Maciej Zieliński z ProSport Manager podsumowuje rok Kamila Piątkowskiego w RB Salzburg – opowiada, jaka przyszłość czeka kilku zawodników związanych z agencją oraz odpowiada na pytanie, czy… Siarka Tarnobrzeg awansuje z III ligi. Zapraszamy do lektury!
Jakub Fudali: Jak policzyłem, Wasi zawodnicy zdobyli w tym sezonie w sumie siedem medali. Nie wiem, czy robicie takie podsumowania, ale czy można powiedzieć, że to był dobry sezon dla ProSportu?
Maciej Zieliński: Pod kątem medali czy też pucharów można ocenić ten sezon pozytywnie. To jest zawsze dla zawodników, ale również i dla nas, fajna rzecz, która cieszy. Chociaż bardziej niż pod kątem medali patrzymy na sezon w wykonaniu poszczególnych zawodników – w kontekście tego, jaki zrobili progres. Tego, w którym miejscu zaczynali sezon, a w którym go kończyli. Zawsze jest tak, w każdej agencji, że część zawodników idzie w górę, część zalicza okres stabilizacji. A inni niestety idą w dół. Naszą rolą jest, aby liczba zawodników z pierwszej grupy była jak największa, a z tej ostatniej jak najmniejsza. Z tego punktu widzenia jesteśmy dość zadowoleni jako agencja, aczkolwiek zawsze może być lepiej. Mamy więc nadzieję, że następne sezony właśnie takie będą – jeszcze lepsze.
Mija rok od transferu Kamila Piątkowskiego do RB Salzburg. Jak Pan ocenia jego dotychczasowy czas spędzony w Austrii? W jego barwach 16 rozegranych spotkań to dużo czy mało?
Myślę, że to nie jest mało, z dwóch powodów. Po pierwsze, jeśli spojrzysz na kilku zawodników, którzy osiągnęli sukces w Salzburgu i poszli do lepszych klubów, wielu z nich miało w tym pierwszym sezonie mniej rozegranych meczów niż Kamil. Po drugie, Kamil stracił trochę spotkań przez poważną kontuzję, której nabawił się jesienią. Dwa miesiące pauzy, kiedy kontuzję miał też Oumar Solet, sprawiły, że nie mógł grać, a tak występowałby pewnie w pierwszym składzie. Pod sam koniec wypadło też kilka meczów przez drobny problem ze stopą. Podsumowując, gdyby nie dość pechowe problemy zdrowotne, to tych spotkań byłoby ponad 20 albo i nawet 30. Tak więc reasumując, jesteśmy dość zadowoleni z liczby meczów. Sam Kamil zaliczył duży progres, wie, nad czym musi pracować jeszcze mocnej – jesteśmy dobrej myśli. To był dobry rok, okraszony, tak jak powiedziałeś, mistrzostwem Austrii i pucharem oraz debiutem w Lidze Mistrzów.
Są widoki na to, że drugi sezon Kamila będzie jeszcze lepszy od tego? Że może „wystrzelić” i być ważną postacią drużyny?
Takie mamy oczekiwania i takie mamy nadzieje. Byliśmy też teraz, pod koniec sezonu, w Salzburgu. Rozmawialiśmy zarówno z trenerem, jak i władzami klubu – są bardzo zadowoleni z progresu, który robi Kamil. Na pewno liczą, że w kolejnym sezonie będzie dostawał sporo szans, a tym samym będzie kolejnym fajnym „produktem” Red Bulla. Bo taka jest filozofia klubu i nikt tego nie ukrywa. Kamil w tym roku zobaczył też, nad czym musi pracować, zarówno w kwestiach taktycznych, jak i piłkarskich. Dlatego progres jest nieustający. Oczywiście zaburzony trochę przez uraz, ale trend jest bardzo dobry. I tak jak mówisz, liczymy, że to „wystrzeli”.
Podpytam też o innych zawodników. Maksymilian Sitek wraca z wypożyczenia ze Stali Mielec do pierwszoligowego Podbeskidzia. Można się było spodziewać, że po dość dobrym sezonie, szczególnie pierwszej rundzie, w I lidze go nie zobaczymy?
Fakt jest taki, że z czterech kluczowych dla ofensywy Stali zawodników jesienią na wiosnę został tylko Maks. Przez co na pewno rywale mogli mu poświęcić dużo więcej uwagi. Oczywiście z tego powodu ucierpiały też jego liczby. Teraz wrócił do Bielska – Stal Mielec nie skorzystała z klauzuli wykupu, ale uważam, że zarówno Podbeskidziu, jak i nam nie zależy na tym, aby został w I lidze. Chcemy znaleźć dla Sitka lepsze rozwiązanie, które będzie satysfakcjonujące dla zawodnika i dobre dla Podbeskidzia. Nad tym pracujemy – ja jestem optymistą i myślę, że będzie grał w przyszłym sezonie na najwyższym poziomie rozgrywkowym.
Zimą mówiło się o zainteresowaniu zagranicznych klubów. Można powiedzieć, czy temat naprawdę istniał?
Były kluby z Holandii, które go oglądały, były też zespoły z innych lig. Jednak – na pewno troszkę ze względu na słabszą wiosnę – Maks nie jest dla tych klubów tak pewną opcją, jaką był w zimie. Natomiast okienko dopiero się zaczyna i w wielu klubach będą jeszcze zmiany koncepcji. Może być tak, że zawodnika, który dzisiaj jest opcją A, nie uda się pozyskać i wtedy w grę wchodzi opcja B. To nie jest deprecjacja osoby Maksa, tylko tak działa rynek i dlatego my pracujemy spokojnie i czekamy. Zresztą nadal są kluby zagraniczne, które są z nami w kontakcie. Okienko jest co prawda długie, ale my chcemy to jak najszybciej załatwić – tak, aby Maks zaczął przygotowania w nowym klubie.
Patryk Plewka zostanie po spadku w Wiśle Kraków?
Prowadzimy rozmowy na ten temat w tym momencie. Byłoby szkoda, gdyby taki piłkarz jak Patryk Plewka grał w I lidze. To z punktu widzenia Patryka i jego potencjału. Rozumiemy sytuację Wisły, bo nikt się spadku nie spodziewał. Nikt spadku jej też nie życzył, bo to jednak duża marka, ale prowadzimy rozmowy, żeby to wszystko poukładać.
Z I ligi spadł też Stomil Olsztyn. Jaka przyszłość rysuje się przed Rafałem Remiszem i Filipem Szabaciukiem?
Uważam, że Rafał Remisz to zawodnik, który z racji swojego doświadczenia, liczby zebranych meczów w I lidzie, ale i tego, ile może jeszcze dać, powinien zostać na poziomie I ligi. Nad takim rozwiązaniem pracujemy.
Podobnie uważam w przypadku Filipa Szabaciuka. To jest ogromny potencjał, trochę jednak niewykorzystany przez Stomil w tym sezonie. Obejrzałem wszystkie mecze Filipa, od pierwszej do ostatniej minuty, i według mnie nie zagrał słabego meczu. W spotkaniu z GKS-em Katowice były gorsze momenty, ale pozostałe mecze były co najmniej dobre. Jak na razie kluby się podpytują, jaka jest jego sytuacja.
Macie w swoich szeregach właściwie tylko młodych zawodników. Zastanawia mnie, jak Pan patrzy na dyskusję na temat przepisu o młodzieżowcu.
Widzę plusy i minusy tego przepisu, ale nie jestem w stanie powiedzieć, że jestem za albo przeciw. Ten przepis to temat złożony. Widzę argumenty na tak i na nie. Jednak ogólnie wydaje mi się, że przepisy tego typu, ważne i ingerujące w rozgrywki, powinny być oceniane w perspektywie dłuższej niż dwa czy trzy lata. Tak aby można było zobaczyć, czy dany zapis się sprawdził, czy nie. Natomiast przede wszystkim uważam, że decyzja, czy przepis o młodzieżowcu zostaje, czy nie, powinna być podjęta wcześniej. Teraz kluby zostały postawione w sytuacji, że kończyły sezon w maju, i nie wiedziały, jak budować kadrę na lipiec. To powinno być załatwione inaczej i wcześniej.
Średnia wieku waszych zawodników to 19 lat. Jak mocno różni się prowadzenie, powiedzmy, 18-, 19-latka od 30-latka?
Młody piłkarz ma przede wszystkim mniejszy bagaż doświadczeń życiowo-piłkarskich niż 30-latek. Ale za to uważam, że piłkarz nastoletni jest bardziej „plastyczny” w prowadzeniu, chętniej wprowadza pewne modyfikacje w swojej pracy. Chętniej łapie też pewne rzeczy, jest bardziej chłonny na pewne bodźce. Dlatego łatwiej przestawić jego karierę na lepsze tory, bo ma przed sobą jeszcze kilkanaście lat grania. A piłkarz 30-letni już powoli schodzi ze swojego „piku”.
My się akurat skupiliśmy na młodych piłkarzach – nie dlatego, że mamy coś do starszych zawodników, tylko uznaliśmy, że będzie to bardziej spójne z naszą filozofią. Podchodzimy do naszej pracy długofalowo, nastawiamy się na długofalowe efekty, więc naturalnym jest, aby zacząć z piłkarzami młodymi. Pomysł na karierę też mamy długofalowy, na kilkanaście lat, a zaczynamy z młodymi, bo są większe możliwości właściwego pokierowania takimi zawodnikami.
Mówi się, że pierwszymi menedżerami są rodzice. W jakim wieku, według Pana, młody piłkarz powinien mieć już menedżera? Lepiej jak najszybciej czy jednak trochę poczekać?
Nie stawiałbym bariery wieku, w którym to musi nastąpić. Dobra współpraca rodziców z menedżerem jest bardzo ważna. A mądry, świadomy rodzic dobrze uzupełnia proces kształtowania piłkarza. Z reguły rodzic jest dla nas fajnym partnerem do współpracy i kiedy wyznaczamy sobie wspólnie ścieżkę, to jest to taki dodatkowy bonus dla piłkarza. Bo rola rodzica nie kończy się wraz z przyjściem menedżera. Wręcz przeciwnie. Taka symbioza powinna być efektem dodanym i my też, jako agencja, chcemy w tym kierunku iść.
W wywiadzie dla Newonce powiedział Pan kiedyś, że lubicie jeździć oglądać niższe ligi. To jest tak, że w tych niższych ligach jest dużo talentów „do wyciągnięcia”?
Myślę, że jest ich mniej niż 15–20 lat temu, gdy nie było internetu i rozbudowanego skautingu w klubach. Teraz to się zmienia. Wprawdzie nie wszystkie, ale kluby mocno zaangażowały się w skauting młodzieżowy i wyłapują perełki na bardzo wczesnym etapie, co jest bardzo dobre dla polskiej piłki. Jest więc mniejsza szansa, że jakiś wyróżniający się zawodnik w IV lidze przejdzie niezauważenie obok akademii większego klubu.
U nas jest przypadek Karola Knapa, który grał w IV lidze w wieku 19 lat, i my przeprowadziliśmy jego transfer do I ligi, a po roku był już w ekstraklasie. A tam rozegrał dobry sezon w barwach Cracovii. Są więc takie przypadki, że kariera może się szybko potoczyć, nawet z IV ligi do ekstraklasy.
Była jakaś bardzo egzotyczna oferta, jaką dostali Pana zawodnicy?
Były takie oferty. Jeden z naszych byłych bramkarzy, z którym już nie pracuję, miał ofertę z Japonii – uważam, że zrobił błąd, że z niej nie skorzystał. Na to miejsce pojechał za niego Krzysztof Kamiński – myślę, że nie żałuje. Wiadomo, że były też oferty z krajów arabskich w przypadku starszych zawodników, z którymi kiedyś pracowaliśmy.
Na koniec, jako wierny kibic Siarki Tarnobrzeg, jak Pan ocenia ten sezon? Na dwie kolejki przed końcem awans jest praktycznie na wyciągnięcie ręki.
Zgadza się. Sezon oceniam bardzo pozytywnie, bo na dwie kolejki przed końcem rozgrywek Siarka ma wszystko w swoich rękach, i to w dodatku z pewnym zapasem bezpieczeństwa. A cieszy to tym bardziej, że z tej III ligi nie jest się łatwo wyrwać, co pokazuje przykład np. Stali Stalowa Wola, która płaciła zawodnikom dużo większe pieniądze niż Siarka, a z walki o awans wypisała się już dawno temu. Więc Siarka jest blisko, aby wykonać bardzo trudny krok, być może najtrudniejszy w polskiej piłce. Należą się brawa dla trenera Majaka, prezesa Dziedzica, który buduje klub od lat, i piłkarzy. Choć ja szampana jeszcze nie mrożę, bo trzeba zrobić jeszcze co najmniej jeden krok.
Dzięki wielkie za rozmowę.
Dzięki!