Auckland City jedenasty raz mistrzem Oceanii. Liga Mistrzów OFC. Kącik egzotyczny #21


Liga Mistrzów OFC uważana jest za najsłabszą z lig mistrzów. Mimo tego potrafi ona przyciągnąć aspektami okołopiłkarskimi.

27 maja 2023 Auckland City jedenasty raz mistrzem Oceanii. Liga Mistrzów OFC. Kącik egzotyczny #21
pina.com.fj

W życiu tylko trzy rzeczy są pewne – śmierć, podatki oraz zwycięstwo nowozelandzkiej drużyny w kontynentalnych rozgrywkach Oceanii. Oczywiście jest to hiperbola, jednak nie zakłamuje ona obrazu piłki nożnej na tym kontynencie w sposób znaczący. Liga Mistrzów OFC została zdominowana przez Auckland City, które właśnie wygrało ją jedenasty raz. Czy to oznacza, że tamtejsze rozgrywki są nudne? Wręcz przeciwnie! A tegoroczna edycja jest tego idealnym przykładem.


Udostępnij na Udostępnij na

Finał – oszukać przeznaczenie

Jak można było stawiać na ślepo przed rozpoczęciem turnieju – jednym z finalistów rozgrywek było Auckland City. Zespół z Nowej Zelandii nas jednak nie zachwycił. Mecze w fazie grupowej nie były pokazem siły, a półfinał tylko utwierdził nas w przekonaniu. Naprawdę niewiele brakowało, by Auckland zostało w tamtej fazie wyeliminowane przez klub gospodarza – Ifirę Black Bird z Vanuatu, która do 70. minuty prowadziła 2:0! Nie udało jej się jednak dowieźć przewagi do końca, co poskutkowało przegraną po rzutach karnych.

Drugim finalistą była Suva FC z Fidżi. Obie drużyny miały przyjemność zmierzyć się ze sobą już podczas fazy grupowej. Wówczas Auckland City wygrało 3:1.

Bezapelacyjnie była ona również faworytem ostatniego meczu turnieju. I próbowała udowodnić to od samego początku, rzucając się na rywala od pierwszego gwizdka. Może nie był to nieprawdopodobnie zmasowany atak, ale od razu dało się wyczuć kto chce ten mecz prowadzić pod swoje dyktando.

Auckland City raz po raz tworzyło sobie sytuacje bramkowe, jednak albo brakowało piłkarzom celności, albo wcale nie oddawali oni strzałów przy klarownych sytuacjach. Zbawieniem dla Nowozelandczyków okazał się… ich przeciwnik. Drużyny z Oceanii mają tendencję do rzucania sobie kłód pod nogi w meczach z silniejszymi rywalami i tym razem nie było inaczej. Suva sprokurowała rzut karny we względnie niezbyt groźnej sytuacji. Jedenastkę wykorzystał Angus Kilkolly. Przed przerwą prowadzenie po kontrataku podwyższył Ryan De Vries, który wszedł na boisku kilka minut wcześniej za kontuzjowanego Dylana Manickuma.

Dwie różne odsłony

W drugiej połowie faworyt zaczął odpuszczać. Szczerze mówiąc – można się było tego spodziewać. Wynikiem tego była coraz większa niefrasobliwość oraz arogancja, która sprawiła, że Auckland City od 60. minuty musiało grać w dziesiątkę z powodu czerwonej kartki.

Suva automatycznie zwietrzyła swoją szansę i… udało jej się zdobyć bramkę kilka minut później! Dośrodkowanie z bocznego sektora boiska wykorzystał Alex Saniel, który wszedł w pole karne z takim impetem, że balibyśmy się wejść mu w drogę.

Ten gol trochę ożywił Auckland City, które ponownie zaczęło atakować. Jednak zespół z Fidżi tak się nakręcił, że z każdą minutą zyskiwał na animuszu. I to przełożyło się na wymierny efekt! Mimo że większość kibiców zapewne uważała, że mecz jest rozstrzygnięty po pierwszej połowie – Suva kilka minut przed końcem spotkania doprowadziła do wyrównania! Ravnesh Singh pokonał bramkarza rywali strzałem z dystansu, przy którym miał dużo szczęścia. Piłka odbiła się od obrońcy i kompletnie zmyliła goalkeepera.

Przed dogrywką oczekiwania co do Suvy mogły być znacznie większe niż przed samym meczem. Zespół z Fidżi odrobił dwubramkową stratę, a w dodatku nadal grał w przewadze! Oznaczało to, że może on mieć przeważać zarówno w sferze mentalnej jak i fizycznej. No i na początku rzeczywiście tak było. Lecz czym byłby zespół z Oceanii, jeśli nie rzuciłby sobie kłody pod nogi?

Powrót do normalności

Azariah Soromon w pierwszej części dogrywki zdecydował się na niezwykle przemyślane oraz błyskotliwe zagranie – uderzenie rywala pięścią w plecy. Piłkarz Suvy otrzymał za to żółtą kartkę, a że była to już druga to wyleciał z boiska. Od tego momentu fidżijskiemu klubowi szło już tylko gorzej i gorzej.

To przełożyło się na początku drugiej połowy dogrywki na bramkę dla faworyta, która niemal zamknęła spotkanie. Suva próbowała odrobić stratę, ale była bezradna. W dodatku na samym końcu – dała się skontrować i straciła kolejną bramkę. Auckland City wygrało 4:2 i Liga Mistrzów OFC została zdobyta przez tę drużynę jedenasty raz.

Nie ilość, tylko jakość

Liga Mistrzów OFC jest najmniejszą ligą mistrzów na świecie. W aktualnej edycji wzięło w niej udział osiem zespołów. Wliczając kwalifikacje, było ich osiemnaście. Te rozgrywki nie podążają popularnym trendem, by najlepsze ligi w regionie miały więcej miejsc w turnieju. Przed tegoroczną Ligą Mistrzów OFC drużyny z Nowej Zelandii wygrały dwanaście z czternastu edycji po odejściu Australii ze strefy Oceanii. Niezależnie od tego – kraj ten może wysłać tylko jedną drużynę. Tak samo jak Fidżi, Nowa Kaledonia, Papua Nowa Gwinea, Wyspy Salomona, Tahiti i Vanuatu. Wszystkie z wymienionych mają zagwarantowane miejsce w fazie grupowej.

Drużyny z pozostałych krajów regionu Oceanii musiały brać udział w kwalifikacjach międzynarodowych. W skład tegorocznego turnieju eliminacyjnego wchodziły:

  • Lupe o le Soaga z Samoa,
  • Tupapa Mararenga z Wysp Cook’a,
  • Veitonga z Tonga,
  • Ilaoa and To’omata z Samoa Amerykańskiego.

Awans wywalczyła pierwsza z wymienionych drużyn, która wręcz zmiotła swoich rywali, wygrywając wszystkie spotkania i wykręcając bilans bramkowy 29:1. Mimo kompletnej dominacji, w kwalifikacjach działo się naprawdę sporo. Wydarzeniem na skalę światową był pierwszy w historii występ osoby transpłciowej w eliminacjach jakiejkolwiek Ligi Mistrzów. Była nią Jaiyah Saelua.

Grając w barwach Ilaoa and To’omata wystąpiła ona w dwóch spotkaniach – z Lupe o le Soaga oraz Tupapa Mararengą. W meczu z Veitongą nie wystąpiła nie ze względu na słabą formę, lecz na anulowanie spotkania. W dacie jego przeprowadzenia do wyspy zbliżał się cyklon, więc z powodu bezpieczeństwa stwierdzono, że mecz nie może się odbyć. A że obie ekipy nie miały już szans na awans to federacja Oceanii stwierdziła, że nie ma sensu, by spotkanie w ogóle miało miejsce.

Liga Mistrzów OFC – turniej nieodbytych spotkań

W trakcie kwalifikacji Lupe o le Soaga mogła cieszyć się faktem, że bezproblemowo rozegrała wszystkie swoje mecze. Tego samego jednak nie mogła już powiedzieć w fazie grupowej Ligi Mistrzów OFC. Samoański zespół był zdecydowanie najsłabszy w całym zestawieniu i nie ulegało wątpliwości, że w meczach z drużynami z Fidżi, Wysp Salomona oraz Nowej Zelandii będzie on się starał jedynie o najniższy wymiar kary. W meczu z Suvą nie za bardzo udało się zapobiec katastrofie (porażka 0:6), jednak przeciwko Solomon Warriors już nie było tak źle (przegrana tylko 1:3).

Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. W ostatniej kolejce Lupe o le Soaga miała się zmierzyć z nowozelandzkim Auckland City – faworytem całych rozgrywek. Spodziewano się pogromu. Gdyby nie fakt, że zespół z Nowej Zelandii miał już pewny awans z grupy – możliwe, że pokusiłby się on nawet o dwucyfrówkę. Jednak finalnie – nie mógł pokusić się o nic.

Kilka godzin przed spotkaniem drużyna z Samoa ogłosiła, że nie wystąpi w ostatnim meczu w powodu kontuzji zawodników. Ilu kontuzji? Czyich kontuzji? Jakich kontuzji? Takich informacji nie podano. Nie wiadomo również jakim cudem aż tylu zawodników doznało urazu, by klub nie był w stanie wystawić zespołu – mimo że w rozegranym trzy dni wcześniej meczu z Solomon Warriors boiskowa jedenastka była zdrowa, a i na ławce było jeszcze kilku piłkarzy.

Mimo wszystko – Liga Mistrzów OFC będzie według nas pozytywnie kojarzona z Lupe o le Soagą. To, jaką egzotykę wniosła do rozgrywek jest wręcz nieprawdopodobne. Kojarzycie wymianę proporczyków przed meczem? Drużyna z Samoa wręczała naszyjnik. Do tego na meczach drużyn z tej grupy, dzieci wyprowadzające piłkarzy na boisko były przebrane w polinezyjskie stroje. To jest po prostu Liga Mistrzów OFC w pełnej okazałości.

Rozgrywki takie jak zawsze, czy jednak inne?

Jak już zostało wspomniane, Liga Mistrzów OFC jest jedną z najbardziej zdominowanych na świecie. Teoretycznie przed każdym turniejem w ciemno można obstawiać, że wygra go drużyna z Nowej Zelandii. Jednak śledząc na bieżąco rozgrywki w Oceanii można dojść do wniosku, że zespołom z tego kraju coraz częściej zdarza się przepychać mecze kolanem. Czy zatem przed tegoroczną edycją można było się spodziewać, że kluby spoza Nowej Zelandii oszukają przeznaczenie i turniej zakończy się inaczej niż zazwyczaj?

– Faworytem rozgrywek było oczywiście Auckland City. Zespół z Nowej Zelandii ma zauważalną przewagę nad innymi ekipami, ale nie jest już to przepaść, jak kiedyś. Nie ma jednak na ten moment drużyny, która mogłaby „Navy Blues” rzucić wyzwanie. Wreszcie w większości oceanicznych lig walka o mistrzostwo jest zażarta. Przez to trudno specjalnie „zrobić się” na rywalizację w Lidze Mistrzów Oceanii. I to mimo faktu, że przewaga Auckland City nie jest już aż tak duża, co widać również w tym roku – mówi nam Nikodem Węgier, prowadzący stronę „Futbol na Peryferiach”.

Zatem mimo zacierającej się granicy między drużynami z Nowej Zelandii, a pozostałej części kontynentu, nie było sensu upatrywać sensacji w wyniku końcowym. Jednak skoro jest to turniej, to zawsze trzeba być świadomym możliwości narodzenia się nowej gwiazdy lub nadspodziewanie dobrego występu underdoga. Zatem czym się wyróżniała tegoroczna Liga Mistrzów OFC lub kto w niej błysnął?

– Największą niespodzianką dla mnie jest frekwencja na meczach. Mimo tego, że mecze grano w środku dnia i często w tygodniu, na widowni było wielu kibiców zainteresowanych samym wydarzeniem, bez względu na to, kto z kim gra.

– Sportowo bardzo zaskoczyła mnie postawa Ifiry Black Bird, reprezentanta Vanuatu. Okazał się on drużyną turniejową, która z meczu na mecz wyglądała coraz lepiej. Mimo wielu problemów ostatecznie wyszli z grupy i prawie wyeliminowali Auckland City (odpadli dopiero po rzutach karnych). Dali więc radę pomimo tego, że dla nich jest to debiut w kontynentalnych rozgrywkach.

– A półfinały potwierdziły nam też objawienie piłkarskie w postaci Azariaha Soromona. Napastnik Suva FC strzelił cztery gole. Zawodnik z Vanuatu wypromował się na Fidżi i niewykluczone, że po turnieju Ligi Mistrzów zrobi kolejny kroczek do przodu w swojej karierze – kończy Nikodem Węgier.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze