Lechu, dlaczego?


I dlaczego to znowu ty?

18 sierpnia 2023 Lechu, dlaczego?
Pawel Jaskolka / PressFocus

Już wydawało się, że Lech Poznań po prostu się zmienił, że nauczył się na własnych błędach. Przyszło mu rozegrać dwumecz III rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy. Wielowymiarowej katastrofy nie da się cofnąć, choć pierwszy mecz przy Bułgarskiej nie zwiastował takiego obrotu spraw. Próbujemy ustalić, co Lech wczoraj przegrał i jak daleko siegną konsekwencje.


Udostępnij na Udostępnij na

Kojarzycie tę scenę ze „Ślepnąc od świateł”, gdy grany przed Roberta Więckiewicza Jacek, stojąc w jacuzzi, krzyczy sam do siebie zrezygnowany „k***a, już było dobrze”, nie mogąc pogodzić  się z utraconą perspektywą? To właśnie pytanie zadawał sobie każdy kibic Lecha wczoraj około 22. W zasadzie podobnie będzie wyglądać obecnie rządzące Lechem trio Rząsa – Klimczak – Rutkowski. Czy dużo można im zarzucić w perspektywie ostatnich miesięcy? No nie. Czy Lech Poznań ponownie stał się pośmiewiskiem? Tak.

Skutkująca odpadnięciem z europejskich pucharów porażka w Trnawie może mieć daleko idące konsekwencje dla całego klubu.

Kilka dni temu minęło 10 lat od kompromitacji Lecha z Żalgirisem Wilno, poprawionej jeszcze rok później w blamażu z islandzkim Stjarnanem. Spartak Trnawa jest drużyną dużo poważniejszą od tamtych rywali „Kolejorza”. Raz nawet, w sezonie 2018/2019 (po wyeliminowaniu m.in. Legii), zagrał w fazie grupowej Ligi Europy. Nadal mówimy o ekipie opartej na byłych ekstraklasowiczach. Nie zmienia to jednak faktu, że w najbliższych tygodniach, miesiącach, a nawet latach Spartak będzie wymieniany jednym tchem obok tych wszystkich  Żalgirisów, Levadii, Dudelange itd. jako synonim – delikatnie mówiąc – europorażki.

W 2013 roku, gdy odpadał z Żalgirisem, na fali sukcesów z czasów meczów z Manchesterem City, Juventusem czy Udinese Lech był jedną z najwyżej rozstawionych drużyn w eliminacjach. Miał współczynnik 23.650 – sporo wyższy niż obecnie. Gdyby przeszedł Litwinów, byłby rozstawiony w ostatniej fazie eliminacji. W fazie grupowej byłby losowany z drugiego koszyka, tuż obok Dinama Zagrzeb. Wówczas frajersko przegrał, a wszystkie te rozważania zaklęto w słowie „ gdyby”. W tym sezonie Lech nie byłby rozstawiony w fazie play-off, ale grałby z chyba najsłabszym w stawce Dnipro-1, a w fazie grupowej LKE ranking „Kolejorza” dałby najpewniej drugi koszyk. Łeb podniosły stare demony. Znowu przepadło.

Pozostał żal

Nikt nie oczekiwał, że outsider ze Słowacji przed Lechem rozłoży czerwony dywan, pokłoni się i poobserwuje piękną grę. Miano ćwierćfinalisty ubiegłej edycji Ligi Konferencji zdawało się tylko napędzać rywali. Zawodnicy Spartaka mówili przed rewanżem o lekceważeniu ich przez polskie media. Wokół Lecha wytworzyła się atmosfera oczekiwania na fazę grupową. Z jednej strony nie ma nic dziwnego w tym, że kibice czy media śledzili poczynania Dnipro -1 w konfrontacji ze Slavią Praga. Problemem jest to, że piłkarze Lecha wyglądali na takich, których bardziej interesuje IV runda eliminacji Ligi Konferencji Europy.

Tutaj należy upatrywać głównej przyczyny porażki Lecha. Żaden zawodowy piłkarz nie przyzna się do przejścia obok meczu i odpuszczenia go. Zdarzają się za to gorsze dni, brak formy, zdrowia, zgrania, szczęścia, koncentracji itd. To wszystko widzieliśmy na murawie. John van den Brom w obu spotkaniach wystawił chyba najmocniejszą obecnie jedenastkę. Mimo to w Trnawie lechici nie wyglądali jak zespół skupiony za wszelką cenę na zwycięstwie.

Każda kolejna minuta i każdy kolejny tracony gol wbijał piłkarzom do głów w jak złym położeniu się znajdują. Ale czy wczoraj „Kolejorz” walczył do końca? Brakowało pomysłu, brakowało zaangażowania. Nawet przepiękny gol Kristoffera Veldego, dający wynik na dogrywkę, nie dał wytchnienia, a po chwilę podwyższył Lukas Stetina. Swoją drogą warto przeanalizować, jak zachowała się przy tym golu obrona Lecha. Alan Czerwiński odskakujący od rywala. Miha Blazić zastygający w momencie wyskoku do przewrotki, trafiony piłką po strzale.

Quo vadis, John?

A w końcówce? Lech miał piłkę, ale nie wiedział, co z nią zrobić. Zmiany van den Broma niewiele dały. Największym plusem było wejście Filipa Szymczaka, ale poza tym wybory się nie obroniły. Trzymanie na boisku Mikaela Ishaka będącego w tragicznej formie mogło odbić się na wyniku. Holendrowi należy wrzucić kamyczek do ogródka. Drugi rok z rzędu Lech latem nie wygląda najlepiej. W tym roku, owszem, zgadzają się wyniki, ale gra nie porywa. Jeśli zaplanowane było osiągnięcie szczytu formy w trakcie rozgrywek grupowych, to Europa tego nie zobaczy. Z końcem sezonu wygasa kontrakt van den Broma z Lechem. W tej chwili zarówno obrońcy, jak i krytycy trenera mają sporo argumentów. Pytanie, czy van den Brom nie będzie chciał od sezonu 2024/2025 zaangażować się w jakąś większą europejską markę. Władze klubu są pewnie z jego pracy zadowolone, aczkolwiek zobaczymy, co przyniesie obecny sezon.

Lech ma najdroższą kadrę w historii

Na starcie sezonu 2022/2023 sporo było głosów o tym, że PKO Ekstraklasa normalnieje, kluby z czołówki zdają się działać rozsądnie itd. Każdy z klubów top4 może pochwalić się rozsądnymi transferami przychodzącymi do klubu, a także brakiem totalnego exodusu i masowych odejść podstawowych piłkarzy. Lecha zasiliło czterech piłkarzy z uznaną marką w Europie. Hotić, Andersson, Blazić i Gholizadeh mają na koncie dziesiątki meczów w Europie, sprowadzenie każdego z osobna należy traktować jako duży sukces Tomasza Rząsy. Tym, co skłaniało do gry w stolicy Wielkopolski, są z pewnością sukcesy w Europie. Oczywiście, piłkarze tej klasy muszą sporo zarabiać, do tego w całej PKO Ekstraklasie Mikael Ishak ma najwyższy kontrakt. Utrzymanie takiej kadry kosztuje niemało. Co więcej, jeśli Lech rozegra o kilkanaście spotkań mniej niż rok temu, to zwyczajnie nie będzie potrzebował aż tylu zawodników.

Niewykluczone, że jeszcze w sierpniu kadra Lecha uszczupli się. Kristoffer Velde przykładowo po fenomenalnej końcówce sezonu w PKO Ekstraklasie i całym sezonie w Lidze Konferencji miał sporo ofert z zagranicy, najpoważniej zainteresowany nim był ponoć Besiktas. Chciał wyjechać, Lech jednak nie chciał sprzedawać. Okaże się w najbliższych dwóch tygodniach, czy Lech nie zdecyduje się na sprzedaż Norwega wobec relatywnie dużego wyboru na skrzydłach. Naturalnym kandydatem do wyjazdu po sezonie jest Filip Marchwiński i trudno oczekiwać, że sprawa szybko przyspieszy w końcówce sierpnia. Być może dobra oferta mogłaby skusić Karlstroma, Sousę czy Pereirę, choć ten ostatni schodził z boiska z kontuzją barku i może być zmuszony do dłuższej pauzy.

Brak awansu do fazy grupowej to także strata kilku milionów euro, które przy tak ustabilizowanych finansach klubu nie są tragedią, ale z pewnością nie cieszą dyrektora finansowego. Jak wyliczył Kuba Szlendak, zajmujący się biznesową stroną piłki, Lech otrzyma za ten sezon niecały milion euro, czyli o około 7 milionów euro mniej niż za zeszły sezon.

Straty marketingowe

Prawdziwy kibic będzie z Lechem do końca, będzie jeździł, wspierał, nawet przy dużo gorszych wynikach niż obecne. Oczywiste jest jednak, że „Kolejorzowi” przeszło koło nosa sporo pieniędzy także z tego tytułu. W zeszłym sezonie ośmiokrotnie na stadion przy Bułgarskiej przychodziło ponad 30 tys. kibiców. Bilety na ćwierćfinał z Fiorentiną rozeszły się w kilkadziesiąt godzin. Dobre wyniki tworzą dobrą atmosferę wokół klubu. To samo w sobie napędza frekwencję. W trzech dotychczasowych meczach na ENEA Stadionie oglądać Lecha przychodziło średnio 26 tys. widzów. Szkoda byłoby to zaprzepaścić, choć brak wielkich marek odwiedzających Poznań wpłynie na zainteresowanie przyjazdem na mecz niedzielnego kibica. Urywki z akcji „Kolejorza” robiły też furorę w social mediach profilu Ligi Konferencji. Szkoda, że w tym sezonie Lech nie nawiąże do tego.

Rankingowe utrzymanie

Oczywiście, odpadnięcie ze Spartakiem Trnawa nie niszczy rankingowego dorobku Lecha z zeszłego sezonu. Klubowy ranking liczy się jako sumę pięciu ostatnich sezonów. W tym roku przestał się liczyć sezon 2018/2019, w którym Lech zdobył 2 pkt, czyli tyle, ile w tej rundzie za przejście Żalgirisu Kowno. Przed kolejnym sezonem – o ile Lech dostanie się do Europy – mamy status quo. Sezon 2024/2025 to reforma rozgrywek europejskich, aczkolwiek pewnie znowu „Niebiesko-biali” będą balansować na granicy rozstawienia w kluczowej fazie. Może zabraknąć punktów utraconych bezpowrotnie we wczorajszym spotkaniu. Oczywiście, Lech nie dołoży już więcej punktów do rankingu klubowego. Polska skończy ten sezon w okolicach 20. miejsca. Niewiele to zmienia, dopiero od 15. lokaty wzwyż dwie drużyny grają w eliminacjach Ligi Mistrzów.

Jakie Lech ma teraz plany?

Sezon dla Lecha nie jest stracony. Mamy połowę sierpnia, więc dobrze, że nie jest inaczej. Wśród fanów „Kolejorza” sporą popularnością cieszyło się hasło „mistrz i grupa”, stawiające jasno kwestię celów na nadchodzący sezon. Wiadomo, że Lech wykona maksymalnie połowę tego planu. Jak na razie z siedmioma punktami po trzech3 meczach jest w dobrej pozycji wyjściowej. Gdy w sezonie 2021/2022 na stulecie klubu zdobywał mistrzostwo, Maciej Skorża mógł skupić się tylko na krajowym podwórku. Dziś z – wydaje się – mocniejszą kadrą Lech musi walczyć do końca o triumf. Jest też Puchar Polski, który jest terytorium przeklętym dla „Kolejorza”. Może uda się dotrzeć do finału i za szóstym razem w końcu wygrać.

Teraz zadaniem sztabu będzie szybkie dotarcie do głów zawodników. W niedzielę mecz ze znienawidzonym przez van den Broma rywalem – Śląskiem Wrocław, z którym w każdym z trzech meczów Lech ostatnio przegrywał.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze