Liverpool – Chelsea, czyli remis dwóch drużyn w kryzysie


Liverpool mierzył się z Chelsea. Brakowało jednak poziomu, a przede wszystkim rozstrzygnięcia na korzyść którejś ze stron. 0:0 idealnie oddaje to, co działo się na boisku

21 stycznia 2023 Liverpool – Chelsea, czyli remis dwóch drużyn w kryzysie
Conor Molloy/News Images/Sipa USA

Słyszysz Liverpool – Chelsea, masz w głowie topowy angielski poziom. Wcale nie są to błędne skojarzenia. W końcu w ostatnich latach obie te ekipy niemal przyspawały się do miejsca w topowej czwórce. Dziś okoliczności są jednak zgoła odmienne. Liverpool nie przypomina drużyny, która przecież niedawno mierzyła się z Realem Madryt w finale Ligi Mistrzów, a Chelsea to dno i muł właściwie od początku tego sezonu. Nie zmieniły tego pojedyncze lepsze momenty czy milionowe transfery. Obie drużyny dużo pokupowały, ale na nic się to na razie nie zdało.


Udostępnij na Udostępnij na

Dzisiejszy mecz zakończył się wynikiem 0:0, co patrząc na przebieg całego spotkania, jest rezultatem oddającym wszystko, co działo się na boisku. Brak składnych akcji, ładnych zagrań, ekwilibrystyki, groźnych strzałów czy choćby w ostatnim czasie wytykanej obu ekipom skuteczności. Nikt nie może być zadowolony po tym spotkaniu – no może pozostała część ligi. Słaby Liverpool i Chelsea to szansa dla tych, którzy normalnie są za słabi, aby grać w europejskich pucharach. Z taką formą piłkarze Kloppa oraz Pottera mogą zapomnieć o grze nawet w Lidze Europy.

Mecz dwóch przeciętniaków

Od początku meczu widać było, że mierzą się ze sobą dwie drużyny, które są pod formą. I trwało to dalej i dalej. Obu zespołom brakowało ogłady i zwykłego uspokojenia gry, przez co w konsekwencji ich atak opierał się na długim podaniu i strzale nawet z niedogodnej pozycji (tak aby tylko spróbować). Jedyną bronią Chelsea były stałe fragmenty gry, które faktycznie wychodziły im dobrze. A jaką miał Liverpool? Właściwie musiał czekać na przebłyski kolejnych zawodników.

Nawet gdy faktycznie się to działo, na nic się to nie zdawało, bo główne strzelby „The Reds” są od dłuższego czasu po prostu pod formą. Darwin Nunez? Był aktywny, ale tylko przez chwilę. Po czasie również przygasł. Mohamed Salah? Nie przypomina siebie sprzed choćby roku. Gra wolno i jest wiecznie spóźniony. Dziś był bardzo niewidoczny. Cody Gakpo? Był najlepszym ofensywnym graczem „The Reds”. Jednak co z tego, jeżeli jego strzały to nawet nie uderzenia, a prędzej podania do bramkarza drużyny przeciwnej. Takie są niestety fakty na półmetku tego sezonu. Liverpool upadł niczym domek z kart. Na razie niewiele czynników zapowiada poprawę.

Czy zatem względem poprzednich meczów poprawili się zawodnicy Chelsea? Tak jak wcześniej wspominałem – stałe fragmenty gry „The Blues” były naprawdę obiecujące… I na tym w sumie wymienianie pozytywnych aspektów ataków Chelsea można by było zakończyć. Bo tak naprawdę z całego meczu po stronie podopiecznych Grahama Pottera można wyróżnić dosłownie cztery sytuacje – nieuznany gol Havertza (po stałym fragmencie gry), kąśliwy strzał Badiashile’a (po stałym fragmencie gry) i uderzenia po indywidualnych akcjach kolejno Hakima Ziyecha oraz Mychajło Mudryka. Koniec… Chelsea bazuje dziś na chaosie i stałych fragmentach gry, które trzeba przyznać, że wychodzą im dobrze. Szkoda, że tylko tu kolektyw daje radę.

W końcu obrona działa dobrze

W poprzednim akapicie piłkarze zostali słusznie zganieni, więc dla równowagi należałoby też kogoś pochwalić. Mimo że za niewiele rzeczy gracze tych dwóch drużyn faktycznie zasługują na pozytywne słowa, trzeba wyróżnić jedną tercję boiska. Obronę ze szczególnym wskazaniem na trio dzisiejszych gości: Trevoh Chalobah – Thiago Silva – Benoit Badiashile. Uściślając, chodzi głównie o tego ostatniego. Francuz przeszedł do Chelsea stosunkowo niedawno za kwotę opiewającą na 40 mln euro. Dziś śmiało można powiedzieć, iż była to dobra inwestycja. Nawet patrząc wyłącznie na dwa dotychczasowe występy 21-latka. Przynajmniej dobrze się nimi zapowiedział.

Już w ostatnim meczu z Crystal Palace spełnił swoje zadanie, kiedy został wprowadzony na końcówkę spotkania, aby chronić jednobramkowe prowadzenie. Dziś w konsekwencji grał już od początku i sprawił, że jego strona boiska była kompletnie nieaktywna. Wyłączył z gry Salaha, nie dał się również przedrzeć Thiago czy Keicie, a nawet gdy uderzali, Badiashile zawsze był odpowiednio ustawiony. Tego dnia pracował niemal bezbłędnie. Wpłynął też na kolegów, bo Silva oczywiście grał dobrze, jednak ostatnio elektryczny Chalobah wrócił do swojej optymalnej dyspozycji, co takie pewne nie było. Liverpool nie strzelał przez swoją skuteczność i nieproduktywność, co nie zmienia faktu, że obrona rywali im zdecydowanie nie pomagała.

Liverpool też miał powody do optymizmu

Co zatem dobrego może wynieść z tego meczu Liverpool? A no to, że zespół Kloppa wcale nie zagrał jakiegoś do bólu tragicznego meczu. Bardzo słabi byli tylko momentami. Należy spojrzeć jednak na całe spotkanie. Były długie fragmenty (choćby pierwsze 15 minut drugiej połowy), kiedy potrafili na tyle przycisnąć Chelsea, że nie wychodziła ona ze swojej połowy, była zmuszona do częstych wybić, dosłownie nie była w stanie zrobić nic konstruktywnego.

Zespół Kloppa w końcu pokazywał gen dominatora, który w tym sezonie piłkarze zatracili. Czy bezpowrotnie? Raczej nie. Wcześniej wymieniałem postacie, które w tym spotkaniu sprawowały się dobrze. Trzeba tu wyróżnić przede wszystkim Cody’ego Gakpo i Darwina Nuneza. Obaj dysponują podobnymi atrybutami i analogicznie mają braki, które są ze sobą rażąco zbieżne.

Są to piłkarze, po których naprawdę widać, że chcą grać. Bije od nich pozytywna energia, rześkość. Są na boisku aktywni, kreują sytuacje, uderzają, szukają niekonwencjonalnych rozwiązań. Czasem są oczywiście niedokładni, ale generalnie grają bardzo dobrze. Problemem numer jeden była, jest i pewnie w najbliższym czasie dalej będzie skuteczność. Są to piłkarze, którzy pasują do poziomu Premier League. Obaj są do tych rozgrywek dobrze przygotowani. Wydaje się, że gole przyjdą z czasem. Gra wszystko poza strzałami, a przecież w poprzednich klubach byli najlepszymi snajperami swoich drużyn. Poprawią ten element – wyniki powinny być lepsze.

Debiut Mychajło Mudryka

Chelsea szaleje na rynku transferowym od przyjścia Todda Boehly’ego. Łącznie wydali od lata kwotę rzędu 460 mln euro! To oznacza również wiele debiutów. Ostatnio szansę na zaistnienie mieli Benoit Badiashile czy Joao Felix. Dziś po raz pierwszy wybiegł na angielskie boiska Mychajło Mudryk, którego przybycie do „The Blues” do ostatnich chwil nie było pewne. Zabiegał o niego mocno również Arsenal.

Jak jednak wyglądał debiut Ukraińca? Trzeba przyznać, że dał zespołowi pozytywny impuls. Wszedł dokładnie w 55. minucie, a chwilę później popisał się kilkoma rajdami. Ten, kto nie widział go wcześniej w akcji, mógł poznać namiastkę jego umiejętności. Wymijał rywali, był aktywnym punktem Chelsea, a na dodatek popisał się kilkoma strzałami i indywidualnymi rajdami. Jego udział w meczu stopniowo jednak gasł. Z czasem dostosował się do przeciętnej Chelsea i poniekąd tą słabością przesiąknął. Niemniej jak na debiut były gracz Szachtara zaprezentował się całkiem dobrze.

Zasłużony wynik

Oczywiście nikt z 0:0 nie powinien być zadowolony. Tym bardziej patrząc na tabelę, w której europejskie puchary coraz bardziej się oddalają od tych dwóch klubów. Dziś żadna z drużyn nie zrobiła więc kroku w przód. Zważywszy na to, jak wyglądało omawiane spotkanie, dobrze się stało, że nikt nie wygrał. Przy obecnej grze nie są to zespoły zasługujące na rywalizację o najwyższe cele. Liverpool i Chelsea mają piłkarzy, trenerów i sukcesy, ale brakuje im choć minimalnej stabilizacji. Na tę chwilę pod tym względem lepsze jest takie Fulham, Brighton czy Brentford – i nie ma w tym cienia przesady.

Cieniem są jedynie piłkarze Liverpoolu i Chelsea, po których widać, że mają umiejętności. Jako kolektyw jednak nie istnieją. Choć są przebłyski, obecnie nie jest to poziom pozwalający im aspirować do walki o wyższe cele niż Liga Konferencji Europy. Wielką szóstkę trzeba w tym sezonie podzielić na dwie grupy. W tej lepszej znajdują się Arsenal, Manchester United i Manchester City, a w tej gorszej Tottenham, Liverpool i Chelsea. Rozbieżność pomiędzy nimi jest olbrzymia.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze