” – w ich przypadku więcej błędów można było doszukać się na początku. Później było lepiej, więc skupimy się na głównych antybohaterach tego „show”.
Ale przejdźmy do konkretów. Kto popełnił te błędy i na co się one właściwie przełożyły? Przy golu na 0:1 oczywiście zawinił Tomiyasu, natomiast nie bez winy był również Saliba, który odpuścił krycie Kevina De Bruyne. Gol na 1:2 zaczął się od kompletnie niecelnego i chaotycznego podania Gabriela Magalhaesa, a następnie na braku asekuracji kolejno Ilkaya Guendogana i strzelca Jacka Grealisha. Za to trzecie trafienie dla City to już kompletna ospałość Zinchenki oraz wcześniej wspomnianego Gabriela, który to kompletnie nie udźwignął tego meczu. Był jednym z gorszych, o ile nie najgorszym zawodnikiem na boisku. Z jego udziałem można by było doszukać się znacznie większej liczby tego typu precedensów. Haalanda na początku meczu krył Saliba, a gdy ten tylko przeszedł na Brazylijczyka, nagle zaczął grać lepiej. Przypadek? Nie sądzę. Raczej jest to kwestia formy i ograniczonych umiejętności 25-latka. Szansa dla Kiwiora? Przy dalszej tak słabej formie jego konkurenta jest to bardzo możliwe.
Erling Haaland to nie tylko snajper
Pierwszy akapit tego artykułu poświęcony był postaciom w obronie Arsenalu, które zostały w starciu z Manchesterem City bardzo negatywnie zweryfikowane. Szczególnie jeżeli chodzi właśnie o same aspekty gry przy swojej bramce. Nie popisywały się ani odbiorem, ani ustawieniem, ani też zbytnio rozprowadzeniem akcji dalej. Jedynym z tej formacji zasługującym na pochwały jest William Saliba. Czemu o tym właściwie piszę? Wiadomo, że Erling Haaland to maszyna, którą niezwykle trudno jest zatrzymać. Dlatego też wszystkie zespoły mierzące się z „The Citizens” często poświęcają jednego zawodnika w celu stworzenia tak zwanego planu anty-Haalandowego. I faktycznie to „Kanonierom” się udawało. William Saliba w roli plastra dla Norwega spisywał się na tyle dobrze, że bohater tego akapitu nie oddał w pierwszej połowie ani jednego czystego uderzenia. Czemu tylko przez te 45 minut? Odpowiedź jest prosta – Erling Haaland zaczął łamać schemat.
Erling Haaland has scored 32 goals in 30 games as Manchester City player this season. 🤖🇳🇴 #MCFC
It’s also 26 goals in 22 Premier League games on his first season in England. pic.twitter.com/FDLp0V7jqi
— Fabrizio Romano (@FabrizioRomano) February 15, 2023
Do tej pory Erling Haaland mógł kojarzyć się z typem klasycznej „dziewiątki”, która dostaje piłkę i ma za zadanie w jak najszybszym tempie umieścić futbolówkę w siatce. Słusznie, bo Norweg domyślnie faktycznie tak gra. Ma często nawet piłkę przy nodze tylko kilkukrotnie. Jest jednak do bólu skuteczny. Haaland pokazał w tym starciu dla odmiany, że nie jest tym klasycznym stereotypowym napastnikiem, ale faktycznie zawodnikiem dużo bardziej wszechstronnym. Tu jego zadanie skupiało się rzecz jasna na odwracaniu uwagi przeciwników od partnerów z drużyny. Ale to nie wszystko! Norweg brał również aktywny udział w rozegraniu piłki, czego dowodem jest gol na 1:2, kiedy Haaland miał dużo miejsca, ale postanowił podać, co mu się opłaciło. Przy tak dużej skuteczności (ma już w końcu na swoim koncie 26 goli), a do tego umiejętności dostosowania się pod dane spotkanie mamy materiał na…, a może już nawet produkt kompletny.
Arsenal gaśnie, a Manchester City rośnie w siłę
Ekipa Arsenalu ostatnio nie przypomina siebie sprzed kilku chociażby tygodni. O ile jeszcze niedawno kibice mogli otwierać szampany z powodu możliwego nadchodzącego tytułu mistrzowskiego, o tyle dziś sytuacja jest nieco mniej pewna. Przewaga stopniała, a Arsenal traci punkty. Można więc powiedzieć, że spotkanie to jest jednym wielkim podsumowaniem tego sezonu „Kanonierów”. Mających momenty świetne, ale jednocześnie stopniowo spadające. Ostatnia część tego zdania odnosi się do dysproporcji poziomu Arsenalu z pierwszej i drugiej połowy. Arsenal stracił gola pierwszy, ale właściwie jeśli spojrzymy na całe początkowe 45 minut, prezentował się lepiej. Częściej był przy piłce, miał więcej akcji i popełniał mniejszą liczbę wspomnianych wielokrotnie w tym artykule pomyłek.
Błędy na szerszą skalę zaczęły pojawiać się w drugiej części meczu. Widać było, że Pep Guardiola miał plan B na to spotkanie i go zrealizował. Większy pressing przy równoczesnym oddaniu piłki rywalowi. To aż nadto się powiodło. Można powiedzieć, że dzięki tym zmianom udało się wygrać. Pracy domowej nie odrobił za to Mikel Arteta, którego zespół grał dobrze w pierwszej połowie, i na tym byśmy skończyli. Gdyby Manchester City nie był elastycznym zespołem, Arsenal pewnie by to starcie wygrał. Na jego nieszczęście Manchester City jest walcem. I to nie zawsze grającym tak samo, czego nie przewidzieli „Kanonierzy”…
W środowym meczu z Arsenalem Manchester City miał zaledwie 36% posiadania piłki – to najniższy wynik Pepa Guardioli w rozgrywkach ligowych (Barcelona, Bayern, City) ⬇️
Mimo wszystko trzy punkty jadą na Etihad #ARSMCI pic.twitter.com/AWmajpw2Nz
— Krótka Piłka (@Krotka_Pilka_) February 15, 2023
Manchester City wraca na fotel lidera
Kto będzie mistrzem Anglii na koniec sezonu? Na to pytanie odpowiedzi nie zna jeszcze nikt. Wiemy natomiast, że nowym liderem Premier League jest Manchester City, którego obecność, zważywszy na ostatnie sezony, nie może dziwić. Może jedynie zaskoczyć to, że tak szybko skrócił tę przewagę Arsenalu. Wynosi ona już zero punktów, z tym że „Kanonierzy” mają jeszcze jeden mecz zaległy. Niemniej nie zmienia to faktu, że Manchester City awansował na 1. miejsce i jeszcze przynajmniej trzy dni się fotelem lidera nacieszy. A to już dość duży wyczyn.
Man City move to the top of the Premier League! 🔝
Goals from Kevin De Bruyne, Jack Grealish and Erling Haaland secure all three points for Pep Guardiola's men 👏#PLonPrime #ARSMCI pic.twitter.com/Af7YVsgu5F
— Amazon Prime Video Sport (@primevideosport) February 15, 2023
Trzeba przyznać, że Pep Guardiola i jego podopieczni wyciągnęli wnioski z nieudanego fragmentu sezonu, kiedy szanse na mistrzostwo były znikome. Poza jednostkowymi przykładami klęski z Tottenhamem czy Manchesterem United „The Citizens” generalnie wpadek nie zaliczają.
coraz lepsze te artykuły 👏👏