Od wielu lat tak naprawdę ciężko jest wskazać lepszą polską drużynę od Legii. Mówię tu oczywiście o całokształcie kilku poprzednich sezonów, ponieważ zdarzały się pewne wyjątki, gdy „Wojskowi” trofeów nie zdobywali. Można zatem wysnuć skąd inąd słuszny wniosek, że Warszawianie to po prostu „top” polskiej piłki klubowej. No i po raz kolejny ten „top” pokazał, że nijak nie przekłada się on na rzeczywistość europejską. Legia Warszawa kolejny raz odbiła się od Ligi Mistrzów.
Oczywiście teraz przez jeszcze kilka najbliższych dni, a na pewno minimum do dzisiejszych meczy Lecha, Piasta i Cracovii będzie trwała licytacja pod tytułem: kto bardziej błaźni Polskę na arenie międzynarodowej. Legii wyciągnie się wczorajszą porażkę z Omonią i zapewne kilka wcześniejszych wypadek. Tylko…w momencie gdy robią to kibice innych polskich zespołów to wygląda to tak, jakby uczeń dostający wiecznie same „2” i „1” śmiał się z kogoś, kto całe życie jechał na „4”, a dopiero teraz dostał „2+”. Wszyscy jesteśmy siebie warci. Niestety.
Legia Warszawa – refleksja
Sympatycy stołecznego klubu naprawdę mają za co podziwiać swoją drużynę. Wszak to właśnie „Wojskowi” absolutnie zdominowali polską scenę piłkarską w drugiej dekadzie XXI wieku. Do tego wszystkiego Legia Warszawa puentując ten udany okres również stała się oficjalnie najbardziej utytułowanym zespołem w Polsce.
Tym bardziej jestem zdziwiony, że taka drużyna od już ponad 3 lat po prostu nie istnieje w piłce europejskiej. Spójrzmy prawdzie w oczy – Legii tam po prostu nie ma i nikogo ona nie obchodzi. Co z tego, że możemy pocieszać się tym, że rok temu byli bliscy awansu do Ligi Europy, bo o wszystkim zadecydowała jedynie bramka w końcówce strzelona w Glasgow przez Morelosa? Nikt nie będzie o tym pamiętał, a jedyne co się liczy to to, że polskiego zespołu po raz kolejny zabrakło w fazie grupowej pucharów.
Legia Warszawa – prześladowania swoich kibiców
Rok temu Legia Warszawa naprawdę nie imponowała w europejskiej kampanii. Co prawda, doszła aż do ostatniej fazy eliminacji, po drodze nie tracąc ani jednej bramki, ale w momencie, gdy trafili na poważniejszego przeciwnika, jakim było Glasgow Rangers, to od razu skapitulowali.
Dwa lata temu… cóż to był za koszmar. Odpadnięcie ze Spartakiem Trnawa, absolutny sabotaż Antolicia i Vesovicia w rewanżu na Słowacji (2 czerwone kartki, których naprawdę można było uniknąć). Potem degradacja do Ligi Europy i wylosowanie na pozór prostego przeciwnika, jakim było Dudelange. Co stało się dalej? Wszyscy wiemy i z przyczyn humanitarnych naprawdę nie warto już rozdrapywać starych ran.
Trzy lata temu? Początek nie najgorszy, wszak Legia Warszawa zdemolowała IFK Mariehamn. Warto jest wspomnieć o tym zwycięstwie, ponieważ już 2 lata później stołeczny klub z mistrzem Finlandii przeżywał istne boiskowe męki. Wróćmy jednak znowu do 2017. Po IFK los złączył drogi mistrza Polski z FK Astaną. Na wyjeździe Warszawianom skutecznie Ligę Mistrzów skutecznie wybił z głowy duet Kabananga-Twumasi. Nawet pomimo tego, że w rewanżu Legia pokonała Kazachów, to polski zespół został wyeliminowany.
Potem przyszedł Sheriff Tyraspol. Ostatnia przeszkoda na drodze do Ligi Europy, a więc do rozgrywek, które dla Legii miały być planem minimum. I co? 1-1 w Warszawie, 0-0 w Tyraspolu po naprawdę okropnej grze.
Podsumujmy to zatem w sposób… geograficzny. Od 2017 roku mistrza Polski eliminował mistrz Kazachstanu, Mołdawii, Słowacji, Luksemburga oraz Cypru. To jest po prostu dramat. Nawet biorąc pod uwagę to, że taki Sheriff Tyraspol dysponuje w Mołdawii (lub według innych Naddniestrzu) bazą treningową lepszą od niejednego zespołu w Polsce. Same obiekty nigdy nie grają.
Wzorowanie się na Czechach, Słowakach, Cypryjczykach to droga co najwyżej do przeciętności.
Jeśli chce się wyjść poza średniactwo to trzeba wyznaczyć własną ścieżkę.
Przestańmy szukać wymówek o pieniądzach, infrastrukturze, etc. Najważniejsi są LUDZIE.
— Michał Świerczewski (@MichalS1978) August 27, 2020
Cypr to ładne miejsce
Ten wyspiarski kraj może Polakom w głównej mierze kojarzyć się jako atrakcyjna urlopowa destynacja. Raz na jakiś czas jednak do tych przyjemnych obrazków dodawany jest jednak gorzki wątek piłkarski. Dołożyła go między innymi Wisła Kraków, Jagiellonia oraz od wczoraj Legia Warszawa.
Przed meczem każdy mówił, że przejście Omonii jest dla aktualnych mistrzów Polski obowiązkiem. Trudno się nie zgodzić z takimi słowami, wszak „Wojskowym” nie przyszło rywalizować z futbolowym gigantem, a raczej drużyną mocno przeciętną. No to patrząc na wynik, chyba należy stwierdzić, że „przeciętny” jest jakimś zagubionym synonimem słowa „silny”. Albo po prostu to Legia Warszawa okazała się najzwyczajniej w świecie słaba.
Jak wyglądał zatem ten mecz? Przede wszystkim mistrzom Polski od początku brakowało konkretów, co objawiało się we wstydliwej statystyce celnych strzałów (do akcji Mladenovicia okrągłe „0”). A w momencie, gdy z boiska wyleciał Lewczuk sprawy skomplikowały się tak bardzo, że stołeczny klub był w zasadzie już tylko tłem dla grającej Omonii.
Co teraz
Rzadko zdarza mi się pisać artykuł, z którego nie mogę wyprowadzić jednoznacznej puenty. Bo tak samo czuję się, myśląc o obecnej Legii. Z jednej strony klub wydaje się być od pewnego momentu prowadzony w sposób naprawdę przemyślany. Z drugiej jednak strony kolejny raz drużyna z jakiegoś powodu kompromituje się na arenie europejskiej. Nerwy? Nie mam pojęcia.
Czy my naprawdę jesteśmy tak słabi, że nasz mistrz nie potrafi poradzić sobie z rywalami z Mołdawii, Kazachstanu czy Cypru? Patrząc na skład Legii śmiem twierdzić, że nie, że powinna ona móc ich eliminować. Jednak od 3 lat zawsze dzieje się na odwrót.
Zawsze jest jakieś gdybanie. GDYBY Twumasi nie strzelił na 3-1 w Astanie, GDYBY Sheriff nie wyrównał w końcówce w Warszawie, GDYBY Morelos został bardziej pokryty przy bramce w Glasgow. To się robi naprawdę frustrujące… inaczej – to już jest frustrujące. Teraz to po prostu przykre.
Szkoda, że to nie przełożyło się na wyniki w europejskich pucharach. Oczywiście, Legia gra dalej – w eliminacjach do LE, ale jednak po takim meczu jak dzisiaj delikatny niesmak pozostaje. A szkoda gadać… #LMTVP
— Wojciech Bąkowicz (@WBakowicz) August 26, 2020
Zakończę ten tekst słowami Henninga Berga, które miał wypowiedzieć po otrzymaniu decyzji o zwolnieniu z Legii.
– Popełniacie błąd. Błędu z kolei nie popełnił on, doskonale przygotowując Omonię do spotkania w Warszawie.