Lechia Gdańsk – ostatnia szansa na pociąg do Europy


Grająca w kratkę po wymuszonej pandemią przerwie Lechia Gdańsk zachowuje spore szanse na zdobycie krajowego podium. Czy ponownie powalczy o Ligę Europy?

25 czerwca 2020 Lechia Gdańsk – ostatnia szansa na pociąg do Europy
Piotr Matusewicz / PressFocus

Obecny sezon ekstraklasy miał być dla podopiecznych Piotra Stokowca rzeczywistym sprawdzianem dla ich ambitnych oczekiwań. Jeszcze nie tak dawno mówiło się, że ekipę Lechii drugi rok z rzędu stać na sprawienie mniejszej bądź większej sensacji. Patrząc jednak na to, jak układają się jej losy w ligowej tabeli, bieżąca edycja rozgrywek nie wypadła tak kolorowo jak poprzednia. Czy Lechia Gdańsk może coś jeszcze wskórać? – odpowiedź na to pytanie poznamy już niebawem.


Udostępnij na Udostępnij na

Faktem jest, że jej ostatnia dyspozycja przypomina nieco rozpędzoną kolejkę górską, która z każdą chwilą zmienia swój bieg i kierunek. Choć najświeższe rezultaty nie należą do najlepszych, to ich osiąganie wiązało się dla gdańszczan z naprawdę trudną sztuką. Drużyna z Trójmiasta zdążyła już przyzwyczaić do kiepskich początków spotkań, po których następowała mniejsza lub większa gonitwa po cenne ligowe zdobycze. Tylko czy takie podejście zapewni „Biało-Zielonym” wyczekiwane podium, a co za tym idzie – grę w europejskich pucharach? Od trzeciego miejsca dzielą ją zaledwie cztery punkty i pięć spotkań, zatem to ostatni dzwonek, by przystąpić do pomyślnej finalizacji sezonu.

Niestabilna Lechia Gdańsk na początku rundy wiosennej PKO Ekstraklasy

Mistrzowska aspiracja, gorsza realizacja – piłkarska jesień Lechii

Po pamiętnym, wyjątkowo udanym i bogatym w wiele zaskakujących zwrotów akcji ubiegłym sezonie nastał okres znacznego obniżenia biało-zielonych lotów. Ekipa z Gdańska wprawdzie w poprzedniej edycji ekstraklasy zdobyła wysokie trzecie miejsce, jednak z przebiegu jej dalszych poczynań niewiele wskazywało na to, by udało się ten dorobek powtórzyć. W letnim transferowym oknie drużynę Stokowca opuściło kilku kluczowych graczy, którzy niegdyś stanowili o sile mocnego nie tak dawno kolektywu. Lechia Gdańsk ostatecznie rozstała się wtedy z takimi zawodnikami, jak: Lukas Haraslin, Daniel Łukasik, Joao Nunes czy Steven Vitoria. Szczególnie dotkliwe okazało się odejście dwóch pierwszych piłkarzy, gdyż przez ostatnie lata odgrywali oni ważną klubową i ligową rolę.

Zarówno reprezentant Słowacji, jak i doświadczony ligowiec byli graczami niezwykle trudnymi do zastąpienia, wszak to oni stanowili trzon zespołu w pamiętnym sezonie (2018/2019). Wobec takiego stanu rzeczy podjęto działania na rzecz znalezienia ich prawowitych następców, co okazało się niezwykle trudne i mało produktywne. Jako piłkarskie alternatywy wybrano najlepszego asystenta ekstraklasy poprzedniego sezonu, Serba Żarko Udovičicia, oraz uzdolnionego, ogranego na polskich boiskach Macieja Gajosa. Roszady te zaowocowały zmiennym szczęściem, gdyż tylko ten drugi, dzięki dobrym występom, stał się jednym z filarów nowo budowanej drużyny. Pierwszy z nich okazał się sporym rozczarowaniem, gdyż już od początku borykał się z szeregiem boiskowych i pozasportowych trudności.

Mimo potencjalnych wzmocnień podopieczni Piotra Stokowca jesienią nie grali już tak dobrze, jak czynili to jeszcze wiosną ubiegłego roku. Grali niezwykle nierówno, gubiąc punkty poprzez remisy (z ŁKS-em, Arką, krakowską Wisłą) oraz porażki (z Rakowem) ze znacznie słabszymi rywalami. Potrafili za to skutecznie zagrażać krajowym potentatom, odnosząc przez to zwycięstwa z takimi drużynami, jak: Lech, Legia czy Piast. Mimo konsekwentnie gromadzonych punktów lokata w tabeli nie była najlepsza i co jakiś czas ulegała mniejszym bądź większym zmianom. Warto tutaj wspomnieć, że na koniec jesiennej rundy rozgrywek Lechia Gdańsk zajmowała niezbyt optymistyczne dla rzeczywistych oczekiwań włodarzy siódme miejsce.

Dobra defensywa, znacznie gorszy atak – przyczyny spadku formy

Przyglądając się bliżej niedawnej dyspozycji gdańszczan, nie sposób nie dostrzec tego, jak właściwie prezentowali się oni na boisku. Ich unikatowy styl gry, choć przynosił sporo korzyści, posiadał szereg uchybień, przez które narażali się na dość liczne boiskowe kłopoty. Pierwszym z nich było bez wątpienia posiadanie zbyt małej liczby klasowych ofensywnych graczy, co wynikało głównie z średniego jak na klubowe wymagania budżetu. Objawiało się to w miarę skuteczną, ale mało efektowną grą z niezbyt dużą liczbą bramek oraz stworzonych sytuacji. W trudnych momentach często ukazywał się brak zdecydowanego lidera, którego od lat dzierży portugalski napastnik, Flavio Paixao.

Były wieloletni gracz Śląska i obecny konserwatywny gwiazdor Lechii, mimo ogromnego doświadczenia i ogrania, nie zawsze gwarantował spodziewaną wysoką jakość. Zdarzały mu się krótsze i dłuższe okresy, w których nie mógł z powodzeniem znaleźć właściwej drogi do bramki rywala. We wspomnianym czasie zdołał dla Lechii strzelić osiem bramek i zanotować kilka asyst. Chociaż nosił (i nosi) on miano jednego z najlepszych ligowych strzelców, to jego koledzy znacznie mu pod tym względem ustępowali. W zespole prowadzonym przez Stokowca nie można było uświadczyć żadnego jego solidnego zastępcy – inni klubowi egzekutorzy mieli na swoim koncie najwyżej pięć bramek.

 

Przebłyski świetności miewali m.in. napastnik Artur Sobiech czy skrzydłowy Sławomir Peszko, ale z perspektywy miesięcy nic szczególnego nie wnosili. Znacznie lepiej prezentowała się formacja defensywna, której fundamentem nie od dziś jest klasowy słowacki bramkarz, Dušan Kuciak. Duże znaczenie dla „Biało-zielonych” mieli rośli okazali stoperzy, Mario Maloča i Michał Nalepa, także lewy obrońca Filip Mladenović. Na wyjątkową uwagę z tygodnia na tydzień zasługiwał utalentowany, wszechstronny prawy obrońca, Karol Fila, którego naturalną pozycją jest środkowy pomocnik. Zmiana piłkarskiej roli wynikała z koncepcji trenera, który na skutek ubytków kadrowych na boku obrony zdecydował się go przekwalifikować.

Nowe twarze, stare oczekiwania – wiosenna przebudowa zespołu

Po nie najlepszej jak na możliwości klubu jesieni przyszła pora na dokonanie kadrowych korekt mających usprawnić postawę w drugiej części sezonu. Transferowa zima okazała się niezwykle pracowita, gdyż działacze Lechii postanowili sprowadzić aż ośmiu nowych piłkarzy i dać im szansę na grę. Sprowadzeni zawodnicy mieli okazać się kluczowi w realizacji najważniejszego celu, którym od początku sezonu jest zdobycie ligowego podium. Postawiono więc przede wszystkim na wzmocnienie zespołowej ofensywy, która w tym sezonie prezentuje się co najwyżej średnio. Lechia Gdańsk zyskała przez to aż trzech nowych napastników, czterech pomocników i jednego obrońcę.

W myśl konsekwentnej filozofii szkoleniowca Lechii każdy z piłkarzy powinien udowodnić, że zasługuje na grę tylko przez pryzmat występów. Sytuacja ta sprawiła, że każdy z nowych zawodników już od pierwszych chwil mógł się cieszyć dosyć sporym kredytem zaufania. Jednak, jak się później okazało, nie wszyscy potrafili równo z tego skorzystać, co zaowocowało szeregiem sporych rotacji w pierwszej drużynie. Wśród zimowych posiłków najlepsze boiskowe wrażenie sprawiali brazylijski skrzydłowy, Conrado, oraz doświadczony, znany na polskich boiskach napastnik, Łukasz Zwoliński. Pozostali, jak m.in. amerykański pomocnik Kenny Saief czy afgański napastnik Omran Haydary, patrząc na ich postawę, pozostawiali po sobie mniejsze bądź większe wątpliwości, przez co ich rola ulegała stosunkowo dużym zmianom.

Zasilona sporą grupą nieznanych w Polsce zawodników (sześciu z ośmiu to ligowi debiutanci), Lechia Gdańsk przystąpiła więc do wiosennych rozgrywek. Jej postawa, w porównaniu z ubiegłą rundą, mimo znacznie lepszej gry w ofensywie nie uległa znaczącej poprawie. Na dwanaście spotkań po zimowej przerwie gdańszczanie wygrali tylko pięć przy liczbie czterech remisów i trzech poniesionych porażkach. Grali w kratkę, potrafili zarówno pokonać mistrza Polski Piasta, przegrać z Lechem i Legią, jak i strzelić cztery gole Zagłębiu i Arce. Taki stan rzeczy sprawił, że zajmują obecnie piąte miejsce w tabeli, mając cztery punkty straty do trzeciego miejsca.

Bilet do Europy czy ligowe status quo?

Nie ulega wątpliwości, że ostatnie kolejki ekstraklasy będą dla podopiecznych Piotra Stokowca prawdziwym egzaminem formy, jak i ostateczną konfrontacją planów. Jaki będzie koniec sezonu i co jest w stanie osiągnąć drużyna z Trójmiasta? – to rozstrzygnie się już niebawem. Patrząc jednak na kilka niedawnych spotkań, można przypuszczać, że Lechii bliżej jest do zakończenia sezonu poza strefą europejskich pucharów. Zwłaszcza, że ostatnie mecze, choć dostarczyły sporo emocji i ujawniły wysoką formę Zwolińskiego, z perspektywy klubu nie były niczym nadzwyczajnym. Mimo że Lechia Gdańsk zdołała w nich strzelić stosunkowo dużo bramek, to jednak wiele z nich w nieprzemyślany sposób straciła.

Po przerwie wywołanej pandemią całkowity bilans goli wynosi zaskakujące 10:9, co przez pryzmat obecnej sytuacji daje umiarkowane powody do zadowolenia. Prawie połowa z tych zdobyczy to zasługa byłego gracza takich klubów jak Pogoń Szczecin i Śląsk Wrocław, Łukasza Zwolińskiego. Od początku rundy zdołał on strzelić dla „Biało-zielonych” aż pięć bramek, co przy utrzymaniu dyspozycji dawałoby Lechii względny spokój, przynajmniej w kwestii ataku. Warto jednak pamiętać, że strzelecki impas przez cztery mecze (do ostatniej kolejki) notował najlepszy zawodnik i strzelec klubu, Flavio Paixao. Mimo że zgromadził już w tej kampanii czternaście trafień, to najświeższa dyspozycja nie daje większych powodów do satysfakcji.

To samo dotyczy również defensywy, która z meczu na mecz wygląda znacznie gorzej od tego, jak prezentowała się wcześniej. Nastawienie zespołu na skuteczną grę kosztowało popełnienie wielu błędów, które najczęściej przytrafiały się w początkowych fazach spotkań. Już w czterech z sześciu ostatnich gier gdańszczanie zmuszeni byli gonić wynik, co kończyło się zwykle stratą większej bądź mniejszej liczby punktów. Tylko raz udało im się wygrać – było to w rozegranych u siebie derbach Trójmiasta w starciu przeciwko Arce Gdynia (4:3). Tego typu postawa sprawia, że Lechii mimo niewielkiej punktowej straty będzie naprawdę trudno zdobyć niezwykle prestiżowe, trzecie ligowe miejsce.

Klubowa gwiazda opuszcza Gdańsk – pożegnanie Filipa Mladenovicia

Środowy mecz z Piastem (1:0) był ostatnią ligową konfrontacją w barwach Lechii dla serbskiego lewego defensora, Filipa Mladenovicia. Wraz z końcem czerwca wygasa bowiem jego klubowy kontrakt, który w wyniku ustaleń włodarzy z piłkarzem nie zostanie przedłużony. Dziesięciokrotny reprezentant swojego kraju występował w drużynie z Trójmiasta przez 2,5 roku, pełniąc w niej istotną funkcję gracza wyjściowego składu. W tym sezonie Mladenović zdołał zanotować sześć asyst oraz zgromadził na swoim koncie trzynaście żółtych kartek. Było to wynikiem wyjątkowo twardej i bezpardonowej gry, jaką już od lat prezentował na boiskach najwyższej polskiej ligi.

Co ciekawe – mający ofensywne inklinacje obrońca podczas swojej przygody z Lechią zobaczył aż 24 żółte kartki. Dorobek ten mógłby być znacznie większy, gdyby tylko zgodził się pozostać na boiskach PKO BP Ekstraklasa na dłużej. Mówi się o jego przyszłym odejściu do warszawskiej Legii, ale konkretów w tym temacie jak na razie brakuje. Faktem jest, że od 1 lipca stanie się wolnym agentem, ale mając na uwadze jego aktualną formę, nie będzie trwało to długo. Były gracz takich klubów jak FC Köln czy Standard Liege dzięki dobrym występom powinien stosunkowo szybko znaleźć nowego pracodawcę.

Lechia Gdańsk

 

 

 

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze