Wypchnięty z FC Barcelona Luis Suarez udowadnia, że mimo 34 lat na karku wciąż jest zawodnikiem, który może dać sporo jakości swojemu zespołowi. Aż dziw bierze, że włodarze z Katalonii pozbyli się go latem, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Atletico wykorzystało okazję, dlatego dziś jest bliskie zdobycia pierwszego od 2014 roku mistrzostwa Hiszpanii. Przełamanie Urugwajczyka w derbach Madrytu to dobry prognostyk przed arcyważnym starciem z Athletikiem Bilbao, które najprawdopodobniej zdecyduje o tytule.
Luis Suarez od samego początku perfekcyjnie wkomponował się do zespołu ze stolicy. W swoim ligowym debiucie w barwach „Los Rojiblancos” ustrzelił dublet i dorzucił do tego asystę. Sprawił tym samym, że Koeman i Bartomeu zaczęli momentalnie żałować decyzji podjętej w letnim okienku transferowym. Argumenty, których używali, można dziś włożyć między bajki. Urugwajczyk jak najbardziej nadaje do gry na najwyższym poziomie i wcale nie jest po drugiej stronie piłkarskiej kariery.
Przyjście takiego piłkarza sprawiło, że taktyka Diego Pablo Simeone uległa zmianie. Prowadzone od dekady przez Argentyńczyka Atletico nigdy wcześniej nie grało tak atrakcyjnie dla kibicowskiego oka. Zazwyczaj kojarzyło się ze szczelną obroną, parkowaniem tzw. autobusu i wygrywaniem spotkań 1:0. Ten sezon jest jednak inny. Zawodnicy stołecznego klubu zaczęli wreszcie prezentować dużą jakość w ofensywie. Momentami zachwycali skutecznością, ale też pewnością siebie. Zwłaszcza Joao Felix.
W poprzedniej kampanii cała ofensywa opierała się na tym utalentowanym Portugalczyku. Jak pokazał czas, nie czuje on się zbyt dobrze na pozycji numer dziewięć, dlatego gra obok takiego snajpera jak Luis Suarez uwolniła w nim skrywany potencjał. Szukanie wolnych przestrzeni, gra za plecami klasycznej „dziewiątki” to żywioł Felixa. 21-letni piłkarz wraz ze swoim starszym kolegą zdobyli razem 24 z 48 ligowych trafień dla Atletico w tym sezonie.
Barcelona znów to zrobiła
Włodarze „Dumy Katalonii” kilka lat temu popełnili podobny błąd i oddali już napastnika ekipie „Los Colchoneros”. I jak to się skończyło? Mistrzostwem Hiszpanii zdobytym przez madrytczyków. W sezonie 2013/2014 David Villa zmienił klubowe barwy. Podobnie jak Luis Suarez nie był już mile widziany na Camp Nou. Hiszpan – zresztą tak jak Urugwajczyk – wciąż miał swoje ambicje i coś do udowodnienia. David Villa wydatnie pomógł Simeone w wywalczeniu tytułu i dojściu do finału Ligi Mistrzów – tego pamiętnego, w Lizbonie. Chociaż mistrz świata i Europy w tych prestiżowych rozgrywkach nie zdobył wówczas ani jednego gola, to cały sezon zakończył z piętnastoma trafieniami (z czego 13 w La Liga) i pięcioma asystami.
Luis Suarez już przebił to osiągnięcie. Na tym etapie trwającej kampanii ma dwie bramki więcej, ale trzy asysty mniej. Pomiędzy nim a Villą możemy znaleźć wiele punktów wspólnych. Zaczynając od tego, że obaj siłą zostali wypchnięci z Barcelony, a kończąc na tym, że pozwolili wejść Atletico na wyższy poziom w grze ofensywnej. Wpływ na losy zespołu niebagatelny. Jakość plus doświadczenie zrobiły swoje. Czy będziemy mieć powtórkę z rozrywki i po siedmiu latach ponownie na hiszpańskim tronie zasiądzie drużyna Diego Simeone? Kluczowy będzie mecz z Athletikiem Bilbao (o Suarezie pisaliśmy również tutaj).
Luis Suarez w liczbach
Zanim jednak przejdziemy do środowej rywalizacji Atletico z drużyną z Kraju Basków, przyjrzyjmy się statystykom wkręcanym przez urugwajskiego snajpera. Luis Suarez zadebiutował w 3. kolejce La Liga w meczu przeciwko Granadzie. Lekka nadwaga – nic nadzwyczajnego w jego przypadku – nie przeszkodziła mu w ustrzeleniu dubletu i zaliczeniu asysty, co zostało już wcześniej wspomniane. Nie był to jego pierwszy ani ostatni występ z dwoma strzelonymi bramkami w jednym spotkaniu. Były zawodnik „Dumy Katalonii” ma już w sumie pięć takich meczów na swoim koncie w tym sezonie w Primera Division. Oprócz starcia z Granadą dwukrotnie pokonywał bramkarzy Elche, Eibaru, Cadiz i Celty Vigo.
Ponadto dorzucił siedem pojedynczych trafień, co w sumie daje mu 17 goli w 22 rozegranych meczach. Był taki moment w tym sezonie, że praktycznie każdy celny strzał na bramkę rywala kończył się tym, że piłka lądowała w siatce. Był w niesamowitym gazie. Długo przewodził klasyfikacji najlepszych strzelców. Aktualnie zajmuje 2. lokatę. Skuteczniejszy jest od niego tylko jego przyjaciel Leo Messi, który wykorzystał „minikryzys” Luisa Suareza i wskoczył na pozycję lidera. W tym czasie, gdy Urugwajczyk nie potrafił znaleźć drogi do bramki przeciwnika, czyli przez cztery spotkania, Argentyńczyk strzelił aż sześć goli.
Oczywiste jest, że przed tą złą passą snajpera z Wanda Metropolitano zdarzało mu się nie strzelać bramek. Przecież niemożliwe jest trafianie w każdej kolejce, jednak nie trwało to dłużej niż dwa mecze (nie licząc przerwy, gdy pauzował z powodu koronawirusa). Nie dziwić może więc fakt, że w mediach powoli zaczęto bić na alarm. Na szczęście Luis Suarez przełamał się w odpowiednim momencie. Gol w derbach Madrytu to dobry prognostyk przed kolejnymi ważnymi starciami, w których wiele zależeć będzie od jego postawy. Warto również zauważyć, że trafienie przeciwko Realowi to tak naprawdę pierwsza bramka Urugwajczyka w rywalizacji z drużyną z czołówki ligi.
Przystawka przed Ligą Mistrzów
Gdy wszyscy będą z niecierpliwością wyczekiwać rywalizacji w Lidze Mistrzów i tego, co się tam wydarzy, o godzinie 19 w Madrycie dojdzie do arcyważnego pojedynku, który być może zadecyduje o mistrzostwie Hiszpanii. Początek tego sezonu w wykonaniu „Los Rojiblancos” był po prostu genialny. Szybko wskoczyli na fotel lidera La Liga, wykorzystując przy tym słabość swoich dwóch najgroźniejszych rywali. Perfekcja w obronie i skuteczność w ataku dały im sporą przewagę nad resztą stawki. Eksperci już po rozegraniu 1/4 ligowej kampanii wieścili wielki triumf cholismo. Simeone i jego podopieczni wydawali się nie do zatrzymania w drodze po tytuł. Wielu twierdziło, że mają wręcz autostradę, ale…
Nieoczekiwanie FC Barcelona złapała swój odpowiedni rytym. Od ostatniej porażki w La Liga z zespołem z Kadyksu, czyli od 5 grudnia, ekipa Koemana straciła tylko sześć punktów. Wszystkie po trzech remisach (z Valencią, Eibarem i Cadizem). W tym samym czasie Real stracił 11 oczek, ale co najważniejsze, Atletico potknęło się aż pięć razy, tracąc przy tym 12 punktów. Dobrze naoliwiona maszyna Simeone wyhamowała i zaczęła mieć problemy.
Remis w derbach Madrytu to wynik, z którego najbardziej cieszyli się ludzie w Katalonii. „Los Colchoneros” powinni być na siebie wściekli, stracili bowiem bardzo istotne dwa oczka. Gdyby byli skoncentrowani do końca i utrzymali prowadzenie, to dziś mieliby spokojną przewagę nad drugą „Blaugraną” i to zaległe spotkanie z Athletikiem byłoby o zdecydowanie mniejszą stawkę. A tak podopieczni Simeone muszą je wygrać. Inaczej ich przewaga nad FC Barcelona będzie wynosić tylko trzy punkty i warto mieć gdzieś z tyłu głowy, że przyjdzie im się jeszcze z Katalończykami zmierzyć. W przypadku ewentualnej porażki w starciu z zespołem z Bilbao dobrze grająca w lidze „Duma Katalonii” poczuje krew i zacznie wywierać coraz to większą presję. Na pewno gracze Marcelino maksymalnie utrudnią drogę chłopców Simeone, a dzięki temu liga będzie ciekawsza.