Legia lepsza od Korony. Lubin górą w starciu Zagłębi


Mistrz Polski po niełatwym meczu zdobywa pierwsze punkty. „Miedziowi” liderem esktraklasy

28 lipca 2018 Legia lepsza od Korony. Lubin górą w starciu Zagłębi
Grzegorz Rutkowski

W sobotnim hicie 2. kolejki Lotto Ekstraklasy Legia Warszawa wygrała po niełatwym spotkaniu z Koroną Kielce. W meczu na Kolporter Arena ujrzeliśmy dwa oblicza mistrza Polski. Natomiast we wcześniejszym spotkaniu w Lubinie gospodarze pokonali beniaminka z Sosnowca. Dzięki temu zwycięstwu utrzymują się na pierwszym miejscu w tabeli Lotto Ekstraklasy.


Udostępnij na Udostępnij na

W związku z tym, że cztery polskie drużyny grają w europejskich pucharach, w sobotę rozegrano tylko dwa spotkania. Pierwsze odbyło się w Lubinie, a drugie w Kielcach.

Legia wygrywa na poprawę humorów

Przed meczem w Kielcach krążyły różne opinie co do możliwego rezultatu. Dosłownie można było spodziewać się wszystkiego. Legia jest myślami bardziej przy eliminacjach Ligi Mistrzów niż przy polskiej lidze. Z kolei Korona chce wszystkim udowodnić, że wciąż może namieszać w tabeli Lotto Ekstraklasy.

W pierwszej połowie na Kolporter Arena lekką przewagę miała drużyna gospodarzy. Wydawało się, że podopieczni Gino Lettieriego mają pomysł na Legię. Dean Klafurić dał odpocząć kilku kluczowym zawodnikom mistrza Polski i było to widać na boisku. Grę starał się brać na siebie Carlitos, który na początku dawał sobie radę w walce z obrońcami gospodarzy. Im mijało więcej minut, tym rywale lepiej czytali Hiszpana i łatwiej odbierali mu piłkę. Korona nie skupiała się tylko na obronie, ale również atakowała. W poprzedniej kolejce drużyna ze stolicy Świętokrzyskiego oddała najwięcej strzałów ze wszystkich drużyn ekstraklasy. I to właśnie gospodarze wyszli na prowadzenie po golu Ivana Jukicia.

Na drugą połowę trener przyjezdnych postanowił wpuścić na boisko Jose Kante. Przerwa odmieniła również Koronę. Niestety na gorsze, bo gospodarze przestali grać agresywnie oraz bardziej wyczekiwali na rywala niż sami kreowali grę. Oczywiście cały czas szczelnie działała defensywa Korony, która wypychała rywala poza okolice swojego pola karnego. To się odbiło na niej negatywnie, bo fantastycznego gola zdobył Krzysztof Mączyński.

Remis zadziałał pozytywnie na gości, którzy chcieli pójść za ciosem i wyjść na prowadzenie. Niecałe 10 minut po wyrównaniu Legia zdobyła gola na 2:1. Dośrodkowanie z lewego skrzydła wykończył uderzeniem głową Kante. Od tego momentu to mistrz Polski skupił się na defensywie i dawał pograć rywalowi. Niestety dla Korony obrona Legii nie popełniała więcej błędów i ostatecznie dotrwała do końca z wynikiem 2:1. Przykrą informacją dla obu drużyn były wymuszone zmiany. W warszawskiej ekipie o zmianę poprosił Michał Pazdan, a w kieleckiej Adnan Kovacević.

Problemy żołądkowe z defensywą

Oglądając mecz Legii, myślimy o rewanżu ze Spartakiem Trnava. Mistrz Polski musi przede wszystkim grać płynniej i prowadzić grę, jeżeli marzy o awansie do następnej rundy eliminacji Ligi Mistrzów. Niestety w Kielcach nie było dobrej gry. Wciąż w warszawskim zespole widać problemy. Może już nie żołądkowe, jakimi usprawiedliwiał swoich piłkarzy trener Klafurić. Cały czas obrona stanowi minę, w którą sama wpada Legia. Gol stracony przeciwko Koronie nie powinien mieć miejsca. W polu karnym warszawiaków Jukić zdołał przyjąć skaczącą piłkę, obrócić się i uderzyć z woleja. Piłkarz gospodarzy miał mnóstwo czasu, żeby sobie przygotować uderzenie.

Mistrzowie Polski mają także problem z agresywną grą rywali. Na pewno w rewanżu na Słowacji Spartak będzie się starał wytrącać grę Legii właśnie przez ostrzejszą grę. Jeżeli wciąż będzie to stanowić problem dla Legii, to trudno sobie wyobrazić pozytywny scenariusz rewanżu. Przede wszystkim przyda się więcej szczęścia, bo dość odważna bramka Mączyńskiego mocno natchnęła Legię do gry ofensywnej. Oby też to szczęście sprzyjało polskiej drużynie w Trnavie. Inaczej trzeba będzie liczyć na cud.

„Miedziowi” z drugim zwycięstwem

W Lubinie doszło do pojedynku Zagłębi. „Miedziowi” podejmowali u siebie beniaminka z Sosnowca. W przeszłości w bezpośrednich meczach tych obu zespołów zawsze padały bramki. Co ciekawe, nigdy lubinianie nie przegrali starcia z tą śląską ekipą w ekstraklasie. Jeszcze jedną ciekawostkę dotyczącą trenerów przedstawiamy poniżej.

Pierwsza połowa tego pojedynku była, delikatnie mówiąc, nudna. Zobaczyliśmy tylko po jednym celnym strzale z obu stron. W drużynie gości strzelał Vamara Sanogo, ale piłka po jego kopnięciu była blokowana i ledwo doturlała się do Dominika Hładuna. W zespole gospodarzy uderzał z dystansu Bartłomiej Pawłowski, ale trafił prosto w Dawida Kudłę. W trakcie przerwy wszyscy zastanawiali się, czy to spotkanie będzie nudniejsze od meczu Wisły z Arką z 1. kolejki.

Po 50. minucie nareszcie zaczęło się coś dziać. W ciągu pięciu minut gospodarze zmarnowali dwie świetne okazje bramkowe. Najpierw Pawłowski trafił w słupek, a potem dośrodkowanie z bocznego sektora zamykał strzałem głową Patryk Tuszyński. Niestety napastnik Zagłębia Lubin nie trafił w światło bramki. W odpowiedzi goście zrobili jeden groźny wypad, ale Dejan Vokić nie dał rady pokonać Hładuna.

Niemoc bramkowa została przełamana w 60. minucie. We własnym polu karnym ręką zagrał Piotr Polczak, a sędzia się nie wahał odgwizdać karnego. Z wapna swoją drugą bramkę w sezonie dla „Miedziowych” zdobył Filip Starzyński. Przed tygodniem również z jedenastego metra strzelił gola. Radość gospodarzy nie trwała długo, bo zaledwie sześć minut później wyrównał Konrad Wrzesiński. Ostatniego gola na wyjeździe w ekstraklasie Zagłębie Sosnowiec zdobyło 2 maja 2008 roku.

Na wydarzenia na boisku zareagował trener Mariusz Lewandowski. Na boisko wpuścił Damjana Bohara oraz Jakuba Maresa. To właśnie dzięki akcji tych dwóch zmienników gospodarze ponownie wyszli na prowadzenie. Podanie Słoweńca wykorzystał Czech w akcji sam na sam z bramkarzem rywali. Jeszcze w samej końcówce Mares miał świetną okazję do podwyższenia wyniku, ale Kudła wybronił jego uderzenie… twarzą. Dzięki wygranej Zagłębia Lubin to „Miedziowi” utrzymują się na szczycie tabeli Lotto Ekstraklasy. Zagłębie Sosnowiec po powrocie do elity wciąż musi czekać na pierwsze punkty.

Polczak pechowcem sezonu

Nie trudniej niż bohatera meczu można wskazać największego pechowca spotkania. A może też i sezonu? Mowa tu o Piotrze Polczaku. Stoper Zagłębia Sosnowiec w swoim drugim występie sprokurował… drugiego karnego rywalom. Co prawda dość przypadkowo dostał piłką w rękę, ale już niektórzy zaczęli widzieć w 31-latku głównego winowajcę porażek beniaminka.

Jakby tego było mało, pech nie opuścił obrońcy sosnowczan. Przy drugiej bramce dla gospodarzy Mares minął bramkarza i oddał strzał na bramkę gości. To uderzenie mógł jeszcze przeciąć Polczak, który asekurował swojego golkipera. Niestety, gdy chciał wślizgiem zablokować strzał przeciwnika, to piłka odbiła się mu od dolnej części uda i zatrzepotała w siatce. Fortuna nie sprzyja 31-latkowi.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze